Gdy zapadnie noc - Okładka książki

Gdy zapadnie noc

Nureyluna

5: Rozdział 5

Szkoła: instytucja zajmująca się kształceniem i wychowaniem.

JASMINE

„Thea, tutaj!”. Uśmiechnęłam się, gdy odwróciła się w stronę mojego głosu. Zasygnalizowałam Sherry, żeby się przesunęła. Grałyśmy w ciuciubabkę, jedną z ulubionych gier Thei.

„Klaśnij”, powiedziała Thea. Mick klasnął z miejsca, w którym stał, a ona zrobiła krok w jego stronę.

„Pannno Gibson”.

Moje spojrzenie przeniosło się na Iris, która stała przy drzwiach. Zmarszczyłam brwi, zanim do niej podeszłam.

„Tak?”.

„Co wy robicie?”. Miała poważny wyraz twarzy.

Kiedyś lubiła, gdy odwiedzała nas w weekendy. Teraz, gdy była tu codziennie z powodu pana Jeffersona, miała uwagi do wszystkiego, co robiliśmy.

„Bawimy się, Iris. Thea ma się dobrzea i zdążyła już odrobić lekcje”.

Zanim Iris zdążyła cokolwiek powiedzieć, Thea zawołała: „Złapałam cię!”.

Spojrzałam w dół i zobaczyłam Theę trzymającą mnie za nogę. Iris wyszła, podczas gdy Thea zdjęła opaskę i podała ją Sherry.

Sherry i Mick rozkręcili się w ciągu ostatnich kilku dni i nawet się zaprzyjaźniliśmy. Nie czuli się już przy mnie niezręcznie i zawsze chętnie uczestniczyli w naszych zabawach.

„Gotowa?”, zapytała Sherry, zawiązując opaskę wokół moich oczu.

„Tak”.

Thea policzyła do dziesięciu, obracając mnie dookoła.

„Jestem tutaj!”, zawołała Thea, gdy rozpoczęliśmy kolejną rundę.

Byłam zdezorientowana i trudno mi było określić, gdzie idę. Usłyszałam klaśnięcie i chichot Thei.

Odwróciłam się w prawo, w stronę klaskania. Po chwili usłyszałam je z lewej i potem znowu z prawej strony…

Thea cały czas chichotała, a ja potykałam się, nie mogąc nikogo znaleźć. Nagle zaległa cisza.

„Thea, nie zamierzasz klaskać? Nie wiem w którą stronę iść, jeśli nie klaszczesz”.

Zatrzymałam się i czekałam, aż wydadzą jakiś dźwięk. Zachowywali się strasznie cicho.

„Mick? Sherry? Niech ktoś wyda jakiś dźwięk albo klaśnie”. Już miałam zdjąć opaskę, gdy usłyszałam klaśnięcie. Zrobiłam krok do przodu, potem kolejny, aż na kogoś wpadłam.

Złapałam Micka i go objęłam. Nie przypuszczałam, że Mick jest tak wysoki, może dlatego, że nigdy nie byłam tak blisko niego.

„Złapałam cię, Mick”, powiedziałam.

Spięłam się, gdy przyciągnął mnie do siebie. Zmarszczyłam brwi, gdy nie poczułam miękkości bawełnianej koszulki, którą miał na sobie.

Zdjęłam opaskę i szeroko otworzyłam oczy, gdy spotkały się ze znajomym groźnym spojrzeniem. Poczerwieniałam czując jego dłonie na swoich pośladkach.

„Yyy… A-a…”. Zszokowana tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.Próbowałam się wyrwać, ale trzymał mnie mocno. Nerwowo obracałam głową, żeby sprawdzić, czy ktoś z mojej gromady jest w pobliżu.

Nikogo nie było. Micka, Sherry i Thei nigdzie nie było widać.

Próbowałam się uwolnić, ale na nic się to zdało. Po prostu patrzył na mnie, podczas gdy jego ręka zaczęła przesuwać się od mojej pupy w górę. Moje piersi były przyciśnięte do jego klatki piersiowej.

„Co pan robi, panie Jefferson?”. W końcu odzyskałam głos,, próbując odepchnąć jego ręce.

„Co pani robiła, panno Gibson? Próbowała się pani owinąć wokół Micka?”.

Otworzyłam i zamknęłam usta ze zdziwienia. Nie spuszczał ze mnie wzroku.

„Graliśmy w ciuciubabkę, panie Jefferson. Myślałam, że jest pan Mickiem, a chcąc go złapać, po prostu objęłam go w pasie”.

„Nie chcę, żeby bawiła się pani z którymkolwiek z tutejszych mężczyzn. Jeśli zobaczę panią bawiącą się z Mickiem lub jakimkolwiek innym mężczyzną…”.

Wzdrygnęłam się na jego ostrzeżenie. Zrozumiałam ukrytą groźbę.

„Bawiłam się z Sherry, Theą i Mickiem, panie Jefferson. Nie bawiłam się tylko z Mickiem”.

Zacisnął szczękę, a jego oczy zamarły, nakazując mi nie wypowiadać ani słowa więcej.

Milczałam, gdy jego uścisk na moich biodrach się zacieśnił, co sprawiło, że coś we mnie zapłonęło. Oddychałam ciężko z powodu naszej bliskości i jego spojrzenia.

Jego spojrzenie różniło się od spojrzeń innych mężczyzn. Mimo, że rozmawiałam z tutejszymi ochroniarzami, nigdy nie czułam takiego napięcia i ognia, jak przy panu Jeffersonie.

„Piętnaście minut na przygotowanie się. Spotykamy się w holu, z Theą”.

Kiwnęłam głową, a on ścisnął moje biodro.

„Czekam”.

„Tak, panie Jefferson”.

Staliśmy tak przez kolejną minutę, zanim zostawił mnie stojącą na środku pokoju z zarumienionymi policzkami, czekającą na powrót Thei i reszty.

„Kwiatuszku, musimy się przygotować! Tata chce się z nami spotkać za kwadrans”. Thea podbiegła do mnie i złapała mnie za rękę, ciągnąc mnie za sobą.

Przebrała się z piżamy w parę dżinsów i czerwoną koszulkę z kolekcji ubrań, które kupiłyśmy wczoraj. Ja przebrałam się w moje obcisłe, niebieskie dżinsy i oliwkowo-zieloną bluzę z kapturem, po czym chwyciłyśmy buty i założyłyśmy je tak szybko, jak się dało.

Nawet w pośpiechu zajęło nam to dodatkowe dziesięć minut, ponieważ piętnaście to za mało, żeby doprowadzić siebie i siedmiolatkę do ładu. Kiedy weszłyśmy do holu, pan Jefferson już czekał z Iris.

Ruszyli bez słowa. Thea i ja wymieniłyśmy spojrzenia, zanim wyszłyśmy za nimi na zewnątrz.

Kierowca pana Jeffersona był już w samochodzie, gotowy do drogi. Stałam tam niezręcznie, zastanawiając się, czy powinnam usiąść obok kierowcy, czy na tylnym siedzeniu. Z odpowiedzią na moje pytanie pospieszyła Iris, otwierając drzwi od strony pasażera. Pan Jefferson usiadł z tyłu.

„Jasmine, chcę usiąść obok ciebie, przy oknie”. Thea spojrzała na mnie oczami słodkiego szczeniaczka. Przesiadłam się do tyłu, zajmując miejsce między ojcem a córką.

Nadal nie wiedziałam dokąd jedziemy, na dworze było raczej chłodno. Dobrze, że kazałam Thei założyć kurtkę. Thea patrzyła przez okno, a jej ojciec był zajęty swoim telefonem. Iris pracowała na swoim iPadzie. Bawiłam się rąbkiem swojej bluzy z kapturem, ponieważ i tak nie miałem nic innego do roboty. Przez całą jazdę panowała cisza, z wyjątkiem odgłosów zachwytu Thei. Od czasu do czasu ramię pana Jeffersona dotykało mojego.

Samochód zatrzymał się i wyglądało na to, że dotarliśmy do celu. Szybko rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że jesteśmy w jakiejś szkole.

Kiedy wszyscy wysiedliśmy z samochodu, Thea złapała mnie za rękę. Zaczęłyśmy się trochę rozglądać, podczas gdy Iris rozmawiała z panem Jeffersonem.

„Panie Jefferson, ta szkoła zajmuje drugie miejsce w całym kraju. Warunki są naprawdę komfortowe, , a lokalizacja mówi sama za siebie. Dojazd nie będzie stanowił żadnego problemu”, wyjaśniała Iris panu Jeffersonowi.

W pobliżu nie było uczniów. Pomyślałam, że może jest jakaś przerwa świąteczna albo wakacje. Pan Jefferson skierował się do wejścia, a my podążyliśmy za nim. Weszliśmy do środka budynku. Na ścianach wisiały obrazy i portrety wykonane przez uczniów.

Znajdowaliśmy się w części administracyjnej szkoły. Cały kampus był ogromny i piękny. Był podzielony na cztery bloki: przedszkole, szkołę podstawową, gimnazjum i liceum.

Szliśmy dalej, aż znaleźliśmy się w bloku szkoły podstawowej. Było tam kilka osób, głównie rodzice, którzy przyjechali zapisać swoje dzieci.

Iris gdzieś zniknęła, z jakiegoś powodu nie poszliśmy do gabinetu dyrektora, Thea i ja podążałyśmy tylko za panem Jeffersonem. Ojciec Thei sprawdził korytarze i wszystkie sale.

„Panie Jefferson, dlaczego tu przyjechaliśmy?”, zapytałam.

„W przyszłym tygodniu Thea rozpocznie naukę w drugiej klasie, a pani będzie tu uczyć”.

„Co? Ja? Uczyć tutaj?”.

Obrzucił mnie poirytowanym spojrzeniem.

„Pozwalam Thei uczyć się w prywatnej szkole, jak normalne dzieci. Pani będzie tu uczyć, ponieważ jest pani za nią odpowiedzialna”.

„Ale panie Jefferson, dlaczego mam uczyć? Mogę ją podrzucać i odbierać każdego dnia, ale proszę… nie chcę uczyć gromadki dzieci”, powiedziałam z przerażeniem. „To zadanie może być dla mnie za trudne”.

„Jestem pewien, że się pani przyzwyczai. Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu”. Odszedł w stronę Iris, która właśnie pojawiła się z teczką w rękach.

„Będę chodzić do tej szkoły?”,zapytała podekscytowana Thea.

„Tak, kochanie, to jest twoja szkoła. Twój tata wysyła cię tutaj, żebyś spędzała czas w klasie z innymi dziećmi. Podoba ci się?”, zapytałam, przykucając obok niej.

„Podoba mi się! I ty będziesz tam ze mną!”. Owinęła ramiona wokół mojej szyi, a ja roześmiałam się, przytulając ją do siebie.

***

„Mamy dla niej mundurek i książki, sir”, poinformowała Iris pana Jeffersona.

„Coś jeszcze?”, zapytał.

„Buty i pozostałe niezbędne rzeczy zostaną dostarczone do rezydencji”.

Zmarszczyłam brwi. Nie chciałam, żeby ktoś inny wybierał rzeczy dla Thei. To był jej pierwszy raz w szkole i powinna mieć radość z wybierania przyborów szkolnych i butów..

„Ale panie Jefferson, czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy poszli z Theą do centrum handlowego, żeby kupić to, co niezbędne? To pierwszy raz, kiedy Thea idzie do szkoły i powinna mieć prawo wyboru własnych rzeczy”.

Iris spojrzała na mnie. „Panno Gibson, zabrała pani wczoraj Theę na wycieczkę. To nie jest dla niej dobre i proszę nie przyzwyczajać jej do wychodzenia z domu, jeżeli nie jest to konieczne”, powiedziała, a ja starałam się nie przewracać oczami.

Czekałam, aż pan Jefferson coś odpowie, ale on po prostu stał, obserwując moją twarz. Jakiś komentarz?

„Panno White, proszę się trzymać stanowiska”.

Iris otworzyła i zamknęła usta, podczas gdy ja próbowałam zrozumieć, co miał na myśli.

„Idziecie czy nie?”, zwrócił się do mnie.

Wyrwałam się z zamyślenia i podążyłam za panem Jeffersonem. Wziął kluczyki od kierowcy i wsiadł do samochodu.

„Wsiadajcie”.

Thea popchnęła mnie w kierunku siedzenia pasażera, a sama usiadła z tyłu.

„Zapnijcie pasy”.

Wyciągnęłam telefon, żeby zrobić listę rzeczy, których potrzebowała Thea i poprosiłam pana Jeffersona, żeby pojechał do centrum handlowego. Ostatnim razem, kiedy tam byłyśmy, widziałam, że na drugim piętrze była księgarnia.

Odwróciłam się, żeby spojrzeć na Theę. „Thea, masz tornister?”.

„Nie”.

Dodałam go do listy. Pan Jefferson milczał, a ja zapytałam Theę, czego jeszcze potrzebuje i jaki chciałaby tornister.

Kiedy weszliśmy do centrum handlowego, zauważyłam, że ludzie patrzą na pana Jeffersona i na mnie. To było trochę niezręczne, więc przyspieszyłam kroku, żeby zignorować ich spojrzenia.

Najpierw poszłyśmy wybierać okładki do książek. Chciałam zacząć od drobiazgów.

„Które ci się podobają?”, zapytałam Theę, wskazując okładki w kolorze brązowym, pomarańczowym, zielonym, fioletowym i czerwonym.

„Brązowe”.

Nie wybrałabym ich, gdybym była dzieckiem, ale podziwiam kogoś, kto potrafi podjąć szybką decyzję.

Następnie poszłyśmy szukać etykiet na książki, długopisów, ołówków, gumek do mazania i nożyczek. Mimo, że wszystkie te rzeczy miała w domu, kupiliśmy je, ponieważ chciała mieć wszystko nowe na pierwszy dzień szkoły.

Pan Jefferson podążał za nami, gdziekolwiek poszłyśmy.

„Jaki chcesz tornister?”, zapytałam.

„Chcę ten ze Spidermanem”.

Zaśmiałam się i sięgnęłam po plecak ze Spidermanem.

„Będzie pasować do mojego piórnika”. Uśmiechnęła się, biorąc swój nowy tornister.

„Tak, kochanie, będzie”.

„Ile czasu to jeszcze zajmie?”, zapytał pan Jefferson, patrząc na mnie i Theę.

„Musimy jej kupić pudełko na lunch, bidon i buty”, odpowiedziałam.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

„Tak, mówię poważnie”.

„Pospieszcie się”.

„Musimy iść do innego sklepu, panie Jefferson”, powiedziałam, podchodząc do lady.

Wziął koszyk z moich rąk i skierował się do kasy, żeby zapłacić. „Mów mi Theodore”.

Zamrugałam. Byłam w szoku, słysząc jego słowa. Chciał, żebym mówiła do niego Theodore.

Zanim skończyliśmy zakupy, Thea i ja byłyśmy już głodne. Pan Jefferson – Theodore – był zajęty pisaniem SMS-a.

„Panie Jefferson… Theodore, czy możemy zjeść coś w Domino’s?”.

„Możemy zjeść w restauracji”, odpowiedział.

Thea i ja nadąsałyśmy się, ponieważ uwielbiałyśmy Domino’s.

„Ale my lubimy Domino’s”.

Obrzucił nas groźnym spojrzeniem. Już miałam mu powiedzieć, żeby się nie złościł, kiedy zgodził się, żebyśmy zjedli w Domino’s.

„To pierwszy raz”, szepnęła Thea, kiedy usiedliśmy.

„Pierwszy raz?”.

„Tata i ja nigdy nie wychodzimy, żeby coś zjeść. To pierwszy raz, kiedy jemy razem poza domem”. Jej oczy błyszczały ze szczęścia.

„W takim razie może niech tata zabiera cię do restauracji co miesiąc?”, odparłam szeptem.

„Możemy?”.

„Tak, możemy, kochanie”.

Pan Jefferson poszedł złożyć zamówienie.

Po powrocie do domu położyłam Theę do łóżka. Umyłam się i też poszłam wcześnie spać. Chciałam być wypoczęta przed nadchodzącym dniem.

***

Jęknęłam głośno, zmieniając z irytacją pozycję do spania, ale budzik nie przestawał dzwonić. Przyłożyłam poduszkę do ucha, ale ktoś mi ją wyrwał.

„Co, do cholery?”, krzyknęłam, wstając. Byłam w takim szoku, że obudziłam się natychmiast.

Pan Jefferson – to znaczy Theodore, jak kazał mi się do niego zwracać, gdy byliśmy sami – stał przede mną z poważną miną.

Usiadłam, nie wiedząc, co powiedzieć. Jak dostał się do mojego pokoju? Wczoraj wieczorem zamknęłam drzwi na klucz. Byłam tak pogrążona w myślach, że zapomniałam, że jestem tylko w piżamie. Przypomniałam sobie o tym, gdy zobaczyłam spojrzenie, jakim obdarzył mnie Theodore.

Jego oczy były ciemne, a ja spojrzałam w dół i zobaczyłam, że mój nierówny podkoszulek odsłania połowę mojej klatki piersiowej. Ramiączko zsunęło się z ramienia, a szorty podjechały do góry, eksponując wyraźnie moje uda. Szybko wstałam, poprawiając ramiączko.

„Co ty tu robisz, Theodore?”.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea