Galatea logo
Galatea logobyInkitt logo
Uzyskaj nieograniczony dostęp
Kategorie
Zaloguj się
  • Strona główna
  • Kategorie
  • Listy
  • Zaloguj się
  • Uzyskaj nieograniczony dostęp
  • Pomoc
Galatea Logo
ListyPomoc
Wilkołaki
Mafia
Miliarderzy
Romans z dręczycielem
Slow Burn
Od wrogów do kochanków
Paranormalne i fantastyczne
Ostre
Sports
College
Druga szansa
Zobacz wszystkie kategorie
Ocena 4,6 w App Store
Warunki korzystania z usługiPrywatnośćImprint
/images/icons/facebook.svg/images/icons/instagram.svg/images/icons/tiktok.svg
Cover image for Raz mnie widzisz, a raz nie

Raz mnie widzisz, a raz nie

Rozdział czwarty: Smerf Ciamajda

CELESTE

„Celeste Miller. Stoi na moim podjeździe”, mówi Jace z uśmiechem.

Stoi? Nie sądzę, żebym mogła ustać, bo chyba zaraz zemdleję.

Jego pierwsze słowa do mnie. Właściwie to drugie…

Jego pierwsze brzmiały: „Nigdy nie myślałem, że zobaczę cię w takiej pozycji”. Tego okropnego dnia, kiedy wylądowałam twarzą w jego kroczu.

„Celeste? Pamiętasz mnie?” Z wahaniem podchodzi trochę bliżej.

Czy ja cię pamiętam?
Ha ha ha. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek mogła cię zapomnieć, nawet gdybym próbowała. Uwierz mi, Jace Makenzie, jesteś niezapomniany. Ale nigdy ci tego nie powiem.

„Och, tak… Jace. Jace Makenzie” nieśmiało odpowiadam.

„Tak”. Jace uśmiechnął się.

Boże, ten uśmiech. Wspomnienia, marzenia, OTRZĄŚNIJ SIĘ, CELESTE.

„Miło cię znowu widzieć… ale co robisz na moim podjeździe?” pyta zdezorientowany.

O mój Boże. On myśli, że jesteś jakąś pieprzoną prześladowczynią, Celeste. Wytłumacz się, kobieto.

„O Boże. Przepraszam. Mogę wyjaśnić. Cóż… haha. Zabawna historia…”

Zaczynam wymachiwać rękami w idiotycznej próbie wyjaśnienia tego zamieszania, jednocześnie wyglądając na mało rozgarniętą.

„Widzisz… właśnie się tu przeprowadziłam i nie znam okolicy, a moja współpracownica, Tiffany, powiedziała, że mnie oprowadzi. Więc…jechałam za nią, kiedy jakiś wariat zajechał mi drogę, prawie mnie zabijając, i zgubiłam jej samochód”.

„I… chyba… zamiast tego zaczęłam jechać za tobą do domu… myśląc, że jesteś Tiffany, oczywiście… więc tak”. W końcu wzięłam oddech.

Stał tam, słuchając mojej szalonej opowieści, wciąż ze swoim typowym uśmieszkiem.

Boże. Moje usta są teraz suche jak pustynia Sahara.
On nic nie mówi. Dlaczego nic nie mówi? Po prostu się na mnie gapi. Świetnie, myśli, że jestem szalona.
O mój Boże. Zabierz mnie stąd.
Mój telefon. Zadzwonię do Tiffany.

„Przepraszam… zadzwonię do Tiffany…”

Otwieram drzwi i sięgam po telefon, zamykając drzwi przy wysiadaniu. Z wyjątkiem tego, że trzasnęłam się drzwiami w pachwinę.

Głupia, niezdarna Celeste.

Próbując ukryć udręczoną twarz, przygryzam wargę, by nie krzyknąć z bólu. Na miłość boską, dlaczego ja?

„Dlaczego nie wejdziesz do środka, Celeste?” Jace w końcu znów się odezwał.

„Nie, nie, w porządku” piszczę, kryjąc ból.

„Po prostu zadzwonię do przyjaciółki”.

Wybieram jej numer i błagam bogów. Proszę, odbierz.

„Celeste”. Tiffany odpowiada. „Zgubiłam cię. Wszystko w porządku? Gdzie jesteś?”

„Tak, okazało się, że pojechałam za złym samochodem… Żenujące, muszę przyznać. Cóż, jaki jest twój adres?”

„Haha. To jest historia, którą musisz mi opowiedzieć. Mój adres to 72 South Oc-”

„Tiffany. Halo? Tiffany?”

Patrzę w dół na czarny ekran mojego telefonu. Próbuję nacisnąć przycisk, aby go włączyć, ale pojawia się symbol rozładowanej baterii.

Nie działa.
Nie znam jej adresu! Nie wiem, dokąd jechać? Co mam teraz zrobić?

„Nie, nie, nie…”

Nie zdawałam sobie sprawy, że zaczęłam panikować na głos, chodząc tam i z powrotem, dopóki nie odwróciłam się i Jace nie stanął naprzeciwko mnie.

Wziął telefon z mojej ręki i sprawdził, czy jest martwy, zanim jego oczy ponownie spotkały się z moimi.

„Dlaczego nie wejdziesz teraz do środka?” Delikatnie zamyka drzwi mojego samochodu, ponieważ nie były całkowicie zamknięte z powodu uderzenia o moje ciało i prowadzi mnie do środka, kładąc rękę na moich plecach.

On mnie dotyka. Jace. Jace Makenzie mnie dotyka. Na miłość boską, Celeste. Weź się w garść. Oblewa mnie fala gorąca.

Moje nogi jakoś się poruszają, mimo że czuję się jak Smerf Ciamajda.

Prawdopodobnie też wyglądam jak Smerf Ciamajda. No wiesz… podkrążone oczy i niezręczny, idiotyczny uśmiech przyklejony do twarzy… Tak, całkiem podobnie.

Jego dom wygląda równie oszałamiająco i nowocześnie wewnątrz, jak i na zewnątrz. Duża kuchnia otwiera się na pokój rodzinny i jadalnię.

Duże szklane przesuwane drzwi odsłaniają wspaniałe patio z kuchnią dla gości na zewnątrz pod tarasem z widokiem na basen i jacuzzi.

„Wow. Co ty robisz, że stać cię na takie miejsce?” pytam jak w transie, wciąż rozglądając się dookoła z ustami otwartymi jak dziecko.

Jace śmieje się cicho, ale słyszę to i próbuję wyrwać się z tego transu… powtarzam sobie, żebym nie zachowywała się jak idiotka.

„Jestem zaangażowany w wiele rzeczy, ale głównie gram w piłkę nożną”.

Futbol?

~Wciąż gra w piłkę nożną? Jak w liceum? Co? Żyje z pieniędzy rodziców czy co?

Wiedziałam, że jego rodzice są zamożniejsi od moich rodziców, ale nie wiedziałam, że mają aż tyle pieniędzy.~

„Och” to wszystko, co udało mi się powiedzieć.

Zaśmiał się ponownie i odchrząknął, jakby próbował zmienić temat.

Pewnie próbuje się ze mnie nie nabijać. Ale widać, że niezbyt mu to wychodzi.

„Pozwól, że naładuję twój telefon” mówi, biorąc go z moich rąk.

„Och, dzięki”.

„Mogę ci coś podać? Wodę? Albo…”

„Nie, dziękuję”.

Opiera się o wyspę kuchenną, tworząc dystans między nami.

„Więc, właśnie się tu przeprowadziłaś?”

„Tak, do pracy”.

„Czym się zajmujesz?”

„Pracuję w branży reklamowej. Jestem nowym dyrektorem działu kreatywnego w firmie projektowej”.

„Wow. Gratulacje. To spore osiągnięcie”.

„Tak, dzięki. Jestem tym bardzo podekscytowana”.

„Cóż, to żadna niespodzianka. Najzdolniejsza dziewczyna w szkole dostała świetną pracę” powiedział, uśmiechając się nieśmiało.

Czy on… prawi mi komplementy?

„Zawsze wiedziałem, że czeka cię świetlana przyszłość, Celeste”.

Wow. Tak, to jest komplement. Wow. Dziwne uczucie.

„Cóż… dzięki”.

Podskakuję na dźwięk dzwonka mojego telefonu. Telefon musiał się naładować na tyle, aby się włączyć i Tiffany udało się wreszcie dodzwonić.

Ta biedna dziewczyna już się pewnie zniechęciła do naszej przyjaźni. Cóż, fajnie było pomarzyć.

„Tiffany. Cześć. Tak mi przykro. Mój telefon padł. Czuję się okropnie”.

„Nie, nie, nie. Niepotrzebnie. Mam tylko nadzieję, że nic ci nie jest”.

„Nie, nic mi nie jest”.

„Okej, więc może po prostu przyjadę tam, gdzie jesteś i tym razem będziesz mogła spróbować jeszcze raz pojechać za mną do domu” powiedziała wesoło.

„Haha. Dobrze, postaram się!”

„Ok, więc pod jakim adresem jesteś?”

Tak. Cóż, gdzie ja właściwie jestem?

„Hmm, gdzie ja jestem? To znaczy, jaki jest twój adres? Żeby moja przyjaciółka mogła tu podjechać…”

Boże, wciąż brzmię jak szalona idiotka i on o tym wie.

Widzę, jak się do mnie uśmiecha. Podaje mi swój adres w Santa Monica, a Tiffany mówi mi, że już jedzie, zanim się rozłączamy.

„Och. Czy ona będzie w stanie wjechać? Mam na myśli… przez bramę?”

„Tak, powiedziałem strażnikom, żeby się jej spodziewali” odpowiada Jace.

„Dlaczego w ogóle masz tu ochroniarzy i agenta CIA?” przywołuję swoją poprzednią myśl.

Zaśmiał się ze mnie ponownie, zanim się uspokoił.

„Myślę, że głównie po to, by trzymać wariatów z daleka; lekko to ujmując”.

„Cóż, mnie wpuściłeś” Śmieję się z mojego żartu.

Wow. Kiepska próba żartu, Celeste.
Naprawdę. Głupia. Głupia.

Jace wybuchnął śmiechem. „Ach, więc jesteś jedną z moich szalonych fanek z obsesją na moim punkcie?”

„Co?”

O mój Boże. Spieprzyłam to.
Wie, że podkochiwałam się w nim przez całe liceum.
O mój Boże, to takie żenujące.

„Żartuję, Celeste. Chociaż byłoby fajnie, gdybyś nią była”.

O czym on mówi? Czy coś przegapiłam? Daj spokój, Celeste. Szczycisz się tym, że jesteś mądra. O czym on mówi?

Dzwonek z bramki bezpieczeństwa rozbrzmiewa w kuchni, a Jace podchodzi do ekranu zamontowanego na ścianie i odpowiada na interkom z bramki bezpieczeństwa.

„Sir, mamy Tiffany Jefferson przy bramie? Tak dla pewności, spodziewamy się jej?”

„Tak, proszę ją przepuścić”.

Dzięki Bogu. Uratowana przez Tiffany.

Jace podchodzi do mnie z wizytówką w ręku.

„Cóż, skoro jesteś nowa w mieście… oto mój numer. Wiesz, na wypadek, gdybyś kiedyś znowu pojechała do niewłaściwego domu” dodaje z uśmiechem, który znika tak szybko, jak się pojawił.

„Ale postaraj się tego nie robić. To nie jest bezpieczne” kończy mrugając.

Co się dzieje? Czy to jakiś żart? Żart czy ukryta kamera? Dlaczego Jace Makenzie jest dla mnie taki miły? I chce, żebym miała jego numer?
Nie. Celeste. Daj spokój. To tylko taki gest grzecznościowy.
Dlaczego miałby dać ci swój numer? Oczekuje, że do niego zadzwonię?

„Oh, um, dzięki, ale myślę, że dam sobie radę…”

Natychmiast zaczynam kierować się w stronę drzwi.

Jestem pewna, że kiedy wyjdę, on zadzwoni do wszystkich swoich przyjaciół, którzy prawdopodobnie wciąż są głupimi, wrednymi kolesiami z liceum, którzy śmiali się ze mnie i uczynili moje życie piekłem.
Tak, zadzwoni do nich wszystkich, mówiąc im, jaka idiotka pojechała za nim do domu i wylądowała na jego podjeździe, stojąc tam jak Smerf Ciamajda.

„Nie chcesz mojego numeru?” pyta Jace, wciąż trzymając kartkę papieru.

„Nie, w porządku. Tak, dzięki… To było, interesujące… wpaść na ciebie… To pa”.

Gorączkowo zamykam za sobą drzwi i wracam do samochodu tak szybko, jak tylko mogę.

W lusterku wstecznym widzę, jak wychodzi z domu i opiera się o framugę drzwi, obserwując, jak nasze samochody opuszczają bramę bezpieczeństwa i wyjeżdżają na drogę.

Ze wszystkich ludzi w tym cholernym, gigantycznym mieście, na tej ogromnej planecie… musiałam pojechać za nikim innym, jak za Jacem Makenzie, i to do jego domu.
Continue to the next chapter of Raz mnie widzisz, a raz nie

Odkryj Galateę

Bracia Brimstone 2: ŻniwiarzZohra Księga 1: KarshokZ zachodu na wschódGrzeszna tajemnicaI tak bez końca

Najnowsze publikacje

Mason Spin-off: ImpulsTrzy. Liczba idealna: Złoto i bielDuchy ŚwiątW łóżku z wampiremCukierek albo psikus