W świecie naznaczonym podziałami Freya jest zmuszona do wejścia w zaaranżowany związek małżeński w ramach traktatu pokojowego miedzy rodzinami. Jej mężem jest Cain, spadkobierca wrogiej rodziny Vargar. Pomimo napięć, ich więź się pogłębia…
Jednakże to dopiero początek ich drogi. Co się stanie, kiedy nowo odnaleziony pokój znów zostanie zagrożony?
Rozdział 1
Wieści RagiRozdział 2
Plotki są prawdziweRozdział 3
Nie martwcie się o mnieRozdział 4
Jeszcze nie wiadomoFREYA
Freya wyciągnęła strzałę z kołczanu na plecach i nacięła ją. Chciała uderzyć na poważnie.
Jeszcze kilka sekund i pulchny królik znajdzie się w zasięgu ostrego grotu strzały. Proste stworzenie skubało trawę.
Freya siedziała na niskiej gałęzi drzewa. Białe włosy zwisały luźno z warkocza. Wiatr wiał szybko. Gwizdał wśród gałęzi i unosił brązowe liście.
Ale była skupiona. Dobrze byłoby mieć co postawić na rodzinnym stole.
Królik schował się pod kępą trawy, by dostać się do bardziej zielonych fragmentów. Białe futerko wyróżniało się wśród martwych liści na ziemi.
Zając wzdrygnął się. Jej strzała wbiła się w wilgotną ziemię, a niedoszła zdobycz odbiegła.
Freya przeskoczyła na kolejne drzewo, a potem na następne, by podążyć za swoim celem. Jej dłonie chwyciły korę, a umięśnione ramiona uniosły jej ciało do bezpiecznej pozycji na gałęzi. Wiedziała, jak poruszać się cicho.
Kolejny wicher posłał więcej liści na ziemię poniżej. Zsunęła się do połowy następnego drzewa, aż jej ofiara znów znalazła się w zasięgu wzroku. Pomimo chłodnego wiatru, na jej czole pojawiła się linia potu. Ponownie naciągnęła cięciwę łuku, przygotowując się do strzału.
Tym razem jej się uda.
Wtedy huczny śmiech z nieba wystraszył królika. Zwierzę uciekło. Tym razem poruszało się zbyt szybko, by mogła go gonić.
Łowczyni spojrzała w górę przez korony drzew. „Niech ich szlag” powiedziała. Teraz już nie musiała być cicho.
Nad jej głową przeleciała grupa żołnierzy. Było ich tylko pięciu, ale narobili wystarczająco dużo hałasu, by odstraszyć jakąkolwiek ofiarę.
To tyle, jeśli chodzi o polowanie.
Policzki Freyi zapłonęły czerwienią, a pióra na jej szyi uniosły się, gdy spojrzała na żołnierzy lecących w stronę kolonii. Królik nie był być albo nie być dla jej rodziny. Ale chciała go przynieść na gulasz dla matki.
Freya przeskakiwała z gałęzi na gałąź, aż dotarła do ziemi. Musiała znaleźć zgubioną strzałę. Strzały nie rosną na drzewach. Jej buty stąpały po miękkiej leśnej ściółce, gdy wytyczała drogę powrotną.
Przypomniała sobie, że mogło być gorzej. Wciąż było mnóstwo czasu, by wrócić do domu przed zmrokiem. Czasami tak wyglądały polowania, a Freya lubiła spędzać czas w samotności.
Nie jesteś wyrzutkiem, jeśli jesteś sam.
Znalazła strzałę w leśnych zaroślach. Nadciągająca bryza zdawała się gonić ją do domu, gdy popołudniowy chłód zaczął dawać się we znaki.
Gdy dotarła do domu, przez drzewa przebijała się już tylko cienka struga popołudniowego światła. Gdy Freya podeszła bliżej, usłyszała, jak rodziny Adarynów spędzają przytulne popołudnie w swoich domach na górze. Freya zdobyła się na mały uśmiech na widok pięknych domów zbudowanych na górnych gałęziach największych sekwoi. Kilka z nich miało drewniane mosty łączące je ze sobą, choć większość Adarynów wolała latać z jednego miejsca do drugiego.
Żołnierz wylądował na schodku, który w całości owijał się wokół obwodu drzewa. Masywne płowe skrzydła oparły się o jego plecy, gdy tylko stanął na drewnianych deskach. Wszedł do swojego domu.
Powyżej, inni żołnierze zaczęli przelatywać przez koronę lasu i lokalizować swoje własne kryjówki na noc.
Freya zazdrościła niezliczonej ilości kolorowych skrzydeł wznoszących się ku domom na drzewach. Łatwość, z jaką manewrowały między ramionami drzew, była imponująca. Freya westchnęła.
Gdyby tylko mogła latać jak oni.
Dopasowała pasek kołczanu do pleców, gdzie powinny znajdować się jej skrzydła. Większość urodzonych tak jak ona nie żyła długo i było to zamierzone. Freya była jedynym żyjącym Adarynem, który nie potrafił latać, i każdego dnia przypominano jej, jak bardzo jest inna.
Nad głową błysnęła biel i czerwień. Usłyszała buty żołnierza lądującego na balkonie jej domu. Czy to dzisiaj jej siostra wróci do domu?
Freya chwyciła się liny u podstawy drzewa i wspięła się po niej. Może i nie miała skrzydeł, ale potrafiła się wspinać lepiej niż którykolwiek z nich. Ich domy były celowo umieszczone wysoko, aby zapewnić im jak największe bezpieczeństwo przed wrogami. Dom Freyi był jedynym z drabiną.
Freya dotarła do pochylni i wciągnęła się na solidne deski. Wciągnęła za drabinę, jak nauczyli ją rodzice. Potem rzuciła się do drzwi, by zobaczyć, kto tam był.
Do jej nosa dotarły znajome zapachy domu. Matka upiekła świeży chleb, był też ciepły gulasz.
Jej siostra, Raga, ukradła kawałek parującego chleba i wróciła do matki.
„Raga, odłóż to! Chleb jest na kolację” powiedziała matka.
Raga mrugnęła do Freyi.
„Jesteś!” Freya była taka szczęśliwa, widząc swoją siostrę. „Dobrze wyglądasz”.
Raga była wojowniczką Walkirii już od kilku sezonów, ale Freya wciąż nie przyzwyczaiła się do jej niesamowitego wyglądu. Jej białe włosy i skrzydła zostały świeżo pofarbowane na czerwono na końcach, tak jak robiły to wszystkie Walkirie, by odróżnić się od innych żołnierzy Adarynów. Walkirie były wyjątkowe.
„Połóż ten chleb z powrotem na stole” powiedział ojciec.
Raga zignorowała rodziców. „Wróciłam, siostrzyczko”. Jasnoniebieskie oczy błysnęły w uśmiechu, gdy doskoczyła do małej Freyi.
Raga mocno przytuliła młodszą siostrę, trzymając na wpół zjedzony kawałek chleba z dala od rodziców.
„W samą porę na jedzenie, siostro! Poleciałam do domu, jak tylko dali nam wolne. Następna rotacja przyszła zająć swoje stanowiska. Wiedziałam, że gulasz matki będzie gotowy i będzie na mnie czekał. Cóż, na nas. Oczywiście, że się podzielę. Ale apetyt wojownika nigdy nie jest zaspokojony, jeśli zapytać kapitana”. Raga uśmiechnęła się do Freyi, po czym odwróciła się, by spojrzeć na rodziców. Wsunęła do ust ostatni kawałek chleba i uśmiechnęła się.
Błękitne oczy matki odbijały światło w oczach Ragi i Freyi, gdy cieszyła się, że jej dwójka piskląt jest w domu. Freya wiedziała, że uwielbiała mieć rodzinę razem, tak samo jak była dumna z pracy Ragi.
Freya widziała dumę w oczach ojca, gdy patrzył na wspaniałość swojego pierworodnego. Raga przyniosła rodzinie wielki zaszczyt jako jedna z niewielu Adarynek, które dołączyły do elitarnego oddziału żołnierek tworzących Walkirię. Była odważna, doświadczona w walce i silna. Poza tym była piękna. Wszystko uchodziło jej na sucho.
Freya odwróciła wzrok od rodziny i spojrzała w stronę parującego gulaszu. W porównaniu z siostrą była nikim. Była tylko obciążeniem dla rodziny. Mimo że jej rodzina ją zaakceptowała, czuła się niewystarczająca. Cieszyła się, że widzi siostrę i przysięgła sobie, że nie pozwoli, by jej kompleksy zrujnowały ich wspólny czas.
„Proszę, Raga, usiądź i opowiedz nam o tym, co dzieje się na granicy. Panie na targu mówią…” zaczęła matka.
Śmiech Ragi wyrwał ją z zamyślenia.
„Znowu się o mnie martwisz? Myślisz, że kilka odnotowanych wizyt Cur na granicy mnie martwi? Wcale nie. Chciałabym zobaczyć, jak któryś z tych kundli choćby spróbuje wkroczyć na ziemie Adaryn. Walkiria z łatwością rozprawi się z tymi dzikimi bestiami”. Starsza siostra uniosła pięść.
Pewność siebie Ragi skutecznie uspokoiła matkę, ale w oczach ojca pojawił się błysk zwątpienia.
Freya wiedziała, że ich ojciec może mieć rację, martwiąc się.