Związani niechęcią - Okładka książki

Związani niechęcią

M. L. Smith

Zagubiona w lesie

Okazało się, że jej instynkt ją zawiódł.

Po kilku minutach biegu przez las w różowych skarpetkach całkowicie uwalanych ziemią i liśćmi, Kenzie zwolniła i zatrzymała się, desperacko próbując złapać oddech.

Cotygodniowe biegi z rodziną pomogły jej utrzymać formę, ale nie mogła tak biec wiecznie.

Nie była super szczupła z jakiegoś powodu, a tym powodem było zdecydowanie to, że cardio było w jej oczach jedną z najgorszych rzeczy, jakie można sobie wyobrazić.

W przeciwieństwie do wilków, które obdarzone były nadnaturalną siłą i wytrzymałością, Kenzie miała budowę człowieka.

Człowieka, który lubił przekąski i uważał za ciężki trening czytanie książki w twardej oprawie przez wiele godzin.

Jej budowa ciała nie była jedyną ludzką cechą, jaką posiadała.

Wilki mogły potencjalnie żyć wiecznie, ale Kenzie była skazana na znacznie krótsze życie, chyba że znajdzie przeznaczonego sobie partnera… a ten okaże się nieśmiertelny.

Jeśli nie, to będzie tak samo bezbronna jak prawdziwy człowiek.

Nie, żeby to miało teraz jakiekolwiek znaczenie, pomyślała kwaśno. Była skazana na przedwczesną śmierć, tak jak jej rodzice.

Skazana na śmierć tej właśnie nocy, a wszystko dlatego, że była czarownicą.

Nie była nawet zagrożeniem dla Szalonego Alfy! Ale jeśli ten szaleniec był tak uprzedzony do jej własnego gatunku, jak mogła myśleć, że przekona go, by pozwolił jej żyć?

Dlaczego w ogóle wydawało jej się to dobrym planem?

Myśl o swojej rodzinie, o swoim stadzie. Chroń ich.

Kenzie chciała krzyczeć w noc, gdy tuptała przez las.

Chciała władać podmuchem magii tak potężnej, że powaliłby każdego alfę na tyłek, gdyby poczuła się zagrożona, ale to nigdy się nie stanie, a ona musiała przestać marzyć o rzeczach, które po prostu nie będą miały miejsca.

Nie będzie jednak w stanie im pomóc, skoro nie potrafi nawet skupić się na kolejnym kroku.

Skoro już o tym mowa… Rozejrzała się, a z jej ust wydobył się jęk frustracji.

Była pewna, że się zgubiła.

Bieg w przeciwnym kierunku niż biegła Sam wydawał się mądrym pomysłem. Ucieczka w stronę niebezpieczeństwa niby miała sens, ale wokół niej nie było żadnych wilków, żadnych skowytów, które zbliżałyby się do niej.

Może Kenzie zgubiła się gdzieś po drodze. Ona była ~całkiem nieudolna pod względem orientacji w terenie.

Szła dalej w lewo, a grubość drzew przypominała jej o jej marzeniu sennym i zadrżała, rozglądając się w poszukiwaniu wilka czającego się w cieniu.

Nic nie widziała, a gdy dreszcz strachu powędrował w górę jej kręgosłupa, przypominała sobie, dlaczego się poświęciła. To było dla jej rodziny, jej stada.

Jej rodzina, jej stado. Kenzie powtarzała to w głowie jak mantrę, aż potknęła się o korzeń, ledwo łapiąc równowagę.

Już miała się poddać i ruszyć w przeciwnym kierunku, gdy nastąpiła wyraźna zmiana w otaczającej ją przyrodzie.

Świerszcze ucichły i nawet sam las zdawał się wstrzymywać oddech, ostrzegając ją przed kłopotami. Powoli odwróciła się, by zmierzyć się z tym, co czaiło się za nią.

Kilka metrów dalej stał krępy mężczyzna, niewiele wyższy od samej Kenzie, ale zbudowany tak, że mógłby bez problemu podnieść szkolny autobus.

Mógł być uznany za przystojnego, z wyjątkiem spojrzenia w jego oczach.

Mężczyzna wpatrywał się w nią jak w owada pod mikroskopem, którego chciał poddać sekcji.

To zdecydowanie był wilk, i to drapieżny.

Miał na sobie szare dresy i najwyraźniej żadnej bielizny, bazując na wybrzuszeniu w jego spodniach.

Na jej policzkach pojawił się nerwowy rumieniec, a Kenzie spojrzała na jego twarz, rejestrując okrutny uśmieszek i łysiejącą głowę, gdy strach naprawdę zaczął ją ogarniać.

Jego aura była zmieszana z ciemną czernią i szarością, rozmazana na tle jego ciała, a ona mimowolnie cofnęła się o krok.

Skupiła się na jego cofającej się linii włosów, mając nadzieję, że to sprawi, że będzie mniej zdenerwowana, i jakoś tak się właśnie stało.

Nawet wilki były podatne na genetykę.

Łysiejący wilk nie poruszył się przez kilka uderzeń serca, po czym powoli podszedł do niej, a jego wyraz twarzy stawał się coraz bardziej złowieszczy.

Wiedziała, że reagowanie w jakikolwiek sposób przypominający ofiarę byłoby głupie, ale nie mogła się powstrzymać od odsunięcia się od niego, zdesperowana, by stworzyć dystans, który on był zdeterminowany skrócić.

Kenzie cofała się szybko przy każdym jego niespiesznym kroku, aż poczuła, jak jej kręgosłup wbija się w drzewo.

Trzymała się drzewa jak liny ratunkowej, mając nadzieję, że jej niewielka więź z naturą pomoże jej, choć wiedziała, że to pobożne życzenia.

„Czy ty jesteś Kieran?” zapytała cicho, niemal obawiając się, że wydanie z siebie głosu sprowokuje go do ataku. Nawet zadanie tego pytania wydawało się niedorzeczne. Ten mężczyzna w niczym nie przypominał jej wymarzonego wilka.

Czekaj, jej ~wymarzonego wilka? Myślała o tym morderczym maniaku, którego nigdy nie spotkała, jako o swoim? Co w nią wstąpiło? Błogosławiona Hekate, Szalony Alfa przybył, by ją zabić!

Właśnie wtedy Kenzie postanowiła zanurzyć głowę w wiadrze z lodowatą wodą, aby oczyścić myśli, jeśli uda jej się przetrwać noc.

Miała nadzieję, że szok spowodowany zimnem oczyści ją z dziwnych myśli.

Łysy zatrzymał się na chwilę, uśmiechając się do niej w sposób, który sprawił, że zadrżała ze strachu. Jej palce wbiły się w korę, gdy Kenzie wycofała się za drzewo.

Jej plan poddania się poszedł z dymem pod jego wrogim, agresywnym spojrzeniem, i został zastąpiony przez silną potrzebę ucieczki bez oglądania się za siebie.

Musiała jak najszybciej się od niego uwolnić.

Biegnij, wyszeptała w niej siła przewodnia, przenikając strach w jej umyśle. Kenzie mogłaby przysiąc, że poczuła impuls witalności w dłoni, którą dotknęła pnia wielkiego dębu.

Jej sztywne mięśnie rozluźniły się, a ciężki oddech wyrównał. Nawet jej przerażenie ustąpiło pod wpływem spokoju, który zdawał się ją ogarniać.

Wilkołak podkradł się bliżej, jego ucho zadrgało, gdy wyczuł miarowe bicie jej serca. Do diabła, prawdopodobnie wyczuwał jej emocje.

Kenzie skrzywiła się, czując nagłą potrzebę podniesienia ręki i powąchania się w poszukiwaniu jakichkolwiek nieprzyjemnych zapachów, pomimo przerażającej sytuacji, w której właśnie się znalazła.

„Będziesz żałować, że nie jestem nim, zanim z tobą skończę”.

Jej oczy wróciły do łysego, a ciało napięło się pod wpływem jego okrutnego tonu. Znów się uśmiechnął, mając nadzieję, że przestraszy ją tak jak wcześniej.

Co za dupek.

W jednej chwili ruszył, zbyt szybko, by mogła za nim nadążyć, gdy wyskoczył w powietrze, jego palce zmieniły się w szpony i zamachnął na nią.

Kenzie oderwała się od drzewa, a jej mięśnie poczuły się ożywione.

Nie wiedziała, jak do cholery zyskała siłę od natury właśnie wtedy, ale wysłała cichą modlitwę dziękczynną we wszechświat, zdeterminowana, by uciec przed tropiącym ją dupkiem-wilkiem.

Przekleństwo eksplodowało na wietrze za nią, sprawiając, że myślała, że faktycznie go wyprzedziła, dopóki jego muskularne ciało nie uderzyło w jej biodro.

Jego pazury przecięły jej sweter, a ona krzyknęła z bólu, gdy odrzucił ją na bok, powalając na ziemię.

Kenzie upadła z hukiem, oszołomiona nagłą zmianą pozycji, a jej żebra zapłonęły bólem, gdy jego ciało spadło na nią, przygważdżając ją do twardej ziemi.

Jego pazury wbiły się w jej talię, przewracając ją na plecy, gdy krzyknęła, a przerażenie, które dopiero co pokonała, powróciło.

Obejmując ją w pasie, łysy usadowił się mocniej nad nią, aż ledwo mogła oddychać, pozycja bardzo podobna do tej, w której znalazła się z wilkiem ze snu, ale to była totalnie brutalna agresja.

W swoim śnie poczuła się jak w bezpiecznym uścisku.

Różnica między tymi dwoma sytuacjami była przytłaczająca, a Kenzie naprawdę nie chciała analizować nawiedzających ją uczuć wcale.~

Łysy kołysał biodrami wzdłuż jej miednicy, a jego ruchy jasno wskazywały, że zamierza ją przelecieć, zanim umrze. Nie było absolutnie mowy, by na to pozwoliła. Nie ma mowy!

Wrzeszcząc, Kenzie rzucała się pod nim dziko, aż jej kolano zetknęło się z jego kroczem. Przewrócił się, prawie ją miażdżąc, zanim się zachwiała, a jej ciało zamarło w przerażeniu.

Chciała uciec, uciec przed niebezpieczeństwem, ale była nieruchoma, patrząc, jak łysy wije się na ziemi.

Jej dłonie wbiły się w trawę na leśnym podłożu, a ona sama poczuła, jak spokój próbuje na powrót przeniknąć do jej ciała.

Nie wystarczyło to, by zmyć z niej strach, ale wystarczyło, by jej kończyny się rozluźniły.

Kenzie odepchnęła się od ziemi, wykorzystując swój strach, by podnieść się i uciec od zagrożenia skomlącego za nią jak mała suka.

Mam nadzieję, że jego jaja wyschną i odpadną ~pomyślała mściwie, zdeterminowana, by znaleźć kryjówkę teraz, gdy jej porywacz został chwilowo obezwładniony.

Jej skarpetki zaczepiły się o kilka opadłych gałęzi, a ona szybko je wyrwała, desperacja sprawiła, że jej ruchy były niezdarne.

Podeszwy jej stóp były poranione, gdy biegła, ale uciekała dalej, nie oglądając się za siebie.

Znajdź go, znajdź go, znajdź Kierana ~jej umysł zdawał się krzyczeć do niej.

Wiedziała, że jej instynkt i przeczucie mówiły jej coś, czego jej mózg nie chciał zrozumieć, czego nie mogła i nie chciała pojąć.

Najwyraźniej to on stanowił zagrożenie, a mimo to biegła gorączkowo w nadziei, że on ją znajdzie i ochroni przed polującym na nią wilkiem.

Co ona sobie do cholery myślała? To było absolutne szaleństwo. To nie miało sensu, ale ufała swojej intuicji.

I tak nie miało to większego znaczenia. Kieran był problemem do rozwiązania po tym, jak ~ucieknie ze szponów wilka, który wyraźnie chciał ją zgwałcić.

Czy Szalony Alfa naprawdę wysłałby jednego ze swoich wilków, by ją zaatakował, zanim zostanie przyprowadzona przed jego oblicze i zabita?

Instynktownie wiedziała, że odpowiedź brzmi „nie”, nie była pewna, dlaczego była absolutnie pewna, że wilk ścigający ją nie działał w oparciu o rozkazy swojego alfy. Musiało tak być. Czuła to.

Może to urok księżyca zmusił jej napastnika do próby kopulacji, ale jego jasny blask nie powinien był przyćmić jego umysłu na tyle, by działał irracjonalnie. Może był po prostu chujem.

Kenzie przeszła jeszcze tylko kilka metrów, zanim została szorstko złapana od tyłu i rzucona twarzą w ziemię.

Jej głowa uderzyła z impetem o ziemię, a ręce zostały złapane i uwięzione w jego lepkich dłoniach.

„Puść mnie!”

Walczyła z całych sił, co na nic się zdało przeciwko zmiennokształtnemu, zwłaszcza wilkowi.

Rozległ się głośny trzask, gdy sięgnął po jej ramię, po czym zarejestrowała ostry ból w lewym ramieniu, a z jej ust wyrwał się krzyk.

„Ach!”

Skurwiel zwichnął jej ramię! Kenzie jęknęła z bólu. Mroczny śmiech łysego poniósł się wśród drzew.

Owady już dawno ucichły, słysząc walkę między nimi, czyniąc noc jeszcze bardziej mroczną niż wcześniej.

Roześmiał się ponownie, gdy płakała gniewnie w ziemię z powodu tego okrutnego traktowania. Co za chory skurwiel lubił kogoś krzywdzić, zwłaszcza w taki sposób?

Łysy ciągnął ją za ramiona, nie zważając na ból, który jej sprawiał, gdy jęczała nisko i gardłowo. Wbił miednicę w jej tyłek, a biodra Kenzie wbiły się w ziemię.

Prawie zwymiotowała z bólu przeszywającego jej ciało i świadomości, że może z tego nie wyjść.

„Niedługo będziesz krzyczeć, czarownico, i to z zupełnie innego powodu”. Puścił jej lewą rękę, która zwisała bezwładnie u jej boku.

„Przestań!” Po cichu błagała o wyższą moc, o kogoś, kto pomoże jej się uwolnić, ale nic się nie działo, jej magia była bezużyteczna przeciwko prawdziwemu wrogowi.

„Sprawię, że spodoba ci się wszystko, co zamierzam z tobą zrobić”. Jego kolana zacisnęły się po obu stronach jej bioder, a ona słyszała, jak chwyta za swoją bluzę, dotykając się przez materiał.

„Ale nawet jeśli ci się to nie spodoba – jęknął – wiedz, że będę rozkoszował się każdym pojedynczym okrzykiem z twoich pięknych ust”.

Kenzie poczuła kolejny błysk strachu, a na jej czole pojawił się pot. Nieoczekiwanie wydała z siebie jęk, ale to wystarczyło, by przyciągnąć kolejny wybuch śmiechu trzymającego ją mężczyzny.

„Już ci się podoba? Ledwo co zaczęliśmy”.

Jego palce wbiły się mocno w dżins zakrywający jej tyłek, bez wątpienia pozostawiając siniaki po tym mocnym uścisku.

Ból był na tyle ostry, w połączeniu z tępym pulsowaniem ramienia, że strach Kenzie w końcu ustąpił miejsca znacznie bardziej burzliwym emocjom.

Strach szybko zmienił się we wściekłość na sytuację, w której się znalazła, w połączeniu ze wszystkimi wydarzeniami prowadzącymi do tego momentu.

Bolała ją głowa, ramię kurewsko pulsowało, a łysy próbował ją zgwałcić.

Kenzie wiedziała, że jej czas dobiega końca. Czy naprawdę zamierzała pozwolić się zgwałcić temu żałosnemu mężczyźnie?

Nie, zdecydowanie nie zamierzała.

Jeśli miała dziś umrzeć, to nie z tego powodu. Nie dojdzie do tego w ten sposób.

Bez wątpienia Kieran Gallagher byłby wkurzony, że jeden z jego wilków odebrał mu tę cenną zdobycz, a Kenzie nie miała wątpliwości, że łysy miał plan zakończyć jej życie po tym, jak ją zgwałci.

„Masz mi coś do powiedzenia, ślicznotko?” wysyczał jej do ucha, a jego gorący, cuchnący oddech wywołał u niej drżenie. Kenzie zakrztusiła się, zarabiając uderzenie z boku głowy.

Zszokowana zacisnęła zęby, a jej czaszka zaczęła pulsować.

Czy miała coś do powiedzenia? Tak, właściwie to miała.

Otwierając usta, Kenzie wydała z siebie przeszywający krzyk, po czym krzyknęła: „KIERAN!”.

Wilk, który ją przygniótł, przeklął.

Kenzie ponownie krzyknęła imię Kierana, jej gardło pękło od siły krzyku.

Jej głos niósł się echem daleko w noc, jakby sam wiatr niósł jej prośbę do zmiennokształtnego, którego tak bardzo pragnęła spotkać.

Jej porywacz warknął za nią, po czym otrzymała ostre uderzenie w tył jej głowy. Potem straciła przytomność.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea