Kelsie Tate
NAVAAR
Ostatnią rzeczą, na jaką miałem wczoraj ochotę, były odwiedziny w stadzie tych hipisów.
Ich sposób życia wydawał mi się przesadnie prosty. Można być rolnikiem i nadal żyć w komfortowych warunkach. Nie trzeba od razu ubierać się w podarte worki.
Ale spotkała mnie niespodzianka w postaci tej dziewczyny. Mam dwadzieścia cztery lata i straciłem już nadzieję na znalezienie partnerki.
Nie mogę powiedzieć, że byłem specjalnie podekscytowany faktem, że jedna z tych wieśniaczek jest moją partnerką i przyszłą luną. Dzisiejszy trening jej też otworzy oczy.
Ale dojrzałem w niej iskrę. Miała w sobie ogień, siłę. Zaśmiałem się, gdy pomyślałem o jej zdezorientowanym spojrzeniu dzisiejszego ranka, po czym zmarszczyłem brwi, gdy przypomniałem sobie jej sytuację.
W ogóle o nią nie dbano. Nie miała prawie żadnych ubrań, a te, które miała, nie nadawały się do życia w Eclipse. A na pewno nie dla luny.
„Ale ona jest taka piękna. Zawsze możemy jej kupić jakieś ubrania” wyszeptał mój wilk, Rango. Przez całą noc był bardzo podekscytowany, mając ją tak blisko.
Przewróciłem oczami. Mój potężny wilk alfa zachowywał się jak mały, zakochany szczeniak.
Oparłem się o drzwi, czekając, aż Maya się przebierze. Gdy była gotowa i zobaczyłem, jak przechodzi przez pokój, musiałem sobie przypomnieć, że należy oddychać.
Najwyraźniej uprawa roli była dobrym treningiem, ponieważ wyglądała niesamowicie. Legginsy przylegały do jej ciała jak druga skóra. Całe jej ciało było szczupłe i opalone.
Rango zawył z zachwytu, a ja wydałem z siebie nieprzyjemny kaszel i podszedłem do niej. „Gotowa?”
Wzruszyła ramionami. „Nie bardzo, ale chyba nie mam wyboru”.
Zeszliśmy na dół i już prawie wyszliśmy na zewnątrz, gdy z kuchni krzyknął do nas mój młodszy brat i beta, Christian.
„Nie wierzyłem, kiedy mi powiedzieli, że znalazłeś partnerkę, ale oto ona: dziewczyna z krwi i kości!” zawołał ze śmiechem i poklepał mnie po ramieniu.
Maya spojrzała na niego z promiennym uśmiechem. „Cześć, jestem Maya”.
„Jestem Christian. Tak się cieszę, że mogę cię poznać” powiedział, po czym chwycił ją w objęcia. Mimowolnie warknąłem, a on uśmiechnął się i odstawił ją na ziemię. „Więc znalazłeś sobie wiejską dziewczynę, co?”
Maya zarumieniła się, a ja potrząsnąłem głową. „Chodźmy, spóźnimy się na trening” powiedziałem i wypchnąłem ich za drzwi.
„Jak się żyje w Aurorze?” zapytał Christian, gdy schodziliśmy na boisko.
Wzruszyła ramionami. „Cicho, powoli, dużo ciężkiej pracy”.
Przytaknął. „Cóż, tu nie znajdziesz zbyt wiele spokoju ani powolnego tempa. Mamy za to mnóstwo ciężkiej pracy”.
Spojrzałem na nią i obserwowałem, jak rozszerzyły się jej brązowe oczy, gdy weszliśmy na boisko treningowe. Całe stado przygotowywało się do porannej sesji.
Położyłem dłoń na jej plecach, co wywołało u mnie dreszcze, które starałem się zignorować, i poprowadziłem ją na drugą stronę boiska.
„To jest Maya” wyjaśniłem jednemu z trenerów. „Nie przeszła jeszcze żadnego szkolenia. Będzie musiała dołączyć do grupy nowicjuszy”.
Mężczyzna skinął głową, po czym zabrał Mayę i pomógł jej znaleźć miejsce. Podszedłem do grupy głównych wojowników i zdjąłem koszulę, gotowy na kilka dobrych walk.
Przez całą poranną sesję treningową miałem ją na oku. Obserwowałem, jak się miotała i z wahaniem oddawała uderzenia.
Najwyraźniej nie miała wprawy w walce, ale wiedziałem, że będzie musiała się tego nauczyć, żeby się bronić lub przynajmniej wzbudzić szacunek wśród grupy wojowników.
„Dzień dobry, alfo” krzyknęła z uśmiechem Ava, jedna z najlepszych trenerek.
„Dzień dobry, Ava. Czy wszyscy są gotowi na sparing?” zapytałem.
Zarumieniła się i spojrzała na mnie zalotnie. „Tak, alfo, jesteśmy gotowi”.
Rango przewrócił oczami. „Kiedy ona się podda?”
Westchnąłem, zniechęcony myślą że dziewczyna wciąż próbowała mnie uwieść. „Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że się podda, jak ogłoszę wieści podczas śniadania”.
Po ciężkim treningu wszyscy rozeszli się na śniadanie. Podszedłem do Mayi, która dyszała ciężko. „Jak było?”
Maya spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. „Uch… Myślę, że mam sporo do nadrobienia”.
Uśmiechnąłem się. Cieszyła mnie jej postawa. Była przeciwieństwem mojej.
„Cóż, masz mnóstwo czasu, żeby poprawić formę” odpowiedziałem i poszliśmy do domu.
Gdy weszliśmy do naszego pokoju, rzuciła się na łóżko. „Nigdy więcej się stąd nie ruszę. Po prostu pozwól mi umrzeć!”
Przewróciłem oczami, po czym poszedłem do łazienki i wziąłem prysznic.
Kiedy wyszedłem, zastałem ją na kanapie. Wstała i poszła do łazienki. Wyszła po chwili w swoich starych dżinsach i T-shircie.
„Nie możesz w tym iść. Nie na spotkanie ze stadem” odpowiedziałem, kręcąc głową.
Spojrzała w dół, nieco zniechęcona moim komentarzem. Zrozumiałem, że zraniłem jej uczucia.
Przeczesałem dłonią włosy. „Nie o to mi chodziło. Po prostu… nieważne”. Połączyłem się w myślach z Christianem i poprosiłem go, żeby przysłał do mnie swoją towarzyszkę Shaynę z jakimiś ubraniami dla niej.
Pięć minut później rozległo się stukanie do drzwi i weszła Shayna. „Hej, czy ona…” Shayna urwała, gdy spojrzała na Mayę.
Podeszła do niej z ciepłym uśmiechem i mocno ją przytuliła. „Tak się cieszę, że cię poznałam, Maya. Jesteś absolutnie piękna!”
Maya uśmiechnęła się i założyła włosy za uszy. „Dziękuję, ciebie też miło poznać”.
Spojrzała na Mayę z góry na dół. „Przyniosłam ci kilka rzeczy do ubrania. Noś je, dopóki nie kupimy ci nowych. Mam nadzieję, że będą pasować”.
Maya weszła do garderoby, a Shayna odwróciła się do mnie i mrugnęła. „Jest ładna”.
Uśmiechnąłem się lekko w odpowiedzi. Musiałem przyznać, że była bardzo ładna. Pociągały mnie jej długie blond włosy i ciemne oczy, a zapach wanilii, który unosił się wokół niej, mącił mój umysł za każdym razem, gdy była w pobliżu.
Podniosłem wzrok, gdy weszła do pokoju w dopasowanej czarnej sukience, która uwydatniała wszystkie właściwe miejsca. Czułem, jak Rango wyje w mojej głowie.
„I jak?” zapytała nieśmiało.
„Może być” odpowiedziałem sucho. Shayna skarciła mnie spojrzeniem.
„Wyglądasz cudownie” powiedziała Shayna z uśmiechem.
Maya uśmiechnęła się do niej promiennie. Zaoferowałem jej moje ramię, a ona je objęła, po raz kolejny wysyłając mrowienie w dół mojego kręgosłupa, i zeszliśmy na śniadanie.