Po tym, jak na placu zabaw w Nowym Jorku zostają znalezione zwłoki sześcioletniej dziewczynki, detektyw z wydziału zabójstw Lauren Ryder przysięga złapać jej zabójcę, zanim zabierze kolejne niewinne dziecko... nawet jeśli miałaby przez to stracić rozum… lub życie.
Kategoria wiekowa: 18+
Rozdział 1
Ab incunabulisRozdział 2
Prima hostiaRozdział 3
Modus operandiRozdział 4
Secundo hostiaLAUREN RYDER
BIIIP
Po jednym głośnym dźwięku budzika ręka Lauren Ryder wysunęła się spod kołdry i wyłączyła go. Była szósta rano, a tryb drzemki nie działał na nią od lat.
Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem.
Wślizgnęła się w ubrania do ćwiczeń, które leżały na ławce w nogach łóżka. Potem poszła prosto do łazienki, żeby umyć zęby i przeczesać blond włosy.
W kuchni kawa, nastawiona poprzedniego wieczoru na odpowiednią godzinę, już sączyła się do dzbanka.
Lauren nalała sobie filiżankę i dodała stewii, po czym wyjęła telefon i otworzyła listę rzeczy do zrobienia.
Dzień przed nią był wypełniony po brzegi zajęciami.
Obudź się.
— Odhaczam — uśmiechnęła się do siebie. Lubiła dodawać oczywiste zadania do listy dla samej satysfakcji z ich wykonania.
Siłownia.
Raport z Phillipsem.
Spotkanie z por. Hale, dot: sprawa Bollingera.
Kupić prezent(y?) na urodziny Emmy / lunch.
Nie miała czasu na skanowanie zadań na drugą połowę dnia. Musiała się spieszyć, bo inaczej będzie musiała skrócić trening.
Nalała resztę kawy do kubka na wynos i ruszyła w stronę drzwi swojego malutkiego mieszkania.
Minęła ścianę pokrytą oprawionymi w ramki zdjęciami, przedstawiającymi ją z przyjaciółmi i rodziną.
Najczęściej widniały na nich twarze ojca Lauren, jej brata Liama i ulubionej osoby na świecie: jej “prawie sześcioletniej!” siostrzenicy Emmy.
Emma będzie miała jutro urodziny i Lauren nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć, jak dziewczynka zdmuchuje świeczki.
Stojąc teraz w progu, Lauren upewniła się, czy ma wszystko, czego potrzebuje na nadchodzący dzień:
Telefon, klucze, portfel.
Jest, jest i jest.
I dwie inne rzeczy, bez których nigdy nie wyszłaby z domu:
Odznaka i broń.
Jest i jest.
Zniknęła w korytarzu, a drzwi zatrzasnęły się za nią.
Dwudziestosiedmioletnia Lauren była już od trzech lat detektywem wydziału zabójstw nowojorskiej policji.
Awans na detektywa otrzymała jako najmłodsza osoba w historii swojego posterunku.
Brak doświadczenia nadrabiała samodyscypliną. Zostawała po godzinach i pracowała ciężej niż inni z jej grupy.
I właśnie to jej się podobało.
STEVE PHILLIPS
Detektyw Steven Phillips, partner Lauren od półtora roku, patrzył, jak okłada ona worek treningowy zawieszony w sali gimnastycznej komisariatu.
— Czyj biedny tyłek sobie dzisiaj wyobrażasz? — zapytał ją trener, Dan.
Dan zwykle pracował z policjantami działającymi w terenie, ale Lauren nawet po zostaniu detektywem nadal chciała być w formie do walki.
Steve to podziwiał, choć czasem drażnił się z nią, mówiąc, że na jej tle reszta źle wygląda.
— Wczoraj wyobrażałam sobie siebie — powiedziała Lauren, chrząkając. — Jeśli jestem silniejsza od niej, to znaczy, że robię coś dobrze.
Typowa Lauren.
Czas spędzany na siłowni był dla Lauren wszystkim. Był to jej sposób na odreagowanie stresu związanego z nawałem spraw i na uspokojenie tętna po codziennym spożywaniu kofeiny.
Phillips wiedział, że inni ludzie na posterunku mają różne nałogi, które pomagają im radzić sobie z presją w pracy. Alkohol, papierosy, tabletki, wszystko jedno. Ale Lauren wystarczał ledwie jeden drink.
Kiedy skończyła trening, skinęła na Phillipsa. — Chcesz na mnie poczekać przed wyjściem?
Phillips uśmiechnął się. — Jasne.
Kilka chwil później, gdy Lauren biegła po schodach, by się z nim spotkać, zadzwonił jej telefon, więc schodząc dalej, wyjęła komórkę z torby z rzeczami na siłownię.
Opuściła wzrok na ekran i wymamrotała: — Liam.
Przewróciła oczami i odebrała. — Mówiłam ci, żebyś przestał do mnie dzwonić w dni robocze. To rozprasza.
Idąc obok niej z policyjnej sali gimnastycznej do ich wspólnego biura, Phillips obserwował z lekkim zainteresowaniem, jak Lauren wymieniała z bratem dobroduszne docinki.
Powiedziała do telefonu: — Będę — a po chwili przerwy powtórzyła: — Powiedziałam, że będę! Nie mogę się doczekać. Miłego dnia.
Rozłączyła się i rzuciła Phillipsowi grymas.
— Liam. Ale z niego zrzęda — stwierdziła.
— Gdzie chce, żebyś była? W sądzie? — zapytał Phillips. Liam był jednym z najlepszych prokuratorów w rejonie trzech stanów.
— Nie, na urodzinach Emmy.
— Tak, zapomniałem — uśmiechnął się Phillips. — “Prawie sześciolatka” kończy właśnie sześć lat.
Phillips był bliskim kolegą jeszcze z czasów, gdy oboje pracowali jako funkcjonariusze mundurowi. Był tak samo rodzinny jak Liam. Poznał nawet Emmę.
— Wreszcie gotowa do pracy? — zapytał z uśmiechem, gdy Lauren zajęła miejsce przy biurku.
— Spóźniłam się o minutę. To wina Liama. Informuj mnie na bieżąco.
LAUREN RYDER
Lauren spojrzała Phillipsowi w oczy, nie mogąc się doczekać, co powie.
— Bollinger został skazany — zaczął Phillips.
— I…? — serce Lauren zaczęło walić w oczekiwaniu.
Kenny Bollinger. Lat dwadzieścia dwa. Potrącił i zabił dwóch pieszych, prowadząc samochód po pijanemu, po czym uciekł z miejsca zdarzenia.
Kiedy go złapali, nie okazał skruchy – na swoich cholernych zdjęciach się uśmiechał.
Teraz będzie żałował.
— Cztery lata z możliwością zwolnienia warunkowego po dwóch — powiedział ponuro Phillips.
— To wszystko?
— Dziwisz się? Tyle właśnie dostajesz, gdy twoją bronią jest porsche ojca.
To nie fair.
— Ten dzieciak Hernandez za to samo dostał piętnaście lat — powiedziała Lauren, zaciskając pięści.
— Boże, pobłogosław Amerykę — westchnął Phillips.
Lauren wzięła głęboki oddech i spróbowała przełknąć wiadomość. Kiedy złapała tego faceta, jej rola w równaniu się skończyła. Nie mogła już nic zrobić.
Ale gdyby to ode mnie zależało, obchodziłby swoje trzydzieste drugie urodziny w więzieniu.
Westchnęła i kontynuowała: — Nadal nie ma śladu po Kaganie, co?
Robert Kagan. Wiek: trzydzieści trzy lata. Jego żonę znaleziono uduszoną należącym do niego paskiem.
— Nie — powiedział Phillips.
— Powinniśmy mieć oko na Empire City Casino — zaproponowała Lauren. — Jego kochanka powiedziała, że nic go stamtąd nie wypędzi. Nigdy nie lekceważ potęgi uzależnienia od hazardu.
— Nie ma mowy, żeby zaryzykował pójście do jednego ze swoich ulubionych miejsc, prawda?
— To ten sam geniusz, który obok zwłok swojej żony zostawił kartkę z napisem “Ups, przepraszam”.
— Nadal chcę ją oprawić — roześmiał się Phillips
— To dowód, Phillips — powiedziała Lauren. Nie lubiła nawet żartować na temat łamania protokołu.
— W porządku, w porządku. Ja pojadę do Empire City, a ty spotkasz się z Hale’em – jeśli uważasz, że poradzisz sobie z nim beze mnie — uśmiechnął się do niej.
— Hej, nie pozwól, żeby drzwi uderzyły cię w drodze do wyjścia. Albo pozwól. Wszystko jedno — zawołała za Phillipsem, gdy ten wyszedł z jej biura.
Chwilę po jego wyjściu podeszła do drzwi Hale'a.
— Wejdź, Ryder — zawołał głos po tym, jak Lauren w charakterystyczny dla siebie sposób dwukrotnie zapukała.
Otworzyła drzwi i zobaczyła porucznika Olivera Hale'a, który odchylił się do tyłu na swoim krześle. — Słyszałem o Bollingerze — powiedział, dając jej znak, by usiadła naprzeciwko niego. — Uprzywilejowany sukinsyn.
— Tak, tak to już jest — odpowiedziała.
— Gdzie jest Phillips?
— Pracuje nad sprawą Kagana. Ja zostanę w domu i przejrzę mój rosnący stos akt.
— W porządku — odparł, przeczesując dłonią szpakowate włosy. Ale najwyraźniej nie zwracał uwagi na jej słowa. Jego umysł był zupełnie gdzie indziej.
— Hej, Hale. Wszystko w porządku?
Potrząsnął głową: — Wczoraj wieczorem porwano z łóżka sześcioletnią dziewczynkę. Isabelle Mackintosh. Nie ma śladów włamania. Rodzice po prostu to zgłosili.
— I jesteś pewien, że nie mają z tym nic wspólnego?
Spojrzał na nią. — Kiedy będą mogli wstać z podłogi, na pewno ich o to zapytam.
Nie jest dobrym pomysłem rozpieszczanie podejrzanych tylko dlatego, że są zdenerwowani.
Zachowując tę myśl dla siebie, powiedziała: — Czy chcesz, żebym...
— Zostaw to na razie, Ryder — polecił. — Póki co mamy do czynienia z zaginionym dzieckiem. Oczywiście zamierzamy zbadać wszystkie możliwości. Miejmy tylko nadzieję, że ta sprawa nigdy nie trafi na twoje biurko.
— Tak jest — odpowiedziała.
— Proszę, wracaj do pracy.
Zaczęła wychodzić, ale po chwili zwróciła się do swojego porucznika. — Słyszałam, że poszedłeś odwiedzić... — urwał jej się głos.
Twarz Hale'a złagodniała, skinął głową.
— I…?
Hale przesunął się w swoim fotelu. — Bez zmian. Ale dobrze było go zobaczyć. Ty też powinnaś. Kiedy będziesz miała na to ochotę...
— Tak. Jasne. Dzięki — powiedziała, unikając kontaktu wzrokowego, i wyszła z pokoju.
Lauren wróciła do swojego biura i zaczęła przyglądać się dokumentom. Ale gdy tak pracowała, jej umysł wciąż powracał do obrazu siostrzenicy, śmiejącej się na huśtawce na podwórku Liama.
Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić bólu, jaki poczułaby, gdyby Emma zniknęła w środku nocy.
Sama myśl o tym była zbyt trudna do zniesienia.
Lauren wyregulowała oddech i skupiła się na aktach, które przed sobą miała.
W gruncie rzeczy pracowała przecież tak ciężko po to, aby świat stał się bezpieczniejszym miejscem dla Emmy. Medale i wyróżnienia były miłe, ale tylko to się liczyło.
***
W porze lunchu w zabawkowym Lauren wpatrywała się beznamiętnie w półki, wypełnione najnowszymi gadżetami w krzykliwych opakowaniach.
Udawaj, że masz sześć lat. No dalej. Co byś chciała?
Ale nawet kiedy Lauren była sześciolatką, zabawki nigdy jej nie interesowały. Zawsze chciała zagadkę – coś, co mogłaby rozwiązać.
Może Emmie spodobają się puzzle.
Lauren wybrała stuczęściową układankę z ulubionymi superbohaterami Emmy.
Możemy poukładać razem.
Lauren uśmiechnęła się na tę myśl, podchodząc do kasy.
Akurat wtedy jej telefon zabrzęczał. A potem zabrzęczał jeszcze dwa razy.
Lauren uśmiechnęła się, rzuciła na ladę dwudziestodolarowy banknot i pospiesznie wyszła ze sklepu.
***
Gdy tylko znalazła się na posterunku, zobaczyła uśmiechniętą twarz Naomi Davis. Davis była dwudziestojednoletnią, gorliwą, świeżo upieczoną policjantką, której orzechowe spojrzenie skierowane było na wydział zabójstw.
Lauren nieoficjalnie wzięła ją pod swoje skrzydła.
— Gratulacje, pani detektyw! — krzyknęła brunetka. — Przyznał się, gdy tylko Phillips wprowadził go do pokoju przesłuchań. Czy to nie wspaniałe?
— Och, ominęła mnie zabawa? — zapytała Lauren, szczerze rozczarowana, że straciła możliwość przesłuchania podejrzanego. — Chyba zawsze jest następny raz.
Chwilę później Hale poklepał ją po plecach za dobrze wykonaną robotę, ale pochwały nie miały dla Lauren znaczenia.
Jedyną rzeczą, na której jej zależało – jedynym powodem, dla którego tak łatwo zasnęła tej nocy – było to, że sprawiedliwości stało się zadość.
***
BZZ
BZZ
Ręka Lauren Ryder wysunęła się spod kołdry i zacisnęła się na telefonie komórkowym. Kobieta przez chwilę była zdezorientowana. Potem usiadła.
Piąta rano.
To nie może być nic dobrego.
I nie było.
Na placu zabaw Dewitt Clinton znaleziono ciało. Dziecka.
Dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie. Lauren zwykle nie przejmowała się takimi doniesieniami, ale w tym przypadku coś było nie w porządku. To ją zdenerwowało.
Lauren nie wiedziała dlaczego, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że to dopiero początek.