Bracia Bennett - Okładka książki

Bracia Bennett

Jessica Morel

0
Views
2.3k
Chapter
15
Age Rating
18+

Streszczenie

Rosemary Dalton i Thomas Bennett trafiają na siebie… zaskakująco często. Któregoś dnia wreszcie spotykają się celowo.

Po tym wydarzeniu oboje nie są w stanie przestać o sobie myśleć. A sytuacja nie jest taka prosta. Czy Rose nauczy się ufać Thomasowi? I czy on będzie w stanie zwolnić na tyle, by dopuścić do siebie Rose?

Zobacz więcej

17 Rozdziałów

Rozdział 1

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 4
Zobacz więcej

Rozdział 1

Przypadkowe spotkania

ROSEMARY

Dni Rosemary Dalton w Galerii Winters zlewają się ze sobą – manhattańska elita nie ma czasu na oglądanie sztuki, więc spędza je dosłownie obserwując schnącą farbę. Aż do tego piątku, kiedy Alexander Bennett wchodzi do jej sklepu i całkowicie wywraca jej świat do góry nogami.

Rose z westchnieniem rozgląda się po pustej galerii sztuki. Nie jest pusta, bo brak w niej sztuki, nie. To miejsce jest pełne obrazów; po prostu nie ma klientów. A przynajmniej nie takich przychodzących z ulicy.

Galeria Winters przy Szóstej Ulicy ma mnóstwo klientów, ale są to osoby o wyższym statusie społeczno-ekonomicznym. Mają lepsze rzeczy do roboty niż wybieranie drogich pigmentów, które ozdobią ściany ich przepastnych domów, więc Rose robi to za nich.

Jako marszand z taką klientelą natknęła się na wielu ludzi, którzy kupują w oparciu o nazwisko artysty, a nie samą sztukę. Mogłaby przykleić gówno do płótna, twierdzić, że to van Gogh, i przekonać każdego nowojorskiego snoba, by wyłożył na to kilkadziesiąt tysięcy.

Rose zawsze kochała malarstwo; od czasu do czasu tworzy własne dzieła, ale tylko dla siebie. Może pewnego dnia jej dzieła pokryją ściany domu jej własnej rodziny.

Absolwentka historii sztuki i zarządzania biznesem na NYU, która nie pragnie niczego więcej niż żyć życiem swoich rodziców – oto Rose.

Maria i Anthony Dalton są uosobieniem idealnej pary. Byli szkolną miłością, pobrali się młodo, mieli dzieci i otworzyli prosperującą piekarnię na Brooklynie. Spędzają razem każdą chwilę dnia, a Rose nigdy nie słyszała, by się kłócili.

Mają to rzadkie, wyjątkowe coś, a Rose jest prawie pewna, że znalazła to ze swoim chłopakiem, Erikiem Holmesem, z którym spotyka się od dwóch miesięcy.

Chociaż nie byli razem długo, od pierwszego dnia nie robił nic poza obsypywaniem jej uczuciami, uwagą i prezentami, a Rose zakochała się w nim po uszy.

Opiera się o marmurowy kontuar, kusi ją, by wyciągnąć telefon, ale wie, że jeśli to zrobi, pojawi się Gremlin – to byłoby zupełnie w jej stylu.

Elizabeth Winters, zwana również Gremlinem, wychudzona, obwieszona perłami snobka, która jest właścicielką galerii, jest tak zimna, jak sugeruje jej nazwisko. I pomimo wdzięczności Rose za znalezienie pracy w tak prestiżowym miejscu zaraz po ukończeniu studiów, pani Winters pozostaje kobietą z koszmarów.

Rose westchnęła ponownie, stukając ołówkiem 2B w stół i obserwując, jak odbija się od drewna.

„Czy przeszkadzam?”, pyta głęboki głos.

Zaskoczona Rose podnosi wzrok i wstrzymuje oddech na widok tego, kogo widzi.

Do galerii wchodzi elegancki mężczyzna o znajomej twarzy. Jego brązowe włosy są perfekcyjnie przycięte, a obcisły garnitur nie pozostawia wiele dla wyobraźni, eksponując umięśnione ramiona.

To on! To ten facet!

Motyle tańczą w jej brzuchu, gdy jej umysł przemyka przez chwile, w których ścieżki jej i tajemniczego mężczyzny skrzyżowały się w ciągu ostatnich dwunastu lat. Ale na drugi rzut oka, ten nieznajomy nie wygląda zupełnie jak on.

Rose przygląda się jego rysom, podczas gdy on przechadza się po galerii, ignorując ją, co definitywnie mówi jej, że – pomimo niesamowitego podobieństwa – nie jest to jej mężczyzna. Wzdycha, potrząsając głową, nie mogąc powstrzymać rozczarowania, które w niej narasta.

Sposób, w jaki się zachowuje, rozglądając się po przestrzeni, emanuje pompatycznością, którą Rose widzi cały czas wśród klientów. „To dlatego wasza galeria jest tak bardzo polecana”, mówi mężczyzna.

Nie potrafi stwierdzić, czy to pytanie, czy stwierdzenie, czy jest lekceważący, czy naprawdę pod wrażeniem. Jednak kiedy kręci nosem na niektóre obrazy, ona łapie. Nie może powstrzymać się od uśmiechu, gdy zauważa, że mężczyzna ma podobny gust do jej własnego.

Po wygładzeniu linii swojej granatowej ołówkowej spódnicy, obchodzi ladę, mówiąc: „Jeśli to panu nie odpowiada, możemy pomóc znaleźć to, czego pan szuka. Możemy też zaoferować prywatne zamówienia”.

Mruczy pod nosem, nie dając ostatecznej odpowiedzi – i nadal ją ignorując.

Rose ponownie mu się przygląda. Wygląda prawie dokładnie jak jej tajemniczy mężczyzna: ten sam kolor włosów, pełne usta, wysoki nos, wyrzeźbiona szczęka, struktura kości twarzy, budowa i…

Z rozmyślań wyrywa Rose chrobot dochodzący zza drzwi. Odwraca się, by spojrzeć na stojącą tam postać i widzi, że to kobieta, którą faktycznie zna.

„Benny? Cześć”, mówi Rose, podchodząc do niej.

Bernadette Carroll, wieloletnia bywalczyni piekarni jej rodziców, ma zdezorientowane spojrzenie, gdy ich oczy się spotykają. „Rany!”, sapie, próbując zapanować nad dwoma telefonami, notatnikiem i długopisem, które trzyma w rękach. „Rose, jak się miewasz?”

Rose chichocze, gdy niezręcznie się witają. „W porządku. Czy mogę… w czymś pomóc?”

Zabłąkane pasma włosów wymykają się z koka Benny, który krzyczy praktycznością, a nie stylem. „Nie. Myślę, że on tylko się rozgląda”, mówi Benny z lekkim uśmiechem, po czym kieruje swoją uwagę na jeden z telefonów.

„Więc to twój niesławny szef?”, pyta Rose. „Sprawia wrażenie bardziej onieśmielającego, niż go przedstawiałaś”.

„To pan Alexander Bennett”, odpowiada Benny, kiwając głową.

Bennett.

Dlaczego to nazwisko jest takie znajome?

Bennett.

Bennett.

Te”, rozkazuje głośnym chrząknięciem, a jego głos przyciąga uwagę Rose zza jej pleców.

Podskakuje, odwraca się i wpada w panikę, gdy widzi cień poruszający się na zapleczu. „Bardzo przepraszam, ale ten pokój jest tylko dla personelu”, mówi, podbiegając do niego z wymuszonym uśmiechem.

„Chcę je”, oświadcza tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Serce Rose podskakuje do gardła, przepełnione zarówno dumą, jak i strachem. Wskazuje na jej obrazy, te, które umieściła tam dziś rano, aby mogła zabrać je do mieszkania Erica po pracy.

„Te nie są na sprzedaż”. Rose podchodzi do niego, zaciskając pięści, by powstrzymać drżenie rąk.

„Nonsens. Wszystko jest na sprzedaż”, pan Bennett zbywa jej słowa machnięciem ręki. „Wezmę te pięć”. Obraca się, by na nią spojrzeć. „I kolejne dwadzieścia pięć do końca miesiąca”.

Rose jest oszołomiona, oniemiała. Tak bardzo podoba mu się moja praca?

Najwyraźniej biorąc jej milczenie za zgodę, opuszcza ciasne pomieszczenie i kieruje się z powrotem do drzwi wejściowych. Unosząc rękę w geście pożegnania, mówi: „Powiedz artyście, żeby wziął się do pracy. Carroll zajmie się szczegółami”.

A potem, jak wicher, który rozprasza się po zakłóceniu spokoju, Alexander Bennett znika.

Co, u licha, się właśnie stało?

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea