Jej Niebezpieczeństwo, Jego Niebo - Okładka książki

Jej Niebezpieczeństwo, Jego Niebo

K.L. Harr

Rozdział 2

MAVE

Tydzień mija spokojnie, bez żadnych nowych incydentów – głównie dlatego, że Lwy trzymają się od nas z daleka.

Jack był zadowolony, gdy wróciłam następnego dnia. Powiedział, że był zaskoczony, ale wdzięczny, bo nieprzyjemne zajście pierwszego dnia to nie jest dobry początek.

Dziś Jacka nie ma w mieście, więc ja i Trixi same prowadzimy lokal. Jest spokojnie, ale niezbyt tłoczno, więc mamy kilka chwil, by posiedzieć spokojnie za ladą między obsługą klientów. Wieczorem nie ma żadnych gości, więc Trixi mówi, że powinnyśmy zacząć sprzątać trochę wcześniej.

Gdy zamiatam, słyszę jak głośno przeklina.

„Cholera!”

Spoglądam na nią przez restaurację. „Wszystko w porządku?”

„Kurczę! Nie! Hmm…” Rozgląda się nerwowo i widzę, że trzyma telefon. „Weź swoje rzeczy. Muszę zamknąć”.

„Ale mamy jeszcze godzinę do zamknięcia. Nie możemy zamknąć tak wcześnie. Jack będzie niezadowolony!”

„Wiem. Masz rację”. Chwyta się za włosy. „Kurczę!”

„Trix, co się stało?” pytam ponownie.

Wzdycha. „Chodzi o mojego szczeniaka… Nie oceniaj mnie!” mówi, wskazując na mnie, a ja unoszę ręce obronnym gestem.

„Dlaczego miałabym cię oceniać?”

„Nie wiem. Po prostu nie chcę, żebyś myślała, że jestem miękka”.

Patrzę na nią. „Trixi…”

„Nieważne. W każdym razie, moja mama zabrała go do weterynarza i właśnie dostałam od niej wiadomość. Myśli, że złamał łapkę spadając ze schodów w moim bloku”. Jej głos lekko drży.

„O nie! Tak mi przykro!” Rozglądam się po pustych stolikach i sprawdzam godzinę. Alice niedługo tu będzie. Od mojego pierwszego, niefortunnego dnia w pracy przyjeżdża trochę wcześniej, żeby mnie odebrać.

Patrzę na Trixi. „Jedź. Ja zamknę”.

Rozgląda się dookoła jak ja, potem patrzy na telefon, a potem z powrotem na mnie. „Jesteś pewna, Mave?”

„No jasne! Jedź. Naprawdę. Nikogo tu nie ma, a Alice niedługo po mnie przyjedzie. Zostawię drzwi zamknięte. Jedź do swojego szczeniaka!”

Wzdycha, patrząc na mnie smutnymi oczami i składając ręce z wdzięcznością. „Dziękuję, Mave! Naprawdę!”

Uśmiecham się. „Po prostu daj mu buziaka ode mnie”.

Kiwa głową i idzie na zaplecze po swoją torbę. Daje mi klucze przed wyjściem. „Ratujesz mi skórę. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebować, dobrze?”

Przytakuję z uśmiechem, wkładając klucze do kieszeni fartucha, i idę za nią do drzwi, żeby je za nią zamknąć.

Z ostatnim machnięciem ręki, biegnie przez cichą ulicę do swojego samochodu, po czym wsiada i szybko odjeżdża.

Odwracam się z powrotem do pustej restauracji, przygryzając wargę, i wracam do zamiatania.

Mimo że powiedziałam Trixi, że dam sobie radę, nie mogę zaprzeczyć, że zaczęłam się trochę niepokoić po tym, jak zostałam tu sama. Więc podkręcam muzykę, żeby poczuć się nieco lepiej podczas czyszczenia blatów.

Śpiewam razem z „Jolene” Dolly Parton – to piosenka, którą lubię, ale trochę się tego wstydzę – kiedy uderzenie w drzwi sprawia, że podskakuję.

Odwracam się powoli.

Duża postać opiera się o framugę zewnętrznych drzwi, ukryta w cieniu ściany. Mogę się domyślić, kto to taki.

Cholera.

Podchodzę ostrożnie do drzwi, ale postać w ogóle się nie rusza. Kiedy docieram do szyby, wołam cicho przez nią. „Już zamknięte”.

Widzę jego białe zęby, gdy cicho się śmieje. „Nie, nie jest. Otwórz drzwi. Nie każ mi powtarzać”. Mimo że jego słowa są niepokojące, jego głos brzmi całkiem miło.

Biorę głęboki oddech, patrząc nerwowo przez szybę, ale wydaje się być sam na ciemnej ulicy.

Nie chcę stracić pracy za odesłanie jednego z Lwów z kwitkiem, więc odblokowuję i otwieram drzwi.

Wchodzi do środka w swoich ciężkich motocyklowych butach, a ja trzymam wzrok spuszczony, zamykając i blokując drzwi za nim. Cicho podchodzi do lady, gdzie siada na stołku. Muszę przypomnieć sobie, żeby oddychać.

Wzdycha, sięgając po menu, a ja się spinam.

„Jestem sam. Nie musisz patrzeć w podłogę”.

Kiwam głową i powoli podnoszę wzrok. „Przepraszam, ja…” Przerywam.

To Jason.

Wydaje się nie zauważać, że przestałam mówić. Patrzy w dół na menu, ledwo mnie zauważając, ale to daje mi chwilę, żeby mu się przyjrzeć.

Nie jestem zaskoczona, że nie rozpoznałam jego głosu. Wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś. Starszy, trochę bardziej szorstki.

Świeża blizna przecina jego prawą brew, a w lewej dziurce nosa ma mały kolczyk.

Zapuścił też brodę – nie długą, niechlujną, ale krótką, schludną, która biegnie wzdłuż szczęki w prostych liniach.

Jego włosy nadal mają ten naturalny ciemnobrązowy kolor, ale fryzura się zmieniła. Teraz to nieco dłuższa wersja wojskowego strzyżenia.

Jest też nadal bardzo wysoki, może nawet wyższy niż wcześniej. I szczupły, ale umięśniony. Muskularne ramiona ukryte są pod skórzaną kurtką.

I oczywiście, nadal jest bardzo przystojny.

Nigdy wcześniej nie byłam tak blisko niego. Zawsze wydawał się trzymać z dala od wszystkich w szkole.

Kiedy podnosi wzrok, jego jasne zielone oczy patrzą prosto w moje niebieskie tęczówki, sprawiając, że biorę szybki oddech; czuję, jakby mógł przejrzeć mnie na wylot.

„Stek. Krwisty. Bez tłuszczu. Sos z zielonym pieprzem – ale świeży, domowej roboty, nie jakiś gotowy z paczki. Smażone pieczarki i trochę frytek” mówi rzeczowo opanowanym tonem.

Nie mogę wymyślić, co powiedzieć. Przygryzam wargę, patrząc przez jego ramię w stronę pustej kuchni.

„Czy jest jakiś problem?” pyta, a ja patrzę na niego.

„K-kucharz poszedł do domu…” mówię cicho, czując się trochę zawstydzona. Trixi zwykle gotuje przez ostatnią godzinę przed zamknięciem, bo kucharz zaczyna i kończy wcześnie.

Jason milczy i mierzy mnie od góry do dołu, a jego wzrok sprawia, że robi mi się ciepło. „Masz ręce” mówi, a ja kiwam głową bez zastanowienia. „Cóż, w takim razie… Myślę, że łatwo rozwiążesz ten problem”.

Lekko się rumienię i znowu kiwam głową, biorąc menu z jego ręki i wkładając je pod ladę z innymi.

„Czy mogę podać panu coś do picia?” pytam nieśmiałym głosem.

„Woda wystarczy”. Jego oczy wciąż nie przestają się we mnie wpatrywać. Nawet kiedy odwracam się, żeby nalać mu wody, czuję je na moich plecach.

Stawiam szklankę na blacie lekko drżącą ręką, a on uśmiecha się do mnie lekko.

„No to do roboty” mówi łagodnie.

Znowu kiwam głową, słysząc jego miękki, ale stanowczy głos, i szybko odwracam się, żeby pójść do kuchni.

Zaczynam od zebrania wszystkiego, czego potrzebuję, ale nadal nie czuję, że mogę swobodnie oddychać, bo wiem, że obserwuje mnie okno kuchenne.

Po wrzuceniu frytek do gorącego oleju, zabieram się za stek. Odcinam tłuszcz, posypuję obie strony pieprzem, tak jak zrobiłabym to dla siebie w domu, a następnie wkładam go na gorącą patelnię z sykiem.

Pilnując czasu w głowie, kroję pieczarki i odkładam je na bok, żeby były gotowe do usmażenia na końcu. Potem potrząsam frytkami i biorę śmietanę do sosu, wraz z bulionem i ziarnami pieprzu, które rozgniatam wałkiem.

Szybko sprawdzam stek i widzę, że jest idealny. Więc kładę go na talerzu, żeby odpoczął, i zaczynam smażyć pieczarki i jednocześnie robić sos.

Nie jestem pewna, czy powinnam dodać trochę mojego sekretnego składnika – odrobiny brandy dla smaku. Tak lubię, ale czy powinnam teraz ryzykować?

Dodaję brandy mimo wszystko, a potem układam wszystko na talerzu najlepiej jak potrafię i wynoszę go na tacy.

Oczy Jasona nie przestały się we mnie wpatrywać ani na sekundę.

Uśmiecham się moim najlepszym profesjonalnym uśmiechem i odchodzę na bok. Jason spogląda w dół na jedzenie i nie mogę odgadnąć, co myśli. Zaczynam żałować, że dodałam brandy.

Bierze nóż i widelec, kroi mięso, sprawdzając stopień wysmażenia, i kiwa głową. Dodaje pieczarki i trochę sosu, wyciąga widelec, patrząc na mnie, jakby na coś czekał, a ja się rumienię.

„Zjedz to” mówi mi.

Moje usta otwierają się i zamykają w zmieszaniu. „Co takiego?”

„Nie znam cię” przerywa mi. „Jeśli to zjesz, będę pewien, że nie zrobiłaś z tym nic złego. To nic osobistego”.

Nie wiem, dlaczego rozglądam się po pustej restauracji, ale to robię. Potem robię krok do przodu, przełykam ciężko i głupio otwieram usta jak dziecko, gdy zbliża widelec.

Zamykam usta wokół widelca, biorąc jedzenie, gdy Jason powoli go cofa. Obserwuje mnie uważnie, gdy żuję i połykam kęs.

Z zadowolonym skinieniem głowy, sam zaczyna jeść. Szybko biorę czysty widelec i kładę go obok jego talerza.

Patrzy na niego dziwnie, jakbym była szalona, że go oferuję, a potem całkowicie go ignoruje. Wbijając w jedzenie ten sam widelec, którego ja użyłam, wkłada go do ust.

Dlaczego to jest takie atrakcyjne?

W tym momencie mój żołądek wydaje głośny dźwięk.

Jason patrzy na mnie z odrobiną rozbawienia w oczach i unosi brew.

Kładę rękę na żołądku, jakby to miało sprawić, że dźwięk będzie cichszy. „Bardzo przepraszam. Ja…”

„Usiądź” mówi spokojnie.

„P-przepraszam?”

„Usiądź” mówi ponownie, nieco bardziej stanowczo, i wskazuje na stołek obok siebie.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea