Moje rozproszenie - Okładka książki

Moje rozproszenie

Nicole Riddley

Bluza z kapturem

Quincy St. Martin

Moja współlokatorka, Layla, jeszcze śpi. Wczoraj wróciła dość późno, więc dobrze, że nie ma żadnych zajęć dziś rano.

Mimo że powiedziała mi, że ma twardy sen, staram się nie robić zbyt wiele hałasu, kiedy się szykuję.

– Pierwszy dzień na studiach, Nana. Życz mi powodzenia – szepczę, delikatnie dotykając oprawionego w ramkę zdjęcia mojej Nany na biurku.

Ciepłe brązowe oczy Nany spoglądają na mnie. Zastanawiam się, czy jest teraz ze mnie dumna.

– Będę się pilnie uczyć, ale nie za ciężko – zapewniam Nanę.

– Kocham cię, Oliverze. Postaraj się nie tęsknić dziś za mną zbyt mocno – poklepuję mojego misia po głowie.

Layla ma duże lustro wiszące obok drzwi.

Postanawiam szybko się w nim przejrzeć, zanim pójdę. – O, tu jesteś! – witam się. – Witaj, ty seksowna bestio.

Wskazuję dwoma palcami, jakbym trzymała dwa pistolety na moje odbicie i mrugam.

Wiem, że to kiepskie i niekoniecznie uważam, że wyglądam seksownie, ale Nana powiedziała mi, że jeśli będziesz powtarzać sobie, że wyglądasz świetnie, to tak właśnie będzie…

Chcę wyglądać i czuć się seksownie, więc czasami nazywam siebie seksowną bestią. Głównie w mojej głowie.

Słyszę śmiech dobiegający z łóżka obok mnie.

– To jest to! Nie mogę się już powstrzymać. Co ty do cholery robisz tak wcześnie rano, Quincy St. Martin? – pyta Layla, wychylając swoją zaspaną głowę spod bawełnianej pościeli.

Jestem zażenowana, że Layla widziała mój kiepski ruch, ale uśmiecham się, kładę ręce na biodrach i mówię oskarżycielsko: – Hej! Myślałam, że masz twardy sen. Podsłuchiwałaś przez cały ten czas?

Ona znowu się śmieje. – Jak mogłabym nie? Jesteś taka zabawna...i dziwna. Czy zawsze tak do siebie mówisz?

Śmieszna i dziwna? Ta dziewczyna nie wie, o czym mówi. Jestem normalna. Nie, skreśl to. Jestem ponad normę. Bezczelnie przerzucam swoje włosy.

– Ćśś...ale ty mnie kochasz. Do zobaczenia później – mówię jej.

– Tak, do zobaczenia później – odpowiada ze śmiechem.

To wspaniałe uczucie mieć taką przyjaciółkę jak Layla. Dobrze się dogadujemy i potrafimy żartować, jakbyśmy się znały od wieków.

Jest kolejną osobą, która może sprawić, że mój słoik z przekleństwami będzie prosperował.

Chwytam swoją torbę i wychodzę z naszej wspólnej sypialni, aby stanąć twarzą w twarz z Jonah, który stoi tuż przed drzwiami sypialni, jakby czekał, aż wyjdę.

– Och, hej, Jonah – uśmiecham się do niego spoglądając w górę. – Dzień dobry!

Stoi tam po prostu wpatrując się we mnie przez sekundę, jakby moje radosne powitanie go zaskoczyło.

– Tutaj – mówi ponuro, podając mi prostokątny przedmiot owinięty w kolorowy papier pakowy.

– Co to jest? – pytam go, gdy moja ręka już po to sięga. – Czy to jedzenie? Proszę, powiedz, że to jedzenie.

Wygląda jakby chciał przewrócić oczami, ale tego nie robi. Przykro mi, że mój brzuszek rządzi czasem moją głową. Dobra, przez większość czasu.

– Jorden powiedział mi, że dziś są twoje urodziny. Więc... wszystkiego najlepszego – mówi, wyglądając bardzo niezręcznie.

O Boże! Zapomniałam o własnych urodzinach! Chyba miałam dużo na głowie w ciągu ostatnich kilku dni, że ostatnią rzeczą, o której mogłam myśleć, to moje własne urodziny. Dziś kończę osiemnaście lat.

To magiczna liczba dla wilkołaków, ponieważ po osiągnięciu tego wieku ich instynkt otwiera się na wyczuwanie swoich towarzyszy. Ale nie dla mnie. Nie mam partnera.

Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl. Jeśli stary pan Maddox, były alfa, chce się mną zaopiekować, dziś byłby dzień, w którym mógłby to formalnie zrobić.

Drżę na tę myśl. Uciekłam w samą porę.

Wpatruję się w źle zapakowany prezent w mojej dłoni i wyobrażam sobie Jonaha, który zmaga się ze sklejeniem papieru. To takie zabawne, ale jakże słodkie!

Nie mogę powstrzymać uśmiechu, który pojawia się na mojej twarzy. Z chichotem obejmuję go ramionami i krzyczę: – Dziękuję! Dziękuję, Jonah! Jesteś taki słodki!!!

Jego ciało jest sztywne, kiedy mówi: – Jeszcze nie wiesz, co to jest.

Rozluźniam uścisk i patrzę na niego. Znowu jest zgorszony, ale nie wygląda wcale przerażająco. – A ja nie jestem słodki – dodaje.

To naprawdę nie ma znaczenia, co to za prezent. Jedynymi osobami, które kiedykolwiek coś mi dały lub życzyły mi wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, byli moja Nana i Jorden... a teraz Jonah.

Jestem szczęśliwa.

To pierwsze urodziny, które obchodzę bez mojej Nany. Nagle czuję, że łzy cisną mi się do oczu i coś twardego utkwiło mi w gardle.

Mój uśmiech znika. Mrugam gwałtownie, odpycham od siebie tę myśl i zmuszam się do przywrócenia uśmiechu na mojej twarzy.

– Prawda. Nie wiem jeszcze, co to jest, ale założę się, że jest świetne!

Z niecierpliwością rozrywam papier, po czym ze zdziwieniem spoglądam na książkę w mojej dłoni. Skulduggery Pleasant, Midnight, najnowsza z serii autorstwa Dereka Landy'ego.

Nie muszę nawet pytać, skąd wiedział, że chcę tę książkę. Jorden musiał mu powiedzieć.

Czytałam Skulduggery Pleasant odkąd byłam w gimnazjum.

Nigdy nie było mnie stać na ich kupno, więc zawsze wypożyczałam książki ze szkolnej biblioteki.

Jorden nie przepadał za czytaniem, ale udało mi się go wciągnąć w tę serię. Wiedział, że czekałam na tę książkę od wieków.

Otwieram książkę i dotykam zadrukowanych stron. Następnie zbliżam otwartą książkę do nosa i głęboko wdycham powietrze.

Och, ten dotyk gładkiego papieru, ten magiczny zapach książki otwieranej po raz pierwszy. Nikt inny nigdy jej nie otwierał. Tylko ja.

– Dziękuję, Jonah – mówię i przytulam go jeszcze raz.

Wiem, że on nie lubi uścisków, ale nie obchodzi mnie to. Wiem, że powiedział, że nie jest słodki, ale taki właśnie jest. On nie mówi nic więcej, tylko oczyszcza swoje gardło i poklepuje mnie niezręcznie po głowie.

– A teraz załóż to – mówi brutalnie, gdy tylko go puszczam.

Dziwny, chorobliwie słodki i ostry zapach atakuje mój nos, gdy tylko wyciąga gruby czarny materiał z plastikowej torby.

Rozkładam materiał i trzymam go w górze. Jest to brzydka, stara, duża, czarna bluza z kapturem, z białymi plamami na ramieniu, w okolicach klatki piersiowej i na końcu rękawów.

Boję się zapytać, co to za plamy. Dolna krawędź jest trochę poszarpana, jakby była przeżuta.

– Czy to też mój prezent urodzinowy? – pytam go, czując się bardzo zdezorientowana.

Dlaczego miałby mi dać w prezencie tę brzydką, śmierdzącą bluzę z kapturem? Mój kuzyn najwyraźniej nie jest tak normalny jak ja.

A może coś jest nie tak z pulą genową mojej rodziny. Myślę, że powinniśmy przestać się rozmnażać, to byłby dar dla całej ludzkości... i wilkołactwa.

– Nie, ale po prostu to załóż – nalega.

– Poważnie? – dopiero co spędziłam ostatnie piętnaście minut próbując wyglądać tak zajebiście tylko po to, żeby zakryć się brzydką bluzą z kapturem.

– Chcesz, żebym założyła to w pierwszym dniu zajęć i to w taką pogodę? – będę się pocić gorzej niż świnia nosząc bluzę z kapturem w tym upale, nie wspominając już o tym, że śmiesznie pachnie.

– Dlaczego? – próbuję mu ją oddać.

– Po prostu ją załóż, Quincy – podsuwa mi ją z powrotem, a ja marszczę nos.

– Dlaczego? – powtarzam. Wiem, że jest coś, czego mi nie mówi.

Musi wiedzieć, że nie będę ślepo wykonywała rozkazów nawet po tym niesamowitym prezencie... albo nawet jedzeniu.

Wzdycha, jakby próbował przywołać swoją cierpliwość. Jakby nie poprosił mnie właśnie o zrobienie czegoś nierozsądnego, jak włożenie dużej, grubej, brzydkiej bluzy z kapturem w trzydziestu stopniach na zewnątrz..

– Quincy – mówi ostrzegawczym tonem.

– Jonah – mówię, naśladując jego ton. – Dlaczego?

Wpatruje się we mnie, jakby miał jakąś magiczną moc kontrolowania mnie swoimi oczami, a ja gapię się prosto na niego bez mrugnięcia okiem.

Jego szczęka się zaciska jak u Jordena, kiedy jest wkurzony. Odwołuję to. Nie jest słodki. Wygląda groźniej niż Jorden, ale nie będę się wycofywać.

– Cholera, Quincy! Jesteś taka sama jak Nana! – wybucha, przerywając kontakt wzrokowy.

I to ma być obelga? Jak już mówiłam, moja Nana była wspaniała.

– Dziękuję – mówię z cukrowo-słodkim uśmiechem, i składam ręce na piersi, aby dać mu znać, że nie założę tej bluzy, chyba że ma ku temu dobry powód.

– Jorden powiedział mi, że wysłali po ciebie tropicieli. Jeśli tu są, to...zamaskuje twój zapach.

Patrzy, jakby chciał mnie zamordować. Widać, że bluza z kapturem też mu się nie podoba.

Wzdycham z porażką. Myślałam, że tutaj wreszcie się od nich uwolniłam. O mało nie zakrztusiłam się, gdy założyłam bluzę.

Przytłaczająco słodki i ostry zapach jest obezwładniający. O Boże, nie będą musieli mnie szukać. Sam zapach może mnie zabić.

– Wow, to jakaś oryginalna woda toaletowa? – poważnie, zapach jest okropny. Sam szatan by się nim zachłysnął.

Całkowicie odstraszy każdego gorącego, normalnego mężczyznę na kampusie.

– I tak przepadła moja szansa na małżeństwo z normalnym człowiekiem i posiadanie słodkich normalnych ludzkich dzieci.

Potrząsa głową, jakby miał do czynienia z głupim małym dzieckiem i ignoruje moje małe komentarze.

– Jorden myśli, że udało ci się ich zmylić, ale chcę, żebyś na wszelki wypadek to założyła – wyjaśnia. – Przynajmniej do czasu, gdy sprawdzę teren, aby upewnić się, że ich tu nie ma.

Szczerze mówiąc, wolałabym raczej umrzeć przesiąknięta własnym potem, dusząc się okropnym zapachem tej wielkiej, brzydkiej bluzy z kapturem, niż zostać zaciągnięta z powrotem do watahy.

Myśl o byciu połączoną ze starym panem Maddoxem przyprawia mnie o dreszcze, więc szybko naciągam kaptur na głowę, nie zważając na smród i palący upał.

Jonah podciąga suwak z przodu.

– Wyglądam jak włóczęga – mówię mu. Nie mówiąc już o tym, że śmierdzę.

– Nie masz nic ładniejszego?

Dół bluzy z kapturem sięga mi prawie do kolan. Podwijam rękawy kilka razy. – Bardziej podobałaby mi się fioletowa. Pamiętaj, żeby następnym razem kupić fioletową.

– Staraj się nie zwracać na siebie uwagi – mówi, ignorując moją uwagę.

Poważnie? Noszenie tego czegoś w tym upale? Jasne, wtopię się w tłum. A zapach... Tak, na pewno nie będzie zwracał uwagi.

Jonah wpatruje się we mnie, jakby nie był pewien, czy tracę rozum, czy jestem totalnym cwaniakiem.

***

O Boże, umrę z powodu udaru cieplnego, przysięgam, a nie ma jeszcze nawet południa. Do tej pory uczestniczyłam w jednych zajęciach, a teraz zmierzam na drugie w innym budynku.

Przez cały ranek zaciągałam kaptur, żeby zakryć twarz, zwłaszcza gdy widziałam przechodzącego obok mnie przystojniaka.

Wiem, wiem, to zupełne przeciwieństwo tego, co robią inne normalne, heteroseksualne dziewczyny, ale nie chcę, żeby zobaczyli dziwaka pod śmierdzącą, brzydką bluzą z kapturem.

To tyle jeśli chodzi o bycie normalną.

Myśl pozytywnie. Myśl pozytywnie. A tak, przynajmniej nie muszę się martwić o antykoncepcję i takie tam.

Kto by to potrzebował, mając na sobie śmierdzącą bluzę z kapturem?

Nana byłaby taka dumna. To świetny sposób na rozpoczęcie mojego nowego życia tutaj jako królowa normalności. To jest niesamowite.

***

– O Boże, ktoś chyba wykąpał się w tanich perfumach – mówi brunetka w żółtej sukience, machając ręką przed nosem.

Trzy dziewczyny przede mną odwracają się, aby na mnie spojrzeć, zanim wybuchają śmiechem.

Och, świetnie!

To moje drugie zajęcia, postanowiłam znaleźć miejsce w kącie pod ścianą, jak najdalej od wszystkich innych w tym wielkim audytorium.

Byłam wcześniej i było spokojnie, dopóki te trzy dziewczyny nie wślizgnęły się do rzędu tuż przede mną.

– Może się poślizgnęła i wpadła do fabryki tanich perfum – odpowiada inna w kwiecistej sukience.

Wow! Śmieszne! Żartownisie.

– Może ktoś zapomniał wziąć prysznic i próbował zamaskować to tanimi perfumami – dodaje trzecia, która również jest w letniej sukience.

– Fuuu – słyszę jak mówią.

Grupa odsuwa się kilka miejsc dalej i szepcze i chichocze, rzucając mi od czasu do czasu chytre spojrzenia.

Wiem, że wciąż mówią i robią sobie ze mnie żarty, ale co tam. Kije i kamienie mogą połamać mi kości, jak mawiała Nana.

Tak, bądź miła. Bądź miła, Quincy. To dopiero pierwszy dzień. Bądź miła.

Naciągam kaptur mocniej na głowę, powoli wysuwając środkowy palec. Słyszę ich odgłosy szoku i oburzenia. Suki!

Podnoszę podbródek i uśmiecham się do tych dziewczyn, i właśnie wtedy mój wzrok pada na niego…

Moje serce bije szybciej w klatce piersiowej, gdy moje oczy lądują na nich...na nim.

Jest bardzo wysoki, wyższy niż mój kuzyn Jonah. Sposób, w jaki chodzi, zdecydowanie przyciąga uwagę. Wchodzi, jakby był właścicielem tego miejsca.

Tyle w nim pewności siebie i elegancji. Hipnotyzująca mieszanka królewskości i drapieżności.

Świat wokół mnie zanika, a ja nagle mimowolnie wstaję. Szybko siadam z powrotem i próbuję uspokoić szalone bicie serca.

Trudno jest myśleć. Żołądek mi się skręca, a ciało drży. Oddycham z trudem. Co jest ze mną nie tak?

On jest jak magnes, który mnie przyciąga. O Boże, co się dzieje?

Dwaj nowi przybysze coraz bardziej oddalają się w głąb pomieszczenia i nie ma mowy, żeby ktokolwiek mógł zignorować ich obecność.

Szum rozmów zamienia się w ciszę. Wiem, że wszystkie oczy są teraz zwrócone na nich, tak jak moje.

– O Boże – mówi jedna z dziewczyn. – Wow!

– Wiem, prawda? – niejasno słyszę, jak jej przyjaciółka mówi bez tchu.

Ja też wiem, co ona ma na myśli. Jest zdecydowanie najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widziałam.

Trudno nie zauważyć, jak jego biała koszulka przylega ściśle do jego szerokich ramion i klatki piersiowej i zwęża się w dół do płaskiego brzucha...

Sposób, w jaki designerskie dżinsy pięknie dopasowują się do jego długich nóg i tyłka...

Damnn! Odwróć wzrok, Quincy. Odwróć wzrok.

Jestem świadoma, że obok niego idzie oszałamiająco piękna rudowłosa kobieta, ale to od niego nie mogę oderwać wzroku.

Mój wzrok podąża za nimi przez całą drogę. Zwijam palce w pięści i owijam wokół siebie drżące ramiona.

Siadają w samym środku tylnego rzędu, dość daleko od miejsca, w którym siedzę, a wielu innych uczniów przesuwa się, żeby usiąść bliżej nich.

Jak ćmy do płomienia.

Wszystko w nich krzyczy elegancją, bogactwem i władzą. Ludzie wokół mnie nie mogą tego wyczuć, ale ja wyczuwam niebezpieczne wibracje płynące od nich falami.

Niekoniecznie czuję się zagrożona lub, że jestem w jakimkolwiek niebezpieczeństwie, ale wiem, że są niebezpieczni. Śmiertelnie niebezpieczni.

Nawet z tą wiedzą, nadal nie mogę się powstrzymać od wpatrywania się w niego spod kaptura.

Moje oczy przesuwają się od jego mocnego, arystokratycznego nosa do wysokich kości policzkowych i ostrej, kanciastej szczęki. Ostre kontury jego twarzy sprawiają, że wydaje się ona jakby była wyrzeźbiona z granitu.

Jego jedwabiście lśniące blond włosy są poprzecinane jaśniejszymi złotymi pasemkami i doskonale ułożone. Jego gładka, nieskazitelnie opalona skóra lśni złotym blaskiem. Złoty bóg, oto czym jest.

Wygląda na znudzonego. Siedzi wygodnie, leniwie rozkładając swoje wspaniałe ciało na krześle i z brakiem zainteresowania przygląda się otaczającym go ludziom.

Jakby był kimś w rodzaju króla. Mieszanka wyniosłości i znudzenia.

Z jakiegoś powodu ten znudzony, wkurzony wyraz jego twarzy jest całkowicie seksowny.

Nie wiem, jaki kolor mają jego oczy, ale nawet z tej odległości, oczy pod tymi mocnymi, wydatnymi brwiami wydają się przeszywające.

Jego pobieżne spojrzenie prześlizguje się po mnie, nie zatrzymując się nawet na chwilę, odrzucając mnie jako nieistotną i nieinteresującą. Z jakiegoś powodu boli mnie od tego serce.

Widzę, jak jego wzrok pada na niektóre z pięknych ludzkich dziewczyn, które pokazują mu teraz więcej skóry niż powinny, siadając bliżej niego.

Jego towarzyszka, wspaniała rudowłosa, przewraca oczami i mówi mu coś do ucha. Jego seksowne, zmysłowe usta wykrzywiają się w lekki uśmieszek, po czym znów rozgląda się z nudów.

Quincy! Odwróć wzrok! Prawie słyszałam głos Nany w mojej głowie.

Tak, wiem, że to nie jest zupełnie zdrowe słyszeć głosy w głowie, zwłaszcza kogoś, kto już odszedł, ale hej, nigdy nie twierdziłam, że ze mną wszystko w porządku.

A teraz to już w ogóle wariuję!

Zastanawiam się, czy ta ruda to jego towarzyszka, czy... Ughh. Dlaczego na samą myśl robi mi się niedobrze?

Udaje mi się oderwać od niego wzrok, kiedy do pokoju wchodzi nasz profesor.

Jak tylko profesor w średnim wieku odwraca się, aby napisać coś na tablicy, moje oczy wracają, aby ponownie spojrzeć na blond Adonisa.

Jak on może wyglądać tak seksownie, przesuwając długopisem w ten sposób? Wszystko, co robi, wygląda cholernie seksownie.

Nie, nie, nie. To się nie dzieje naprawdę! Normalny ludzki mężczyzna. Normalny ludzki człowiek. Pamiętaj, Quincy. Żadnego pożądania... czymkolwiek on jest.

Wpatruję się w pusty notatnik przede mną. Quincy, co ty robisz? Zwróć uwagę!

Jak do tej pory, wszystko co wyniosłam z tych zajęć to to, że mój wykładowca nazywa się profesor Harrison. Tak, to bardzo przydatna informacja, szczególnie na egzaminie...

Bez względu na to, jak bardzo się staram, moje oczy ciągle wędrują w jego stronę.

Teraz zauważam, jak długie ma nogi, rozłożone pod stołem, i jak dobrze wyglądają w tych niebieskich dżinsach.

Do końca wykładu jestem wściekła. Jestem tak wściekła i sfrustrowana, że mogłabym się rozpłakać. Nie mam pojęcia, czego mnie dzisiaj uczono.

Dlaczego? Dlaczego, Quincy? On nawet nie jest tobą zainteresowany, nawet w najmniejszym stopniu. Bardzo dobrze. Absolutnie, niesamowicie. Całkowicie!

Jestem pewna, że nie są ludźmi. Nie są też wilkołakami. Czym więc są? Nie, nie powinno mnie to obchodzić. To nie ma znaczenia, czym są.

Ważne jest to, że powinnam trzymać się z dala od wszystkiego, co nie jest ludzkie. Nawet jeśli jest obłędnie seksowny i wspaniały.

Westchnęłam, zbierając swoje rzeczy. Dlaczego tak mnie do niego ciągnie?

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea