Próbowałam nie zwracać uwagi na jego napięte mięśnie, kiedy się uśmiechał.
Był okropnym dupkiem. Nic się nie zmieniło, od kiedy byliśmy dziećmi.
„O co ci chodzi?” spytałam opryskliwie, a moje dłonie zwinęły się w pięści w ciasnym namiocie.
„Mamy tylko jeden śpiwór” zaśmiał się. „Więc wygląda na to, że musimy się dzielić”.
Wiele lat po śmierci AsaLynn jej córka Lilly ma wziąć udział w swoim pierwszym Balu Godowym. Ale wcale nie ma na to ochoty. Jest zbyt zajęta ciągłą walką ze swoim wrogiem z dzieciństwa, Zee. Ale kiedy demony, które zabiły jej matkę, wracają, Lilly i Zee muszą nauczyć się współpracować, wyruszają bowiem na śmiertelną misję dla dobra stada. Wtedy właśnie Lilly zaczyna czuć ogromny pociąg do swojego seksownego wroga. Co takiego zaplanowała dla nich Bogini Księżyca?
Przedział wiekowy: 18+
Tylko dla subskrybentów
LILLY
Czuję przypływ adrenaliny, gdy słyszę tłum skandujący moje imię, a być może to tylko alkohol.
„Lilly! Lilly! Lilly! Lilly! Lilly!”
Łykam piwo z beczki, podczas gdy kilku przypadkowych imprezowiczów trzyma moje nogi w powietrzu. Oszroniony wąż beczki jest mocno umieszczony między moimi ustami, podczas gdy chaos wybucha, a przyśpiewki stają się coraz głośniejsze.
Gdy ostatnia porcja gęstej, białej piany zaczyna unosić się z węża do moich ust, wiem, że mi się udało. Opuszczają moje nogi na ziemię i czuję poczucie spełnienia, gdy próbuję poruszyć moimi długimi splecionymi włosami, które teraz wiszą pod dziwnym kątem przed moją twarzą.
„O tak!” Zaciskam pięści i skaczę razem z moimi ludzkimi i wilczymi przyjaciółmi. To może wydawać się wyczynem dla ludzi, ale dla wilka nie było takie trudne.
To jest dokładnie to, czego potrzebowałam! ~myślę sobie.~
Wszystkie te cholerne godziny spędzone obok Zee i słuchanie jego wykładów na temat tego, co powinnam robić i jak mam robić to lepiej. Bla, bla, bla. W rzeczywistości jestem całkiem pewna, że po prostu musi wyjąć kij z tyłka i choć raz w życiu dobrze się bawić.
Mój wilk i ja pracowaliśmy ciężej niż kiedykolwiek podczas treningu naszej watahy. Wzmacniamy i przygotowujemy moje moce. Myślę, że idzie mi cholernie dobrze.
Musiałam się trochę odstresować. Choć wiem, że Zee by tego nie pochwalił, zasłużyłam na to. Musiałam bawić się wystarczająco głośno i mocno, by wyprzeć myśli z głowy.
„O tak!” Krzyczę ponownie ponad muzyką głośno rozbrzmiewającą w pokoju.
Duży, krzepki mężczyzna podchodzi do mnie i mruga. Jego złośliwy uśmiech mówi wszystko, co muszę wiedzieć. Wiem dokładnie, czego chce.
Chwytam go za ramię i przyciągam do siebie, owijając rękę wokół jego szyi.
„Cholerna dziewczyna”, mruczy.
Nie myślę, po prostu przyciskam usta do jego ust, pozwalając, by mój język zdominował jego język o smaku cynamonu. Owijam nogi wokół jego bioder i wskakuję na niego, kładąc się na nim, podczas gdy on obejmuje ramieniem moje uda odziane w dżinsowe szorty, aby utrzymać mnie w miejscu.
Nie potrzebuję pomocy, ale i tak na to pozwalam.
Czuję sprzączkę jego paska, która przyciska się do mojej skóry między nogami.
Chłód metalu jest przyjemny na mojej odsłoniętej skórze.
Lubię też jego zapach, ~myślę, gdy otula moje zmysły.~
Pachnie jak wędzona skóra i cynamonowe jabłka, na boginię, smakuje jeszcze lepiej, jak whiskey Fireball.
„Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, dziewczyno!” Moja ludzka przyjaciółka Becca przebiła się przez ryk tłumu, by przypomnieć mi, po co tu przyszłam.
Moje głupie urodziny.
Czuję, jak mój wilk i ja przewracamy oczami.
Na sekundę odblokowuję usta z moim blond cynamonowym ciachem z marzeń, mówię jej cześć i uśmiecham się do niej, zanim wracam do ssania twarzy blondyna.
„Wielkie 22! Co planujesz zrobić? Tort urodzinowy? Lody? Serpentyny z błyszczącymi świeczkami? Złóż to urodzinowe życzenie, dziewczyno! Wiesz, co moim zdaniem powinnyśmy zrobić? Powinnyśmy pojechać na babską wycieczkę. Może wybrać się na klify? Zrobić dzień w spa. Rozpieścić się i odświeżyć. Coś dla siebie na weekendowy wypad!” Pytania i pomysły padają tak szybko, że ledwo nadążam.
Reszta ludzkich dziewczyn wciąga się w to paplanie i każda z nich zaczyna dodawać swoje pomysły. Wszystkie snują plany dotyczące mnie i moich gównianych urodzin.
To jedyny dzień, który mnie zupełnie nie interesuje. Wszyscy chcieli świętować w inny sposób, a ja chciałam go po prostu pominąć.
W przerwach od blondyna łapię kolejnego shota i pozwalam im dalej się bawić.
Nienawidzę swoich urodzin, ~myślę.~
Nienawidzę tego pomysłu jako całości. Odmawiam świętowania go w jakikolwiek sposób.
Głupie dorastanie.
Warczę wewnętrznie.
To rok, którego bałam się odkąd straciłam mamę. Dwadzieścia dwa lata to wiek, w którym wszystkie wilki zaczynają szukać swojego przeznaczonego partnera.
O tej porze, co dziesięć lat, każdy niekojarzony wilk gromadzi się na ceremonii godowej, pozwalając, by jego wycie zadecydowało o jego losie.
Nie mam zamiaru się ustatkować i zostać wypielęgnowaną kurą domową. Jestem stworzona do większych rzeczy.
Jestem córką Króla Alfa, dziedziczką tego rodu. Zostanę pierwszą w historii królową alfa. Nie jakąś rozpieszczoną, noszącą fartuszek wilczycą, wiszącą na każdym słowie swojego partnera. Jakie to głupie czuć jakąś więź i być uzależnionym od drugiej osoby jak narkoman.
Szczerze mówiąc, nie chcę tego tytułu, nie chcę rządzić. Chcę po prostu walczyć jak normalny wilk.
Planuję doskonalić swoje moce, zwiększać siłę i upewnić się, że nigdy nie poczuję się tak, jak mój tata.
Widzę ciągłą presję, przez którą przechodzi każdego dnia i jak bardzo jest załamany bez swojej towarzyszki, mojej mamy….
Przed oczami migają mi wspomnienia nocy, kiedy umarła. Jej ciało przykrywające moje. Krzyki. Panika. Łzy.
Potrząsam głową, próbując pozbyć się tych myśli i sięgam po przypadkowego shota stojącego na barze.
Ta noc złamała mojego ojca, zmieniając go w skorupę tego, kim kiedyś był.
Nigdy taka nie będę.
Ta myśl popsułą mi nastrój, postanawiam się wycofać, powiedzieć panu Hunk’owi dzięki i zabrać swoje rzeczy.
„Hej ludzie, dziękuję za życzenia urodzinowe i w ogóle, ale na dziś już mnie tu nie ma. Do zobaczenia później”, wołam przez muzykę.
Macham na pożegnanie, przedzieram się przez tłum i wychodzę przez drzwi. Uderza mnie nocne powietrze i biorę długi, głęboki wdech. Czuję zapach lasu.
Przydałby mi się dobry bieg, by otrząsnąć się z tego uczucia.
Nienawidzę swoich urodzin.
Nienawidzę idei partnera i bycia utrzymywaną przez kogoś kurą domową.
Chcę walczyć na pierwszej linii frontu i trenować swoje moce lepiej niż ktokolwiek lub cokolwiek innego.
Jestem przeznaczona do tego, by być sama.
Nienawidzę słuchać tego w kółko od wszystkich, ale to prawda. To coś, w co wierzę.
Nie chcę partnera.
Mój tata ma złamane serce po stracie mamy. Na zawsze utknął w tej depresji.
Nie chcę tego.
To straszne.
Gdy jestem już wystarczająco daleko od publiczności, pochylam się i zmieniam w wilka. Moje białe futro eksploduje z ciała i potrząsam ogonem. Światło księżyca pada na moje futro w taki sposób, że wydaje się niemal świecić. Powiedziano mi, że mój wilk wygląda jak mojej matki.
Startuję, pędząc przez las w bladym świetle księżyca.
Potem czuję chłodny wiatr na pysku. Uwielbiam, jak przeczesuje moje futro. Słyszę, jak małe zwierzęta przemykają między drzewami, uciekając przed moim wilkiem. Te dźwięki są jak narkotyk, takie spokojne. Tutaj nie muszę myśleć o niczym ani o nikim, mogę po prostu być… sobą.
Zbyt szybko dostrzegam ciemny cień stodoły, który pojawia się między drzewami.
Nie mogę prowadzić kolejnej głupiej rozmowy o odpowiedzialności dzisiejszego wieczoru, ~myślę sobie, wiedząc, że Zee prawdopodobnie czeka na mnie, by dać mi kolejny wykład. Przysięgam, że zachowuje się, jakby był moim cholernym ojcem…~
Gdy jestem wystarczająco blisko, chowam się za krzakiem, gdzie ukryłam ubrania i wracam do swojej ludzkiej postaci. Postawiłam sobie za cel zakradnięcie się niezauważonym przez nikogo innego, ponieważ „Królewska rodzina nie zachowuje się w ten sposób”.
Poświęcam chwilę na przygotowanie planu gry, zanim spróbuję się zakraść.
Wszyscy powinni spać spokojnie.
Przekradnę się przez boczne drzwi, przejdę przez biuro, dotrę do swojego pokoju, zmyję z siebie zapach alkoholu i chłopaków, a potem odpocznę, zanim słońce przebije chmury i rozpocznie się codzienny trening.
Szybko i tak zwinnie, jak tylko potrafię, docieram do bocznych drewnianych schodów i skrzypiącej werandy, nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
Ostrożnie chwytam złotą klamkę w dłoń, upewniając się, że trzymam ją stabilnie, aby nie hałasowała i nie zdradziła mnie.
Pchnąwszy drzwi, oddycham z ulgą i otwieram je do końca.
Dziękuję, ukochana księżycowa bogini.
Nie muszę –
„Późno już”, głęboki, pełen dezaprobaty głos Zee wyrywa mnie z zamyślenia.
Kurwa.
W biurze zapala się lampka i widzę ciemnowłosego Zee, który siedzi przy biurku z książką i długopisem w ręku.
Uczył się.
Oczywiście czekał na mnie, żeby zrobić wielkie przedstawienie i powiedzieć mi, żebym się bardziej postarała.
Pieprzona bogini. Nie potrzebuję tego teraz.
„…i?” Szybko odwarkuję.
Zamykam drzwi frontowe z większym trzaskiem, niż początkowo planowałam.
„Cuchniesz wódą i brudnymi ludźmi. Co jest z tobą nie tak? Nie jesteś już dzieckiem! Lilly, to trwa już wystarczająco długo. Czas dorosnąć i potraktować swoją rolę poważniej. Choć raz zachowuj się jak na swoją rolę przystało”, warczy.
Zamyka książkę, widzę jego ciemne oczy spoglądające na mnie z drugiego końca pokoju.
„Mogę robić, co chcę, kiedy chcę i jak długo chcę. Nie możesz mi mówić, co mam robić, Zee”, odpowiadam.
Krzyżuję ręce na piersi i spoglądam na niego, czekając na jego nieuniknioną ripostę.
„Masz obowiązek wobec naszego ludu, Lilly. Za kilka dni zostaniesz połączona w parę i zajmiesz miejsce naszej przywódczyni. Wybacz, jeśli nie uważam, że następna przyszła królowa powinna być jakąś pijaną łatwą laską”, syczy.
Wiem, że nienawidzi pomysłu, bym to ja dowodziła, tak samo jak ja nienawidzę tego pomysłu, ale nawet jak na niego był to cios poniżej pasa.
„Wypierdalaj, Zee! Kiedy zostanę alfą tego stada, ty będziesz moim betą. Może powinieneś nauczyć się trzymać gębę na kłódkę i przyzwyczaić się do robienia tego, co ci każę”, praktycznie krzyczę.
Zee wstaje z fotela i w ciągu kilku sekund przemierza pokój. Jego ciemne oczy pochmurnie ją jeszcze bardziej. Gdyby wygląd mógł zabijać, byłabym martwa sto razy.
Doprowadziłam go do szału. To dobrze. Może nauczy się zostawiać mnie w spokoju.
„Co mi właśnie powiedziałaś?” Zee podchodzi bliżej. Jego opalona klatka piersiowa dotyka mojej. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale oparł mnie o drzwi biura.
„Powiedziałam –”, mam zamiar się kłócić, ale nagle czuję, jakby pokój stanął w płomieniach.
Czuję jego zapach. Miętę jego pasty do zębów. Świeżość jego ubrań. Jak kwiaty w szczycie swojego rozkwitu. Jest jeszcze coś, czego nie potrafię określić…
Coś się zmieniło. Dlaczego on tak wygląda? Dlaczego tak ładnie pachnie?
Moje oczy zaczynają błądzić po jego twarzy… Jego usta… Nie wygląda tak samo. Czuję, jak w moim żołądku zawiązuje się supeł.
„Zee?” Szepczę jego imię, nie odrywając wzroku od jego ust.
„Łóżko. Teraz”, warczy na mnie z obrzydzeniem, odwraca się ode mnie i odchodzi, pozostawiając moje ciało zimniejsze niż chwilę wcześniej.
UCHHH!!! Nie mogę w to uwierzyć! Nie przejmuj się swoją małą, głupią główką beto. Pieprzony dupek. Co daje mu prawo do rozkazywania mi jak jakiemuś cholernemu dziecku!
Upewniam się, że głośno tupię po schodach. W głowie wirują mi myśli o tym, jak sprawić, by pożałował, że tak się do mnie odezwał podczas jutrzejszego treningu.
Idź się pieprzyć, Zee! ~Krzyczę wewnętrznie.~
Postaram się zemścić.