CEO to mój współlokator - Okładka książki

CEO to mój współlokator

Brittany Carter

Rozdział 2.

LUTHER

Wylądowałem na szklanych drzwiach prysznica i z hukiem usiadłem na kafelkach. Kręciło mi się w głowie, gdy próbowałem ogarnąć, co się właściwie stało.

„Co u licha?!” wykrzyknąłem, łapiąc się za czoło.

Z oparów wyłoniła się drobna sylwetka. Kobieta wyglądała na mocno przestraszoną, gdy mgła się rozwiała.

„O rany”, powiedziała. „Luther? Co ty tu robisz?”

„Kim jesteś?” spytałem, szybko wstając.

Zorientowała się, że jestem nagi i natychmiast spuściła wzrok. Gdy podniosła głowę i na mnie zerknęła, rozpoznałem ją.

To młodsza siostra Chada, Lilly.

„Cholera jasna”, mruknąłem, przecierając lustro, by zobaczyć rozmiar szkód. Spory guz rósł przy moim oku.

Byłem poirytowany. Odwróciłem się do Lilly i zobaczyłem patelnię w jej ręku.

„Czemu uznałaś, że możesz mnie tak po prostu uderzyć?” zapytałem.

Spojrzała na mnie jak na głupka.

„Myślałam, że jesteś włamywaczem. Co innego miałam pomyśleć? Przyjechałam tu sama, a potem usłyszałam kogoś pod prysznicem”.

Westchnąłem ciężko i zamknąłem oczy.

„Dlaczego tu jesteś?”

Skrzyżowała ramiona.

„Zatrzymuję się tutaj. Mógłbyś… się czymś okryć?” dodała, zerkając przelotnie na dolną część mojego ciała.

Uśmiechnąłem się mimo irytacji niespodziewanym gościem. Chwyciłem ręcznik wiszący na małej szafce łazienkowej i owinąłem go wokół bioder.

„Nie możesz oderwać wzroku, co?”

Lilly posłała mi spojrzenie mówiące „nie rób sobie nadziei”.

„Dlaczego tu jesteś?”

„Zatrzymuję się tutaj”.

Spojrzała na mnie, jakbym to ja był intruzem.

„Nie jesteś bogaty? Nie stać cię na własne lokum?”

Przewróciłem oczami.

„Nie chodzi o kasę. Ukrywam się przed mediami. Potrzebuję miejsca, gdzie mnie nie wyniuchają”.

Zacisnęła usta.

„Dzwonię do Chada. Nie umawiałam się na dzielenie tego miejsca z obcym facetem”.

Zaśmiałem się pod nosem.

„Płacisz za pobyt tutaj?”

„Nie”, odparła, czerwieniąc się. „A ty?”

„Mógłbym”, odciąłem się szybko.

To najwyraźniej ją rozsierdziło. Rzuciła patelnią o podłogę, o mały włos nie trafiając w moje palce. Spojrzałem na nią ze złością, gdy wychodziła z łazienki.

Chad lepiej niech ma sensowne wytłumaczenie, dlaczego umieścił mnie tu ze swoją młodszą siostrą.

LILLY

O rany. O rany. O rany.

To było szaleństwo. Czułam się kompletnie zdezorientowana i zaskoczona.

Luther Whittington nie miał mieszkać pod jednym dachem ze mną. Nie widziałam przystojnego najlepszego kumpla mojego brata od czasów, gdy byłam małą dziewczynką bazgrającą jego imię w szkolnych zeszytach. Do tej pory myślałam, że już mi się nie podoba.

Zobaczenie jego nagiego ciała zdecydowanie nie pomogło.

Czy naprawdę walnęłam go patelnią? Byłam sobą zażenowana.

Znalazłam telefon między poduszkami kanapy, wyciągnęłam go i drżącymi rękami wybrałam numer Chada.

„Odbierz”, mruknęłam do słuchawki.

„Nie odbierze”, Luther odezwał się z kuchni. Grzebał w lodówce, stojąc do mnie tyłem.

Miał szerokie barki i wąską talię. Życzyłam sobie, żeby miał na sobie coś więcej, ale wydawał się zadowolony ze spodni dresowych. Krople wody spływały mu z włosów po karku.

Gdy się odwrócił, szybko spuściłam wzrok na kanapę. „Cholera”, mruknęłam pod nosem, gdy telefon wciąż dzwonił. Ale po pięciu sygnałach Chad w końcu odebrał.

„Co jest?” burknął niezadowolony. „Jestem na spotkaniu…”

„Dlaczego Luther Whittington tu jest?” zapytałam podniesionym głosem.

Chad westchnął ciężko. „Zapomniałem ci powiedzieć… Jemu też powiedziałem, że może zatrzymać się w domu”.

„Chad”, jęknęłam. „Chyba żartujesz. Nie mogę tu z nim mieszkać. Jak długo zostaje?”

„Lilly”, powiedział zirytowany. „Nie wiem. Jeśli ci to nie pasuje, znajdź sobie inne lokum. Moje pozostałe domy były zajęte, a on potrzebował miejsca z dala od miasta. Możesz wrócić do mamy”.

Luther obserwował mnie z drugiego końca pokoju. Miałam nadzieję, że nie słyszy Chada.

„Wiesz, że nie mogę tego zrobić”, powiedziałam cicho. Tak, byłam pewna, że nasza matka byłaby zachwycona, gdybym wróciła do domu z podkulonym ogonem. Nigdy nie popierała mojej artystycznej kariery. Ale spędzałaby każdą chwilę na dręczeniu mnie, aż poczułabym się jak ostatni nieudacznik.

„To przestań marudzić”, powiedział Chad. „Dom jest duży. Macie własne pokoje. On nie będzie ci przeszkadzać, jeśli ty nie będziesz przeszkadzać jemu. Muszę kończyć. Cześć”.

Chad się rozłączył. No cóż, do diabła. Mógł zapomnieć o prezencie urodzinowym w tym roku.

Luther zaśmiał się głośno. „Czy Starszy Brat cię zawiódł?” zapytał.

Pokazałam mu środkowy palec i ruszyłam do głównej sypialni.

„Ach”, powiedział, zatrzymując mnie. „Jeżeli chodzi o zakwaterowanie… Myślę, że skoro jestem większy, powinienem dostać główną sypialnię”.

Parsknęłam śmiechem, tak mocno, że aż strzeliło mi w karku. „Jeśli myślisz, że przeniosę swoje rzeczy do innego pokoju, to się grubo mylisz. Możesz wziąć pokój gościnny. Ma duże łóżko”.

„Nie jesteś taki wielki, jak ci się wydaje, i zmieścisz się tam świetnie. Dobranoc, Luther”. Zamknęłam przesuwane drzwi, przekręciłam klucz, a potem zamknęłam też drzwi do wspólnej łazienki.

Zanim jednak zdążyłam nacieszyć się samotnością, mój telefon zabrzęczał w kieszeni.

Wyjęłam go, licząc, że to Chad z wyjaśnieniami, ale to nie był on. To była moja matka.

Poczułam się nieswojo widząc jej imię na ekranie. Wiedziałam, że w końcu będę musiała z nią porozmawiać, ale jeszcze nie teraz. Nie dopóki moje życie nie będzie choć trochę lepiej poukładane. Rzuciłam telefon na łóżko i padłam na nie.

Może to sprawi, że przestanie dzwonić.

Zabrzęczał jeszcze raz, pokazując, że zostawiła wiadomość głosową, ale nie odsłuchałam jej. Przewróciłam się, sięgnęłam po pilota z szafki nocnej i włączyłam HGTV. Może oglądanie przez kilka godzin ładnych domów, na które nigdy mnie nie będzie stać, pomoże mi zasnąć.

***

Następnego ranka obudziłam się z obolałym karkiem i usłyszałam głośną muzykę dobiegającą z zewnątrz. Rozejrzałam się, sięgając po telefon, tylko po to, by odkryć, że był rozładowany. Moja ładowarka była gdzieś w torebce, ale nie chciało mi się jej teraz szukać.

Muzyka zdawała się być coraz głośniejsza, gdy podeszłam do szklanych drzwi, by wyjrzeć na zewnątrz. Na tylnym tarasie był Luther; podnosił ciężary bez koszulki.

Gdy sięgałam do klamki, zauważyłam, że na ramieniu ma wytatuowany napis. Próbowałam odczytać słowa, ale było za daleko. Musiałam przyznać, że widok tych mięśni był… interesujący.

Nagle Luther odwrócił się i przyłapał mnie na gapieniu się. Spojrzał na mnie zdezorientowany, wyłączył muzykę i znów na mnie spojrzał. „Może zrobisz zdjęcie? Będzie trwało dłużej”.

Zacisnęłam usta, czując irytację. „Mógłbyś ściszyć muzykę? Niektórzy z nas próbowali spać”.

Uniósł brwi i zamiast tego podgłośnił muzykę. „Nie”.

„Stary”, starałam się przekrzyczeć głośną, dudniącą muzykę. „Nie mieszkasz tu sam. Bądź bardziej uprzejmy!”

Stara”, przedrzeźniał mnie, nawet nie mając lekkiej zadyszki, gdy dalej podnosił ciężary. „Jest dziesiąta rano. Niektórzy z nas nie śpią od godzin. Nie powinnaś pracować? Czy planujesz bawić się na koszt brata do końca życia?”

Próbowałam coś powiedzieć, ale biorąc po uwagę fakt, że dopiero co się obudziłam, i to, że Luther miał zadowolony z siebie uśmiech, a jego mięśnie na klatce mięśniowej poruszały się podczas ćwiczeń… nie mogłam wymyślić dobrej riposty.

Może po kawie. Poczekaj tylko, Lutherze Whittington. Jeszcze pożałujesz, że tak do mnie mówisz.

Odwróciłam się, by wejść do środka, ale wtedy muzyka przycichła i Luther zawołał za mną. „Hej…”

„Hej co?” warknęłam, odwracając się, by na niego spojrzeć.

„Dlaczego nie pracujesz? Chyba widziałem na social mediach Chada, że skończyłaś studia kilka lat temu, prawda? Nie pamiętam, co studiowałaś”.

„Sztukę”, powiedziałam szybko. „I pracowałam do zeszłego tygodnia. Próbowałam prowadzić własną galerię sztuki w czasie kryzysu gospodarczego. Zgadnij, jak to się skończyło?”

Wyglądał na zamyślonego, w końcu odkładając ciężary, by skupić na mnie uwagę. „Więc będziesz potrzebować szybkiego zastrzyku gotówki, jeśli chcesz spróbować otworzyć kolejną galerię”.

Zaśmiałam się gorzko. „Byłoby miło, co nie? Niestety, wydałam wszystkie oszczędności na pierwszą. W tym tempie utknę w McDonald’s na następne dziesięć lat, zanim będę mogła spróbować ponownie”.

Zaśmiał się. „Nie widziałem twojej sztuki, ale jestem pewien, że twój talent zmarnowałby się w McDonald’s. A co, gdybyśmy mogli sobie nawzajem pomóc? Chętnie zainwestowałbym w początkującą artystkę”.

„Nie potrzebuję twojej jałmużny”, powiedziałam szybko.

„To nie byłaby jałmużna”, argumentował.

Moje oczy ciągle wędrowały do jego nagiej klatki piersiowej, rozpraszając mnie. Starałam się skupić na tej dziwnej rozmowie.

„Mówiłem ci wcześniej, ukrywam się przed reporterami”, wyjaśnił Luther. „Częściowo z powodu tego dużego problemu z jednym z moich klientów, ale głównie dlatego, że z jakiegoś powodu myślą, że ukrywam własny sekret”.

„Mój partner biznesowy zasugerował, że mógłbym udawać, że mam dziewczynę, żeby dali mi spokój. Nie podoba mi się pomysł narażania na to obcej osoby, ale jeśli byłabyś skłonna zrobić ze mną kilka zdjęć… chętnie bym ci za to zapłacił”.

Po części chciałam go wyśmiać. Udawanie, że spotykam się z moim zauroczeniem z lat szkolnych w miejscach publicznych brzmiało jak kiepski pomysł. Poza tym, prawie go już nie znałam.

Ale z drugiej strony… pieniądze na moją sztukę? Sposób na ucieczkę od osądów matki i pomocy brata, bez konieczności spędzania lat w kiepskiej, nisko płatnej pracy? I wszystko, co musiałabym zrobić, to zapozować do kilku zdjęć z przystojnym bogatym facetem?

Jak mogłabym odmówić?

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea