
Zakładając, że musiałam go źle usłyszeć, zadałam pytanie, którego Coda nienawidził najbardziej: „Co?”.
Spojrzał na mnie. „Jesteś głucha? Powiedziałem, że za każdym razem musisz przebiec dwa okrążenia zamiast jednego i że wszystko inne też jest podwojone”.
„To oznacza dwa okrążenia w jeziorze, sześć zestawów po sto skoków, sto pompek i dziesięć powtórzeń dziesięciu podciągnięć”.
„I odejmujesz też jedną z moich przerw?” warknęłam. To było takie niesprawiedliwe! To było niedorzeczne!
Taka ilość ćwiczeń była nierozsądna!
„Poddajesz się?”, domagał się, a jego twarz była całkowicie pozbawiona wyrazu. Nie miałam pojęcia, o czym myślał.
Czy to był jego cel? Zmusić mnie do poddania się? Cóż, to nie zadziała!
„Nie, nie poddam się! Jak mam to zrobić?” wyrzuciłam z siebie, zaciskając dłonie w pięści.
„Przestań jęczeć, szczeniaku”, zasyczał Coda. „Nienawidzę marudzenia, a jeszcze bardziej niż marudzenia nienawidzę użalania się nad sobą. Wskakuj do wody i zrób dwa okrążenia, albo każę ci zrobić potrójne”.
„To szaleństwo!” argumentowałam. „Nikt z pozostałych nie musiał robić nic podobnego! Jesteś…”
„Nieuczciwy?”
Dokończył moją wypowiedź, z obrzydzeniem widocznym w głosie. Chwycił przód mojej koszuli i przyciągnął mnie bliżej. „Ale nie jesteś taka jak inni, prawda, szczeniaczku?” Spojrzałam mu wyzywająco w oczy.
„Jeśli ci się to nie podoba, to odejdź. Mam lepsze rzeczy do roboty niż niańczenie rozpieszczonego bachora”.
Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w stronę brzegu jeziora, aby rozpocząć okrążenia, narzekając na swój los przez cały czas.
To była tortura – kompletne szaleństwo wymagać takich rzeczy od dwunastolatki. Mój ojciec mógł być jednym z najsilniejszych alf, jakie stąpały po Ziemi, ale ja nie odziedziczyłam po nim nic z jego wielkości.
Moje mięśnie bolały i piekły od nadmiaru wysiłku Coda wciąż krzyczał na mnie, bym poprawiła postawę i biegła szybciej.
Nie miałam pojęcia, jak był w stanie czytać swoją książkę i krzyczeć na mnie w tym samym czasie, ale chciałam, żeby był bardziej zaangażowany w czytanie, a mniej we mnie.
Skończyłam trening bez słowa w kierunku Cody i ruszyłam ścieżką z powrotem do domu.
„Przyjdź jutro w lepszym humorze!” Coda szczeknął za mną, widząc, że odchodzę.
„Dobra!” Odparłam gniewnie, krzycząc wniebogłosy na arogancką, władczą betę.
Kolejne dni były takie same i bez względu na to, jak wielkie robiłam postępy, nigdy nie usłyszałam słowa aprobaty lub pochwały z ust Cody.
Już nawet niczego od niego nie oczekiwałam, ale wciąż chciałam, żeby powiedział coś o tym, jak staje się lepsza.
Byłam w trakcie skakania przez skakankę, kiedy Coda powiedział: „Chce mi się pić, mały bachorze. Przynieś mi coś do picia”.
Zatrzymałam się gwałtownie, pozwalając, by skakanka opadła za mną. Chciałam mu powiedzieć, żeby sam sobie przyniósł ten przeklęty napój, ale obawiałam się kary.
Odrzuciłam skakankę na bok i z westchnieniem ruszyłam w stronę ścieżki.
„Tak przy okazji, to liczy się jako jedna z twoich przerw. Więc zrób to szybko!” krzyknął za mną.
Och, jak bardzo chciałem podnieść szyszkę i uderzyć nią w jego zadowoloną z siebie twarz, ale to nie pomogłoby mojej sprawie, więc pobiegłam do domu i złapałam butelkę wody, zanim wróciłam sprintem w stronę jeziora.
Rzuciłam butelką w niego, mając nadzieję, że trafię go w głowę, ale złapał ją jedną ręką, nawet nie podnosząc wzroku znad książki, którą czytał.
„Dwanaście minut i trzydzieści osiem sekund. Równie dobrze możesz wykorzystać resztę swojej pięciominutowej przerwy”.
Wzdrygnęłam się i usiadłam na pniu, patrząc na piękne otoczenie, które stało się moim piekłem.
„Co to jest? Woda?” warknął Coda. „Nie chcę wody. Przynieś mi napój gazowany”.
Mruknęłam i wstałam, nawet nie byłam zaskoczona. „Czy to też liczy się jako jedna z moich przerw?” spytałam.
„Tak, a taka postawa właśnie przyniosła ci kolejne okrążenie wokół jeziora.Tempo”.
Następnego dnia było tak samo; w połowie mojego treningu zatrzymał mnie i powiedział, żebym przyniosła mu coś do picia.
Tym razem zapytałam go, co chce, a on odparł, że lemoniadę; ale zanim ją przyniosłam, zmienił zdanie i zamiast tego chciał smoothie.
Musiałam przygotować i zmiksować koktajl, używając mrożonych owoców z zamrażarki. Nauczyłam się przestać mu dokuczać, bo jedyne, co z tego miałam, to więcej pracy.
Kiedy dotarłam do domu, spakowałam lodówkę wypełnioną lodem i wieloma różnymi napojami i schowałam ją w lesie niedaleko jeziora. Kiedy Coda zażądał ode mnie napoju, byłam gotowa.
Przyniosłam to, czego chciał w mniej niż dwie minuty, ku jego zaskoczeniu.
Natychmiast zażądał czegoś innego i znów przyniosłam to z lodówki w mniej niż dwie minuty.
Potem powiedział mi, że jest głodny i chce kanapkę.
Nie byłam w stanie z nim wygrać. Każdego dnia chciał czegoś innego, a ja każdego dnia dodawałam coś do mojej rosnącej kolekcji w lesie.
Pod koniec tygodnia miał już mały stolik, na którym stawiał swoje napoje, dwie poduszki – okrągłą i kwadratową – parasol nad głową, a także różne kanapki i napoje w mojej lodówce.
Popełniłam błąd, pytając go, czy życzy sobie, żebym zbudowała mu pałac, za co zarobiłam sto dodatkowych pompek.
Dni ciągnęły się coraz dłużej, ponieważ Coda zawsze był w stanie wymyślić dla mnie jakieś dodatkowe zadanie do wykonania.
Zawsze wszystko utrudniał.
Zmuszał mnie do biegania wokół jeziora, dopóki nie pozwolił mi przestać. Zwiększał wagę moich hantli o dziesięć funtów.
Próbował zmusić mnie do zrobienia pięciu pompek jedną ręką i nie pozwalał mi przestać, dopóki nie zrobiłam pięciu z rzędu.
Nie miałam odwagi zapytać go, kiedy tak naprawdę nauczy mnie walczyć. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek to zrobi. Pod koniec dwóch miesięcy byłam tak umięśniona jak inne wilki-praktykanci, ku ich przerażeniu.
Niekoniecznie byłam tak silna jak oni, ani tak szybka, ale byłam bliżej niż kiedykolwiek się spodziewali.
Kiedy nadeszły moje trzynaste urodziny, miałam wielką nadzieję, że będzie to dzień, w którym mój wilk się ujawni.
To musiało się stać – nie mogłam być tylko człowiekiem, musiało być coś więcej.
Kiedy Coda przyszedł po mnie o świcie, jak zwykle, byłam gotowa. Patrzyłam, jak podchodzi do drzwi wejściowych i otworzyłam je, zanim zdążył wejść.
„Warcz na mnie!” rozkazałam mu.
Zamrugał, co oznaczało zaskoczenie, jakiego nigdy wcześniej nie okazał. Wsunął ręce do kieszeni. „W jakim celu?Po co? Nie masz w sobie wilka, Cleo”.
„Tego nie wiesz”, odparłam. „A teraz zawarcz na mnie”.
Przewrócił oczami. „Nawet jeśli masz wilka, moje warczenie go nie obudzi. Tak naprawdę nie groziłbym ci, bo nie jesteś dla mnie zagrożeniem”.
Spodziewałam się, że to powie, więc byłam przygotowana.
Otworzyłam szeroko drzwi, cofnęłam rękę i rzuciłam w niego gładkim kamieniem, którego mój ojciec używał jako ciężarka do papieru.
Ponieważ się tego nie spodziewał i byliśmy tak blisko siebie, kamień trafił go prosto w klatkę piersiową.
„Warcz na mnie!”
Z jego gardła wydobył się niski warkot. „Mały bachorze, po co ci to było?”
Ponownie podniosłam kamień i rzuciłam nim w jego stopę.
Nie spodziewał się tego za pierwszym razem i zdecydowanie nie spodziewał się, że zrobię to po raz drugi, więc kamień zdążył zetknąć się z jego bosą stopą.
Zasyczał na mnie, a jego oczy zrobiły się czarne. „Sama się o to prosisz, szczeniaku”.
„Warcz na mnie!” Powtórzyłam polecenie.
Zrobił krok do przodu, ale zanim zdążył przekroczyć próg, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Z rykiem wyrwał drzwi z zawiasów i chwycił mnie.
Chwycił mnie za kołnierz, przyciągnął do siebie i warknął groźnie. Czekałam i czekałam, aż mój wilk ujawni się w odpowiedzi na groźbę, ale nic się nie stało.
„Cholera! Niech to wszystko szlag trafi!” krzyknęłam, sprawiając, że Coda mnie puścił.
„Nie przeklinaj, mały bachorze”, powiedział.
Skrzyżowałam ręce i odwróciłam się, dąsając się. „Cały czas przeklinasz, a ja zawsze jestem przy tobie, więc to naturalne, że to podłapałam”, mruknęłam.
„Nie dąsaj się tylko dlatego, że sprawy nie poszły po twojej myśli. Mówiłem ci, że to się nie uda”, odpowiedział Coda, ignorując mój żart.
„Tak, tak. Tak mi powiedziałeś”, burknęłami ruszyłam do kuchni. „Jesteś głodny?” zapytałam.
„Mamy mrożone gofry”.
Coda najwyraźniej wyczuł moje przygnębienie, ponieważ żażartował sobie ze mnie. „Jasne, mała”.
Wzdychając, otworzyłam zamrażarkę, wyciągnęłam trzy mrożone gofry i wrzuciłam je do tostera, robiąc dwa dla niego i jednego dla siebie.
„Nie jesteś taki wredny, jak myślałam”, powiedziałam, wyrażając myśl, która krążyła mi po głowie przez ostatnie trzy tygodnie.
Uniósł brew. „Czyżby?”
Przytaknęłam. „Jesteś po prostu zrzędliwy, to wszystko”.
„Zrzędliwy?” spytał ostro.
Wzruszyłam ramionami.
„Tak, po prostu denerwujesz się, gdy ktoś nie robię czegoś tak, jak chcesz. Jesteś też humorzasty w stosunku do ludzi. Jeśli ktoś wykazuje cechy, które ci się nie podobają, warczysz na niego”.
„Nie lubisz leniwych, niesubordynowanych, wyzywających, jęczących, użalających się nad sobą, a nawet tych miłych. I mam wrażenie, że jesteś trochę bardziej złośliwy, kiedy faktycznie uczysz swoich uczniów, jak walczyć”.
Rzucił mi niemiłe spojrzenie.
„Dobra, o wiele wredniejszy”, przyznałam. „Ale teraz nie jesteś taki zły”. Gofry wyskoczyły z tostera i położyłam je na dwóch talerzach, podsuwając Codzie masło i syrop.
„Czy kiedykolwiek znalazłeś swoją towarzyszkę?” zapytałam nagle. Nie mam pojęcia, skąd mi to przyszło do głowy, ale bardzo chciałam poznać odpowiedź na to pytanie.
Coda przestał topić swoje biedne gofry w syropie i spojrzał na mnie.
„Czy twój ojciec nie powiedział ci, że niegrzecznie jest być wścibskim?”
Strząsnęłam z noża kawałek masła na gofra. „Mój ojciec nie ma ostatnio zbyt wiele czasu na rozmowę ze mną, więc nie”.
Westchnął i odstawił pojemnik z syropem. Podniósł naczynia, które przed nim postawiłam. „Tak, spotkałem ją. Jednak miała już swojego partnera.
Kiwnęłam głową, nieczęsto zdarzało się, że samiec znajdował swoją partnerkę już skojarzoną – zwykle, gdy to się stało, wypadali z obiegu, ale zdarzały się przypadki.
Nierzadko jednak zdarzało się, że dwóch lub trzech samców znajdowało tę samą partnerkę; zwykle po prostu walczyli ze sobą, a ten, kto wygrywał, łączył się z samicą. Brzmi to brutalnie, ale taka już nasza wilcza natura.
„I tak bym jej nie chciał”, kontynuował Coda. „Była zbyt delikatna, nie poradziłaby sobie z alfą”.
„Czy kiedykolwiek chciałbyś znaleźć inną partnerkę?” zapytałam, zanim przełknęłam gofra.
Wcinał gofry, a jego nóż ociekał syropem, gdy go odłożył.
„Nie sądzę, żeby przeszkadzało mi to, co mam teraz. Posiadanie szczeniąt nie jest czymś, czego kiedykolwiek naprawdę chciałem. Mam wiele lat na podjęcie decyzji, więc tak naprawdę nigdzie mi się nie spieszy”.
Choć wyglądał na dwadzieścia kilka lat, Coda miał prawie osiemdziesiąt. Wilkołaki żyją znacznie dłużej niż ludzie– zwykle prawie trzysta lat, jeśli nie zostaną zabite podczas bitwy.
„A co jeśli samica chciałaby z tobą być, a ty byś jej nie zechciał?” zapytałam.
Coda zatrzymał się, widelec zatrzymał się połowie drogi do jego ust. Odwrócił się do mnie, spoglądając mi w oczy, „Pytasz z ciekawości, czy dla własnych celów?”
Odwróciłam wzrok, zanim zdążył zobaczyć, co chodzi mi po głowie. Szkoda, że i tak wiedział.
Odłożył widelec. „Cleo. Jego głos był surowy – nie zły, ale bardziej rozczarowany. „Cleo”, powtórzył, a ja spojrzałam na niego.
„Myślisz, że twój partner cię odrzuci? Martwisz się, że tak właśnie się stanie?”
Spuściłam wzrok z powrotem na stół. Moje ramiona uniosły się i opadły, trzęsąc się lekko. „Nie wiem”, wyszeptałam.
„Wiem, że prawdopodobnie znalazłabym innego, gdyby tak się stało, ale co dobrego jest w ludzkim partnerze?”
„Słuchaj, Cleo, wiesz, że twój ojciec rozerwałby na strzępy każdego, kto ośmieliłby się cię skrzywdzić. Nie martw się o to, dobrze? Ktoś, kto cię nie chce, i tak nie jest wart twojej uwagi”.
„Więc pomóż mi”, błagałam go. „Pomóż mi być kimś, kto będzie pożądany. Wiem, że odkładasz mój trening ze względu na mojego ojca”.
„Ćwiczymy już od prawie trzech miesięcy. Wiem, że zawsze będę musiała się przygotowywać, ale chcę się uczyć naprawdę, Coda”.
„Bądź wilkiem, którym jesteś. Bądź wilkiem, na którego wybrał cię mój ojciec. Nie czekaj dłużej – daj mi to.
„Spraw, bym cierpiała”.
Potrząsnął głową. „Nie wiesz, o co prosisz, Cleo. Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego. Ledwo zaznałaś nieco trudności – bólu”.
„Jeśli zaczniemy, nie pozwolę ci przestać, dopóki nie zostaniesz złamana, tak jak inni uczniowie, których miałem”.
„Wiem, o co proszę, Coda. To jedyny sposób”.