Szkoła Saint-Rock: Słodko-gorzkie spotkanie - Okładka książki

Szkoła Saint-Rock: Słodko-gorzkie spotkanie

Elfy G

2: Przepraszam

TORY

Leżę na podłodze w moim dziecięcym pokoju, wciąż w sukni ślubnej, zalewając się łzami. Jak on mógł mi to zrobić? Jak ona mogła? Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam?

Słyszę pukanie do drzwi. „Kochanie, wszystko w porządku?” pyta cicho moja mama.

W porządku. Już nie wiem, co to słowo oznacza. Było w porządku do dzisiejszego ranka, kiedy myślałam, że wyjdę za… niego. Nie potrafię nawet wypowiedzieć jego imienia.

„Kochanie? Tory?” mama pyta ponownie.

„Zostaw ją, Rose. Wyjdzie, gdy będzie gotowa”” mówi tata, jak zawsze rozsądny.

„Martwię się o nią, John. Chcę tylko, żeby wszystko było dobrze”. Ich głosy cichną i wyobrażam sobie, jak tata odprowadza mamę do salonu, mówiąc jej, że potrzebuję czasu.

Spoglądam na łóżko i wspominam naszą pierwszą noc – noc, kiedy po raz pierwszy się kochaliśmy – jakby to było wczoraj. Po studniówce przemyciłam go do mojego pokoju, robiąc coś, czego nigdy wcześniej nie robiłam.

Rozglądam się znowu po pokoju, wciąż pogrążona w tym wspomnieniu. Dlaczego tu wróciłam? Żeby rozpamiętywać przeszłość? Żeby jeszcze więcej płakać? Po co? Dlaczego? Każę sobie przestać i sięgam po suchą poduszkę spośród wielu mokrych.

Mama odzywa się ponownie. „Kochanie, przygotowałam ci kąpiel. To pomoże ci poczuć się lepiej”.

Zapomniałam, jaka potrafi być uparta, gdy na czymś jej zależy. Pewnie będzie stać pod moimi drzwiami cały dzień, tylko po to, by upewnić się, że żyję.

Kocham moją mamę, ale w tej chwili mnie denerwuje. Lepiej mieć to za sobą.

„Dobrze, mamo” mówię przygnębionym głosem. „Dzięki, ja… zaraz pójdę”.

Wstaję i patrzę na siebie w lustrze. No nieźle. Głupia sukienka. Próbuję rozpiąć zamek, ale nie mogę go dosięgnąć. Zaczynam panikować. Muszę. To. Zdjąć. Nie chcę, żeby mnie dotykała.

„Mamo. Mamusiu, pomóż!”

Drzwi otwierają się gwałtownie i mam jest przy mnie w mgnieniu oka.

„Zdejmij to, mamo”” płaczę. „Zdejmij to”.

Chwilę później moja biała suknia opada na podłogę. Padam do przodu w ramiona mamy, szlochając. Nie obchodzi mnie, że jestem w samej bieliźnie. Po prostu potrzebuję jej ciepła. Dlatego tu przyjechałam. Wiedziałam, że jej potrzebuję. Potrzebowałam obojga moich rodziców.

„Co się dzieje?” Głos taty dołącza do nas i znowu czuję nadchodzący atak paniki. „Słyszałem, jak Tory krzyczy”.

„TATO!”” wrzeszczę w tym samym momencie, co mama krzyczy „JOHN!”

„Przepraszam, przepraszam!” Cofa się, zamykając za sobą drzwi.

Ale wstyd. Kładę głowę na ramieniu mamy i znowu oddycham miarowo, próbując się uspokoić.

„Wszystko będzie dobrze, kochanie”” mówi cicho, głaszcząc mnie po plecach. „Będzie dobrze”.

Próbuję uwierzyć w jej słowa, ale nie potrafię się odezwać. Wydaje się to tak odległe od prawdy, że nie mogę sobie wyobrazić, żeby kiedykolwiek mogło być dobrze po tym wszystkim. Może kiedyś, ale nie teraz.

Nagle z dołu dobiega głośny hałas. Mama puszcza mnie. Wycieram twarz i patrzę w tym samym kierunku co ona, gdy rozlega się kolejny wrzask.

Czy to tata krzyczy?

Szybko zakładam piżamę i zbiegam na dół, zostawiając mamę za sobą. Im bliżej jestem, tym wyraźniej słyszę dwa głosy i prawie się potykam na ostatnim stopniu. Nie on. Błagam, tylko nie on.

„Wynoś się z mojego domu! Ona nie chce cię widzieć”.

„Panie Summer, z całym szacunkiem, ale…”

„Z szacunkiem? Chłopcze, nie masz pojęcia, co to słowo znaczy, nie po tym, co zrobiłeś mojej córce”.

„Może i nie, ale po tym, co pańska córka zrobiła w kościele, widać wyraźnie, że ona też nie wie” mówi Davis ze złością. Zauważa mnie, gdy podchodzę bliżej, a tata się odwraca.

„Kochanie” zaczyna, ale przerywam mu.

„Tato, wszystko w porządku. W porządku” mówię głośniej, gdy próbuje mi przerwać.

„Słyszałeś, co powiedziała” mówi złośliwie mój były narzeczony.

Tata nawet na niego nie patrzy. „Jeśli będziesz mnie potrzebować, będę w kuchni” mówi, całując mnie w czoło.

Odwracam się z powrotem do Davisa, który wygląda na bardziej pewnego siebie teraz, gdy tata odszedł. Kogo ja oszukuję? Nie jestem gotowa, żeby z nim rozmawiać.

Oddychaj. Oddychaj. Oddychaj.

Moje serce bije tak głośno, że jestem pewna, że on to słyszy.

Czas to zakończyć.

„Czego chcesz, Davis?”

Podnosi torbę. „Przyniosłem twoje rzeczy”.

Znowu czuję się dziwnie. Nigdy nie wiem, czy Davis będzie miły, czy wkurzony.

„Prosiłam Judy, żeby je przywiozła, ale dziękuję…” Próbuję wziąć od niego torbę, ale on ją odciąga, uśmiechając się złośliwie. Dupek.

„Nie tak szybko” mówi. „Najpierw chcę, żebyś mnie przeprosiła”.

„Przeprosiła?” pytam z niedowierzaniem.

„Za to, że nas ośmieszyłaś na ślubie. Mnie i Katy”.

„Nie taki miałam zamiar” mówię ze złością, powstrzymując łzy. „Ale jeśli pytasz mnie o zdanie, to zasłużyliście na to po tym, jak to wy mnie ośmieszyliście”.

„To był błąd” mówi zimno.

Moje serce łamie się jeszcze bardziej. Gapię się na niego zszokowana, ledwo zauważając, jak zaciska pięści.

„Nie” mówię cicho, ledwo słysząc siebie przez szum w mojej głowie. „ To nie my byliśmy błędem. Ale wy dwoje na pewno nim jesteście”.

„My?” śmieje się. „Kocham ją, Tory. Potrzebuję jej”.

„Potrzebujesz!” śmieję się złośliwie. „Guzik mnie obchodzi, czego potrzebujesz”.

Jego twarz wykrzywia się brzydko, jak ma to w zwyczaju. „Widzę, że nie zamierzasz przeprosić” mówi, rzucając mi torbę pod nogi. „Masz, weź to sobie. Co miałbym zrobić z twoimi rzeczami? „Ale… – ostrzega, gdy podnoszę torbę – to jeszcze nie koniec. To, co zrobiłaś, nie było miłe, Tory”.

A to, co ty zrobiłeś, było? Chcę mu powiedzieć prosto w twarz.

„Może nie, ale przynajmniej nie próbuję się zemścić”.

„Zrobiłabyś to, gdybyś była wystarczająco silna” odpowiada.

„Wow”. Klaszczę raz, pokazując, że mam to gdzieś. „To wszystko? To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Pozwól, że powiem ci jedno. Idź do diabła. Idźcie oboje do diabła”.

Jego dłoń zaciska się w pięść, ale tylko odwraca się, mówiąc „Ciesz się życiem w samotności”, po czym wsiada do samochodu i odjeżdża.

Zamykam drzwi i osuwam się na podłogę, płacząc. Moje życie skończyło się, zanim się na dobre zaczęło.

„Tato” płaczę.

Natychmiast mnie przytula. „Kochanie, co się stało?”

„Ja… potrzebuję twojej pomocy”.

Całuje mnie w głowę. „Cokolwiek”.

„Możesz mnie stąd zabrać?”

„Zabrać…?” Opiera brodę na mojej głowie i kołysze mnie jak dziecko. „Pewnie, kochanie, pewnie. Pozwól, że najpierw gdzieś zadzwonię”.

Stara się zadawać mi pytania, na które nie odpowiadam. Nie obchodzi mnie, dokąd pojadę. Chcę po prostu wyjechać i nigdy nie wracać. Nie chcę tu być, gdy urodzi się ich dziecko. Nie chcę chodzić po mieście i widzieć ich trójki razem.

Muszę zacząć od nowa i nie ma znaczenia gdzie. Wszędzie indziej będzie lepiej niż tutaj.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea