Serce miliardera - Okładka książki

Serce miliardera

Frankie Nero

Pan Gonzalez spotka się z tobą teraz

TINA

Stałam przed dużym budynkiem należącym do Gonzalez Industries. Czarne mosiężne drzwi ze złotym napisem Gonzalez wpatrywały się we mnie. Przygotowywałam się do tej chwili od momenty, gdy zostałam zwolniona z banku.

Błogosławię duszę Armando za to, pokrył rachunki w szpitalu. Bałam się, że dostanę ogromny rachunek i nie będę miała jak go zapłacić. Zawartość koperty, którą miałam w kieszeni, nie pokryłaby kosztów leczenia w szpitalu.

Gdy się nad tym zastanowiłam, doszłam do wniosku, że ten szpital był cholernym zdzierstwem. Kto, do cholery, wystawia komuś tak wysokie rachunki za krótki pobyt? Nawet nie zdiagnozowano u mnie żadnej choroby. Cieszyłam się, że mam to już za sobą.

Drugą noc z rzędu nie mogłam zasnąć. Tym razem podekscytowanie i nerwy nie dawały mi spać, a nie złamane serce. Przez całą noc nie mogłam myśleć o niczym innym. Miałam zostać pracowniczką tej prestiżowej firmy. Moi znajomi ze studiów zabiliby za taką okazję.

Zakładając, że faktycznie dostanę tę posadę.

Cóż, przynajmniej dostałam szansę na rozmowę. Muszę tylko utrzymać swój temperament w ryzach i nie pozwolić mu się do mnie zbliżyć. Nie mogłam mu się zbytnio przyglądać, bo był tak przystojny, że trudno było myśleć.

Miałam przeczucie, że Alejandro nie postąpi uczciwie na rozmowie kwalifikacyjnej. Wskazywała na to jego postawa w szpitalu.

Wpatrywałam się w drzwi, zagubiona w myślach. Usłyszałam, jak ktoś odchrząkuje.

„Z tego, co wiem, nasze drzwi nie otwierają się magicznie w odpowiedzi na siłę czyjegoś spojrzenia”.

Podskoczyłam lekko i obróciłam się w lewą stronę.

Mężczyzna ubrany w coś, co wyglądało na mundur ochroniarza, wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem. Zmrużyłam oczy i zobaczyłam symbol firmy Gonzaleza na wysokości jego klatki piersiowej.

Pewnie zaraz mi powie żebym sobie poszła. Choć nie wyglądał na agresywnego. Miał łagodny i jednocześnie rozbawiony uśmiech na twarzy. I wtedy zdałam sobie sprawę, jak śmiesznie musiałam wyglądać. Stałam na chodniku i wpatrywałam się w drzwi jak w transie.

„Och, przepraszam”. Zaśmiałam się. „Przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną. Po prostu zgubiłam się na chwilę w myślach. Wiesz, jak to jest”.

Ścisnęłam mocniej torebkę.

„Aha”. Kiwnął głową ze zrozumieniem. „Cóż, myślę, że w takim razie pora wejść do środka. Chyba, że planujesz odbyć rozmowę tutaj”. Znów się roześmiał.

Pchnął drzwi.

„Tędy, panienko”. Zaprosił mnie gestem do środka.

„Dziękuję”. Podeszłam w kierunku drzwi.

„Powodzenia”. Zobaczyłam, jak podnosi kciuk do góry, po czym zamknął za mną drzwi. Poczułam, jak przechodzą mnie dreszcze. Liczyłam, że dopisze mi szczęście. To była moja ostatnia szansa. Nie wiedziałam, co zrobię, jeśli nie dostanę tej pracy.

W holu zauważyłam recepcjonistkę. Była ładną kobietą, miała włosy w kolorze hebanu ułożone w kok, szare oczy ukryte za idealnie zaprojektowanymi okularami i prosty nos. Pisała coś na komputerze.

Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w jej stronę.

Podniosła głowę.

„Dzień dobry, panno Campbell”. Uśmiechnęła się do mnie. Uniosłam brwi ze zdziwienia.

„Jak…” zaczęłam.

„Pan Gonzalez poinformował mnie o twojej rozmowie kwalifikacyjnej”odpowiedziała. „Chwileczkę, proszę”.

Podniosła słuchawkę i wybrała numer.

„Dzień dobry” powiedziała. „Tak, jest tutaj… W porządku”.

Odłożyła słuchawkę i odwróciła się do mnie. „Pan Gonzalez spotka się z tobą teraz” powiedziała.

„Dziękuję” odpowiedziałam.

„Za zakrętem, po lewej stronie jest winda. Wjedź na ostatnie piętro” wyjaśniła.

Skinęłam głową i ruszyłam we wskazanym kierunku. Wzięłam kolejny oddech, nacisnęłam przycisk i weszłam do środka. Winda jechała z szumem, dając mi czas na ocenę sytuacji. Zapomniałam zapytać, gdzie jest toaleta, a chciałam umyć ręce i sprawdzić, jak wyglądam. Jakie wywarłam na niej wrażenie? Może powinnam była się spodziewać, że będzie wiedziała o mojej rozmowie. W końcu prowadziła jego agendę. Mam nadzieję, że nie wyszłam na kretynkę.

Rozmowa.

Jak się potoczy? Czy zapyta mnie o coś niestosownego? Czy będzie mnie nękał osobistymi pytaniami? A może utrudni sprawę i spyta o rzeczy, które nie są związane z doświadczeniem, które opisałam w CV. Robiłam się niespokojna na samą myśl o tym, że będę musiała siedzieć z nim sama w pokoju. Intensywność wczorajszego kontaktu wzrokowego była prawie nie do zniesienia. Wciąż dużo myślałam o jego oczach.

Winda zadźwięczała i wysiadłam. Poszłam na koniec korytarza i zatrzymałam się przed dużymi, kunsztownie wykonanymi drzwiami, nad którymi widniały słowa CEO w kolorze złota. O co chodziło z tą rodziną i złotem? Nie wiedzieli, że złoto wygląda głupio?

Wzięłam głęboki oddech i zapukałam.

„Wejdź” usłyszałam jego stłumiony głos.

„Nadszedł czas, Tino”. Policzyłam do pięciu, uśmiechnęłam się i weszłam do środka.

Oczy mi się zaszkliły. Biuro było tak wielkie, że można by w nim zmieścić całe mieszkanie. Było wystarczająco przestronne, żeby bawić się w nim w berka.

Musiało być dopiero co wysprzątane. Podłogi aż lśniły. Szyby w oknach miały niebieskawy odcień. Albo architekt był wyjątkowo utalentowany, albo Alejandro miał dobry gust.

A propos Alejandro.

Siedział przy biurku, pisał na klawiaturze, a wzrok miał skupiony na monitorze. Miał na twarzy wyraz stoickiego spokoju, który pamiętałam z jego występów w telewizji i z okładki magazynu. Nie było śladu po emocjach, które okazywał podczas wczorajszej rozmowy z ojcem.

„Proszę usiąść, panno Campbell”. Jego jak zawsze urzekający akcent ozdobił jego słowa; gestem wskazał miejsce siedzące przed biurkiem, nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.

Nieładnie.

Ale nie zamierzałam pozwolić, żeby wpłynęła na mnie jego chamska postawa.

Usiadłam i wtedy zauważyłam złotą rybkę w akwarium na małym stoliku po jego lewej stronie. Sama obecność złotej rybki sprawiła, że się rozluźniłam. Nie mógł być aż takim potworem, skoro lubił towarzystwo złotej rybki. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam to pływające słodkie stworzenie.

„To Sebastian”. Wzrok Alejandro wciąż był skupiony na monitorze.

Sebastian? Poważnie? Prawie się roześmiałam, ale w ostatniej chwili się opanowałam i zamiast tego tylko kaszlnęłam.

„Czy jest coś, co panią bawi, panno Campbell?” zapytał.

„Nie, to był kaszel. Coś utknęło mi w gardle” powiedziałam szybko.

Zmrużył oczy. Po chwili spojrzał na zegarek, a potem na mnie.

„Wcześnie przyjechałaś” powiedział. „To znak sumiennej i zdeterminowanej osoby”.

Przewróciłam oczami.

„Przejrzałem twoje CV”. Odchrząknął. „Ukończyłaś administrację publiczną ze średnią 3,75 na jednej z najlepszych uczelni. Imponujące”.

Byłam podekscytowana. To będzie łatwiejsze, niż myślałam.

„Ale ja potrzebuję czegoś więcej”.

Serce mi zamarło.

„Faktem jest, że biorąc pod uwagę twoje CV, nie wyglądasz na typową piękność bez mózgu”. Postukał palcami w stół.

Czy on właśnie powiedział, że jestem piękna?

Spojrzałam na niego i poczułam, że się rumienię. Po jego spojrzeniu nie mogłam stwierdzić, czy to miał być komplement. Z drugiej strony, dlaczego miałby mi schlebiać? W szpitalu zachował się jak palant.

„Poproszę o więcej szczegółów. Chcę wiedzieć więcej o twoim doświadczeniu zawodowym”.

„Dobrze”. Splotłam dłonie.

„Czy byłaś karana?” zapytał, zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek o swoim doświadczeniu zawodowym.

„Nie”. Moje oczy się rozszerzyły.

„Jesteś lesbijką?”

Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Co to były za pokręcone pytania? Co moja orientacja seksualna miała wspólnego z otrzymaniem tej pracy?

„Do diabła, nie!” warknęłam, a on uniósł brwi. Zdałam sobie sprawę ze swojego tonu i zakaszlałam niezręcznie, wpatrując się w stół. Czułam na sobie jego przeszywający wzrok. Po kilku sekundach udało mi się na niego spojrzeć.

Jego stoicka postawa powróciła i podniósł się nieco na siedzeniu.

„Ostatnie pytanie” powiedział. „Dlaczego powinienem cię zatrudnić?”

Zmarszczyłam brwi. Wpatrywałam się w jego oczy. Wyglądały hipnotyzująco. Jakby chciały mnie zmusić do popełnienia błędu.

Ale nie, zamierzałam wygrać. Chciałam dostać tę pracę. Miałam zbyt wiele do stracenia.

„Bo powinieneś”. Uśmiechnęłam się.

„Słucham?” Uniósł brew.

„Panie Gonzalez, wierzę, że moje referencje mówią same za siebie. Gdyby je pan faktycznie przeczytał, wiedziałby pan, że pozyskałam dla mojego poprzedniego pracodawcy wielu nowych klientów”.

Zaskoczenie było wyraźnie wypisane na jego twarzy. Nie spodziewał się, że stanę w swojej obronie. Dobrze, miałam go. Moja pewność siebie wzrosła;złożyłam ręce i odchyliłam się do tyłu.

„Panie Gonzalez” kontynuowałam. „Niech pan nie gra ze mną w gierki. Z wywiadów z panem wynika, że jest pan inteligentną osobą. Wiem, że ceni pan kompetencje i wydajność. Jeśli oczekuje pan, że padnę na podłogę i będę błagać, to tak się nie stanie. Za mogę panu powiedzieć, że w ciągu dwunastu miesięcy zwiększyłam bazę klientów u mojego poprzedniego pracodawcy o 39 procent, a liczba zamożnych klientów wzrosła o ponad 45 procent”.

Zaskoczenie na jego twarzy się nasiliło, a ja dodałam kolejną broń do mojego arsenału. Nie mogłam się powstrzymać.

„Poza tym, jeśli mnie pan nie zatrudni, nie spodoba się to pańskiemu ojcu”. Uśmiechnęłam się.

Widziałam, że jego twarzy pociemniała i poruszyłam się niepewnie. Może posunęłam się za daleko?

„Panno Campbell, czy próbuje mnie pani szantażować emocjonalnie?” Zmarszczył brwi.

„Nie”. Wzruszyłam ramionami. Chyba przegięłam. Ale poznaliśmy się w sali szpitalnej, a on był miliarderem. Rozgrywka między nami od początku nie była wyrównana.

Jego oczy skupiły się na mnie. Przełknęłam ślinę. Przybrałam odważną minę, choć głęboko we mnie panował chaos.

Kamienne spojrzenie Alejandro sprawiało, że wydawał się nieprzewidywalny. Patrzyłam, jak otwiera usta, żeby powiedzieć mi, że nasza rozmowa dobiegła końca i moje usługi nie będą potrzebne.

Wyprostowałam się.

„Przeszłaś rozmowę kwalifikacyjną. Chciałbym ci złożyć ofertę zatrudnienia”.

„Przepraszam, co?” Zamrugałam.

„Słyszałaś mnie”. Przewrócił oczami. „Umieszczę cię w dziale marketingu. Płacę pięćdziesiąt dolarów za godzinę. Pracujemy tylko w dni powszednie. Spotkaj się przy wyjściu z moją sekretarką. Zrobi ci zdjęcie do legitymacji. Jutro zaczynasz. Miłego dnia”.

„Dziękuję panu”.

Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. To był sen. Nie mogłam w to uwierzyć. Dostałam tę pracę. Pani Jones miała rację. Uwierzyłam w swoje dobre strony.

„Jeszcze jedno, panno Campbell” usłyszałam głos Alejandra, gdy moja ręka sięgnęła do klamki.

Zatrzymałam się i odwróciłam.

„Nie akceptuję spóźnień. Musisz być punktualna”. Złożył ręce. „Osoba, której stanowisko przejmujesz, złamała tę zasadę. Została zwolniona”.

Odchrząknęłam, przypominając sobie, jak ostatnio dwa razy spóźniłam się do banku. To nie była moja wina. Raz Mike zaciągnął mnie do łóżka, a potem właścicielka mieszkania zatrzymała mnie na rozmowę. Więcej nie pozwolę na coś podobnego.

„Będę o tym pamiętać”. Odchrząknęłam i odwróciłam się, po czym ponownie sięgnęłam do drzwi.

„Jeszcze jedno”.

Zamarłam w miejscu i zacisnęłam zęby.

„Tak?” Odwróciłam się z wymuszonym uśmiechem na twarzy.

„Romansowanie w biurze jest niedozwolone”.

Oparłam się pokusie przewrócenia oczami. Nie zamierzałam się z nikim spotykać. Nie po koszmarze, jaki zafundował mi Mike.

„Przyjęłam do wiadomości” odpowiedziałam.

„Możesz odejść. Nie mogę się doczekać współpracy z tobą”.

Przytaknęłam i wyszłam z gabinetu. Na korytarzu prawie podskoczyłam z radości. Powstrzymałam się w ostatniej chwili z dwóch powodów. Mógłby mnie usłyszeć. A moje obcasy nie były zaprojektowane do skakania. Ale w środku świętowałam.

Potem się zamyśliłam.

Co, do cholery, miał na myśli mówiąc, że nie mógł się doczekać pracy ze mną?

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea