A. K. Glandt
Wilk we mnie szarpał moje wnętrze, próbując uciec i pobiec za lykanem… moim partnerem.
Mój ojciec wciąż był odwrócony do mnie plecami i patrzył, gdzie zniknęli lykanie. „Zabierz ją z powrotem, Coda. Dopilnuję, żeby odeszli”.
Coda rozluźnił uścisk na moich nadgarstkach, w jakiś sposób wiedząc, że jestem spokojniejsza, gdy pchnęłam moją wilczycę z powrotem do miejsca, w którym ukrywała się przez ostatnie dziesięć lat.
Beta podniósł mnie, jedną rękę umieszczając pod kolanami, a drugą na plecach.
„Chodź, mała. Zabiorę cię do domu i tam porozmawiamy”.
Przytaknęłam bezwładnie w odpowiedzi, zbyt przytłoczona dzisiejszymi wydarzeniami, by mówić. Czułam na sobie wzrok członków mojego stada, gdy Coda skierował się na wschód, z powrotem w stronę domu.
Wszyscy byli tak samo zszokowani jak ja, gdy dowiedzieli się, że mam wilka, który był ukryty przez te wszystkie lata. Jestem pewna, że niektóre z tych spojrzeń wynikały z tego, że mój rzekomy partner był lykanem.
Jeśli chodzi o mnie, nie byłam pewna, co mnie bardziej zdenerwowało.
Kiedy dotarliśmy do mojego domu, Coda posadził mnie na blacie w łazience i przygotował mi kąpiel. „Śmierdzisz jak ten lykanin”, to było jego jedyne wytłumaczenie. Ponownie tylko przytaknęłam w odpowiedzi.
Rozebrał mnie ze spodenek i bielizny, ponieważ byłam zbyt odrętwiała, zbyt wyczerpana, by nawet myśleć w tym momencie.
Wyciągnął z szuflady nożyczki i poobcinał moje bandaże, po czym podniósł mnie i włożył do wody.
Umył moje włosy, szyję i ramiona, po czym podał mi mydło, abym mogła umyć bardziej intymne części siebie.
Wilkołaki dość szybko pozbywały się skromności – nagość była częścią naszej kultury, ponieważ zmienianie się i zdejmowanie wilczych skór tego wymagało.
Coda i tak stał się dla mnie jak starszy brat, więc nawet się tym nie przejmowałam.
Owinął mnie ręcznikiem i opróżnił wannę, po czym wręczył mi dres i bieliznę. Powiedział, żebym zeszła do kuchni, kiedy będę gotowa, a on ponownie zabandażuje mi ramię.
Nie spieszyłam się, rozplątałam włosy i założyłam ubrania, które dostałam. Górną część ciała zostawiłam gołą, ponieważ i tak musiałabym zdjąć koszulkę, aby Coda mógł opatrzyć moje ramię.
Powoli zeszłam po schodach i dotarłam do lady, gdzie Coda wyciągnął gazę i plastry.
Posadził mnie na blacie i owinął gazę wokół mojego ramienia, przez klatkę piersiową, pod pachą i z powrotem w dół ramienia, i tak w kółko, aż był zadowolony.
Zeskoczyłam z lady i udałam się na kanapę, gdzie mogłam wyjrzeć przez okno i zobaczyć, jak mój ojciec wraca do domu.
Coda owinął mnie kocem, zanim wrócił na górę.
Nie wiedziałam, co po co, po prostu patrzyłam przez okno, czekając, aż mój ojciec się pojawi. Coda wrócił na dół z parą skarpetek, suszarką i szczotką.
Wyciągnął moje nogi spod koca i naciągnął miękkie skarpetki, po czym obrócił mnie tak, bym była zwrócona do niego plecami. Podłączył suszarkę i zaczął suszyć moje włosy, szczotkując je w trakcie.
„Rozchorujesz się, Cleo. Powinnaś wiedzieć, że lepiej nie zostawiać mokrych włosów, gdy jest tak późna jesień „.
Nic nie odpowiedziałam.
Bieganie w szortach z białym bandażem do połowy zakrywającym moją klatkę piersiową w środku nocy prawdopodobnie też nie pomogło, ale nie wybiegałam myślami tak daleko.
W tym momencie i tak nie obchodziło mnie przeziębienie.
Nic już nie miało znaczenia.
„To, co teraz czujesz, to odrzucenie”, powiedział Coda, przeczesując moje włosy i powoli je susząc.
„On mnie nie odrzucił”, odparłam automatycznie, pozbawiona jakichkolwiek uczuć.
„Powiedział, że po mnie wróci”.
Coda odetchnął cicho. „Ale odszedł od ciebie, Cleo. Twoje dziedzictwo traktuje to jak odrzucenie. Jesteś teraz przygnębiona. To normalne”.
„Nie obchodzi mnie, czy mnie odrzucił, nie obchodzi mnie, czy jest moim partnerem – w ogóle mnie nie obchodzi. Nawet go nie znam”.
Coda wyłączył suszarkę i przeczesał moje brązowe włosy jeszcze kilka razy. „Wiem, że cię to nie obchodzi, Cleo. Ale twoje pierwotne instynkty już tak; wilcza część ciebie dba o to”.
Odłożył szczotkę i wstał, kierując się z powrotem do kuchni.
„Myślałam, że będę szczęśliwa, gdy dowiem się, że mam wilka, ale nie jestem”, oznajmiłam monotonnie.
Usłyszałam, jak przekopuje spiżarnię, gdy odpowiedział, „To wszystko stało się w złym momencie, Cleo. Złe wyczucie czasu”.
„Wszystko, co się dzisiaj wydarzyło, normalnie zajęłoby kilka dni, ale wszystko na raz – nic dziwnego, że jest przytłaczające”. Zamknął spiżarnię i zdjął pokrywkę z puszki.
Usłyszałam chlupot, gdy wrzucił cokolwiek to było do miski przed włożeniem do mikrofalówki.
„Nie wydajesz się zbyt zaskoczony tym, że mam wilka. Nawet ja myślałam, że nigdy go nie będę miała”.
Wpatrywałam się w noc przede mną, gdzie płatki śniegu zaczęły spadać, topniejąc, gdy uderzały o ziemię.
Usłyszałam, jak wyciąga dzbanek do herbaty z szafki i napełnia go wodą z kranu.
„Szczerze mówiąc, dzieciaku, chyba w żadnym przypadku nie byłbym zaskoczony”.
„Jesteś zbyt silna jak na człowieka i masz w sobie za dużo alfy, ale twój wilk potrzebował nienormalnie dużo czasu, by się ujawnić. Więc gdyby nigdy się nie ujawnił, i tak nie myślałbym nad tym zbyt długo”.
Tykający dźwięk zapalanego palnika gazowego wypełnił pierwsze piętro domu.
„Myślałam, że wszyscy lykanie nie żyją”.Zmieniłam temat, by poruszyć to, co interesowało mnie równie mocno.
„Wielu ludzi w to wierzy. Twój ojciec zabił prawie wszystkich, którzy zostali po tym, jak zamordowali jego partnerkę. Wiedział jednak, że lykanie nigdy nie wyginą”.
„Są potrzebni, by utrzymać równowagę. Podejrzewam, że ten, którego dziś widziałaś, był ostatnim z nich”.
„Kim on jest?” Płatki śniegu na zewnątrz zaczęły opadać coraz szybciej, zapowiadając burzę.
„Nazywa się Hakota Blackwaters. Jest alfą lykanów, co pewnie zrozumiałaś”.
„Dlaczego tak bardzo mnie pragnie?”
Mikrofalówka piknęła, gdy cokolwiek w niej było, skończyło się gotować. Usłyszałam grzechotanie szuflady ze sztućcami i wkrótce Coda podszedł do kanapy z miską zupy w rękach.
Podał mi ją, po czym usiadł na rozkładanym fotelu obok kanapy, na której siedziałam skulona w kącie.
„Lykanie różnią się od wilkołaków”.
„Dla wilkołaków partnerzy są po prostu najlepszym genetycznym dopasowaniem dla silnych szczeniąt o pożądanych cechach. Chęć kojarzenia jest czystym instynktem reprodukcji, niczym więcej, dlatego szybkie oznaczanie i kojarzenie jest powszechne.
„Większość samic spotyka więcej niż jednego partnera. Samce walczą ze sobą, a zwycięzca otrzymuje samicę. Przegrany kontynuuje i zwykle znajduje inną potencjalną kandydatkę. Po oznaczeniu i skojarzeniu są sparowani na całe życie”.
„Ale czasami samice są już sparowane i oznaczone, a mimo to znajdują innego partnera”, wtrąciłam.
„Tak, to się zdarza. Dzieje się tak tylko dlatego, że nowy samiec jest silniejszy od poprzedniego. Jeśli zostanie rzucone wyzwanie, poprzednia więź między już skojarzonym samcem i samicą zostaje anulowana”.
„Wtedy samce mogą ze sobą walczyć. Ale zwykle tego nie robią, ponieważ samica jest już szczęśliwa ze swoim partnerem”.
„Jak w twoim przypadku”, mruknęłam, przypominając sobie, jak trzy lata temu opowiedział mi historię swojej partnerki.
„Tak jak u mnie”, potwierdził.
Wzięłam łyżkę zupy z makaronem, którą mi przygotował.
„Czym więc różnią się lykanie?”
„Lykanie mają partnerów, którzy są w każdym sensie ich drugą połową. W przeciwieństwie do wilkołaków, znajdują tylko jednego partnera. Zabijają każdego, kto stanie im na drodze, ponieważ mają tylko jedną szansę”.
„To ich dar i przekleństwo. Krew ich partnerki leczy ich, nawet z jadu naszego Łowcy. Dlatego chciał ciebie, Cleo. Jesteś jego jedyną szansą – córka Łowcy czy nie”.
„Skoro jestem dla niego taka wyjątkowa, to po co czekać trzy lata?”
Patrzyłam na śnieg na zewnątrz,opady zdecydowanie się nasilały.
„Nie wiem”, odpowiedział cicho Coda. Gwizd czajnika uratował go przed dalszymi wyjaśnieniami. Podczas gdy parzył herbatę, ja dokończyłam zupę, którą mi podał.
Wkrótce potem zamieniliśmy kubek na miskę. Zaparzył mi herbatę cytrynowo-imbirową i chociaż jej nie znosiłam, wiedziałam, że mnie uspokoi. Trzymałam kubek w dłoni, zaciskając szczękę, gdy moje myśli błądziły.
Coda wyczuł moją złość.
„Postaraj się nie odgryźć ojcu głowy, kiedy wróci, Cleo. Wiem, że groził twojemu partnerowi, ale on tylko próbował cię chronić”.
Odwróciłam się, by stanąć twarzą w twarz z betą, w końcu odwracając uwagę od śnieżycy na zewnątrz.
„Nie jestem z tego powodu zła, Coda. Jestem wściekła, że mojego wilka nie obchodzi moje własne życie”.
„To, że prawie zginęłam nie wystarczyło, by się ujawnił, ale zwykła groźba pod adresem mojego partnera sprawiła, że wymknął się spod kontroli, próbując wyskoczyć z mojej skóry”.
„Warknęłam na mojego ojca, Coda! Postawiłam mu się z powodu nieznajomego!”
„Nie można było nic na to poradzić, szczeniaku. Twój wilk pojawił się zbyt szybko. Nie miałaś szans go kontrolować. Jestem pod wrażeniem, że nie stałaś się bardziej agresywna”.
Owinęłam się szczelniej kocem, ale zimne powietrze przenikało przez odsłonięte miejsce przy moich ramionach.
„To moja wina, że zostałaś dziś zaatakowana – nie powinienem był zostawiać cię samej. Przepraszam za to, Cleo. Nigdy celowo nie naraziłbym cię na niebezpieczeństwo”, kontynuował Coda, przepraszając mnie po raz pierwszy w życiu.
Potrząsnęłam głową.
„Nie przejmuj się tym, Coda, słyszałam, jak Grey już wystarczająco cię za to zrugał. Myślałeś, że zagrożenie jest gdzie indziej i pobiegłeś je wyeliminować. Nie przepraszaj za ochronę stada”.
Jego spojrzenie utkwiło we mnie. „Ty też jesteś częścią tego stada, Cleo. Powinienem był cię lepiej chronić”.
„Gdybyśmy tam nie dotarli, mogłabyś zostać rozerwana na strzępy lub porwana przez Hakotę”.
„Ale tak się nie stało i teraz jest już po wszystkim”. Milczał, a ja wiedziałam, że wciąż jest na siebie zły.
„Jeśli naprawdę chcesz mi to wynagrodzić, Coda, pozwól mi przejść inicjację. Przyjmij mnie na swojego prawdziwego ucznia i naucz mnie, co to znaczy być wilkiem.
„Przez cały czas byłaś moją prawdziwą uczennicą”, powiedział, ale ja tylko potrząsnęłam głową.
Upiłam łyk herbaty, kierując swoją uwagę z powrotem na okno, gdzie burza bieli wirowała w światłach werandy. „Uspokoiłeś mnie”.
Ciemna postać wyłoniła się spośród śniegu, zbliżając się do domu. Światło werandy oświetliło mojego ojca.
„Jeśli twój ojciec na to pozwoli, zrobię to”, odparł Coda, jego uwaga również skupiła się na alfie brnącym przez burzę śnieżną.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a podmuchy śniegu wdarły się do domu.
Ojciec zatrzasnął je za sobą, a jego pazury, które wciąż były wysunięte, wyryły głębokie linie w drzwiach, gdy te wyleciały mu z ręki. Przeszedł obok nas bez słowa ani spojrzenia.
Rozległ się dźwięk otwieranych i zatrzaskiwanych szuflad, a następnie głośny trzask przedmiotów zrzucanych z biurka z powodu wściekłości mojego ojca.
Coda i ja nic do siebie nie powiedziełyśmy, tylko czekaliśmy, aż mój ojciec wejdzie do pokoju i rzuci zestaw oprawionych w skórę książek na stolik kawowy przede mną.
„Musimy porozmawiać”.