Razem na bezludnej wyspie - Okładka książki

Razem na bezludnej wyspie

S. Glasssvial

Rozdział 4.

MAX

Serce waliło mi jak młotem. Ostrożnie zsuwałem się po zboczu, chwytając wystające ze ściany wąwozu korzenie i ostre skały. Pot spływał mi po plecach, a każdy ruch musiał być dokładnie przemyślany.

„Już prawie jestem, Cassie! Trzymaj się!”, zawołałem, starając się, by mój głos brzmiał pewnie i uspokajająco.

Jej twarz była blada jak kreda, a palce kurczowo zaciśnięte na skale powoli się ześlizgiwały. Widziałem strach w jej szeroko otwartych oczach.

„Błagam, pospiesz się”, wyszeptała drżącym głosem.

W końcu dotarłem do niej, znajdując oparcie na wąskiej skalnej półce. Czułem, jak drobne kamyki osypują się pod moimi stopami.

„Dobra, mam cię”, powiedziałem, obejmując ją mocno w pasie. Jej ciało drżało pod moim dotykiem.

Kiwnęła głową, ale czułem, jak jej siły słabną z każdą sekundą.

„Max…” Jej głos załamał się od tłumionych łez.

„Zaufaj mi”, powiedziałem stanowczo, zaciskając ramiona wokół jej talii. „Puść się”.

Jej wielkie oczy, przepełnione strachem, spojrzały w moje. Po chwili wahania rozluźniła uścisk.

Trzymałem ją mocno i odepchnąłem się od półki, używając wszystkich sił, by wciągnąć ją wyżej. Mięśnie paliły żywym ogniem, ale nie odpuszczałem. Centymer po centymetrze, podciągałem nas w górę, aż w końcu – nareszcie – dotarliśmy na szczyt.

Padliśmy ciężko na ziemię, dysząc. Leżałem na plecach, z Cassie częściowo na mnie, jej palce kurczowo zaciskały się na mojej koszuli. Trzęsła się tak mocno, że jej drżenie przechodziło na moje ciało.

Serce waliło mi jak oszalałe. Wciąż czułem w ramionach ciężar jej ciała – i paraliżujący strach przed tym, że mogłem ją stracić.

Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu. Jej głowa spoczywała na mojej piersi, a ja obejmowałem ją tak mocno, jakby od tego zależało nasze życie.

Uniosła głowę, a w jej oczach błyszczały łzy.

„Max”, wyszeptała.

Odgarnąłem wilgotne kosmyki z jej twarzy, pozwalając palcom zatrzymać się na rozpalonym policzku.

„Wszystko w porządku?”

Zaśmiała się cicho, choć jej ciało wciąż drżało.

„Tak, chyba tak. Dziękuję”.

Nasze spojrzenia się spotkały, a między nami zawisło coś niewypowiedzianego.

Strach.

Podniecenie.

Przytłaczająca ulga.

„Widzisz? Nie zawsze jestem taka mądra”, powiedziała miękko, zanim jej usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu.

Ująłem jej twarz w dłonie, delikatnie gładząc kciukiem aksamitną skórę policzka.

Nie odsunęła się.

„Max?”

„Tak?”

„Czy mógłbyś…” Jej policzki spłonęły intensywnym rumieńcem, gdy zawahała się. „Czy mógłbyś mnie pocałować?”

Wstrzymałem oddech.

„Cassie, ja…” Słowa uwięzły mi w gardle, więc po prostu pochyliłem się ku niej.

Jej powieki opadły, gdy złączyłem nasze usta – najpierw delikatnie, badawczo, potem bardziej stanowczo, gdy nie zaprotestowała.

Rozchyliła wargi, a jej język musnął mój, wywołując dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Pocałunek szybko nabrał intensywności, rozpalając między nami żar pożądania.

Nie chciałem przestać. Nie sądziłem, że byłbym w stanie przerwać.

Jej dłonie powędrowały na moją pierś, a moje odnalazły drogę do jej talii.

Na moment świat przestał istnieć – nie było wyspy, nie było niebezpieczeństwa, była tylko ona.

Gdy oderwaliśmy się od siebie, na jej twarzy malowało się czyste szczęście.

„To było… nieoczekiwane”.

„Tak”, zgodziłem się. „Ale zdecydowanie nie niepożądane”.

Siedzieliśmy tam jeszcze przez chwilę, kontemplując nasz tymczasowy dom. Spośród wszystkich nieszczęść, los okazał się łaskawy, zsyłając mnie na bezludną wyspę z najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem.

Nawet po jednym dniu zdążyliśmy już stawić czoła wielu wyzwaniom. Starałem się zachować siłę i optymizm dla Cassie – i dla własnego zdrowia psychicznego – choć czasem wkradały się wątpliwości.

Ale pozytywne nastawienie leżało w mojej naturze i uparcie wierzyłem, że nasza historia nie może skończyć się źle.

W końcu wstałem i wyciągnąłem do niej rękę.

„Chodź. Wracajmy. Na dziś chyba mieliśmy już dość wrażeń”.

Chwyciła moją dłoń i razem ruszyliśmy w stronę jaskini. Przez całą drogę powrotną nasze palce pozostały splecione.

***

Gdy znaleźliśmy się w środku, stres dnia przemienił się w inny rodzaj energii.

Ogień trzaskał, gdy usiedliśmy obok siebie.

Moje ciało wciąż było pobudzone – po upadku, pocałunku, wszystkim.

Cassie objęła kolana, wpatrując się w płomienie.

Sięgnąłem i założyłem jej za ucho luźny kosmyk.

„Jak się czujesz?”, zapytałem.

Wypuściła głośno powietrze. „Naprawdę myślałam, że dziś zginę”.

Przełknąłem ciężko. „Ja też”.

Zadrżała i bez zastanowienia odwróciłem się i ją przytuliłem.

Nie wahała się, wtulając się we mnie, z głową na mojej piersi.

Przesunąłem dłonią po jej plecach, czując jak jej oddech się uspokaja.

Złożyłem pocałunek na czubku jej głowy, trzymałem ją blisko, gdy ogień migotał.

Nie byłem pewien, czy którekolwiek z nas zaśnie, ale wiedziałem jedno – nie puszczę jej.

CASSIE

Z każdą mijającą godziną czułam rosnący niepokój. Moja głowa pękała od najczarniejszych scenariuszy. Co jeśli nikt nas nie znajdzie? Moja rodzina musi umierać ze strachu. A co jeśli złamię nogę albo ciężko zachorujemy? Nie mieliśmy dostępu do lekarza ani leków – tylko jeden pasek tabletek przeciwbólowych z apteczki ratunkowej. Dziś sporo zwiedziliśmy wyspę i wszystko wskazywało na to, że jest bezludna. Co jeśli…

„Cassie?” Łagodny głos Maxa wyrwał mnie z wiru czarnych myśli.

Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie z troską malującą się na twarzy. „Hm?”

„Znowu się zamartwiasz?”

„Tak, trochę”, przyznałam, wzdychając cicho.

„Widziałem, jak intensywnie myślisz”, powiedział z delikatnym uśmiechem, który nieco złagodził napięcie w moim żołądku.

Przygryzłam wargę, czując jak drży. „Po prostu zastanawiałam się… co jeśli nikt po nas nie przyjdzie? Wiem, że mówiłeś, żebym się za bardzo nie przejmowała, ale…”

„Jeśli chcesz o tym porozmawiać, możemy”, powiedział miękko, delikatnie głaszcząc moje ramię. „Jeśli potrzebujesz się wypłakać, też możesz”.

Był tak troskliwy, że poczułam ciepło rozlewające się w piersi. Jego obecność działała kojąco na moje zszargane nerwy.

„Ty się nie martwisz?”, zapytałam.

„Staram się zachować spokój”, odpowiedział. „Staram się nie martwić”.

„Ty też nie lubisz mówić o tych sprawach – mam na myśli o swoich uczuciach, prawda?”

„Może…”, zawahał się. „I może dlatego, że czuję się wtedy głupio”.

„Czasami boję się, że możemy wpaść w jeszcze większe tarapaty”, powiedziałam, obejmując kolana ramionami. „Na przykład moglibyśmy zachorować, zostać porwani przez tubylców, trafieni piorunem… albo zabici przez piratów!”

„Piratów?”, zaśmiał się cicho.

„No tak, Max”, szturchnęłam go żartobliwie w pierś. „Współczesnych piratów, przemytników – nie takich z hakiem zamiast dłoni i drewnianą nogą”.

„Wiem, nie śmiałem się z ciebie”, powiedział, a jego oczy błyszczały w świetle ognia. „Po prostu podobał mi się wyraz twojej twarzy, gdy to mówiłaś – i jak świetnie potrafisz sobie wszystko wyobrażać”.

„Ale”, dodał po chwili, „to nie jest film, Cassie. Takie rzeczy zdarzają się tylko w kinie”.

„A co myślisz, że by się z nami stało, gdybyśmy byli w takim filmie?”, zapytałam, przysuwając się bliżej.

„W filmie?”, wyprostował się, opierając się na łokciu. „Nie wiem. Nie oglądam zbyt wielu”.

Byłam naprawdę zmęczona, ale nie chciałam spać. W końcu byłam na bezludnej wyspie – mogłam przespać cały następny dzień, jeśli bym chciała. Teraz pragnęłam po prostu rozmawiać z Maxem.

„Nie?”, zapytałam.

„Nie”, odpowiedział. „Zwykle jestem zajęty sportem albo spędzaniem czasu z kumplami, bieganiem na dworze, szkołą, pracą”. Wzruszył ramionami. „Ty mi lepiej powiedz, co się z nami stanie. Będziemy mieli szczęśliwe zakończenie?”

„Och, oczywiście”, powiedziałam, starając się zabrzmieć przekonująco, choć wcale nie byłam pewna naszego rzeczywistego ratunku.

„Na pewno nas uratują. Ale najpierw będzie wielka awantura…”

„Hej, wcale nie chcę się z tobą kłócić!”, przerwał Max.

„Och, ale potem się pogodzimy”, zażartowałam. „W czasie tej kłótni zrobię coś kompletnie głupiego, jak samotne zwiedzanie wyspy podczas burzy, żeby udowodnić, że jestem równie zaradna jak ty. Potem potknę się i skręcę kostkę. Oczywiście przyjdziesz mi na ratunek i zaniesiesz z powrotem do jaskini”.

„Więc cała twoja przygoda pójdzie na marne?”

„No tak. I tak będziesz musiał mnie ratować. Ale udowodnię swoją wartość, gdy zachorujesz i będziesz miał gorączkę”.

„Właściwie to chyba już przerobiliśmy pierwszą część wczoraj”. Zaśmiał się.

Wzdrygnęłam się, nie chcąc wracać myślami do momentu, gdy omal nie umarłam.

„A co potem? Co się stanie, gdy wyzdrowieję?”, kontynuował.

„Cóż, wtedy znowu stawimy czoła wszystkiemu razem. Zbliżymy się do siebie jeszcze bardziej. A potem się… pogodzimy”, powiedziałam sugestywnie, unosząc znacząco brwi.

Żartowałam, ale serce waliło mi jak młotem.

„Pogodzimy się…?”, wyszeptał, przełykając ślinę.

„Gdyby to był film, to tak…”

Przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie w milczeniu, aż jego wzrok zatrzymał się na moich ustach. Powoli oblizał dolną wargę.

Cholera, to było niesamowicie seksowne.~

Potężny grzmot przerwał tę intymną chwilę, a ja pisnęłam przestraszona.

„Kurczę, ale huk”, powiedziałam, gdy udało mi się uspokoić. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

„Nadal pada”, mruknął, kładąc się z powrotem.

Zerknęłam na jego nagą pierś, a potem niżej, na wyraźne wybrzuszenie w spodniach. Tak, zdecydowanie był dobrze obdarzony.

Mój były szczególnie doceniał moje umiejętności w zaspokajaniu go ustami. Nie powstrzymało go to przed zdradą, ale wiedziałam, że uwielbiał to, co potrafiłam zrobić. Szczerze mówiąc, nie miał na co narzekać.

Przez pięć lat regularnie dawałam mu tę przyjemność – wiedziałam, co robić, by doprowadzić mężczyznę do szaleństwa.

Byłam pewna, że mogłabym powalić Maxa na kolana swoimi umiejętnościami… no, może nie dosłownie.

Znajome ciepło rozlało się w moim podbrzuszu, pulsując między nogami.

.Kolejny potężny grzmot przetoczył się przez jaskinię, a ja krzyknęłam, wtulając się w Maxa jak w ostatnią deskę ratunku.

Serce waliło mi jak szalone, gdy przyciskałam twarz do jego piersi.

Gdy w końcu uniosłam wzrok, napotkałam jego intensywne spojrzenie.

Coś się między nami zmieniło i zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, pochylił się i złożył delikatny pocałunek na moim czole.

„Może powinniśmy się przespać”, powiedziałam drżącym głosem, przesuwając się na prowizoryczne posłanie. „To był długi dzień”.

„Może powinniśmy… ale czy tego właśnie chcesz?”

Wiedziałam dokładnie, czego pragnę, i nie był to sen. „Nie, nie chcę…”

Położył się obok mnie, jego ciało promieniowało ciepłem tuż przy moim.

„Ja też nie. Wolałbym…” Jego ramię owinęło się wokół mnie w delikatnym uścisku. „To znaczy, jeśli ty też tego chcesz, oczywiście… chcę być blisko ciebie”.

Odwróciłam się do niego i szepnęłam: „Możemy być blisko”. A potem złączyłam nasze usta w pocałunku.

Całowaliśmy się namiętniej niż wcześniej. Jego dłonie błądziły po moim ciele, odkrywając każdy centymetr, podczas gdy moje palce zanurzały się w jego miękkich włosach, przeczesując je powoli.

Czułam jego twardego penisa naciskającego na mnie przez materiał spodni – nabrzmiałego i gotowego. Moje własne podniecenie rosło z każdą sekundą.

„Ach, Cassie, pragnę cię…”, wyszeptał przy moich ustach, ale nie wykonał pierwszego ruchu, jakby czekał na moje przyzwolenie.

Usiadłam prosto i delikatnie pchnęłam go z powrotem, gdy próbował podnieść się razem ze mną. Spojrzałam mu głęboko w oczy i powiedziałam: „Ja też cię pragnę. Chcę sprawić ci przyjemność moimi ustami”.

Nacisnęłam dłonią między jego nogami, wyczuwając wyraźne wybrzuszenie. „Jeśli też byś tego chciał”.

W drodze powrotnej do jaskini Max wyznał, że nigdy nie posunął się dalej niż do dotykania dziewczyny. Wiedziałam, że chodziło o pieszczoty dłońmi, ale seks oralny? Byłam prawie pewna, że seks oralny wykraczał poza granice jego dotychczasowych doświadczeń. Może nie był tym zainteresowany? Jednak sposób, w jaki na mnie patrzył, sugerował coś zupełnie przeciwnego.

„Czy ty…” Przełknął ślinę, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w przyspieszonym rytmie. „Czy ty mówisz poważnie?”

„Jestem bardzo poważna”. Wsunęłam dłoń w jego spodnie i owinęłam palce wokół jego penisa, delektując się tym, jak idealnie wypełniał moją rękę. „Naprawdę chciałabym to dla ciebie zrobić”.

Wyciągnęłam jego twardego członka, pozwalając mu kilkakrotnie przesunąć się po mojej dłoni – zdecydowanie zadowolona z tego, co czułam. Był twardy jak kamień, tak gruby, że mój kciuk i palec wskazujący ledwo się stykały.

Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy wziął głęboki oddech. „Cassie…”

„Jesteś pewien?”, zapytałam, muskając wargami jego usta.

„Tak”. Odwzajemnił pocałunek, delikatnie przygryzając moją dolną wargę.

„Bo nie chcę cię do niczego zmuszać…”

„Jestem stuprocentowo, całkowicie pewien”.

„Dobrze”. Zaśmiałam się cicho, czując rosnące podniecenie. „Więc zdejmijmy te spodnie i po prostu… oddaj się przyjemności i pozwól mi działać”.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea