
Jego dłonie, wszędzie. Ciepło przepływające przeze mnie.
Jego uśmiech, jego oczy, głęboki zielony kolor jak las.
„Panno Johnson, miło, że mogła się pani do nas przyłączyć” głos profesora Petersona sprowadza mnie z powrotem na ziemię.
Stoję przed ostatnią osobą, którą chciałam zobaczyć, a mój profesor patrzy przez ramię.
Co on tu, do licha, robi?
„Panno Johnson!”
„Przepraszam, profesorze. Profesor Stanford chciał porozmawiać o mojej pracy” kłamię bez mrugnięcia okiem, uważając, żeby nie pokazać, że jestem zdenerwowana.
„Wiem. Powiedzieli nam pani koledzy z klasy”. Kiwam głową i idę na swoje miejsce w pierwszym rzędzie, nie patrząc na mężczyznę z przodu.
Moja profesor podchodzi do mężczyzny, którego kiedyś kochałam.
„Jak mówiłam, to jest James Brown, dyrektor generalny JB Corporation w Nowym Jorku. Właśnie otworzyli nowe biuro tutaj, w Seattle, i szukają nowych pracowników. Ponieważ niektórzy z was kończą w tym roku, zaprosiłam pana Browna, żeby opowiedział o swojej firmie”. Patrzy na mnie, mówiąc to.
Ignoruję Jamesa. Nie mogę na niego patrzeć. Nie będę.
Nie mogę spojrzeć mu w oczy. To zbyt boli.
Otwiera tu nowe biuro?
Kiedy wyjechał cztery lata temu, miał szansę zostać dyrektorem generalnym nowej firmy. Teraz wygląda na to, że przejął całą cholerną firmę. I jest tutaj, w Seattle.
James zaczyna opowiadać o firmie. Brzmi jak świetna okazja. Gdybym była szczera, poprosiłabym o rozmowę kwalifikacyjną, skoro niedługo kończę. Ale nie z nim. Nie mogę.
Nie chcę pracować pod jego kierownictwem. Nie mogę mu ufać, już nie.
Mam pracę, plan, marzenie. Marzenie, które zamierzam zrealizować.
Godzinę później pyta, czy mamy jakieś pytania. Studenci zaczynają zadawać pytania, niektóre o firmę, inne po prostu próbując go poznać. „Ile ma pan lat?” „Ma pan dziewczynę?” Po co w ogóle przyszli na te zajęcia, skoro wszystko, co chcą robić, to flirtować?
Nagle głos nauczycielki rozbrzmiewa w mojej głowie. Dlaczego w ogóle o tym myślę?
„Anno?”
„Panno Johnson?”
„Anno!” Głos nauczycielki wyrywa mnie z zamyślenia.
„Tak?” odpowiadam, jakby nigdy nic.
„Próbuję zwrócić pani uwagę od pięciu minut. Wszystko w porządku?” Kiwam głową.
„Przepraszam, po prostu robiłam notatki” mówię jej, co jest częściowo prawdą. Robiłam notatki, zanim przestałam zwracać uwagę.
Muszę się lepiej skupić.
Ale jak mogę, kiedy mężczyzna moich marzeń, ten, który złamał mi serce, stoi w tym samym pokoju – udając, że nigdy mnie nie widział?
„Poprosiłam pana Browna, żeby umówił się z panią na rozmowę kwalifikacyjną, skoro niedługo kończy pani studia”. Robię wielkie oczy – Co ona zrobiła? – i patrzę na Jamesa po raz pierwszy. Uśmiecha się szyderczo, ciesząc się myślą, że go potrzebuję.
Jakbym potrzebowała jego pomocy.
„To bardzo miłe z pani strony, profesorko, ale to nie jest konieczne” mówię jej z uśmiechem.
„Dlaczego nie?” pyta.
„Już mam pracę” mówię jej. I to prawda – pracuję w piekarni. To moje marzenie. I jestem tak blisko. Za kilka lat przejmę piekarnię. Kiedy już będziemy dobrze prosperować, chcę się rozwijać, rozprowadzać moje ciasta i wypieki po całym kraju.
„Cóż, nigdy nie zaszkodzi mieć planu awaryjnego” mówi z uśmiechem.
Nie zna mojej sytuacji, przynajmniej nie całej. Właściwie nikt z personelu nie wie, oprócz Jima. Opowiedziałam mu wszystko o mojej przeszłości podczas naszych Wieczorów z Makaronem w ciągu ostatniego roku.
Poznaliśmy się z Jamesem, kiedy jeszcze chodziłam do liceum. On był na studiach, studiował biznes w skróconym programie. Jest ode mnie kilka lat starszy – miałam piętnaście lat, a on osiemnaście. Kiedy dostał szansę, żeby wyjechać z miasta i podążyć za swoim marzeniem w wieku dziewiętnastu lat, powiedziałam mu, że dam sobie radę. I dawałam, dopóki nie przestałam.
Mówią, że pierwszej miłości się nie zapomina. W moim przypadku to prawda.
Czego ci nie mówią, to jak bardzo będziesz go potem nienawidzić. Nienawidzić go za to, że sprawiał, że czułaś się niewystarczająco dobra. Moje serce pękło, kiedy dowiedziałam się, że zmienił numer telefonu.
Naprawdę myślałam, że mnie kocha.
Chyba się myliłam.
„Nie, ma pani rację, profesorko. I dziękuję, ale kontrakt jest już podpisany. Niewiele mogę z tym zrobić” wzdycha.
„No dobrze. Gratulacje, wiem, że świetnie sobie pani poradzi” uśmiecham się do niej i wracam do robienia notatek.
Jest jeszcze kilka pytań, zanim kończy zajęcia. Pakuję swoje rzeczy i idę w stronę drzwi tak szybko, jak mogę. Ale wtedy jego głos mnie zatrzymuje.
„Panno Johnson, czy mogłaby pani zostać na chwilę?” Przewracam oczami na jego oficjalny ton.
Serio, James?
Pozostali rzucają mi zirytowane spojrzenia, wychodząc z klasy. Robię, co mogę, żeby się na nich nie rzucić i zachować się jak dorosła.
Co czasami jest bardzo trudne.
„Doceniam tę możliwość, panie Brown, ale jak właśnie powiedziałam, kontrakt jest już podpisany. Nie mam panu nic więcej do powiedzenia” odpowiadam z taką samą profesjonalną uprzejmością, jakiej on użył wobec mnie.
„Anno, to nie jest zbyt uprzejme” mówi moja nauczycielka, brzmiąc na rozczarowaną.
„Przepraszam, profesorko, ale muszę iść. Mam pracę” przepraszam.
Używam pracy jako wymówki, bo naprawdę nie chcę tu być – rozmawiać z nim.
„Och, musi pani iść do pracy?” Kiwam głową.
„Jak każdego dnia”.
James marszczy brwi, ale nie mówi ani słowa.
„Kiedy pani zaczyna?” Zadaje mi pytanie, wyzywające spojrzenie w jej oczach.
Cholera, wie, że kłamię.
„Za trzydzieści minut”. Kiwa głową, wyglądając na zadowoloną z mojej odpowiedzi.
„Cóż, to zajmie tylko dziesięć minut, a piekarnia jest zaledwie pięć minut stąd”. Kiwam głową, przeklinając w duchu.
„Piekarnia?” James wygląda na naprawdę zaskoczonego. Wie, że uwielbiam piec, ale wyraźnie nie spodziewał się, że pracuję w piekarni.
„Tak, proszę pana”. Zakładam plecak na ramię, odpowiadając na jego zaskoczenie własną postawą.
„Cholera, Anno…” Mówi cicho, frustracja wyraźna w jego głosie.
„Czego chcesz, James? Czego możesz ode mnie chcieć?” Odgryzam się, cała uprzejmość znika.
„Anno!” Głos naszej nauczycielki rozbrzmiewa, zszokowana moim wybuchem i wyraźnie zła.
„W porządku, zasłużyłem na to”. W końcu przyznaje, pokazując, że mnie pamięta.
„Dobrze wiedzieć, że mnie pamiętasz”. Odpowiadam, mój głos wciąż pełen złości, moje oczy wpatrzone w jego. Opuszcza głowę, wyglądając na zawstydzonego.
Nasza nauczycielka obserwuje naszą rozmowę, zdezorientowane spojrzenie na jej twarzy.
„Znacie się”. Stwierdza oczywistość. Chciałabym, żeby zostawiła nas w spokoju, ale nie wygląda na to, żeby gdzieś się wybierała.
„Tak”. James przyznaje.
„Poniekąd”. Dodaję, niemal w tym samym czasie.
„A…”
„Tylko nie!” Przerywam mu, moja ręka uderza w biurko obok niego. Podskakuje na mój ton. Nie mogę znieść słuchania, jak używa tego samego przezwiska, którego używał, kiedy byliśmy razem.
To przezwisko kryje zbyt wiele wspomnień.
Sposób, w jaki mnie dotykał.
Sposób, w jaki mówił mi, że mnie kocha.
Sposób, w jaki patrzył mi w oczy.
Sposób, w jaki sprawiał, że się czułam.
Może lepiej, żeby pamiętał mnie w ten sposób, wściekłą.
Stronę mnie, której nigdy wcześniej nie widział.
„Muszę iść do domu i się przebrać, więc po prostu powiedz mi, czego chcesz, żebym mogła to zrobić”.
„Chciałem tylko wiedzieć, czy naprawdę nie potrzebujesz tej pracy”.
„Powiedziałam, że nie, więc po co pytać?”
„Bo cię znam”. Nie mogę powstrzymać śmiechu.
„Znałeś mnie cztery lata temu. Wiele się zmieniło”.
„Widzę to”. Mówi, jego oczy pozostają na mnie.
„James, nie rób tego”. Nauczycielka go ostrzega.
„Po prostu wygląda tak inaczej. Jej rodzice mają pieniądze, więc nie rozumiem, dlaczego tak wygląda, ani dlaczego jest na tym college’u. Bez urazy”. Szybko dodaje, podnosząc ręce w obronnym geście w stronę profesor.
Dlaczego nie może po prostu posłuchać ostrzeżenia? Dlaczego zawsze musi sam wszystko rozgryźć?
Jestem wściekła, płonę z gniewu.
Robię wszystko, żeby zdobyć wykształcenie i jednocześnie być dobrą mamą. A on tu jest, krytykując, jak wyglądam.
Nauczycielka kręci do niego głową, kiedy wspomina o moich rodzicach. Moja twarz musi wyraźnie pokazywać, jak bardzo jestem zła.
„Co powiedziałem?”
Wdech, wydech.
Wdech, wydech.
Wdech, wydech.
Aż znów poczuję się spokojna.
„Jak powiedziałam, wiele się zmieniło. To nie twoja sprawa, ale skoro cię znam, powiem ci”. Wzdycha i kiwa głową, uśmiech powoli rozciąga się na jego twarzy.
„Moi rodzice wyrzucili mnie cztery lata temu”. Jego uśmiech natychmiast znika, zastąpiony wyrazem gniewu.
„Zrobili co?!”
„Kiedy?”
„Jak?”
„Dlaczego?” Jego pytania padają szybko i gniewnie.
James nigdy nie lubił moich rodziców. Nienawidził tego, jak surowi byli, jak nie pozwalali nam spędzać razem czasu, jak mówili mi, co mam nosić, i jak ustawiali mnie na randki z tak zwanymi dobrymi chrześcijańskimi chłopcami.
Ci chłopcy byli najgorsi… Byli gorsi niż świnie.
„Powiedziałam ci, co chciałeś wiedzieć, James. Dostałeś swoje wyjaśnienie. To więcej, niż ja kiedykolwiek dostałam. Odwróciłeś się ode mnie cztery lata temu, wyjechałeś bez słowa. Nie utrzymywałeś kontaktu, jak obiecałeś”.
Patrzy na mnie, oszołomiony, jakby dopiero teraz zdawał sobie sprawę z tego, co mi zrobił.
„Chyba nie zasługuję na taką miłość”.
„A…” Kręcę głową, próbując zablokować wspomnienia związane z tym przezwiskiem.
„Proszę, uszanuj to. To najmniejsze, co możesz zrobić”.
„Ale…”
„Jeśli kochałeś mnie tak, jak twierdziłeś, zostawiłbyś mnie w spokoju, do cholery!” Krzyczę na niego, walcząc ze łzami. Wybiegam z pokoju tak szybko, jak mogę.
Nie mogę nie zauważyć, że James obserwuje mnie przez całą drogę, aż wychodzę z budynku.