Scarlett - Okładka książki

Scarlett

L.E. Bridgstock

0
Views
2.3k
Chapter
15
Age Rating
18+

Streszczenie

Scarlett Evans nie jest zwykłą wampirzycą. Nick Dahlman nie jest zwykłym łowcą wampirów. Kiedy Scarlett jest ścigana przez potężnego przywódcę lokalnego sabatu, a lekkomyślny młodszy brat Nicka zaginął, ci naturalni wrogowie będą zmuszeni wzajemnie polegać na swoich umiejętnościach, żeby przywrócić równowagę w swoich światach. Ale podczas ich podróży od niewinnych kawiarni do odległych zamków o mrocznej historii, staje się jasne, że te umiejętności mają taką samą szansę doprowadzić do ich śmierci, jak i utrzymać ich przy życiu...

Zobacz więcej

30 Rozdziałów

Rozdział 1

Na polowaniu

Rozdział 2

Zemsta i romans

Rozdział 3

Test

Rozdział 4

Wicie gniazdka
Zobacz więcej

Na polowaniu

SCARLETT

Zaczęłam się trząść w oczekiwaniu, gdy w zasięgu wzroku pojawił się neon z napisem Club du Sang.

Minęły tygodnie od mojej ostatniej dawki, a moje ciało krzyczało.

Nie mogłam dłużej ignorować jego wołania.

Potrzebuję tego.

Dziś wieczorem.

Podeszłam do drzwi wejściowych, moje wysokie obcasy stukały głośno o beton przy każdym kroku.

Ten klub był jedynym tego typu w okolicy.

Nie chciałam ryzykować, że zostanę odrzucona, więc zawsze ubierałam się zgodnie z jego absurdalnym, całkowicie poniżającym dress codem.

Bramkarz obleciał mnie wzrokiem od góry do dołu, oceniając każdy centymetr mojej osoby:

skąpe skórzane spodnie, niebezpiecznie nisko wycięty top i odrobinę czerwonej szminki, która pasowała kolorem do moich długich, zmierzwionych włosów.

Gdy wpatrywał się we mnie, ja odwzajemniłam spojrzenie, starając się opanować desperację.

Był imponująco zbudowany, ale bez wątpienia mogłabym skopać mu tyłek, gdyby próbował odmówić mi wejścia.

Na szczęście dla niego, nie doszło do tego.

Po długiej, agonalnej chwili wysunął się zza framugi drzwi i wprowadził mnie do ciemnego pomieszczenia, które oświetlały jedynie stroboskopy.

Zapach potu i alkoholu natychmiast wypełnił moje nozdrza.

Odgłosy uderzeń serca i dudnienie muzyki elektronicznej były praktycznie nie do odróżnienia.

Ruszyłam w stronę baru.

Alkohol oczywiście nie miał na mnie wpływu, ale chciałam jak najlepiej wtopić się w tłum.

Z drinkiem w ręku wślizgnęłam się z powrotem w tłum.

Moje biodra poruszały się w rytm techno, gdy przemierzałam parkiet, szukając odpowiedniego celu.

I na szczęście, nie zajęło mi długo znalezienie idealnego kandydata.

Blond mężczyzna.

Dwadzieścia parę lat.

Absolutnie pyszny.

Dobrze wyćwiczonym mrugnięciem, złapałam jego wzrok.

Haczyk, linka, złowiony.

Morze dymu i wirujących ciał rozstąpiło się, gdy szedł w moją stronę, zadrżałam.

Wow.

Pachnie tak samo dobrze jak wygląda.

W końcu stanął tuż przede mną.

– Cześć – powiedziałam.

– Cześć – odpowiedział. – Wyglądasz... na głodną.

Przytaknęłam powoli. – Jestem wygłodniała. – Jego oczy zapłonęły. Był spragniony tego tak samo jak ja.

– Dobrze – powiedział. – Jestem...

– Nie traćmy czasu na imiona – odpowiedziałam. – To jest czysto transakcyjne.

Wyglądał na słodkiego dzieciaka, ledwo starszego niż osiemnaście lat. Im więcej o nim wiedziałam, tym trudniejsze to będzie.

Ledwo mogłam odróżnić jego twarz wśród migających świateł i właśnie tego chciałam.

Obdarzył mnie chytrym uśmiechem. – Dobra. Wyjdźmy stąd – powiedział, biorąc mnie za rękę.

Ale zamiast pociągnąć mnie w kierunku drzwi wejściowych, poprowadził mnie w głąb klubu, odsuwając na bok aksamitną zasłonę i dając znak, żebym dołączyła do niego wewnątrz małego, słabo oświetlonego pomieszczenia.

Stanęliśmy ze sobą twarzą w twarz.

Praktycznie się śliniłam.

– Więc – powiedział. – Na co miałabyś ochotę?

– Co proponujesz?

Rozpiął rękaw koszuli i podciągnął go do góry, odsłaniając złotą, giętką skórę swojego nadgarstka.

Idealnie.

Pochyliłam się, ale on cofnął rękę.

– Czekaj – powiedział.

Nie mogę już dłużej czekać.

– Najpierw powiedz mi swoje imię.

Jeśli muszę...

– Jestem Scarlett – powiedziałam, obnażając swoje ostre kły. – Mogę?

– Proszę.

Nie tracąc kolejnej sekundy, zanurzyłam zęby w jego nadgarstku, wysysając ciepły, pyszny nektar.

Krew.

Jedyna substancja na świecie, która gasiła moje pragnienie i zaspokajała głód.

Jedyna rzecz, której potrzebowałam, by pozostać przy życiu... a przynajmniej, by pozostać nieumarłą.

Kiedy już się najadłam, rozkoszując się smakiem, oderwałam się od niego i wytarłam usta.

– Uzdrów mnie, Scarlett – powiedział z zapartym tchem.

Nadszedł czas, abym dokończyła transakcję; abym dała mu coś w zamian za to, co on dał mi.

Pochyliłam się ponownie i delikatnie polizałam ranę, którą mu zadałam.

Jego oczy obróciły się ku górze, gdy poddał się czystej, narkotycznej ekstazie mojej leczniczej śliny.

Ślady po nakłuciach zaczęły znikać, aż jedynym dowodem karmienia był odcisk mojej jaskrawoczerwonej szminki na jego nienaznaczonej skórze.

– Kiedy będę mógł cię znowu zobaczyć? – zapytał, gdy odzyskał przytomność.

– Nie przywiązuj się – odpowiedziałam, poklepując go delikatnie po ramieniu. – Wampiry nie stanowią zbyt dobrego towarzystwa.

A potem odwróciłam się na pięcie i wyszłam z klubu, zanim któryś z pozostałych krwiopijców zauważył, że tam jestem.

***

Wróciłam do swojego mieszkania na parterze przerobionego wiktoriańskiego domu, całkowicie nasycona udaną nocą w klubie.

– Lillian! – zawołałam, wchodząc do spartańskiego salonu, ale mojej współlokatorki nigdzie nie było.

– LIL! – powiedziałam, głośniej. – Gdzie jeste…

Nie musiałam kończyć mojego pytania, ponieważ ona nagle zmaterializowała się przede mną.

– No! – krzyknęła. – Spójrz na siebie, cała zgarbiona w tych skórzanych rurach gazowych!

– Mówiłam ci. Nikt już nie nazywa ich rurami gazowymi.

Lillian zmarła w 1805 roku, więc nie mogłam oczekiwać, że będzie na bieżąco z aktualnym modowym slangiem.

– Cóż, wyglądasz znacznie zdrowiej – powiedziała. – Nie powinnaś robić takich przerw między karmieniami.

– Po prostu nienawidzę chodzić do tego miejsca. To plac zabaw dla Rowlanda i jego zwolenników.

Rowland był najpotężniejszym przywódcą wampirzego przymierza w okolicy.

Nie był zachwycony tym, że odrzuciłam jego zaproszenie do przyłączenia się jakiś czas temu, co zaowocowało kilkoma nieprzyjemnymi spotkaniami w klubie.

Ale nie mogłam znieść rezygnacji z mojej wolności dla iluzji bezpieczeństwa i wspólnoty.

– Wiem, że ich wszystkich nienawidzisz – powiedziała Lillian. – Ale to najlepsza opcja, jaką masz w okolicy, by zaspokoić swój głód.

– A co ty robiłaś? – zapytałam, zmieniając temat.

Jej jedyną odpowiedzią był szybki, zawadiacki uśmiech.

Wiem dokładnie, co to oznacza...

– Znowu poszłaś do jego mieszkania? – zapytałam z niedowierzaniem.

Lillian miała w zwyczaju "nawiedzać" naszego sąsiada z góry, Amira.

Siadała z nim przy kuchennym stole, gdy samotnie jadł obiad, czytała mu przez ramię, gdy wertował podręczniki medyczne, i oglądała z nim wieczorne wiadomości.

Robiła wszystko poza wchodzeniem z nim pod prysznic… mam nadzieję.

– Lillian – powiedziałam stanowczo. – Przestań marnować swój czas na faceta, którego nie możesz mieć.

– Nie rozumiesz naszej więzi! Mamy tak wiele wspólnego!

– I jedną ogromną rzecz nie wspólną. On żyje, a ty jesteś martwa.

– Nie zawstydzaj mnie śmiercią.

Stłumiłam chichot, próbując powstrzymać moje rozbawienie próbą użycia przez Lillian nowoczesnego wernakularnego języka.

– Po prostu nie chcę, żeby stała ci się krzywda – powiedziałam, łagodząc swój ton. – Na świecie jest mnóstwo miłych nieśmiertelnych istot.

– Patrzcie, kto mówi...

Właśnie wtedy zobaczyłam, że poranne światło zaczyna się wkradać przez okno salonu.

Słońce zawsze wprawiało mnie w głęboki stan wyczerpania.

Rozpaczliwie szukając jakiejkolwiek wymówki, by uniknąć kolejnej rozmowy o moim pozbawionym miłości życiu, ziewnęłam i ruszyłam w stronę schodów do mojej sypialni w piwnicy.

– Dobranoc, Lillian.

– Dobrze, w takim razie. Bądź nieśmiertelną starą panną – usłyszałam jej słowa.

– Zrobi się – odpowiedziałam. Wpełzłam pod kołdrę i zamknęłam oczy.

Poza Lilian, byłam mniej lub bardziej samotna przez ostatnie 1200 lat, i całkiem szczerze, wolałam jak tak było.

To było łatwiejsze niż próba uzasadnienia, dlaczego miałam tyle niewyjaśnionych mocy... kiedy sama nawet nie znałam powodu.

***

Słońce wciąż zachodziło nad horyzontem, gdy następnego dnia o godzinie 18.00 wyszłam z mieszkania.

Zmarszczyłam się i dla bezpieczeństwa wsunęłam ciemne okulary na nos.

W przeciwieństwie do innych wampirów, które spotkałam, nie stawałam w płomieniach w świetle dnia.

Nie byłam pewna, dlaczego jestem inna, ale żyłam już tak długo, że przestałam próbować to rozgryźć.

Ale nadal potrafiłam nabawić się piekielnego bólu głowy i imponującego oparzenia słonecznego.

Więc założyłam długi płaszcz na mój uniform na krótki spacer między moim domem a jadłodajnią, w której pracowałam na nocnej zmianie.

Nocna zmiana była idealna dla mojego nocnego harmonogramu.

Pomysłowo nazwany Coffee Stop był osobliwym lokalem w mieście, który najwyraźniej serwował najlepszą na świecie kawę.

Nie piłam ludzkich napojów, ale wciąż trudno mi było uwierzyć, że to prawda.

Właścicielka, Bernadette, zatrudniła mnie po tym, jak trzy lata temu wprowadziłam się do miasta, przybierając nową osobowość.

Scarlett Evans.

Dwudziestodwulatka z Northamptonshire.

Jak co dzień, przywitała mnie pogodnym uśmiechem, jej blond kok kołysał się, gdy ładowała szklanki do zmywarki.

Odwzajemniłam jej uśmiech, wieszając płaszcz i zawiązując szary fartuch.

Podczas gdy doświadczyłam każdego rodzaju życia, jakie można sobie wyobrazić w ciągu ostatniego tysiąclecia, ta praca naprawdę przypadła mi do gustu najbardziej.

Była tak cudownie... normalna.

Bernadette wyszła na noc po tym, jak zajęłam swoje miejsce za ladą. Zabrałam się za obowiązki jak zwykle.

Około 22:00 klientela kawiarni znacznie się przerzedziła, pozostawiając tylko dziwnych studentów korzystających z darmowego Wi-Fi.

Ale kiedy wycierałam stoły, powiew zimnego powietrza sprawił, że spojrzałam w stronę drzwi.

Młody człowiek, który wszedł do środka, odgarnął swoje ciemne włosy z twarzy i rozejrzał się po lokalu.

Podszedł do mnie, a ja podziwiałam jego wzrost. Był niezwykle wysoki, nawet jak na dzisiejsze standardy.

– Czy mogę usiąść gdziekolwiek? – zapytał.

– Tak, oczywiście, gdziekolwiek zechcesz.

– Dzięki – powiedział, wślizgując się na miejsce najbliżej drzwi.

– Czy mogę ci coś podać? – zapytałam go.

– Kawę.

– Jakieś jedzenie?

– Nie dziękuję… – jego oczy przeleciały na mój identyfikator. – Scarlett.

Patrzyłam, jak mały uśmieszek tworzy się na jego ustach, gdy spoglądał na kolor moich włosów, które powoli wymykały się z opaski.

– Kreatywni rodzice, prawda? – zażartowałam, pomimo tego, że sama wybrałam to imię.

W rzeczywistości urodziłam się z jasnymi blond włosami, jak wiele osób w Skandynawii – domu moich przodków.

Stały się one czerwone, pasmo po paśmie, kiedy stałam się wampirem.

– A ty jesteś...?

– Nick – powiedział. – Kreatywni rodzice, prawda?

Zaśmiałam się, podając mu kawę z parującego dzbanka.

Ale on nie odpowiedział tym samym.

Wziął łyk kawy, zanim mocno utwierdził wzrok na drzwiach, przez które sam niedawno wszedł, jakby ktoś niebezpieczny miał zaraz wpaść tu szturmem.

Jeśli tak było, to dlaczego nie mogłam pozbyć się wrażenia, że on sam jest kimś niebezpiecznym?

***

Zanim skończyłam wycierać wszystkie stoły i mopować podłogę, Nick był jedynym klientem w kawiarni, i zrezygnował w końcu z konkursu gapienia się na drzwi.

Zamiast tego miał nos zakopany w dużej, twardej książce.

Był tak nią pochłonięty, że nawet nie zauważył, kiedy podeszłam do jego stoiska, aby napełnić jego filiżankę po raz trzeci.

– Zamykamy za dziesięć minut, tak przy okazji – powiedziałam.

Na dźwięk mojego głosu zatrzasnął książkę.

Wtedy właśnie zobaczyłam jej tytuł... i natychmiast zamarłam w szoku.

Lamia et de Superno.

Moja łacina była trochę zardzewiała, ale wiedziałam co ten zwrot oznacza:

Wampiry i Nadprzyrodzeni.

Ostatnim razem, gdy widziałam kogoś trzymającego tę książkę, chwilę później próbował wbić mi kołek w serce.

To był w zasadzie manifest przeciwko mojej rasie.

Mój oddech przyspieszył.

Starałam się zachować spokój, ale w moim mózgu rozbrzmiewała syrena alarmowa, która kazała mi przygotować się do walki...

Mówiąc mi, że właśnie mogę stać o centymetry od prawdziwego łowcy wampirów.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea