Zniszczę Cię, szefie! - Okładka książki

Zniszczę Cię, szefie!

Kimi L Davis

Rozdział 3

CECE

Przesuwając palcem po touchpadzie, przeglądałam profil Brentona i próbowałam dowiedzieć się jak najwięcej o nim i jego rodzinie.

Może i wyrzucił mnie ze swojego biura, ale to wcale nie znaczyło, że mógł mnie wyrzucić ze swojego życia, nie bez oddania mi mojej cukierni!.

Kiedy już dostanę to, co jest mi winien, z radością usunę się z jego życia, ale ani chwili wcześniej.

- Witaj, Cece, moja droga. Jak się masz? Nie mów mi, że nadal szukasz informacji o Brentonie Maslow. - powiedziała Pani Druid, wchodząc do mojego mieszkania, które znajdowało się w sąsiadującym do jej budynku.

Dzisiaj wybrała sukienkę w kolorze jaskrawego różu z niebieskimi akcentami, a do tego jaskraworóżowe buty na platformie.

- Mówiłam ci, że nie przestanę, dopóki nie da mi tego, czego chcę. - Podniosłam głowę znad ekranu mojego laptopa, żeby spojrzeć na nią.

- Pani Druid, nawet jeśli będę zmuszona szantażować Brentona, aby odzyskać moją cukiernię, zrobię to.

- Cece, bądź ostrożna, kochanie. Nie chcę, aby coś ci się stało. A Brenton Maslow jest bardzo dobry jeśli chodzi o krzywdzenie ludzi - ostrzegła.

- On już mnie skrzywdził, kiedy zniszczył moją cukiernię. Teraz nie mam nic do stracenia, oko za oko, ząb za ząb! - stwierdziłam, próbując ustalić, gdzie dokładnie mieszka.

- Dlaczego jesteś taka uparta, Cece? Zamiast tracić czas i energię na czytanie o nim, powinnaś zacząć myśleć o założeniu nowego biznesu - zasugerowała, dosiadając się na kanapie obok mnie.

- Tak zrobię, ale najpierw potrzebuję sprawiedliwości. Jeśli teraz odpuszczę, Brenton nie poczuje nawet najmniejszych wyrzutów sumienia i nadal będzie krzywdził innych, i to tylko dlatego, że jest bogaty i rozpieszczony. A ja nie pozwolę mu krzywdzić niewinnych osób - odparłam, wyłączając laptopa i podnosząc się z kanapy.

- Dokąd idziesz? - spytała Pani Druid. Wyglądało, jakby starała się zmarszczyć brwi, ale z powodu botoksu trudno było to stwierdzić na pewno.

- Spotkać się z Brentonem. Już prawie piąta, więc jestem pewna, że znajdzie teraz dla mnie trochę czasu. Muszę z nim porozmawiać - odpowiedziałam, podchodząc do wieszaka i zakładając swój prochowiec.

Miałam nadzieję, że teraz, kiedy nie będzie już na spotkaniach, zechce mnie wysłuchać. Może, mimo tego, że świat przedstawiał go jako tyrana, była w nim jakaś odrobina człowieczeństwa.

Wiedziałam, że to myślenie życzeniowe, ale w tej chwili to była moja jedyna nadzieja.

- Dziewczyno, czyś ty zwariowała? Nie rozumiesz, że Brenton zgniecie cię jak robaka, jeśli go zdenerwujesz? Choć raz bądź rozsądna i przestań marnować na niego swój czas. Wiesz, że może posłać cię do więzienia, jeśli się naprawdę rozzłości - ostrzegła.

Przewróciłam oczami i chwyciłam swoją torebkę. - Odzyskam swoją cukiernię z powrotem, pani Druid, Brenton odda mi ją, choćbym miała poruszyć niebo i ziemię.

Zostawiając ją na kanapie, wyszłam z mieszkania i wsiadłam na swój skuter.

Co ja zrobię, jeśli Brenton nie będzie chciał mnie teraz wysłuchać.

Musiałabym pojechać pod jego dom i tam go męczyć, ale problem polegał na tym, że nie miałam pojęcia, gdzie mieszka. Google pomógł mi tylko na tyle, że udało mi się namierzyć jego dom rodzinny, z tym że wątpiłam, żeby nadal tam mieszkał.

Ale jeśli nie zechce mnie słuchać, to pójdę nawet do jego domu rodzinnego, jeśli tylko będę musiała.

Chłodne londyńskie powietrze nie uspokoiło ognia, który we mnie buzował, gdy pędziłam na spotkanie z moim wrogiem.

Czy wszyscy Maslowowie byli tacy, czy może tylko Brenton był tym wyjątkowym? Czy wszyscy byli bandą płytkich snobów, którzy uważali i traktowali biednych gorzej niż zwierzęta?

Ktoś musiał ich nauczyć, jak być miłym i wyrozumiałym.

Gdy tylko Maslow Enterprises znalazło się w zasięgu mojego wzroku, szybko zaparkowałam skuter i pobiegłam w stronę wejścia.

Słońca już nie było widać, zastąpiła je ciemność, która zdawała się mieć władzę również nad samym Brentonem.

Zobaczyłam, jak idzie w stronę eleganckiego srebrnego samochodu, którego nazwy nie znałam, i która, zresztą, w ogóle mnie nie obchodziła.

Wyglądał tak samo profesjonalnie jak rano; jego ubranie nie było nawet w najmniejszym stopniu pomięte.

I mimo że było ciemno, wciąż mogłam dostrzec jego wyraźnie zarysowaną szczękę, która sprawiała, że wyglądał dostojnie i niesamowicie pociągająco.

- Hej! - krzyknęłam, podbiegając do niego. Spojrzał na mnie z grymasem na twarzy, jakbym obraziła go samym mówieniem do niego.

- Nie mogę uwierzyć, że masz czelność pokazywać mi się ponownie. Czy naprawdę muszę wsadzić cię do więzienia? Czy to pomoże ci zrozumieć, że nie jestem kimś, z kim można zadzierać? - powiedział, świdrując mnie wzrokiem.

- Uwierz mi, również nie czerpię żadnej przyjemności z oglądania twojej paskudnej twarzy, ale nie mam wyboru. Jesteś mi winien moją cukiernię i z przykrością muszę cię poinformować, że będziesz musiał znosić moją obecność, dopóki nie oddasz tego, co mi ukradłeś - powiedziałam.

Skłamałam jednak, że jego twarz jest paskudna, bo pomyślałam, że obrażanie go sprawi, że szybciej odda mi moją cukiernię.

- Nic ci nie ukradłem. Twoja cukiernia znajdowała się na moim terenie, więc po prostu kazałem ją zburzyć, bo nie chcę mieć na nim żadnych niepotrzebnych rzeczy - stwierdził, otwierając drzwi swojego samochodu.

- Mam dokumenty, potwierdzające, że moja cukiernia była legalna i że to ja jestem właścicielką tego kawałka ziemi. Nie mów, że to twoja własność, kiedy nie masz na to żadnych papierów - powiedziałam.

Jeśli myślał, że cały mój wysiłek był tylko po to, żeby dał mi trochę pieniędzy, to się grubo mylił.

- Cóż, te dokumenty są nieważne, ponieważ teraz to ja jestem właścicielem tej ziemi. Więc przestań marnować mój czas i zejdź mi z oczu, bo inaczej załatwię ci zakaz zbliżania się do mnie. Ostatni raz ci to mówię, petardo jeśli kiedykolwiek zobaczę cię ponownie, nie ręczę za siebie - powiedział wsiadając do samochodu. Chwyciłam go jednak wtedy za ramię, zanim zamknąłby drzwi i odjechał.

- Nie! Nie możesz tego zrobić. - Nie pozwoliłabym mu tak łatwo się wywinąć.

- Ty odrażająca wieśniaro, jak śmiesz mnie dotykać?! - Brenton wyrwał swoje ramię z mojego uścisku i popchnął mnie, powodując, że upadłam głucho na drogę.

Syknęłam, gdy ból zatoczył łuk w moich rękach i nogach. A kiedy zobaczyłam krwawiące zadrapania, zrozumiałam przyczynę mojego bólu.

Spojrzałam na srebrne auto i mężczyznę, który je prowadził, gdy Brenton szybko odpalił samochód i wyjechał na ruchliwą londyńską drogę, zostawiając mnie krwawiącą i zziębniętą w chłodną zimową noc.

Nigdy ci tego nie wybaczę, Brenton.

Kiedy zniknął mi z oczu, zmusiłam się żeby wstać, ignorując palącą agonię w moich kończynach.

Może powinnam pojechać do szpitala i dać się opatrzyć. Ale nie, nie miałam na to czasu.

Gniew i determinacja pulsowały w moich żyłach, zmuszając mnie do zignorowania bólu i zaplanowania wycieczki do rodzinnego domu Brentona.

Skoro odmówił rozmowy ze mną, to musiałam po prostu porozmawiać z kimś, kto byłby skłonny mnie wysłuchać.

Droga powrotna do mojego mieszkania była bolesna i zimna. Przeklinałam Brentona w najróżniejszych językach, co, jak wiedziałam, w żaden sposób nie mogło na niego wpłynąć.

Jak człowiek może być tak uparty? Wiedział, że jest w błędzie; dlaczego nie mógł tego po prostu przyznać? Nie chwaliłabym się tym, ani nie triumfowałabym na jego oczach. Czy jego ego było dla niego aż tak ważne?

Po dotarciu do domu zaparkowałam skuter i ruszyłam w kierunku swojego mieszkania. Potrzebowałam porządnej porcji lodów, inaczej bym eksplodowała.

Brenton nie potraktował mnie dobrze, a ja nie zamierzałam tego tolerować. Jeśli oczekiwał szacunku, to sam również powinien go okazywać.

- Cece, kochanie, wróciłaś tak szybko? Co się stało? Widziałaś pana Maslowa? - zapytała pani Druid.

Co ona, na Boga, robiła w moim mieszkaniu? I dlaczego była w mojej kuchni?

- Nie posłuchał mnie. Miał czelność powiedzieć, że nie mam już prawa do mojej cukierni. A potem popchnął mnie i upadłam - opowiedziałam jej, przyglądając się swoim obrażeniom.

Oba moje kolana były podrapane i krwawiły, a moje ręce były podrapane aż do samych łokci.

Boże, co on mi zrobił? Jak to możliwe, że zwykłe popchnięcie spowodowało tyle obrażeń?

- Mówiłam ci, żebyś nie marnowała na niego czasu, kochanie. W ogóle mnie nie słuchasz - jej rozczarowanie słychać było aż z kuchni, ale to mnie nie obchodziło Nie zrezygnuję z mojej cukierni.

Nie zrezygnuję ze sprawiedliwości.

- Co pani robi w mojej kuchni, pani Druid? - zapytałam, zastanawiając się, czy powinnam pójść po apteczkę i czy moje obrażenia pozwolą mi się w ogóle ruszyć.

- Pomyślałam, że upiekę dla ciebie ciasteczka - odpowiedziała, wychodząc z kuchni z pełnym talerzem ciasteczek z kawałkami czekolady.

- Dlaczego? - zasyczałam, gdy poczułam ukłucie w kolanach.

- O rany! - oczy pani Druid rozszerzyły się, gdy zatrzymały się na moich rękach i nogach. Szybko odłożyła talerz i usiadła obok mnie. - Co ci się stało?

- Mówiłam ci, Brenton popchnął mnie i upadłam na ulicę. Dzięki Bogu, że nie przejeżdżał w pobliżu żaden samochód, bo zostałabym miazgą - mruknęłam, nie będąc w stanie zignorować moich paskudnych obrażeń.

Trzeba nałożyć na nie jakąś maść, zanim wda się zakażenie.

- I zamiast pojechać do szpitala postanowiłaś wrócić do domu? Cece, co ja mam z tobą zrobić? Zostań tu, a ja pójdę po apteczkę.- powiedziała wstając.

- Yyy, dziękuję, ale nie trzeba. Usiądź i poczęstuj się ciasteczkami, a ja pójdę to oczyścić - powiedziałam.

- O nie, nawet się nie ruszaj. Zostań tu, a ja pójdę po apteczkę - rzuciła mi surowe spojrzenie, które oznaczało, że nie miałam innego wyboru, jak tylko zrobić to, co kazała.

Kiedy już zobaczyła, że się nie ruszam, poszła do drugiego pokoju po apteczkę.

Trzy dni później w końcu odważyłam się odwiedzić dom Brentona.

Już wcześniej chciałam odwiedzić jego dom rodzinny, ale moje obrażenia i do tego pani Druid nie pozwoliły mi nigdzie pójść.

Teraz jednak czułam się już znacznie lepiej i byłam gotowa ponownie zmierzyć się z Brentonem Maslowem.

Jednak, gdy tak wpatrywałam się w gigantyczny zamek, zaczęłam się zastanawiać, czy przyjazd tutaj był dobrą decyzją, ponieważ byłam prawie pewna, że Brentona tu nie zastanę.

Ale jeśli on tu nie mieszka, to w takim razie kto? Dostrzegłam światła, przebłyskujące przez okna i mężczyzn pilnujących posiadłości, co oznaczało, że ktoś tu jednak mieszka.

- Cóż, jest tylko jeden sposób, aby się tego dowiedzieć. Czas wejść i się przekonać - powiedziałam do siebie samej, próbując wślizgnąć się do domu od tyłu.

Nie wiedziałam czemu, ale miałam dziwne przeczucie, że Brenton musiał zaalarmować strażników, żeby mieli na mnie oko, jako że nie dawałam mu ostatnio spokoju.

Dlatego też ubrałam się cała na czarno i starałam się wtopić w otoczenie.

Pora dnia działała na moją korzyść, ponieważ była noc, co ułatwiało mi ukrycie się w cieniu.

Ani na chwilę nie spuszczałam wzroku ze strażników, patrolujących teren. Drzwi wejściowe nie były tak daleko od miejsca, w którym chowałam się za krzakiem, ale nie mogłam pozwolić, by mnie zauważono.

Gdyby mnie zobaczyli, nie zawahaliby się wyrzucić mnie i uznać za intruza.

Przy frontowym wejściu do zamku stało trzech strażników. Ile czasu minie, zanim opuszczą swoje stanowiska? Mój pęcherz dawał o sobie brutalnie znać, a ja musiałam szybko dostać się do domu.

Miałam nadzieję, że nie narobię sobie wstydu przed Brentonem, mówiąc mu, żeby oddał mi moją cukiernię.

Naprawdę powinnam przestać tak bardzo przejmować się tą całą cukiernią, ale nic nie mogłam na to poradzić. Brenton Maslow zniszczył moją wieloletnią, ciężką pracę raptem w ciągu jednego dnia. Jak mogłam się nie martwić?

Kiedy dwóch z trzech strażników opuściło swoje stanowiska, wtedy właśnie zobaczyłam swoją szansę. Teraz potrzebowałam tylko, żeby jeszcze ostatni z nich zszedł mi z drogi.

Mój pęcherz nieustannie przypominał o sobie, ale zignorowałam go, myśląc o Brentonie i o tym, jaką był ciotą.

Bóg jeden wie, jak bardzo go przeklinałam, ale to mi nie wystarczało. Za każdym razem, gdy o nim myślałam, przychodziła mi do głowy cała gama nowych epitetów.

Bez wątpienia Brenton Maslow wiedział, jak wydobyć moje kreatywne oblicze.

Najzabawniejsze było to, że ci wszyscy strażnicy też byli ubrani na czarno, co podsunęło mi pewien pomysł.

Może mogłabym udawać jednego z nich i zwolnić człowieka z obowiązków. Kiedy wreszcie było już czysto, ruszyłam do akcji.

Cece, jesteś genialna!

Ściągnęłam czapkę, żeby zasłonić trochę twarz, wyprostowałam ramiona i poszłam w stronę strażnika, starając się iść jak mężczyzna. Kiedy do niego dotarłam, uruchomiłam moje umiejętności aktorskie.

- Jak długo zamierzasz tu stać? - zapytałam, upewniając się, że mówię odpowiednio niskim głosem, jakbym paliła zbyt wiele papierosów.

- Czekam aż wróci Ty, a potem idę na przerwę - odpowiedział strażnik. Czy moje aktorstwo było tak dobre, że nie poznał, że jestem kobietą?

- Możesz iść, będę cię kryć - powiedziałam.

- Naprawdę? Dzięki, stary. Do zobaczenia później - powiedział i odszedł, zostawiając mnie samą przy wejściu.

- Hmm, łatwizna - skomentowałam i weszłam przez frontowe drzwi.

W końcu byłam wewnątrz rezydencji Maslowów.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea