River przemierza kraj w ucieczce. Nie spodziewa się, że pierwszy raz po dwóch latach przerwy dopadnie ją Gorączka. Ona nie ma zamiaru przyciągać do siebie uwagi alfy, ale on chce przyciągnąć ją.
Kiedy alfie udaje się poczuć zapach River, jest zdeterminowany, by ją złapać. Nawet dawne blizny nie są w stanie go powstrzymać.
Rozdział 1
1: Rozdział 1Rozdział 2
2: Rozdział 2Rozdział 3
3: Rozdział 3Rozdział 4
4: Rozdział 4RIVER
Rzucając walizkę na łóżko dla gości, pozwoliłam sobie nacieszyć się chwilą ciszy, którą teraz miałam. Już nie pamiętałam kiedy ostatni raz tego doświadczyłam. Nie mogłam przestać się zastanawiać, czy znajdę ją tutaj na dłużej.
„Szybko! Spóźnimy się na bieg!” Głos mojej kuzynki dotarł do mnie z dołu, przerywając kilka błogosławionych sekund ciszy.
Rzuciłam się na łóżko obok mojego bagażu i jęknęłam. „Zaraz zejdę, Arlene!”
Nie chciałam przyjeżdżać w noc pełni księżyca, a już na pewno nie chciałam biegać z watahą, gdy jedynymi osobami, które w niej znałam, byli moja kuzynka, ciotka i wujek. Wilki nie lubią biegać z nieznajomymi, a ponieważ to nie była moja wataha, byłam bardzo zdenerwowana tą perspektywą.
Ale minął już ponad tydzień i moje kości zaczęły się prosić o przemianę.
Chociaż czułam się winna, zostałam na łóżku jeszcze przez kilka minut, aby upewnić się, że naprawdę się spóźnimy.
„River!” Głos Arlene przebił się przez drzwi. „Wiem, że dopiero co tu przyjechałaś, ale naprawdę musimy już iść. Słońce już zaszło, a mnie swędzi skóra!”
„Już idę!” Podskoczyłam i otworzyłam drzwi do sypialni gościnnej. Brązowe oczy mojej kuzynki zdawały się przewiercać mnie na wylot, gdy przestępowała niespokojnie z nogi na nogę.
„Alfa nie lubi, gdy się spóźniamy. Chodź!” Arlene chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła z pokoju na schody.
Biegi w pełni księżyca są ważne dla stada. To świetny sposób na utrzymanie silnych więzi. I właśnie wtedy mój wilk krzyczał o szansę na uwolnienie. Moja kuzynka drgnęła z tą samą energią.
Nic nie poradzimy na to, że wzywa nas pełnia księżyca. W przeciwieństwie do ludzi, wilki kierują się wyłącznie instynktem, który decyduje o naszych działaniach.
Zalesiony obszar pachniał cudownie, pełen świeżej sosny i ziemistego aromatu gruntu, a ja łapczywie wdychałam ten zapach. Tak bardzo różnił się od tego, do którego przywykłam w domu.
Dziwny ból przeszył mój przez żołądek, ale na dźwięk podekscytowanego tłumu rozmawiającego w oddali, odwróciłam od niego uwagę. Arlene zwiększyła tempo i wkrótce prawie ścigałyśmy się do zebranego tłumu.
„Jeszcze nie wyruszyli! Jesteśmy w samą porę!” Dołączyłyśmy do ogromnej grupy na polanie między siedzibą stada a lasem. „Ugh, nie widzę stąd alfy!”
„No i?” Przewróciłam oczami na Arlene, która zachowywała się, jakby była zakochaną nastolatką. Miałyśmy po dwadzieścia lat, a ona zakochiwała się w każdym chłopaku, na którego wpadła.
„Zwykle wygłasza przemowę przed biegami w pełni księżyca, ale chyba przegapiłyśmy tę część”.
Wycie odbiło się echem w powietrzu nad naszymi głowami i wtedy energia do przemiany przetoczyła się przez wszystkich. Jak fala elektryczności, płynęła od przodu tłumu aż do mnie i Arlene z tyłu.
Trudno zignorować moc, jaką ma wycie alfy w połączeniu z księżycem w pełni, zwłaszcza gdy przetacza się przez grupę wilków. To jak wezwanie do twojego ducha, który śpiewa, byś uwolnił drzemiącą w tobie bestię.
Ubrania były zrzucane i pośpiesznie rozdzierane, gdy całe stado opadło na czworaki i ruszyło sprintem do lasu.
Następną rzeczą, jakiej byłam świadoma, było potrząsanie jasnym, czerwono-złotym futrem i gonienie za szarym, futrzanym tyłem Arlene. Uczucie napiętej skóry minęło, a ja poczułam się, jakbym zaczerpnęła powietrza pełną piersią, gdy minęło ciśnienie związane z przemianą.
Kontury masywnych sosen rozmyły się, gdy stado ruszyło w głąb lasu. Chłodne nocne powietrze było niesamowite, gdy owiewało moje futro. Przez wierzchołki drzew dostrzegałam przebłyski księżyca i nikt nie był w stanie powstrzymać skowytów lub szczeków podekscytowania, gdy wychwycił zapach jelenia.
Ale wtedy fala bólu przeszyła całą moją istotę, sprawiając, że moje łapy zamarły w bezruchu na twardym glinianym podłożu. To nie miał być dla mnie ten czas, a jednak byłam tutaj, przy pełni księżyca i głęboko w sosnowym lesie z obcym stadem.
Wydałam z siebie cichy skowyt i pozwoliłam stadu biec przed siebie. Z każdą chwilą rozdzierający ból stopniowo zanikał, pozwalając mi ostrożnie stąpać po szeleszczących liściach i kłujących pokrzywach, które leżały pod moimi łapami.
To nie mogło przytrafić się mnie.
Wchodziłam w ruję.
Zepchnęłam już swoją ludzką świadomość na dalszy plan. Kierował mną instynkt wilka. Ale gdybym wiedziała, że tak się stanie, zamknęłabym się w sypialni dla gości.
Uderzył mnie kolejny skurcz. Poczułam, jak ciepło ogarnia moje ciało, a w moim wnętrzu obudziła się niemal bolesna potrzeba. Wystarczyłaby chwila, by mój zapach się rozprzestrzenił, a każdy samiec w tym lesie nagle stałby się drapieżnikiem, a ja ofiarą.
Ostatni ślad mojej ludzkiej świadomości błagał mnie, abym pobiegła do domu i znalazła schronienie na noc, więc podążając za nosem, zawróciłam w kierunku, z którego wybiegliśmy i próbowałam wrócić do siedziby stada.
Ale moja wilczyca miała inne pomysły. Warczała w moim umyśle, gdy wychwytywała zapach wszystkich samców po kolei, którzy tędy biegli. Chciała jednego z nich.
Kiedy wilczyce wchodzą w ruję, aktywuje się najsilniejszy instynkt, jaki mamy w sobie. Nawet jeśli nie zmieniamy się podczas pełni księżyca, gdy jesteśmy pod wpływem ciepła, trudno jest zignorować przyciąganie tych pierwotnych pragnień.
Są niebezpieczne.
Myślałam, że uda mi się wrócić do domu, zanim całkowicie stracę poczucie własnej wartości. Jednak mieszające się zapachy w lesie sprawiły, że straciłam orientację i nie wiedziałam, gdzie jestem.
Nie bałam się. Zgubienie się w lesie było ostatnią rzeczą, której bym się bała.
Ale odgłos potężnych łap grzmiących o ziemię w oddali sprawił, że mój żołądek się zapadł. W tym samym momencie usłyszałam wycie wilka na polowaniu.
I był blisko.
Przeskakując nad strumieniem, odepchnęłam się łapami, by poruszać się tak szybko, jak to możliwe. Wtedy zobaczyłam jego cień pędzący obok mnie przez zarośla.
Był masywny, a w świetle księżyca mogłam stwierdzić, że jego futro było piękne i ciemne.
Moja wilczyca przejęła inicjatywę.
To była dla niej szansa na przetestowanie samca, który był teraz w pościgu za zapachem wilczycy w rui. Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. I nagle zrobiła się z tego gra.
W rui moja wilczyca wiedziała, że jeśli ten samiec zdoła mnie złapać, to jest godzien mnie mieć.