Diabeł w pudełku - Okładka książki

Diabeł w pudełku

Kashmira Kamat

Klatka dla ptaków

– Może przyjęcie awansu nie było najlepszym pomysłem – powiedziała Maddy.

Wbiłam widelec w bezbronną, zieloną galaretkę na talerzu. – O czym ty mówisz?

Maddy z obawą przyglądała się mojemu brutalnemu atakowi. – Chcę tylko powiedzieć, że może ten cały ból głowy nie jest wart dodatkowych pieniędzy.

Westchnęłam, patrząc na moją najlepszą przyjaciółkę. Podjęłam już decyzję. Ale Maddy znała mnie na tyle dobrze, że wiedziała, iż nie zamierzam się wycofać.

– Jeśli masz zamiar to zrobić, to przynajmniej bądź bardziej czujna – Maddy rozejrzała się po pokoju, upewniając się, że nikt inny nie słucha. – Jackson już raz cię oszukał.

– Nie martw się, nie zapomnę – ponownie wbiłam się w galaretkę. – Bennet lubi mi o tym przypominać przy każdej okazji.

– Ty nie jesteś... zadurzona w Bennetcie, prawda? – zapytała.

– Przepraszam?

Maddy tylko wzruszyła ramionami, biorąc kęs swojego batonika.

– Bennet to jeden wielki dupek. Więc zapomnij.

– To znaczy, twoja historia randek nie pomaga w tej sprawie...

Zerknęłam na nią, ale ona nie okazała skruchy.

Jasne, mogłam mieć historię umawiania się z toksycznymi mężczyznami... Ale jest pewna granica. I nie było mowy, żebym ją przekroczyła.

– Zawsze lubiłaś złych chłopców – powiedziała Maddy.

– W porządku, już wystarczy twoich mądrości – powiedziałam, wstając i zabierając ze sobą tacę z obiadem. – Mam innego złego chłopca, którym muszę się zająć.

– Jackson Wolfe nie jest złym chłopcem, Riley. – Przerwałam, patrząc na przyjaciółkę. Wyglądała na szczerze zatroskaną o mnie. – To psychopata. Nie zapominaj o tym.

***

Stanęłam przed drzwiami Jacksona, po raz kolejny wpatrując się w numer pokoju.

606.

Co tym razem zastanę po drugiej stronie?

Kolejnego związanego pracownika?

Zmasakrowane zwłoki jego ostatniej ofiary?

Czy też pokój będzie po prostu pusty?

Westchnęłam, wsuwając klucz do zamka.

Jedyna droga by się dowiedzieć...

Weszłam do środka, spodziewając się najgorszego. Ale zobaczyłam Jacksona, który siedział po turecku na łóżku i pisał kredką w czarnym dzienniku.

Pióro lub ołówek byłyby w jego rękach bronią.

– Pielęgniarko Riley – przywitał się ze mną, zamykając zeszyt. Odłożył go na mały stolik obok łóżka. – Miło cię znowu widzieć.

Zauważyłam, że jego nadgarstki nadal są skrępowane skórzanymi pasami, chociaż były one luźne, więc mógł przynajmniej poruszać się w łóżku.

– Chciałabym móc powiedzieć to samo – zamknęłam za sobą drzwi i weszłam do środka. Podeszłam do przodu, niosąc tacę z lekarstwami dla Jacksona.

Jackson zachichotał, jego głos był niskim basem, który czułam w podeszwach stóp. – Nie musisz być taka zimna – powiedział. – Nadal mamy w planach tę kawę i randkę, prawda?

Spojrzałam na niego, ale on kontynuował, niezrażony.

– Może przyjadę po ciebie o trzeciej? – droczył się.

Zignorowałam go, nie będąc w nastroju do żartów. Gdybym znowu narozrabiała, prawdopodobnie straciłabym pracę. Położyłam leki na stoliku nocnym i szybko odsunęłam się na bezpieczną odległość.

Patrzył na mnie jak lew na swoją ofiarę.

– Dlaczego jesteś tak daleko? – pochylił się do przodu, a na jego ustach pojawił się uśmiech. – Czy ja cię przerażam, Riley?

– Chciałbyś – odpowiedziałam. Sposób, w jaki wypowiedział moje imię, przyprawił mnie o dreszcze.

– Więc podejdź bliżej.

– Dzięki, ale nie trzeba – podeszłam do jego akt, skanując je w poszukiwaniu jakichkolwiek zmian. – Słyszałam, że jesteś gryzaczem.

Jackson roześmiał się. – Moja reputacja mnie wyprzedza.

Wpatrywałam się w niego intensywnie, próbując przejrzeć jego zimny i beztroski wyraz twarzy.

– Czy naprawdę zabiłeś tę kobietę? – zapytałam.

– Policja nie znalazła żadnych dowodów na to, kto był napastnikiem. Werdykt jest nadal niejednoznaczny.

– Nie o to cię pytałam.

Uśmiech Jacksona zgasł. Pochylił się jeszcze bardziej do przodu, a ja słyszałam, jak skórzane pasy napinają się pod jego ciężarem.

– Myślisz, że to ja ją zabiłem, Riley?

Moje serce wskoczyło na wysokie obroty. Wyglądał tak intensywnie. Gotowy do ataku. Gdybym powiedziała coś niewłaściwego...

Czy jest w ogóle dobra odpowiedź?

– Myślę, że mogłeś – zaczęłam. – Ale nie sądzę, żebyś to zrobił – słowa te wydały mi się prawdziwsze, gdy wypowiedziałam je na głos.

Nie potrafiłam dokładnie określić przyczyny, ale coś w moich kontaktach z Jacksonem mówiło mi, że to nie on ją zabił.

Był niebezpieczny, to było oczywiste.

Wystarczająco sprytny, by uciec ze szpitala.

Wystarczająco przebiegły, by oszukać wszystkich, których napotkał.

Ale jakoś nie widzę go uciekającego tylko po to, żeby kogoś zabić i znowu zostać złapanym?

Kogo ja oszukuję? Nie mam najmniejszego pojęcia.

Napięcie w kajdanach Jacksona powoli się rozluźniało, a on sam odchylił się na łóżko, nadal pozostając w pozycji skrzyżowanych nóg.

Na jego usta powrócił uśmiech. Uśmiech, który mówił "uciekaj" i "podejdź bliżej" w tym samym czasie...

– Ostrożnie, Riley – ostrzegł. – Ta naiwność może sprawić, że pewnego dnia stanie ci się krzywda.

– Czy się mylę? – zapytałam.

– Jestem psychopatą – przypomniał mi.

Prychnęłam. Coś w tym, że psychopata nazywa siebie psychopatą, było niedorzeczne.

– Ale masz rację – kontynuował. – Psychopaci nie są wcale tacy źli.

– Nie to powiedziałam – spojrzałam na niego. Jak mógł wyglądać tak zarozumiale, kiedy był przywiązany do łóżka skórzanymi pasami?

– Możemy być lojalnymi mężami. Wspaniałymi kochankami. Najlepszymi ojcami – Jackson obejrzał swoje paznokcie, które były krótko obcięte - dla jego i mojego bezpieczeństwa. – Tylko nie zaglądajcie do naszych piwnic.

– A dodatkowym bonusem jest bycie patologicznym kłamcą i nie posiadanie żadnych oznak empatii. – Zebrałam się na odwagę i sięgnęłam po ciśnieniomierz. – Teraz podwiń rękaw, żebym mogła dokonać pomiaru.

Jackson posłusznie odciągnął materiał, odsłaniając rękaw z misternie wykonanym czarnym tatuażem. Bardzo starałam się nie patrzeć na szczegóły jego tatuaży.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła...

– A skąd wiesz o nas tak dużo, Riley? Czy masz w swoim życiu wielu psychopatów? – czułam na sobie jego wzrok, gdy próbowałam skupić się na swoim zadaniu. – A może sama jesteś trochę szalona?

Owinęłam monitor urządzenia wokół jego wybrzuszonego bicepsa, zdając sobie sprawę z jego napiętych mięśni i mojej bliskości z nim. Czułam ciepło promieniujące z jego ciała.

– Zrobiłam swoje rozeznanie. To część mojej pracy – nie chciałam przyznać, że moje zainteresowanie sięgało znacznie głębiej niż praca zawodowa... "To fascynacja".

– Więc, jeśli jesteś aż tak zaintrygowana... – powiedział Jackson, jego oddech łaskocząc moją skórę. Spojrzał mi w oczy, a ja zamarłam jak jeleń w świetle reflektorów. – Co czyni mnie tak wyjątkowym?

Jego palce delikatnie owinęły się wokół mojego nadgarstka, a przez moje ciało przebiegł rumieniec ciepła.

W mojej głowie włączył się alarm.

Jackson był niebezpieczny.

Prawdopodobnie morderca.

Prędzej udusiłby mnie gołymi rękami, niż upiekł mi ciasto.

Więc czemu się nie wyrwę?

– Pomóż mi się stąd wydostać – powiedział.

Jego słowa przerwały zaklęcie.

– Co?

– Gdybyś powiedziała o mnie dobre słowo, mógłbym ubiegać się o przepustkę za dobre sprawowanie. Mógłbym się stąd wydostać na 24 godziny.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

– Chcesz, żebym nadstawiała karku, żeby mógł ubiegać się o przepustkę za dobre sprawowanie? Po tym, jak mnie oszukałeś i uciekłeś? – potrząsnęłam głową. – Naprawdę jesteś szalony.

Jego uścisk wokół mojego nadgarstka zacieśnił się, a moje serce trzepotało jak spanikowany ptak uwięziony w klatce.

– To nie było pytanie z mojej strony, Riley.

Kurwa.

Ja pierdolę.

Cisza między nami ciągnęła się dalej, gęsta od napięcia.

Poczułam, jak kropelka potu spływa mi po karku.

Przełknęłam, moje usta nagle stały się suche.

– Dobrze – przytaknęłam sztywno. – Wstawię się za ciebie.

Po prostu muszę się stąd wydostać. Jak tylko mnie puści...

Jackson zaczął chichotać mrocznie. – W byciu patologicznym kłamcą, Riley, chodzi o to, że… – zbliżył swoje usta do mojego ucha – potrafię rozpoznać, kiedy inni kłamią.

Po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz strachu.

Moje instynkty walki i ucieczki wyraźnie wzięły górę nad sobą – jeden nad drugim.

Uciekaj.

Rzuciłam się do ucieczki.

Próbowałam wyrwać nadgarstek z uścisku Jacksona, usta otwierały mi się do krzyku.

Ale on był zbyt silny.

Zbyt szybki.

Zepchnął mnie w stronę łóżka, jedną ręką zaciskając usta, a drugą gardło. Objął mnie, a jego potężne nogi przygniotły moje ręce do boku.

Szamotałam się i walczyłam, ale Jackson był zbyt silny i ciężki.

W mojej głowie pojawiły się dzikie obrazy.

Sceny z horrorów z okaleczonymi kończynami i zakrwawionymi ścianami. Krzykliwe zawodzenia i wydłubane oczy.

Jackson sięgnął po swoje lekarstwa i rozgniótł je w dłoni na pył.

Zanim się zorientowałam, co robi, zmusił mnie do otwarcia ust i wsypał mi proszek do buzi. Gorzkie lekarstwo poparzyło mi język.

Moje oczy rozszerzyły się z paniki. Próbowałam je wypluć, ale ręka Jacksona zacisnęła mi usta.

W pokoju zawirowało.

Mój wzrok stał się zamazany.

Jackson przemówił, ale brzmiało to tak, jakby był na drugim końcu długiego, niekończącego się tunelu. Jego głos odbijał się echem, gdy się osuwałam.

– Słodkich snów.

Pochylił się tak, że jego twarz znalazła się centymetry od mojej.

Ostatnią rzeczą, jaką widziałam, były jego głębokie, brązowe oczy.

– Nikt nie przyjdzie cię uratować, Cotton Candy.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea