Cień smoka - Okładka książki

Cień smoka

C. Swallow

Rozdział 3

SILVER

– Przepraszam! – Zdecydowanym krokiem toruję sobie drogę przez połamane liście i mech lasu. Wiem, że jest tutaj, blisko, ale nie wychodzi z ukrycia.

– Halo? Upuściłeś swoje pieniądze!

Kontynuuję marsz do przodu, teraz nieco wolniej. Mimo że nie jestem w stanie określić, gdzie on może się ukrywać, nadal czuję jego obecność.

Najwyraźniej nie lubi, gdy się go śledzi.

– Dlaczego się przede mną ukrywasz? – pytam po zatrzymaniu się między dwoma dużymi pniami. Ze złością kładę ręce na biodrach, trzymając monetę w pięści.

– Czy uważasz, że jestem głupia? Mogę wyczuć cię tutaj. Też jestem Smokiem, próbuję ci pomóc… ~ach~!

Cofam się i prawie tracę równowagę, gdy on obraca się za rogiem najbliższego pnia drzewa, jego ręka jest owinięta wokół grubej winorośli, gdy swobodnie wychyla się, by zbadać mnie z krytycznym wzrokiem.

Ledwo udaje mi się opanować po jego nagłej bliskości.

Teraz dzieli nas zaledwie pół metra, a ja muszę udawać, że nie jestem onieśmielona jego ogromną posturą w porównaniu z moim małym, młodzieńczym ciałem.

– Dlaczego mnie zaskoczyłeś? Prawie zmieniłam się w Smoka – wykrzyknęłam cicho, lekko zakłopotana.

Nadal czuję się dość zaskoczona i robię kilka nerwowych kroków do tyłu, aby spróbować dać sobie trochę bezpiecznego dystansu od niego. Jednak moje nerwowo stawiane kroki nie służą mi dobrze.

Nie zwracam uwagi na otoczenie, bo jestem skupiona na jego blasku. Jedna bosa stopa zapada się w wielką plamę wilgotnego mchu i szybko tracę równowagę.

Kończy się dramatycznym poślizgiem do tyłu prosto na mój tyłek. – Ach!... O nie... Moja sukienka... Cholera – szepczę w porażce, nie mając nawet odwagi spojrzeć w górę ponownie, aby zobaczyć jego rozbawiony wyraz twarzy.

Nie muszę nawet patrzeć mu w oczy, żeby to wiedzieć; czuję jego skrajne rozbawienie połączone z rosnącym zniecierpliwieniem, gdy nieśmiało sięgam po Magię Serca.

Biorę głęboki oddech i w końcu patrzę w górę, moja pięść wciąż trzyma monetę. Spoglądam na Storma, który wciąż mnie obserwuje, bez wyrazu.

Po prostu stoi tam, gdzie był, patrząc na mnie z bardzo powolnym przechyleniem głowy.

Szybko zaciskam wargi, zanim powiem coś więcej, co go zirytuje, i wyciągam monetę, otwierając dłoń, by odsłonić jego zagubioną własność.

Kiwam głową w kierunku monety, a kiedy się nie rusza, postanawiam powoli się podnieść.

Podpieram się na jednej ręce i podnoszę jedną nogę; jednak po tych dwóch lekkich ruchach Legenda szybko podejmuje działania.

Robi jeden łatwy, duży krok do przodu, a ja natychmiast zastygam w miejscu, bo on dosłownie góruje nade mną.

Nie jestem pewna, czy chce współpracować, czy też chce mnie zabić za przeszkadzanie mu.

Jednak powoli wyciąga rękę, odmawiając przyjęcia monety bezpośrednio ode mnie. Chce, żebym ją podała.

To mnie obraża, ale nie mogę kwestionować Legendy bardziej niż jest to poza rozsądkiem.

Najlepiej zaspokoić jego potrzeby. Podrzucam monetę do góry, a ona ląduje w jego wyciągniętej dłoni. Korzystam z małej okazji, by przyjrzeć się z bliska jego Złamanemu Ogniowi.

Światło wylewające się z jego lewego policzka jest jak stały stan Smoczej Mgły, złotej jak promienie słońca. To sprawia, że moje zdolności empatyczne się budzą. Chcę to jakoś uleczyć.

Ale nie, nie mogę.

Najlepiej zrobię, jeśli sobie pójdę, zanim postanowi się ze mną zabawić. Wydaje się zarówno zaskoczony, jak i lekko rozbawiony moją próbą zwrócenia upuszczonej monety.

– Yyy. Do widzenia, Storm – mówię wyraźnie i pewnie, podnosząc się na nogi, kiedy on nie wycofuje się natychmiast... On po prostu kontynuuje wpatrywanie się we mnie, zdezorientowany i zaintrygowany.

Kiedy już udaje mi się stanąć na nogach, szybko otrzepuję swoją sukienkę i ponownie się wycofuję, tym razem powoli i bardzo ostrożnie.

Wydaje się, że docenia fakt, że nie jestem na tyle głupia, by się odwrócić i zostawić się bezbronną wobec niego.

– Nie, małolato, jesteś – mówi, jakby stwierdzając fakt, a ja się nagle zatrzymuję, zdezorientowana jego doborem słów i oszołomiona po raz kolejny po usłyszeniu jego niskiego, nieludzkiego głosu.

– Jestem… czym? – pytam i unoszę brwi, krzyżując ramiona nieświadomie, gdy czekam na jego odpowiedź.

Wstrzymuję swój odwrót, by poczekać na jego odpowiedź, wpatrując się w jego złote, świecące oczy, iskrzące się ponownie przy odpowiedzi.

– Głupia i nierozważna. – Unosi brew i pozwala tej obeldze w pełni do mnie dotrzeć.

Marszczę brwi, gdy w końcu odwraca się i z radością kontynuuje swoją drogę.

Mimo, że rzadko odczuwam wściekłość, jego dwie uwagi wyprowadzają mnie z równowagi.

Ani złośliwe uwagi Eleny, ani ostre słowa mojej matki nigdy nie wywołały u mnie więcej niż lekką frustrację.

Ale z jakiegoś powodu jego obelgi bolą... i po raz pierwszy... być może kiedykolwiek... jest całkiem prawdopodobne, że jestem zła.

A on jest praktycznie zupełnie obcym człowiekiem.

Storm nie powinien mieć na mnie aż takiego wpływu. Jednak zrzucam to na karb tego, że jest pierwszym Srebrnym Smokiem, którego spotkałam i jestem rozczarowana jego obelgami.

Jestem też rozczarowana jego brakiem wdzięczności, bez znaczenia, czy jest Legendą czy nie.

A to, jak mnie obraził, było po prostu niegrzeczne!

Obracam się gwałtownie na pięcie, by odejść z powrotem w stronę Graceful Springs, krew szybko napływa mi do policzków. To się nigdy nie zdarza.

Ale niesprawiedliwość jego reakcji na mój akt dobroci sprawiła, że jestem wściekła.

– Głupia i nierozważna? – szepczę do siebie, odchodząc, moje zranione uczucia i gniew przybierają na sile, im bardziej myślę o tym.

– A jednak, proszę pana, był pan tchórzem ~ukrywającym się~ przed ~młodym smokiem~ za drzewem.

Tak, jest tchórzem.

Jednak robię jeszcze jakieś trzy kroki, zanim muszę zatrzymać mój zdecydowany krok.

Moje zmysły zostają gwałtownie zalane ostrzeżeniem o czyjejś obecności.

Już mam się odwrócić, gdy tuż przede mną, z cienia drzewa wychodzi Storm... Dzięki jakiejś niewytłumaczalnej magii... znów jest tuż przede mną.

– Odwróć się – warczy. – Teraz.

Wpatruję się w niego w szoku, gdy jego złote oczy bez mrugnięcia wpatrują się we mnie z frustracją i skrajną irytacją.

– Ale dlaczego? – Próbuję się dowiedzieć, ale nie udaje mi się osiągnąć zbyt wiele.

– Twoja pierwsza krew plami tył twojej sukienki. Obróć się, teraz. – Jego złote oczy przeszywają moją duszę, a ja spoglądam w dół, by zobaczyć plamę krwi również na przodzie mojej sukni.

Och, smoczy bogowie!

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea