Galatea logo
Galatea logobyInkitt logo
Uzyskaj nieograniczony dostęp
Kategorie
Zaloguj się
  • Strona główna
  • Kategorie
  • Listy
  • Zaloguj się
  • Uzyskaj nieograniczony dostęp
  • Pomoc
Galatea Logo
ListyPomoc
Wilkołaki
Mafia
Miliarderzy
Romans z dręczycielem
Slow Burn
Od wrogów do kochanków
Paranormalne i fantastyczne
Ostre
Sports
College
Druga szansa
Zobacz wszystkie kategorie
Ocena 4,6 w App Store
Warunki korzystania z usługiPrywatnośćImprint
/images/icons/facebook.svg/images/icons/instagram.svg/images/icons/tiktok.svg
Cover image for Oznaczony partner

Oznaczony partner

Nowe stado

MAISIE

Po trzech dniach w szpitalu moja ręka i żebra zaczynają się goić. Moje ciało powoli wraca do siebie.

Ale wciąż czuję się kiepsko, a znamię na szyi nieustannie daje o sobie znać. Kiedy On próbuje mnie wyczuć przez nasze połączenie, czuję jakby ktoś dźgał mój mózg nożem.
Kłębią się we mnie różne emocje – strach, ból i determinacja, by przetrwać. Ze wszystkich sił staram się nie dopuścić Go do moich myśli.

Lekarze i pielęgniarki ciągle wypytują mnie o przyczynę moich obrażeń. Wiedzą, że to nie był wypadek samochodowy. Po prostu wciskam im kit.

Wiem, że się o mnie martwią, ale powiedzenie prawdy naraziłoby ich na niebezpieczeństwo. Wpadłam po uszy w ten wilczy świat, choć wcale tego nie chciałam. Nie narażę nikogo innego.

Dr Everett przychodzi w południe na rutynową kontrolę. „Dzień dobry, panno Maisie. Jak się pani dziś czuje? Lepiej?

„Świetnie”, kłamię, uśmiechając się, by ukryć ból głowy.

„Doskonale! Mam dla pani dobre wieści. Skoro jest pani silniejsza, możemy spróbować chodzenia. Może zje pani lunch poza tym pokojem. Chce pani spróbować?”

„TAK!” wykrzykuję, szczęśliwa, że opuszczę tę nudną salę. Im szybciej zacznę chodzić, tym szybciej stąd wyjdę.

Doktor Everett odłącza mnie od aparatury i daje mi ubrania na zmianę. Gdy jestem już ubrana, prowadzi mnie długim korytarzem do pięknego ogrodu z widokiem na góry.

To musi być drogi prywatny szpital. Martwię się, ile będzie kosztował pobyt.

Doktor Everett pomaga mi usiąść na zewnątrz. „Wrócę niedługo z naszym lunchem. Proszę się za bardzo nie ruszać; mięśnie są osłabione po kilku dniach leżenia”.

Zostając sama na kilka minut, wdycham świeże powietrze i podziwiam widoki.

Obok szpitala stoi stary zamek. Kwiaty i góry ciągną się po horyzont. Nigdy nie widziałam takiego miejsca.

Pielęgniarka powiedziała, że jestem w Tennessee. Jak daleko to jest od Virginii? Od Niego? Nie mogłam jechać dłużej niż kilka godzin, kiedy zdarzył się wypadek.

Nagle głowa i szyja znów zaczynają mnie okropnie boleć. Biorę głębokie oddechy, próbując się uspokoić.

„Witam. Panna Maisie, prawda?” słyszę głęboki głos, który mnie zaskakuje.

Odwracam się i widzę tych samych dwóch mężczyzn, którzy byli z doktor Everett pierwszego dnia. Mają na sobie eleganckie garnitury i wyglądają poważnie. Wydają się być po pięćdziesiątce.

„Witam”, mówię ostrożnie, nie wiedząc kim są ani jak się zachować. „Proszę mówić mi Maisie. Czy panowie pracują w tym szpitalu?”

Może są z działu rozliczeń. To byłoby kiepsko. Nie wiem, jak zapłacę za pobyt – nie mam kart, dokumentów, niczego, a nie mogę użyć swoich kont bez ujawnienia gdzie jestem.

Wyższy mężczyzna kiwa głową, próbując się uśmiechnąć, ale niezbyt przekonująco. „Cieszymy się, że pani wstała. Wszyscy się o panią martwiliśmy. Czy możemy z kolegą się przysiąść?”

Czeka na moje skinienie, zanim usiądzie. „Chyba się nie przedstawiłem. Jestem alfa Dawson, a to beta Blake”.

Serce zaczyna mi walić jak szalone, a instynkt każe uciekać. Czy dobrze usłyszałam? Czy to jakiś podstęp? Alfy, bety – to świat, od którego właśnie uciekłam. Wstaję, rozglądając się za drogą ucieczki.

Spokojnie, Maisie, spokojnie.
„Yyy, muszę już iść. Chyba lekarka mnie potrzebuje”, mówię szybko, próbując się oddalić, ale silna dłoń delikatnie chwyta mnie za ramię.

„Proszę zostać”, mówi mężczyzna – wilkołak. Alfa! „Myślę, że musimy porozmawiać o tym, co się dzieje”.

Próbuję głęboko oddychać, ale i tak mówię szybko i cicho. „Proszę, chcę tylko odejść. Nikomu nie powiem, kim jesteście”.

„Dokąd pani pójdzie? Jest pani wciąż dość chora, a zakażone znamię na szyi nie znika”.

„Proszę!” Serce wali mi tak mocno, że czuję jakby miało wyskoczyć z piersi. Czuję, jak On próbuje wedrzeć się do mojego umysłu, wykorzystując moje osłabienie. Głowa pulsuje bólem, a wzrok się zamazuje.
Przyciskam dłonie do skroni, próbując się uspokoić i odsunąć od stołu. On jest coraz bliżej w moim umyśle, prawie przebijając się przez mur, który z takim trudem zbudowałam.
Wyobrażam sobie ścianę i próbuję Go odepchnąć. Dodaję jedną cegłę, potem drugą i kolejną, każda wzmacnia barierę między naszymi umysłami.
Nacisk na mur rośnie, jakby On używał wielkiego młota na mój umysł. Biorę kolejny głęboki wdech i dokładam więcej cegieł.

Gdy ból zmienia się z pulsującego w głośne walenie w ścianę, podnoszę wzrok z ziemi. Alfa i beta wyglądają na zaniepokojonych. Ich oczy są ciemne i poważne, ale nie przerażające.

Co powinnam powiedzieć? Na pewno odeślą mnie z powrotem do Niego; wiem to. Wilki uważają więź partnerską za najważniejszą rzecz.

Nikt się nie odzywa, przynajmniej nie na głos. Może rozmawiają ze sobą w myślach, przez swoje połączenie umysłowym.

Po chwili dołącza do nas kobieta. Siada obok mnie z gracją. Alfa Dawson obejmuje ją ramieniem, a jego twarz rozjaśnia się, gdy się dotykają.

Muszą być partnerami. Wydają się szczęśliwi z tego powodu. To jakby miłe, gdy cała ta sprawa z partnerami się udaje. Jakby.

„Cześć, Maisie”, mówi. „Jestem luna Dorothy. Chcesz się przejść, żeby uciec od tych głupich chłopców? Jest mały ogród na wzgórzu, który zawsze mnie uspokaja”.

Kiwam głową, a ona pomaga mi wstać, podtrzymując mnie, aż złapię równowagę.

Nigdy wcześniej nie spotkałam luny. Nie jest taka, jak sobie wyobrażałam tych przerażających ludzi. Jej długie czarne włosy i idealna cera powinny onieśmielać, ale jej szczery uśmiech sprawia, że czuję się lepiej.

Nie wygląda na przestraszoną i nie widzę żadnych siniaków na jej skórze. Może to stado nie jest takie złe. Albo może po prostu lepiej to ukrywają.

Gdy jesteśmy wystarczająco daleko, by mężczyźni nas nie słyszeli, zaczyna mówić. „Przepraszam za mojego partnera. Nie powinien tak do ciebie podchodzić. Nie rozumie, jak przerażający może być. Jak się czujesz?”

„W porządku”, kłamię, starając się ukryć ból głowy, mdłości i cierpienie.

„Cieszę się, że to słyszę”, mówi, patrząc mi prosto w oczy. „Mogę być z tobą szczera? Wydajesz się bystra i chciałabym, żebyś ty też była szczera, gdybyśmy zamieniły się miejscami”.

Kiwam głową, choć nie jestem pewna, czy chcę usłyszeć to, co ma do powiedzenia.

„Jak się pewnie domyśliłaś po twojej reakcji na mojego męża, jesteśmy wilkołakami. Twój wypadek zdarzył się blisko naszego terytorium. To jest stado Krwawego Księżyca”.

„Nasi zwiadowcy mieli cię zabrać do ludzkiego szpitala, ale potem zobaczyli twoje znamię. Pomyśleli, że możesz być partnerką kogoś z naszego stada, więc zamiast tego przywieźli cię tutaj. Czy to ma sens?”

Kiwam głową, choć nie jestem pewna. Nic nie wiem o stadzie Krwawego Księżyca ani o tym, jak sprawy mogą się tu różnić od stada Nocnych Łowców – od Jego stada~.

„Wiem, że trudno o tym mówić”, kontynuuje, kładąc dłoń na moim ramieniu, „ale muszę wiedzieć, czy ktoś z naszego stada cię skrzywdził”.

Kręcę głową. „Nie… To nie był nikt stąd”. Potem krzywię się, zdając sobie sprawę, że właściwie przyznałam, że ktoś skądś indziej mnie skrzywdził.

Próbuje się uśmiechnąć, ale jej oczy są smutne. Prowadzi mnie do ławki otoczonej kwiatami. „Cieszę się, że to nikt z naszych. Nie tolerujemy przemocy w Krwawym Księżycu. Czy wiesz, z którego stada był twój napastnik?”

Kręcę głową, nie patrząc na nią i kopiąc mały kamyk przy stopach. To pytanie jest zbyt niebezpieczne, by na nie odpowiedzieć.

Delikatnie klepie mnie po dłoni. „Nie musisz się bać o tym mówić. Ochronimy cię, ale musimy to zbadać. Możesz mi powiedzieć cokolwiek o tym, co się stało? Może jak wyglądał twój napastnik, imię, gdzie byłaś, gdy cię ugryzł…”

„Nie mogę. Proszę, nie szukajcie go. On jest potworem”. Łzy napływają mi do oczu, gdy przypominam sobie, co się stało.
Potem przypominam sobie, z kim rozmawiam i się wzdrygam. „Przepraszam. Nie miałam na myśli… Nie sądzę… Nie chodzi o to, że On jest potworem, bo jest wilkołakiem; po prostu był taki okrutny”.

Wzdycha, próbując posłać mi pocieszający uśmiech. „Czy wyjaśnił ci, jak działa więź partnerska?”

„Trochę… po tym, jak… po tym, jak mnie ugryzł”. Czuję ogromny strach. Łzy zaczynają płynąć po mojej twarzy. „On nie może mnie znaleźć. Nie mogę wrócić”.

„Możesz umrzeć, jeśli nie wrócisz. Rozłąka z partnerem może cię zabić”.

„Nie jesteśmy partnerami”, mówię ze złością. „Nigdy… My nigdy…” Odwracam wzrok, płacząc jeszcze bardziej. Nie mogę tego powiedzieć. To zbyt osobiste.

Ściska moją dłoń, by mnie pocieszyć. „Nie dopełniliście więzi partnerskiej?”

Kręcę głową, wciąż na nią nie patrząc.

Przez chwilę panuje niezręczna cisza. Z tego, co On mi powiedział, partnerzy zwykle czują silną, niekontrolowaną potrzebę dopełnienia więzi od razu. Ale ja nie mogłam – nie po tym, jak mnie potraktował.
A On nie mógł mnie zmusić. Mógł mnie bić, zamykać, grozić mi i chłostać, ale jakakolwiek magia tworzona przez akceptację więzi partnerskiej wymaga zgody obu stron. To jedyna rzecz, która mnie chroniła.
„Umrę, jeśli wrócę. Wolę umrzeć od tego znamienia niż od tego, że On mnie skrzywdzi”.

Obie czujemy ogromny smutek. Luna próbuje zrozumieć, ale nie może naprawdę. Jest wilkołakiem z partnerem, który ją dobrze traktuje.

Ja nawet nie wiedziałam o partnerach, dopóki to wszystko się nie stało. Nie wiedziałam o wilkołakach. Byłam zwykłą ludzką kobietą, żyjącą swoim normalnym ludzkim życiem. Teraz utknęłam w tym koszmarnym świecie, wiedząc, że wkrótce umrę.

„Pomożesz mi?” szepczę.

Waha się przed odpowiedzią. „Nie mogę obiecać, że nie będziemy próbować dowiedzieć się, kto ci to zrobił. Moim obowiązkiem jako luny jest dbanie o bezpieczeństwo wszystkich na naszym terenie. Nie mogę tego zrobić, jeśli on wciąż jest na wolności, krzywdząc ludzi i swobodnie przemieszczając się między terytoriami”.

„Nie możecie”, błagam. „Proszę, zostawcie to. On jest potężniejszy niż myślicie”.

Delikatnie trzyma moją dłoń. „Wiem, że tak ci się wydaje, ale jego siła bierze się ze strachu. Jest potężniejszy, jeśli nikt nie wie, kim jest. Jeśli moje stado dowie się, kto to zrobił, możemy go ukarać zgodnie z wilczym prawem”.

Czuję mdłości. Ona nie rozumie, jak bardzo się myli. Jednak nie mogę się tym teraz martwić. Mam ważniejsze sprawy na głowie.

„Ale nie odeślecie mnie z powrotem, prawda?”

„Oczywiście, że nie. Masz prawo wybrać, czy chcesz się od niego trzymać z daleka, nawet jeśli to cię zabije. Krwawy Księżyc będzie cię chronić aż do… do końca”.

Continue to the next chapter of Oznaczony partner

Odkryj Galateę

Przygoda na jedną nocWyspa Belle 1: Najsłodsza z syrenCzarodziejka lykanaInna niż wszyscy Panny młode z przypadku 1: Narzeczona Draco

Najnowsze publikacje

Mason Spin-off: ImpulsTrzy. Liczba idealna: Złoto i bielDuchy ŚwiątW łóżku z wampiremCukierek albo psikus