Umowa z alfą  - Okładka książki

Umowa z alfą

Rida Naveen

Rozdział 6: Cztery dni

Autumn

Dotarliśmy na lotnisko w rekordowym czasie, ale i tak byliśmy spóźnieni.

Wchodząc do środka, uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem głodna, ale postanowiłam nic nie mówić.

Raven przekazał nasz bagaż jakiemuś facetowi, a gdy torowaliśmy sobie drogę do terminalu, mój żołądek postanowił zawarczeć w niezbyt subtelny sposób.

Ścisnęłam nad nim dłoń, próbując zablokować dźwięk przed uszami moich towarzyszy.

Oczywiście nie zadziałało, bo stojący za mną przyjaciel Raven wydał z siebie chichot.

– Księżniczko, ty i Raven idźcie przodem i znajdźcie nasze miejsca. Ja załatwię dla nas jakieś jedzenie. Czy jest coś konkretnego, co chcesz? – zapytał.

– Tak, właściwie. Chciałabym podwójnego hamburgera z wołowiną, duże frytki, krówkowy deser i duży koktajl czekoladowy. – Położyłam palec na mojej wardze dla dramatycznego efektu.

– Hmmm... i nie zapomnij o dużej ilości ketchupu. I napój - zaskocz mnie!

Jego szczęka opadła, gdy usłyszał moje zamówienie, ale to jego kara za nazwanie mnie księżniczką. Nie tylko to, ale byłam wystarczająco głodna, aby zjeść wszystko, co zamówiłam.

Posłałam mu buziaka i odwróciłam się, aby kontynuować poszukiwanie naszego celu.

Odwróciłam się, by zobaczyć Ravenaz trudem ukrywającego uśmiech. Nie odezwał się do mnie ani słowem po tej intensywnej chwili, którą przeżyliśmy samochodzie. Dezorientował mnie, ale nie chciałam się nad tym zbytnio zastanawiać, skoro już i tak nie mogłam go wyrzucić z głowy.

Przyspieszyłam tempo, żeby dogonić Ravena, którego długie nogi niosły go znacznie szybciej niż moje własne.

– No więc… – zaczęłam niezręcznie. – Słyszałam naprawdę przerażające rzeczy o waszym alfie, ale plotki są tylko plotkami, prawda? Jaki on jest naprawdę? Musi naprawdę ufać wam dwóm... – przerwałam, gdy jego intensywne spojrzenie zatrzymało się na mnie.

– Nie. Każda przerażająca rzecz, którą o nim słyszałaś, jest prawdą. Pewnie słyszałaś, że zabił swojego ojca, żeby zostać alfą? To również może być prawda.

– Co do pytania o to jaki jest, to sama sobie wyrobisz opinię. Z ilości czasu, który z nim spędziłem, wiem, że nie przepadałby za tobą.

Parsknęłam. Za każdym razem, gdy mówił coś, co sprawiało, że zaniemówiłam, przekonywałam siebie, by nie pozwolić mu grać sobie na nerwach. To znaczy i tak już mu się to udawało, ale to było coś, do czego nigdy nie zamierzałam się przed nim przyznać.

Nie potrafiłam rozszyfrować, czy to, co Raven powiedział o alfie Stada Blue Crescent było kłamstwem, czy nie.

Słyszałam o nim mieszane rzeczy. Jedni mówili, że był mordercą i nie miał w sobie nic "ludzkiego", a inni, że był niezwykle miły i kochający.

Strząsając z siebie niespokojne uczucie, sprytnie mu odpowiedziałam.

– I ja też nie polubię twojego alfy, jeśli jest taki jak ty – odparłam.

Uśmiech zniknął z mojej twarzy, gdy odpowiedział mi.

– Jesteś tego pewna, Słoneczko? – spytał z uśmiechem.

Słoneczko? Czy on się nabijał z mojego imienia w watasze? Cholera, działał mi na nerwy, ale zamiast chcieć dać mu w twarz, czułam potrzebę pocałowania seksownego uśmieszku na jego twarzy.

Myślałam, że czyta w moich myślach, kiedy sięgnął po moje biodra. Jego ciepłe, męskie dłonie parzyły przez materiał moich szortów i przysięgam, że jego kciuki pieściły odsłoniętą skórę mojego brzucha.

W chwilach takich jak ta, byłam wdzięczna za moje codzienne treningi. Chociaż moje nieco zbyt oczywiste wałeczki na brzuchu wcale mi nie przeszkadzały.

Zamiast przyciągnąć mnie bliżej, odwrócił mnie i popchnął w stronę linii. Dość niezgrabnie potknęłam się, zataczając się do przodu. Nawet nie zorientowałam się, że dotarliśmy do terminalu.

Niechętnie uświadomiłam sobie, że to ja wstrzymywałam pasażerów wsiadających do samolotu.

Jakim cudem byłam tak zapatrzona w niego, skoro on nie wydawał się myśleć o mnie?

Odwróciłam się, by zobaczyć, jak Raven warczy na słodkiego faceta stojącego obok nas. Oczy biedaka w ciągu nanosekundy przesunęły się ze mnie na ziemię. Boże, co jest z facetami i chęcią bycia dominującymi?

Przewróciłam oczami i pociągnęłam za jego koszulę, aby wyciągnąć go z intensywnego konkursu gapienia się na siebie nawzajem z obcym człowiekiem. Rzuciłam słodkiemu chłopakowi szybki uśmiech, który odwzajemnił z grzeczności.

Myślę, że Raven go odstraszył. Z jakiego powodu? Kto wie.

Weszliśmy do środka i znaleźliśmy swoje miejsca w pierwszym rzędzie. Miejsce Ravena znajdowało się po przekątnej naprzeciwko mnie, natomiast miejsce jego przyjaciela było o jedno za mną.

Minęło piętnaście minut, a ja patrzyłam, jak Raven wściekle pisze do kogoś SMS-y. Potem zadzwonił, co poszło na pocztę głosową.

– Dylan, gdzie jesteś? Samolot zaraz wystartuje. – Raven zostawił wiadomość swojemu przyjacielowi.

Dylan, tak miał na imię.

Zapisałam sobie w pamięci, żeby poinformować Rin o wszystkich rzeczach, których się o nim dowiedziałam, ponieważ wiedziałam, że mocno się w nim zadurzyła w ciągu tych dwudziestu minut, kiedy przebywali w jednym domu.

Ta dziewczyna była naprawdę szalona.

Piętnaście minut później po Dylanie nadal nie było śladu. Personel pokładowy chodził z mokrymi chusteczkami. Byłam pewna, że nadszedł czas startu.

Zapowiedzi huczały przez głośniki i nagle przygotowywaliśmy się do lotu.

Raven wyglądał na zmartwionego i wkurzonego jednocześnie. Wykupił wi-fi, a ja przez pół godziny przeglądałam swój Instagram, zanim zapytałam go, co się stało z Dylanem.

Chciałam dać mu ochłonąć, zanim zacznę wtrącać się w jego sprawy.

– Został otoczony przez jakieś wilkołaki, nie zdążył na ten lot. Załapie się na następny – powiedział Raven.

Sprawiał wrażenie, jakby to nie było nic wielkiego, ale miałam wrażenie, że to nie była prawda.

– Ale nic mu nie jest, prawda?

Raven spojrzał na mnie, ciekawość błyszczała w jego oczach.

– Nie.

Odwróciłam wzrok, ale wciąż czułam na sobie jego gorące spojrzenie.

Stewardessa zaczęła rozdawać zwykłe przekąski. Przysięgam, że widziałam, jak jej oczy powiększają się, gdy patrzyła na Ravena. Flirtujący uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy Raven spojrzał na nią.

– Jaki napój mogę wam dzisiaj podać, dwa zakochane ptaszki? – mruknęła seksownie, ani razu nie odnosząc się do mnie. Jej oczy były skupione na Ravenie. A raczej na jego ciele.

Najwyraźniej chciała wiedzieć, czy jesteśmy w związku, czy nie, żeby móc wykonać kolejny ruch.

I szczerze mówiąc, kto by nie chciał? Raven był przystojny, uwodzicielski. Coś w nim sprawiało, że chciałam odkrywać jego sekrety, jeden po drugim, aż się przede mną otworzy.

Jego spojrzenie powędrowało prosto w moim kierunku po tym, jak go o to zapytała.

Zanim zdążyłam zawołać, że nie jesteśmy w żadnym związku, Raven zapytał mnie, czego chcę się napić.

Byłam oszołomiona tym, jak miękki był jego głos i tym, że w ogóle obchodziło go, by mnie zapytać.

Wybrałam sok pomarańczowy, a on zrobił to samo. Byłam zaskoczona po raz kolejny, myśląc, że będzie chciał wino lub coś droższego.

Raven nic nie powiedział, gdy stewardessa podawała mu jedzenie i napoje. Zanim odeszła, musnęła biodrem ramię Ravena, powodując, że zacisnęłam pięść z zazdrości.

Co było ze mną nie tak? Raven nie był nawet moim towarzyszem, nie miałam prawa tak się zachowywać. Pociągał mnie tylko ze względu na swój wygląd, a przynajmniej usiłowałam się w tym utwierdzić.

– O rany, przepraszam, kochany. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, i mam na myśli cokolwiek, możesz przyjść do mnie! – oznajmiła wesoło Ravenowi kobieta.

Chrząknął z uznaniem, nie zadając sobie nawet trudu, by na nią spojrzeć. Jego działania zadowoliły mnie bardziej, niż chciałam przyznać.

Jedliśmy w komfortowej ciszy. Miałam wrażenie, że moja kłótnia z ojcem miała miejsce kilka dni temu, byłam ponad miarę zmęczona. Zakładając słuchawki, zamknęłam oczy.

Ale jedna myśl przykuła moją uwagę: zostały tylko cztery dni do moich dwudziestych urodzin, dzień, w którym być może znajdę swojego towarzysza.

Uśmiech przeleciał po mojej twarzy, gdy zapadłam w głęboki sen.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea