Alena Des
BELLE
Kap.
Wilgoć z sufitu spadła na ziemię, odbijając się echem od ciemnych ścian lochu. Zapach był prawie nie do zniesienia, przypominał o moich obecnych okolicznościach.
Kap.
Łzy spłynęły po moich policzkach i dołączyły do cuchnącej wilgoci na ziemi. To było odpowiednie, naprawdę. Wszystko, co wiedziałam przed dzisiejszym dniem, zostało wywrócone do góry nogami.
Bycie wilkiem oznaczało bycie wolnym, dzikim i robienie tego, co było w najlepszym interesie twojej watahy. To nie było najlepsze dla nikogo poza potwornym królem, który mnie tu trzymał.
Ale dlaczego?
Odpowiedź wymykała mi się, gdy inne obawy wypełniały mój umysł. Chciałam, żeby ktoś mnie zauważył i wyciągnął z nudy mojego życia.
To tyle jeśli chodzi o spełnianie życzeń...
Moja rodzina by się martwiła. Córka alfy porwana w środku nocy nie wyglądałaby dobrze dla innych w watasze, nawet gdyby moim porywaczem był Król Wilkołaków.
Sean bez wątpienia byłby wkurzony, jego siostrzyczka została porwana, a on nie mógł czegokolwiek zrobić. Szukałby mojego zapachu gdziekolwiek by nie prowadził.
Ale czy doprowadziłby ich tutaj? Czy to w ogóle miało znaczenie teraz, gdy król mnie miał?
Drżałam w zimnym lochu, pozwalając, by ściany zamknęły mnie w swoim zimnym uścisku. To było lepsze niż przebywanie w pobliżu potwora.
Kiedy wróciło do mnie wspomnienie jazdy na jego grzbiecie, poczułam palące ciepło, które powoli rosło w moim ciele. To było przyjemne uczucie. I było w tym coś więcej niż tylko ciepło.
Pragnienie.
Pożądanie.
Słyszałam jak się całują.
Widziałam jak ich języki szukają siebie nawzajem.
Krzyczałam na myśl, że chciałabym mieć z nim cokolwiek wspólnego.
Łzy zaczęły znowu płynąć szybciej i z większą mocą. Wypełniłabym ten loch moimi łzami i uniosłabym się na szczyt, poza zamek, a strumień zabrałby mnie do domu.
Ale co jeśli to był mój dom?
Zamknęłam oczy, czując jak nowe łzy ogrzewają moje policzki. Ciemność była teraz moim ukojeniem. I pozwoliłam, by przeniosła mnie w głęboki sen.
***
Odgłosy kapania prawie zagłuszyły zbliżające się kroki.
Instynkt wyrwał mnie ze snu i poderwał do pozycji siedzącej.
Otarłam łzy, ale już ich tam nie było.
Moje policzki były suche i spierzchnięte, bez wątpienia czerwone.
Wiedziałam jak muszę wyglądać, a myśl o tym, że on widzi mnie w ten sposób przyprawiała mnie o mdłości.
Jakaś postać wypełniła przejście niosąc coś, co wyglądało jak latarnia.
Światło było ciepłe i miękkie, ale moje oczy nie mogły się szybko przyzwyczaić do nowego wrażenia. Osłoniłam światło ręką i spojrzałam jeszcze raz.
Był mniejszy od króla, ale zbudowany w taki sposób, że wiedziałam, że to mężczyzna.
Wysoki.
Silny.
Zimny. Jak te ściany.
Czy w ogóle próbowałbym się bronić? Jaki byłby w tym sens?
Patrzył na mnie, a ja na niego, ale nie podszedł bliżej.
– Annabelle – powiedział głos. Był jak grzmot w małym lochu, ale uprzejmy i ciekawy. – Przyniosłem ci trochę udogodnień.
Latarnia została podniesiona wyżej, a moje oczy dostosowały się. Mogłam teraz zobaczyć jego twarz.
To był Xavier! A w drugiej ręce trzymał złożone koce.
– Czy wszystko w porządku? – zapytał.
Świetne pytanie...
– Czy wyglądam w porządku? Kamień nadaje miłego, średniowiecznego charakteru, ale jestem pewna, że koce pomogą.
Xavier roześmiał się. To było ciepłe i miłe. Chciałam pozwolić, by ten śmiech zamknął się wokół mnie i dodał mi sił.
– Nie miałem zamiaru się śmiać.
– W takim razie powiedz mi, co się dzieje. Na Boginię Księżyca, chcę wiedzieć! – Moje krzyki odbijały się echem od ścian, duchy mojego gniewu wirowały wokół nas.
Widziałam uśmiech na jego twarzy. Gdyby nie smutek w jego teraz widocznych oczach, krzyknęłabym jeszcze raz.
– On się martwi, że nie jesteś wilkołakiem.
Teraz była moja kolej, by się roześmiać.
– Żądacie opuszczenia mojej watahy żebym poszła z wami, wrzuca mnie do lochów, a następnie odmawia uwierzenia, że mogę się przemienić jak każdy inny?
Zamknęłam oczy i spróbowałam się przemienić.
Nic.
Wilgotna ciemność wydawała się chłodzić wszystkie moje instynkty, obracając moją siłę woli przeciwko mnie. Mogłam tylko patrzeć bezradnie.
Co on by sobie o mnie pomyślał? Ten piękny, miły człowiek patrząc na takiego słabego członka gatunku, niezdolnego do zrobienia tego, co było naturalne przez tak długi czas.
– Wiemy, że potrafisz się przemieniać. Ale są inne istoty, które posiadają takie moce. Istoty takie jak czarownice.
Czarownice?!
To było szaleństwo! Śmiech bąbelkował z głębi duszy, wydobywając się z mojego gardła.
– Dzięki. Dobrze było się w końcu pośmiać. I pomyśleć, że teraz ten loch jest całkiem przytulny.
– Keith nie myśli jasno. Jest przekonany, że jeśli Władca Demonów cię ściga, to musi być w tobie coś więcej, niż widać na pierwszy rzut oka.
Spojrzałam na niego ponownie.
– Dzięki. To naprawdę podbudowało moje ego.
Wyraz mojej twarzy zmienił się, stając się łagodny i miękki. Miałam nadzieję, że mógł to zobaczyć. Gdyby tylko potwór, którego nazywali Królem, mógł być bardziej podobny do Xaviera.
– A ty? Co o tym myślisz? – zapytałam.
Xavier niepewnie przestąpił z nogi na nogę.
– Nie mnie o tym decydować.
Oczywiście, że nie.
– Ale nie byłbym z tobą tak długo, gdybym uważał, że stanowisz dla nas zagrożenie. Naprawdę przykro mi z powodu wszystkiego, przez co przechodzisz. Modlę się, by Księżycowa Bogini wskazała nam właściwą drogę.
Potrząsnęłam głową i machnęłam ręką. To był lekceważący gest wobec jedynej życzliwej duszy, jaką znałam, ale to było wszystko, na co mogłam się zdobyć.
– Wkrótce zostanie przysłane jedzenie.
– Nie chcę go.
Gdybym tylko była lepszym kłamcą. Jedzenie brzmiało niesamowicie. Mój żołądek odpowiedział na te myśli głośnym dudnieniem, które Xavier z pewnością usłyszy.
– Ale nie jadłaś cały dzień – błagał.
– I nie będę. A teraz zostaw mnie w spokoju. Potrzebuję trochę ciszy i spokoju.
Ból na jego twarzy dał do zrozumienia, że zraniłem jego najlepsze intencje.
– Dobrze. Ale obiecuję, że nie masz się czego obawiać. Chcemy dowiedzieć się, co się dzieje, tak samo jak ty.
Mogłam tylko odwrócić się od niego.
– Rozumiem. Obiecuję ci to... Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby spróbować przemówić mu do rozsądku. Ale jest powód, dla którego tak długo był Królem Wilkołaków. Musisz też o tym pamiętać.
Czy naprawdę miałem tu sprzymierzeńca?
Chciałam sięgnąć w przeszłość i cofnąć wszystko, co mu powiedziałam.
Kiedy się odwróciłam, już go nie było. Jego kroki znikały na schodach, oddalając się coraz bardziej i bardziej, aż usłyszałam huk zamykanych drzwi. Zamek wsunął się na miejsce, zapewniając moje uwięzienie.
Z kilku koców, które podarował mi Xavier, udało mi się stworzyć warstwę, na której mogłam się położyć, jak również jedną na przykrycie i poduszkę, na której mogłam oprzeć głowę.
Przestawiłam latarnię na niższy stopień palenia, by mieć pewność, że starczy na dłużej. Cienie rosły wzdłuż ścian, zmuszając mnie do przypomnienia sobie koszmaru, w którym się teraz znalazłam.
Spanie wydawało się niemożliwe. Tak wiele rzeczy się wydarzyło, że nie wydawało się to realne. Dekret, że mam zostać połączona z Władcą Demonów, atak na wilkołaki i późniejsze zwycięstwo. Widok Keitha całującego ją!
Krew zaczęła mi się gotować, więc mocno zamknęłam oczy. Maleńkie plamki światła migotały w moim zaciemnionym polu widzenia, gwiazdy jasności w tym ciemnym lochu.
Nie mogłam uwierzyć, że sen przyjdzie. Nie chciałam wierzyć, że znajdę spokój w tym zamieszaniu.
***
BRZĘK.
Obudziłam się w środku nocy. Nowe cienie pojawiły się na ścianach lochu, zmieniając się w różne kształty z każdym mrugnięciem moich wciąż zaspanych oczu.
Podkręciłam światło latarni i rozejrzałam się dookoła. Nic.
Sen szarpnął moimi powiekami, niemalże przenosząc mnie z powrotem do świata snów.
Wtedy usłyszałam coś innego...
ZGRZYT.
Zawiasy otwierających się drzwi.
– Kto tam jest? – zawołałam, mój głos pokazywał więcej paniki niż zamierzałem. Nie otrzymawszy odpowiedzi, zabrałam latarnię i ruszyłam w kierunku schodów.
Kamienie były zimne na moich stopach, gdy wchodziłam po każdym stopniu jeden po drugim. Podążałam spiralną ścieżką, aż do momentu, gdy światło przykuło moją uwagę. To, co zobaczyłam na górze, było zbyt wielkie, by w to uwierzyć.
Drzwi były otwarte!
Czy to była pułapka? Nie wiedziałam i nie miałam zamiaru się dowiedzieć. Ale głęboki, rezonujący głos wołający moje imię upewnił mnie, że nie zejdę. Jeszcze nie.
Annabelle.
Nienawidziłam tego imienia i potrząsnęłam głową. Chciałam wrócić na dół i skulić się w cieple moich koców. Moje stopy miały inne zdanie.
Jeszcze tylko kilka kroków i znalazłam się za drzwiami! Długie korytarze oświetlone latarniami na ścianach zdawały się ciągnąć w nieskończoność.
Annabelle.
Moje ciało obróciło się mimowolnie, przyciągnięte przez kojące barytonowe dźwięki.
Wkrótce przede mną stanęły duże drzwi. Ich drewno było mocne, z ozdobnymi rzeźbieniami.
Energia, której nigdy nie czułem, pociągnęła moją rękę do przodu. Jak magnes przyciągający żelazo, ta niewidzialna siła mogła mnie tylko przyciągnąć do przodu. Wydawało się, że to moje przeznaczenie.
***
Sala tronowa była ogromna i pusta. To było marzenie minimalisty: nic poza latarniami emanującymi słabym światłem, które padało na karmazynowe sztandary.
Na środku stał duży tron z ciemnego drewna.
Po raz kolejny ledwo mogłam uwierzyć własnym oczom. Ktoś siedział na tym tronie!
W moim ciele ponownie pojawił się ogień. Ale to nie było to samo, co wcześniej. Tym razem czułam się inaczej.
Moje stopy niosły mnie bliżej. Było już za późno, żebym mogła zawrócić, chociaż wiedziałam, dlaczego to nie było to samo.
Na tronie nie siedział Keith, Król Wilkołaków.
To był ktoś inny.
Ktoś, kogo energia była mroczniejsza, ostrzejsza. Ta osoba nie należała do żadnej watahy.
Spojrzał na mnie, a moja krew zamarzła – ta sama krew, która płonęła chwilę wcześniej.
Władca Demonów patrzył na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Oto i ona. Moja miłość. Moja Annabelle.
Próbowałam krzyczeć, ale jego zły uśmiech wyssał powietrze z moich płuc.
Latarnia wypadła z mojej dłoni.
Uderzenie spowodowało wybuch płomieni.
Płomienie pochłonęły tron i Władcę Demonów, dając mu nagłe moce, które podsyciły ogień, wystrzeliwując go w kierunku sufitu.
Czułam jak moja skóra się gotuje, gdy moje ciało wylądowało z hukiem u stóp tronu.