
Czułem jej zapach nawet przez zarośla paproci, gdy moje łapy zagłębiały się w miękką ziemię.
Zastanawiałem się, podobnie jak mój brat, zanim wymyśliliśmy ten plan, czy przysłali jakąś czarownicę wartą swojej ceny.
Nawet jeśli to ja sprowadziłem czarownice, nie znaczyło to, że im ufałem.
Niewątpliwie były one jednak atutem; pomogły już dwóm innym watahom, które były na skraju zniknięcia.
Otwarte terytorium doprowadziłoby do rozlewu krwi, na który nasz gatunek nie mógł sobie w tej chwili pozwolić.
Nasza liczba była zbyt mała.
Miałem do czynienia z czarownicami kilka razy w życiu, począwszy od ciąży naszej matki – choć oczywiście nie pracowałem z nimi bezpośrednio.
Wataha płaciła ładny grosz za każdym razem, gdy ośmielaliśmy się prosić o pomoc, a tylko w ułamku przypadków mogły zrobić to, o co prosiliśmy.
Myśl ta tkwiła mocno w moim umyśle, gdy moje oczy wędrowały po samicy, zapach rozkładających się liści i bogatej gleby zakłócał moje zmysły, gdy lekko przesunąłem się do przodu, by lepiej się przyjrzeć.
Ostatnie dwie czarownice zostały wysłane, aby pomóc w rozwiązaniu wojny między rywalizującą watahą i atakującymi wampirami.
Pierwsza z nich była tylko brzydką, szaloną, uduchowioną czarownicą z bzikiem na punkcie mocy i jeszcze większym na temat odpowiedzi.
Druga drżała tak bardzo, że w końcu wataha musiała ją odesłać do domu, po tym jak poparzyła sobie ręce tak dotkliwie, że ich beta musiał odwieźć ją do szpitala.
Równie dobrze wataha mogła wynająć ludzkiego egzorcystę lub detektywa, a może nawet złapać przypadkową osobę z ulicy.
Ta sprawa była zbyt ważna dla jednego z ich słabeuszy.
Osoba, którą wysłali wyglądała jednak tak… normalnie.
Miała na sobie białą koronkową bluzkę, dżinsy o kroju bootcut i buty, których podeszwy wyglądały tak, jakby były na tyle miękkie, że można było w nich poczuć ziemię.
Brązowe włosy, które zdawały się puszyć przy pierwszej oznace wilgoci, której było mnóstwo, miodowo-brązowe oczy i mały amulet we włosach.
Wszystko w niej wyglądało tak... zwyczajnie.
Ale jej zapach nie był podobny do żadnej czarownicy, którą kiedykolwiek spotkałem. Jasne, że miała ten magiczny, elektryczny zapaszek, który sprawiał, że wilczy nos chciał kichnąć, ale coś w tym było...
Był jak pole dzikich kwiatów zmieszane z szałwią i rozmarynem, z elektryczną statyką wiedźmy, która sprawiała, że mój nos swędział, ale nie w nieprzyjemny sposób.
Natychmiast odrzuciłem tę myśl na bok. Czarownice były złą wiadomością.
Dodatkowo, po tym jak Jewel, jedna z najsilniejszych niesparowanych samic w naszej watasze weszła w ruję, Seth i ja praktycznie okaleczyliśmy się nawzajem.
Nie chodziło o to, że obu z nas koniecznie pociągała Jewel. Była dobra dla treningu łóżkowego, ale Seth i ja nie dzieliliśmy się, nigdy.
Jewel była pierwotnie moją towarzyszką w łóżku, nie Setha. Fakt, że jej feromony wymykały się spod kontroli był problemem i jedynym sposobem na naprawienie tego, cóż...
Nawet jeśli byłby to tylko jeden z nas. Prowadziliśmy watahę bez zarzutu jako bracia i to był jedyny problem, który należało natychmiast naprawić.
Ruje były silną rzeczą, a dwóch alfa walczących o samicę było dużym problemem.
Następnym razem moglibyśmy się pozabijać bez sensu, a potem żaden z nas nie mógłby z tym żyć.
Plan był taki, żeby upewnić się, że ta wiedźma jest warta swojej ceny.
Starannie skonstruowaliśmy umowę z jej sabatem, a potem celowo ją złamaliśmy.
To był test, aby zobaczyć, czy będzie w stanie nam się przeciwstawić, lub przynajmniej zaznaczyć swoją obecność.
Tylko silna czarownica mogłaby odejść bez zadrapania.
Czarownice miały tendencję do używania swoich mocy w sytuacjach wysokiego napięcia.
Jewel z pewnością zaatakowałaby ją w pierwszej chwili, kiedy znalazłaby się poza zasięgiem wzroku nas obu.
Teraz nadszedł czas, aby sprawdzić, czy jest właściwa. Gdy Seth zbliżył się do niej, poczułem, że tył mojej szyi zakłuł.
Nie płaszczyła się, nie cofała i unikała jego oczu.
Mój wilk warknął z aprobatą, a ja uciszyłem go z powrotem w myślach.
Próbowałem nie warknąć, gdy cofnąłem się w głąb zarośli, by skręcić i wyjść, jak się umawialiśmy.
To była ta część, w której Seth "zadzwoniłby" do mnie, gdyby przeszła przynajmniej ten test.
Seth nie przeprowadził tego testu dobrze.