
Nieoczekiwany partner
Zawsze czuła, że jest uśpionym wilkiem. Okazało się, że jest czymś zupełnie innym…
Zraniona i wykorzystana, Meadow ucieka od wymuszonego parowania i natrafia na spokojne i harmonijne stado. Tam, pod opiekuńczym skrzydłem alfy, dostaje czas, by dojść do siebie.
Alfa Kai jest urodzonym opiekunem. Kiedy więc tajemnicza młoda kobieta z sąsiedniego stada potrzebuje jego pomocy, oferuje ją bez wahania. Gdy prawda o jej przeszłości wychodzi na jaw, czy będzie mógł też zaoferować jej swoją miłość? Nawet jeśli zaryzykuje w ten sposób bezpieczeństwo stada?
Dzikie kwiaty i Ziemia
KAI
Zbliżała się godzina zamknięcia baru, ten spokojny czas po wyłączeniu szafy grającej, gdy ostatni klienci kończyli swoje drinki i opowiadali ostatnie żarty.
Jason – barman i bliski przyjaciel Kaia – wycierał stoliki i ustawiał krzesła do góry nogami, aby można było umyć podłogę.
Kai wsłuchiwał się w odgłosy gasnącego śmiechu, gdy ostatni klient wyszedł za drzwi. Następnie, czując się usatysfakcjonowany, zszedł na dół, aby zabrać kilka skrzynek piwa na jutro.
Przeszedł za bar i odstawił trzy skrzynki, które niósł. Gdy wstał, w drzwiach pojawiła się dziewczyna – a przynajmniej tak mu się wydawało.
Ubrana była w za dużą bluzę z kapturem i czarne spodnie dresowe, które były o co najmniej dwa rozmiary za duże. Była boso. Złote włosy zwisały tylko z jednej strony kaptura, który zakrywał całą jej twarz.
Trzymała się mocno za prawy bok, a wzrok Kaia przeniósł się na jej dłoń. Była zakrwawiona. Dziewczyna niemal bezszelestnie wsunęła się do boksu i wcisnęła w kąt.
Jason spojrzał na niego znad baru, więc Kai wziął szklankę wody, po czym podszedł do boksu i postawił szklankę przed dziewczyną. Czuł, jak ogarnia ją strach.
Nie podnosząc wzroku, wolną ręką sięgnęła po szklankę. „Dziękuję”, szepnęła słabo, po czym podniosła szklankę i wypiła całą zawartość.
„Jesteś ranna”.
„Nic mi nie będzie. Muszę tylko odpocząć”.
„Kai!”
Odwrócił się i zobaczył Jasona wskazującego na swoje uszy i wskazującego głową w kierunku wyjścia.
Kai spojrzał z powrotem na małą istotkę kulącą się w rogu boksu. „Uciekasz przed kimś?”, zapytał, gdy usłyszał pospieszne kroki – buty – zbliżające się na zewnątrz.
„Pójdę już”. Przesunęła się i próbowała wstać, ale z jej ust wyrwał się jęk bólu.
„Które stado? Wyczuwam w tobie wilka”.
Spojrzała mu w oczy, po czym zwiesiła głowę. „Czerwony świt”, wyszeptała.
„To wszystko, co muszę wiedzieć. Chodź za mną. Odwrócił się i poprowadził ją na zaplecze. „Czerwony świt, Jason!”, zawołał przez ramię.
„Cholera!”, usłyszał krzyk Jasona.
Kai zatrzymał się przed damską toaletą. „Zdejmij bluzę”, rozkazał.
Spojrzała na niego, ale zrobiła to, ściągając bluzę przez głowę. Miała na sobie poplamiony krwią biały podkoszulek, a na jej nagich ramionach widniały ślady po uderzeniach.
Było oczywiste, że ta dziewczyna była bardzo maltretowana.
Kai zabrał bluzę do łazienki i zawiesił ją na drzwiach kabiny, po czym wrócił na korytarz i podał jej małą butelkę z kieszeni. „Spryskaj się. To bloker zapachu”.
Wzięła butelkę i spryskała szyję, a on skinął głową i poszedł otworzyć kolejne drzwi w głębi korytarza. „To moje biuro. Siedź tu cicho, podczas gdy Jason i ja porozmawiamy z członkami twojego stada. Zaraz tu będą”.
„Oni nie są z moje stada”, wymamrotała, prześlizgując się obok niego.
Usiadła na krześle, wciąż trzymając się za bok. Spomiędzy jej palców sączyła się krew. Zmarszczył brwi.
Po zamknięciu za sobą drzwi do biura Kai wrócił za bar. Jason uzupełniał skrzynki piwa, więc Kai chwycił ręcznik i zaczął wycierać blat baru.
Kiedy weszło trzech mężczyzn, podniósł wzrok. „Przykro mi, chłopaki. Bar jest już zamknięty”.
„Nie przyszliśmy na drinka”, warknął największy z nich. „Szukamy kogoś”.
To była parszywa banda. Brudni i nieokrzesani. Włosy mieli skołtunione, a twarze niemal zdziczałe.
„Nie ma tu nikogo oprócz nas”. Wyprostował się.
„Czujemy jej zapach!”, warknął drugi facet.
Kai podszedł do baru i spojrzał im prosto w oczy. „Jestem Kai Winslow. To mój bar i moje stado. Z którego stada jesteście?” Nie podobała mu się postawa tych mężczyzn.
„Czerwony świt”, odpowiedział pierwszy, wypinając pierś. Najwyraźniej był ich przywódcą.
Kai wpatrywał się w niego, jego aura alfy przesuwała się do przodu, aż facet cofnął się o krok. „Jak już mówiłem, jesteśmy tu sami”.
„Tak, cóż… czujemy jej zapach”, powtórzył nerwowo najchudszy z grupy.
Kai przeniósł wzrok na niego. „Idź i rozejrzyj się. Nie ma tu wiele do oglądania”. Machnął ręką, a chudy ruszył w kierunku zaplecza, podczas gdy pozostała dwójka zajrzała pod stoły i do boksów.
Chudy krzyknął i wrócił z bluzą w rękach. „Znalazłem to w damskiej toalecie! Jest na niej jej zapach”.
Duży chwycił ją i wsadził nos w materiał. „To ona”. Odwrócił się do Kaia. „Gdzie się podziała dziewczyna ubrana w tę bluzę?”
Kai spojrzał z powrotem na Jasona. „Obsługiwałeś dziewczynę w tej bluzie?”
„Nie. Ale mogła tu przyjść kiedy mieliśmy spotkanie stada. Byliśmy dość zajęci”, odpowiedział Jason.
„Przykro mi, chłopaki. Nie mogę wam pomóc”. Wzruszył ramionami. „Jest uciekinierką?”
„Nie twój interes”, powiedział ten duży.
Duży facet odchrząknął. „Ona należy do naszego alfy. On… chce ją odzyskać. Pokłócili się i ona uciekła”.
Kai słyszał kłamstwo w jego słowach. „Jak ona wygląda?”, zapytał. „Najwyraźniej jest ranna – czuję krew na bluzie – więc może będzie szukać pomocy tutaj, w moim mieście”.
„Jest mała”, odpowiedział drugi. „Mała, blond włosy i niebieskie oczy. Blizna nad lewym okiem. Myślę, że ma około szesnastu, może siedemnastu lat”.
„Ona jest partnerką waszego alfy?”, zapytał Kai.
„On po prostu chce ją odzyskać”, warknął ten duży. „To wszystko, co musisz wiedzieć”.
„Tak? Cóż, powiedz swojemu alfie, że musi skonsultować się ze mną, zanim zapoluje na kogokolwiek na ziemiach mojego stada. Następnym razem mogę uznać to za akt agresji i wziąć odwet”.
„Czy wiesz, kto jest naszym alfą?”, zapytał wielki gość.
„Tak. Draiden Meyers. Syn Cole’a. Dobrze wiem, kim on jest. Był moim wujkiem. Któremu z nich zależy na powrocie tej dziewczyny?”
„Cole’owi”. Teraz on jest alfą. Alfa Draiden przeszedł na emeryturę”, odpowiedział drugi.
„Cóż, powiedz mojemu kuzynowi, że oczekuję telefonu. Chcę wyjaśnień. Rano!” Kai wskazał na drzwi wejściowe i warknął, jego wilk zamanifestował swoją obecność. „Skończyliśmy rozmowę”.
Trzy wilki Czerwonego świtu odwróciły się i odeszły. Zabrały ze sobą zakrwawioną bluzę.
MEADOW
Meadow siedziała cicho na fotelu biurowym z ręką wciśniętą w bok, próbując zatamować krwawienie. Zaczynało jej się kręcić w głowie. Parszywy sukinsyn ugodził ją srebrnym nożem – pewnie dlatego gojenie trwało tak długo.
Wiedziała, że jest na terytorium innego stada wilków. Nie znała jego nazwy, ale czuła się tu bezpieczniej niż przez długi czas wcześniej.
Czerwony świt był bandą odmieńców. Obecny alfa wyłapywał zbłąkane wilki i samowolnie czynił je członkami stada.
Alfa Draiden nigdy jej nie uderzył ani nie znęcał się nad nią, ale jego syn Cole zawsze znajdował sposób, by sprawić jej cierpienie.
Musiała sama sprzątać cały dom stada. Gotowała, sprzątała i prowadziła księgowość. Traktował ją brutalnie za każdym razem, gdy miał taki kaprys.
A teraz próbował jeszcze ją posiąść. Był oczywiście pijany, ale to nie znaczyło, że następnym razem mu się nie uda.
Usłyszała hałas przy drzwiach i jej oczy skierowały się w tamtym kierunku.















































