
Złodziej serc
Millie ma 32 lata, jest singielką i ma dość randkowych porażek. Jej życiowy plan to „mąż i dzieci przed 40” – ale najpierw musi znaleźć tego jedynego. Kiedy już ma dać sobie spokój z miłością, jej zabójczo przystojny, młodszy szef, Roman, składa jej szaloną propozycję: będzie jej swatem. Dla niego to tylko zabawa… przynajmniej tak myśli. Ale pomoc Millie w znalezieniu miłości staje się skomplikowana, gdy sam się w niej zakochuje – i to na zabój. Teraz Millie musi zastanowić się, czy mężczyzna, którego szuka to ten, który jest najbliżej niej. Granice się zacierają, iskry fruwają w powietrzu i nagle zasady przestają się liczyć.
Rozdział 1
MILLIE
Życie bywa trudne. Albo unikasz kłopotów, albo one same cię znajdują. To ciągła walka o to, by pozostać silnym i się nie poddawać.
Ja nigdy niczego nie unikałam. Często obrywałam od życia, ale zawsze starałam się podnieść. Moja matka twierdziła, że to moja najgorsza cecha – przyzwyczaiłam się do trudności w życiu, jakie wiodłam.
Wydawało się, że nigdy o nic nie walczę, przez co straciłam wiele lat, nie osiągając mojego pełnego potencjału. Czułam, jakby los był przeciwko mnie za to, że nie jestem taka, jak wszyscy inni – za to, że nie podejmuję ryzyka i nie jestem spontaniczna. Życie po prostu mnie nie lubiło.
Przez lata mieliśmy złożoną relację. Życie zawodziło mnie za każdym razem, gdy myślałam, że będzie dobrze. Łamało mnie za każdym razem, gdy sądziłam, że zaczynam coś rozumieć.
Byłam 32-letnią kobietą bez kontroli nad swoim życiem czy miłością. Życie było przerażające, ale związki jeszcze bardziej. Moja matka myślała, że cierpię na problemy z zaangażowaniem. Potem sądziła, że jestem lesbijką, a następnie, że mam kłopoty ze zdrowiem psychicznym. W końcu pogodziła się z tym, że jej córka nie jest stworzona do bycia w związku z kimkolwiek.
Tak naprawdę nigdy nie unikałam związków. Po prostu nie spotkałam właściwej osoby, która by mnie interesowała. Chciałam kogoś, z kim mogłabym rozmawiać codziennie, dzielić się swoimi myślami i gadać całą noc.
W dzisiejszych czasach większość mężczyzn szuka tylko seksu. Nie dążą do prawdziwej więzi. Żadnej chemii, żadnego powolnego rozkwitu uczuć. Żadnego zauroczenia. Tylko fizyczny pociąg od pierwszego wejrzenia.
Nigdy więc nue byłam w związku, ale słyszałam wiele rozmów podczas przerw w pracy. Historie związków moich współpracowników dały mi dobry obraz tego, jak to wygląda.
To było męczące. To było trudne. To była ciągła walka, którą wszyscy chcieli tylko ją przetrwać. I to zdecydowanie nie było coś dla mnie.
W ostatniej klasie liceum byłam już bliska związku, ale to nie było naprawdę to. Chodziło bardziej o chęć fizycznego kontaktu. O zaspokojenie pragnień napalonych nastolatków.
Nigdy nie miałam wielu przyjaciół, gdy byłam młodsza. Nigdy nie byłam zapraszana na modne imprezy. Poznawałam ludzi, ale nigdy nie zostawali w moim życiu wystarczająco długo, by mogli stać się moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Było mi z tym dobrze.
Tak przyzwyczaiłam się do braku przyjaciół, że gdy zaczęłam studia, nawet nie próbowałam ich poszukiwać. Nigdy nie miałam okazji, by cieszyć się młodością, wolnością i pełnoletnością, pozwalającą pić. Nigdy nie chodziłam na studenckie imprezy, nie paliłam ani nie ćpałam.
Kiedy przekroczyłam dwudziestkę, wiedziałam, że wiele straciłam. Nie miałam okazji robić rzeczy, które robiły dziewczyny w moim wieku jako nastolatki i młode kobiety. Nie miałam żadnych szczególnych doświadczeń. Nie miałam szczęśliwych wspomnień, którymi mogłabym się podzielić z moimi przyszłymi dziećmi.
Nigdy nie przeszkadzało mi to, że lubię być sama. Ale to wciąż przerażało moją matkę. Umawiała mnie na spotkania towarzyskie, na które nie chodziłam, i na randki z synami jej przyjaciółek, które odwoływałam w ostatniej chwili.
Kiedyś ją to denerwowało i martwiło, ale w końcu się poddała. Gdy skończyłam 30 lat, zrozumiała, że nie może zmienić tego, kim jestem. Ale gdy skończyłam 32 lata, zdałam sobie sprawę, że to ja muszę się zmienić.
Tego dnia obudziłam się z niecodziennym uczuciem i nagle poczułam naraz wszystkie moje żale. Spanikowana zdałam sobie sprawę, że nie mam nic poza pracą z szefem, którego nienawidzę. Ten dzień zmienił mnie, bo zmusił mnie do stawienia czoła rzeczywistości, w której żyłam.
Nie mogłam przeżyć kolejnych 32 lat życia w ten sposób. Nie chciałam dalej robić tych samych nudnych rzeczy każdego dnia. Chciałam cieszyć się tym, co życie ma do zaoferowania.
Chciałam miłości. Chciałam pasji. Chciałam, by ktoś mnie pragnął. Chciałam tego, co mieli wszyscy inni. Przede wszystkim chciałam poczuć ekscytację.
Najpierw musiałam zdobyć się na odwagę, by spróbować randkowania. Po raz pierwszy postanowiłam się wystroić i wyjść na miasto, mając nadzieję, że spotkam kilku przystojnych facetów i może znajdę kogoś atrakcyjnego.
Ale noc na mieście skończyła się tym, że z nikim nawet nie porozmawiałam. Nikt do mnie nie podszedł i nikt nie postawił mi drinka, więc to chyba zdarza się tylko w filmach.
Portale randkowe były następne na mojej liście. Myślałam, że łatwiej będzie poznać kogoś online przed spotkaniem na żywo. Jednak tam napotkałam więcej starszych, nieatrakcyjnych mężczyzn niż przystojnych.
Mimo to mówiłam sobie: „Najpierw szukaj wewnętrznego piękna”. To było kłamstwo, które świat próbował nam wmówić. Piękno wewnętrzne było na pewno istotne, ale piękno zewnętrzne też było ważne. Nikt nie chciał umawiać się z kimś nieatrakcyjnym.
Byłam typem kobiety, która lubiła mężczyzn takich jak Andrew Garfield i Michael B. Jordan – ale moim ulubieńcem był Idris Elba. Moja matka i ja uwielbiałyśmy oglądać filmy, w których grał.
To były miłe chwile. Nie spędzała wtedy połowy filmu mówiąc mi, żebym się pospieszyła i założyła rodzinę. Portal randkowy w końcu zaczął przynosić obiecujące rezultaty, bo poznałam mężczyznę o imieniu Alfie.
Był miły i uroczy, niezbyt przystojny, ale wystarczająco atrakcyjne jak dla mnie. Nie rozśmieszał mnie do łez, ale sprawiał, że się uśmiechałam. Zainteresowałam się jego życiem i tym, jak mogłabym się w nim odnaleźć.
Postanowiliśmy spotkać się w miłej restauracji i zobaczyć, czy między nami zaiskrzy. Na początku nie było tak źle, choć był równie nudny osobiście, jak w wiadomościach. Myślałam, że jest po prostu nieśmiały i przesadnie uprzejmy. Okazało się jednak, że był po prostu męską wersją mnie.
Chciałam kogoś spontanicznego, zabawnego i rozrywkowego. Alfie zapytał, ilu miałam chłopaków. Okazało się, że interesowały go tylko kobiety, których pragnęli inni mężczyźni.
Wiedza, że ma kobietę, pożądaną przez innych, podniecała go. Musiałam iść do łazienki, bo byłam tak zaskoczona jego podejściem. Nie było więc drugiej randki ani nawet pożegnania po tym, jak wymknęłam się z restauracji.
Joshua był następnym mężczyzną, z którym poszłam na randkę. Był przystojny i myślałam, że tym razem wszystko pójdzie dobrze. W momencie, gdy zaczął mówić, stał się mniej atrakcyjny. Chciał rozmawiać tylko o sobie.
Robił to przez cały wieczór, chwaląc się wszystkim, czego dokonał, swoimi przyjaciółmi, swoim życiem i pracą, mocno przesadzając. Zdenerwował się na mnie, gdy próbowałam opowiedzieć mu coś o sobie i miał czelność powiedzieć, że jestem skupiona na sobie.
Zacisnęłam zęby i mimo przemożnej chęci nie uderzyłam go, wychodząc z restauracji. Obiecałam sobie, że nie pójdę na żadną randkę przez kilka nastęnych tygodni, ale gdy poznałam online Reggiego, agenta nieruchomości, złamałam tę zasadę.
W końcu zasady są po to, by je łamać. Ale oto, co się stało – nigdy nie miałam okazji porozmawiać z Reggiem. Spojrzał na mnie i powiedział: „Nie jesteś odpowiednią kobietą dla mnie”.
Wyszedł z lokalu od razu, podczas gdy ja zostałam na swoim miejscu, czując okrutne upokorzenie. Byłam pewna, że to był on. Miał na sobie niebieską koszulę i czarny krawat – tak, jak opisał to przed naszym spotkaniem.
Wszystkie te randki były okropne i poddałam się. Jeśli było mi pisane pozostać singielką i umrzeć samotnie, kim byłam, by walczyć z przeznaczeniem? Myślałam, że zaczynam to akceptować.
Tak było, dopóki Stan, księgowy, nie zaprosił mnie na kolację po tym, jak wpadliśmy na siebie w kawiarni. Byłam podekscytowana, mimo że nie był oszałamiająco przystojny. Miałam iść na randkę z kimś, kto, jak miałam nadzieję, będzie właściwym dla mnie mężczyzną.
Miał być odpowiedzią na moje modlitwy. To prawda, co mówią: dobre rzeczy przytrafiają się tym, którzy na nie czekają – lub w moim przypadku, którzy byli wystarczająco cierpliwi.
Stan wysłał mi SMS-em adres restauracji. Nigdy tam nie byłam, ale słyszałam, że jest droga. Słyszałam, że to rodzaj restauracji, która szybko może opróżnić konto bankowe nawet dobrze zarabiającego człowieka.
Nie narzekałam, ale martwiłam się o naszą przyszłość i szkołę dla naszych przyszłych dzieci. Nie chciałam, żeby Stan marnował na mnie pieniądze, ale szybko zdałam sobie sprawę, że myślę zbyt daleko naprzód. Musiałam poczekać przynajmniej do końca pierwszej randki, zanim zacznę myśleć o imionach dla dzieci.
Chicałam mieć dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Włoska restauracja z zewnątrz wyglądała pięknie, gdy wysiadłam ze swojego starego, taniego samochodu. Poprawiłam ubranie – miałam na sobie czarną koronkową bluzkę i obcisłą spódnicę, które podkreślały moje piersi i tyłek.
Nie mogłam zaprzeczyć, że miałam krągłości. To była jedyna rzecz, która przyciągała do mnie dupków. Lubiłam ten strój z dwóch powodów. Po pierwsze, dobrze się w nim czułam, a po drugie, dobrze w nim wyglądałam. Łatwo też go było zdjąć.
Nigdy nie uważałam się za wystarczająco piękną, by być na okładce magazynu. Byłam przeciętnie wyglądającą kobietą średniego wzrostu, która wyglądała na około 27 lat. Moje ciemne włosy były długie i kręcone – trudne do opanowania, ale w seksownym, artystycznym nieładzie.
Moja skóra była deliktnie opalona, a oczy ciemnobrązowe z długimi, gęstymi rzęsami. Moje pełne usta były naturalnie czerwone, co podkreśliłam odrobiną błyszczyka.
Kelner zaprowadził mnie do stolika, gdzie czekał na mnie Stan.
Gdy się zbliżałam, wstał, pocałował mnie w policzek i odsunął dla mnie krzesło.
„Dziesięć punktów” pomyślałam.
Uśmiechnęłam się nerwowo, zakładając kosmyk włosów za ucho. Byłam zdenerwowana, bo nie chciałam zepsuć czegoś, co się jeszcze nawet nie zaczęło. To była dla mnie wielka sprawa.
Do tej pory nie zauważyłam niczego podejrzanego – co było obiecujące. Miałam nadzieję, że jeśli wyjdę stąd dziś wieczorem jako kobieta w związku, to moja matka przestanie mnie wreszcie nękać o małżeństwo, dzieci i śmierć w samotności.
„Pięknie wyglądasz” powiedział, patrząc na mnie z aprobatą od góry do dołu.
„Dziękuję”.
„Napijesz się wina? A może czegoś mocniejszego? Na co tylko masz ochotę”.
„Poproszę wodę mineralną” powiedziałam grzecznie, odmawiając alkoholu. Stan był typem faceta, który sprawiał, że czułam się komfortowo. To jego sposób bycia sprawił, że od razu go polubiłam.
Po złożeniu zamówienia oparł się wygodnie na krześle, z miłym uśmiechem.
„Co u ciebie?”
„Dobrze, dziękuję. A tobie jak minął dzień?” zapytałam, rozpoczynając lekką, przyjacielską rozmowę. „Jak praca? Mówiłeś, że jesteś księgowym – duże liczby i te sprawy”. Uśmiechnęłam się i zaśmiałam cicho. „Nie byłam zbyt dobra z matematyki w liceum. Trudno było mnie zmusić do odrabiania lekcji”.
Próbował tego nie okazać, ale jego brew drgnęła. Moje czoło lekko się zmarszczyło, bo jego reakcja sprawiła, że poczułam się nieswojo, ale nadal się uśmiechałam. Może za dużo myślałam.
„Praca idzie dobrze” odpowiedział szybko, nie mówiąc nic więcej. Nie odniósł się do reszty tego, co powiedziałam. Chociaż wydawało mi się to dziwne, nie chciałam jeszcze tracić nadziei.
Każdy ma dobre i złe dni. Może dziś był trudny dzień w życiu Stana. Fakt, że mimo to przyszedł na kolację, nawet jeśli nie był w dobrym nastroju, pokazywał, jak bardzo mu na mnie zależało.
Kiedy kelner przyniósł zamówione jedzenie, Stan, jak prawdziwy dżentelmen, powiedział mi, żebym zaczęła jeść pierwsza. Włożyłam widelec w mój makaron pappardelle i wzięłam pierwszy kęs z jękiem rozkoszy. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam, moja twarz zrobiła się jaskrawoczerwona.
„Przepraszam” powiedziałam, czując, że się ośmieszyłam.
Stan zaśmiał się.
„W porządku, Millie. Ta restauracja słynie z najlepszego jedzenia w mieście. Dlatego to moje ulubione miejsce”.
Świetnie. Rozmowa się zaczęła. Bałam się, że cisza pogrzebie mnie żywcem i będę musiała się jakoś wykopać. Czułam się źle, gdy nie odpowiedział mi wiele kilka minut temu, ale teraz, gdy śmiał się i dawał mi szansę na rozmowę, poczułam się lepiej.
Odrodziłam się. Jak Feniks, powróciłam do życia. Uśmiechnęłam się.
„Och, często tu przychodzisz?”
Skinął głową, jedząc swój stek Fiorentina.
„Spróbowałem każdego dania z menu, ale muszę przyznać, że mają najlepszy stek w mieście”. Wskazał na swój talerz. „Mówię wszystkim dziewczynom, z którymi się umawiam, żeby zamówiły stek, ale wiedziałem, że ty wolałaś coś innego. Pozwoliłem ci zamówić, ale zwykle zamawiam dania dla wszystkich moich dziewczyn”.
Zamarłam. Widelec w mojej dłoni mógłby się równie dobrze stopić, bo już go nie czułam.
„Twoim dziewczynom?” zapytałam zaskoczona, chociaż to, co naprawdę chciałam powiedzieć, to „Co do cholery masz na myśli mówiąc, że zamawiasz jedzenie dla wszystkich swoich dziewczyn?”
Ale nie chciałam robić sceny, zwłaszcza że planowałam tu wrócić. Atmosfera była miła, a jedzenie wydawało się naprawdę dobre.
Ale teraz smakowało jak popiół. Zrujnował mi apetyt.
„Tak” powiedział, nie wstydząc się tego. „Nie myślałaś chyba, że jesteś pierwszą, którą tu przyprowadziłem, prawda?” Zaśmiał się cicho, odkrawając kawałek steku i wkładając go sobie do ust, patrząc na mnie, jakby się ze mną drażnił. „Jesteś piątą kobietą, którą tu przyprowadziłem w tym tygodniu”.
Pauza.
„Co. Do. Licha???” pomyślałam.
Jego uśmiech się poszerzył.
„Jesteś jednak jedną z moich ulubienic” kontynuował, jakby rozmawiał ze swoimi kumplami w pubie, opowiadając im o swoich podbojach. „Wiedziałem, że będziesz urocza, gdy tylko cię zobaczyłem. Byłaś spokojna. To mi się spodobało”.
Mój widelec wypadł mi z ręki i uderzył o talerz. Moje zęby były zaciśnięte. Schowałam ręce pod stołem, żeby móc zacisnąć pięści, oddychając głęboko.
„Co dokładnie masz na myśli? Czy ty…” Przerwałam, bojąc się, że im dłużej będę mówić, tym bardziej będę się dławić słowami. Ale musiałam kontynuować, bo CO DO LICHA!
Krzyczałam w swojej głowie, rzucając się o ściany, uderzając głową o beton, rozdzierając skórę paznokciamii wrzeszcząc tak głośno, jak tylko mogłam. To wszystko działo się w mojej głowie, ale na zewnątrz nie okazywałam żadnych emocji.
Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić.
„Stan, czy umawiasz się z innymi osobami oprócz mnie?”
Jego oczy się rozszerzyły.
„Umawiam się?”
To był pierwszy raz, kiedy wyglądał na zaskoczonego. Znaczy, był bardziej zszokowany niż ja w tej chwili.
„Tak. Czy umawiasz się z innymi, gdy umawiasz się ze mną?” zapytałam uprzejmie. Może zbyt uprzejmie. Może powinnam trzymać coś ostrego w ręce. Jak nóż na jego talerzu. Tak, wyglądał, jakby mógł przeciąć jego skórę. Może niewystarczająco ostry, by zrobić zbyt dużą szkodę, ale wystarczająco, by go zranić.
Zaczął się śmiać. Nie żartowałam. Zaczął się śmiać, pochylając głowę i tłumiąc chichot serwetką, gdy jego ramiona się trzęsły.
W tym momencie cała moja krew zastygła mi w żyłach, sprawiając, że byłam zimna i odrętwiała. Moje serce było jedyną rzeczą, która wydawała się żyć w moim wnętrzu. Biło i biło, trzęsło się i drżało. Trzęsło się z frustracji, strachu i gniewu.
Byłam wściekła.
Nie, byłam wkurzona.
„Przepraszam” powiedziałam przez zaciśnięte zęby, przerywając jego śmiech. „Co ty, do cholery, sobie wyobrażasz?”
„ Nie, co ty sobie wyobrażasz?” odpowiedział, przestając się śmiać. Oparł się na krześle, rzucając serwetkę na stół. „Co sprawiło, że pomyślałaś, że się umawiamy, Millie? Ty i ja?” Zaśmiał się. „Nie mówisz poważnie, prawda? Nie planuję się z tobą umawiać”.
Moje oczy się rozszerzyły.
„Słucham?” zapytałam zszokowana. Ktoś powinien był zrobić zdjęcie mojego rozczarowania i porażki, żebym mogła je sobie powiesić na ścianie jako przypomnienie. „Nie planujesz się ze mną umawiać, ale zaprosiłeś mnie na randkę?”
„Myślę, że źle to zrozumiałaś” powiedział spokojnie. Nawet nie był zdenerwowany. Bawił się. Wydawało się, że to nie był pierwszy raz, gdy prowadził taką rozmowę. To była zbyt spokojna reakcja nawet jak na niego.
Spojrzałam na niego gniewnie.
„Jedyną relacją, jaką będziemy mieć, jest relacja fizyczna, jak ze wszystkimi innymi, z którymi spotkałem się w tym tygodniu. Stawiam ci kolację i jestem dla ciebie miły, żeby mieć szansę się z tobą przespać”.
„Słucham?” warknęłam. Moje słownictwo skurczyło się do jednego słowa. Cholera. Jeśli nie mogłam wymyślić nic innego, co mogłabym mu odpowiedzieć, było źle. Moje wnętrzności aż się gotowały, ale na szczęście wciąż żyłam, by zanotować sobie ten moment. To był punkt zwrotny, w którym zrozumiałam, że ja, Millie Jenson, całkowicie i żałośnie zawiodłam w poszukiwaniu mężczyzny. Co gorsza, Stan był ewidentnie najgorszą osobą, z jaką kiedykolwiek się umówiłam.
Chciałam go uderzyć, wziąć widelec i dźgnąć go prosto w oko, dźgnąć go w tył głowy i wydłubać mu mózg. Wyobrażałam sobie, jak układam każdą warstwę jego skóry na ziemi jak boczek na patelni. Moje drżące ciało i wściekłe serce, oraz szalejący ogień we mnie, nie chciały niczego więcej niż, by odebrać temu człowiekowi życie.
„Cholera. Cholera. Co za skurwysyn” pomyślałam. Boże, nie mogłam uwierzyć, że nabrał mnie, że jest dobrym człowiekiem.
„Nie mogę się z tobą umawiać, gdy jestem żonaty, Millie” kontynuował spokojnie.
„Co takiego?!” prawie krzyknęłam, a moja twarz poczerwieniała z gniewu. „Jesteś żonaty?!” Słowo „żonaty” zabrzmiało głośniej niż cokolwiek, co kiedykolwiek słyszałam w życiu. Było tak głośne, że przysięgam, że słyszałam anioły śpiewające, jakby witały mnie w niebie, ale niestety jeszcze nie umarłam. Bezwstydny mężczyzna przede mną był dowodem na to, że nie umarłam.
„Myślałem, że wiesz. Nosiłem obrączkę, gdy się spotkaliśmy w kawiarni”.
„O mój Boże.
O mój Boże.
Cholera jasna”.
Mimo że naprawdę chciałam wstać i go pobić, zdołałam się opanować. Jak mogłam przeoczyć coś tak istotnego jak obrączka na jego palcu?
Powinnam była ją zauważyć, ale nie zrobiłam tego, bo byłam głupia. Przeoczyłam to, kim naprawdę był, bo byłam tak podekscytowana zaproszeniem na randkę.
„Cholera” pomyślałam. Zaczęło robić mi się naprawdę gorąca. Wszystko dookoła zaczęła ogarniać ciemność.
Moja krew zawrzała, a wnętrzności się gotowały. Pot wystąpił mi na czoło. Przełknęłam ślinę. Moje usta były całkowicie suche.
„Dlaczego do cholery zaprosiłeś mnie na randkę, skoro jesteś żonaty?” zapytałam gniewnie, trzymając kurczowo materiał spódnicy, gdy wymarzone życie rozpadało się na moich oczach. Wszystkie moje plany spaliły na panewce.
„Bo jesteś seksowna” to była jego odpowiedź. „Chciałbym się z tobą przespać”.
„O mój Boże” pomyślałam. Facet był szalony. Jeśli usłyszę jeszcze jedno słowo o seksie, spoliczkuję go. Tego nie będę mogła powstrzymać.
Spojrzałam na niego gniewnie, zanim wstałam, nie chcąc spędzić ani sekundy więcej w jego towarzystwie. Całe moje ciało gwałtownie się trzęsło. Mogłabym trafić do więzienia, gdybym teraz nie wyszła.
Chwyciłam moją torebkę.
„Jesteś świnią i mam nadzieję, że twoja żona zdaje sobie z tego sprawę”. Potem szybko przeszłam między stolikami, nie zauważając dwóch par rozbawionych oczu, które mnie obserwowały. Biorąc drżący oddech, wyszłam z restauracji.
Poczułam zimne powietrze na mojej skórze, gdy stałam na zewnątrz. Gdyby tylko mogło uspokoić gniewną burzę w moim sercu. Łzy gniewu i zażenowania prawie wypłynęły z moich oczu, ale zmusiłam je, by się cofnęły.
Nie ma mowy. Nie ma mowy. Nie dla żadnego mężczyzny. Wiedziałam, że nie było mi pisane założyć rodziny. Nie było mi pisane się zakochać.
Kim byłam, by walczyć z przeznaczeniem?
Stałam na poboczu, patrząc w zimną noc. Odpowiedni dla mnie mężczyzna musiał się gdzieś tam dobrze bawić w tym momencie. Albo może patrzył przez okno, cierpiąc tak samo jak ja.
Może czekała na mnie tylko pustka.
Zmarszczyłam brwi, wyrzucając tę myśl z głowy. Nic dobrego nie może wyniknąć z myślenia o kimś, kto nie istniał.
„Przepraszam panią!” usłyszałam. Wszystko, co mój mózg zarejestrował w tych słowach, to akcent. Gorący akcent. Szorstki głos.
Powoli się odwróciłam.
„Czy mogę w czymś pomóc?”
Uśmiechnął się złośliwie.
„Nie, ale myślę, że ja mogę pomóc tobie”.














































