
Kiedy patrzę na dziko wyglądającą wilczycę, leżącą nieprzytomnie na ziemi, zastanawiam się, czy uciekła przed ogniem... czy sama go wznieciła.
Pochylam się i badam jej ciało, szukając jakichkolwiek oznak przynależności do stada.
Gdy lekko dotykam jej ramienia, dłoń nagle owija się wokół mojego gardła. Dziewczyna się obudziła.
Jej śmiałe, żółte oczy wpatrują się we mnie ze strachem i są całkiem piękne, nawet mimo tego, że wilczyca próbuje mnie udusić.
Ona zwalnia swój uścisk i odpełza, zatrzymując się u podstawy drzewa i opierając się o nie dla równowagi. Jest zaskakująco silna.
Jej noga ma ranę po kuli, i chociaż jest cała we krwi, rana dziwnym trafem nie krwawi.
Nagle wyłapuję jeszcze kilka zapachów, ale to nie są wilki... to ludzie i są martwi.
Moje spokojne pytanie szybko zmienia się w przesłuchanie.
Podnosi rękę, aby pokazać mi mały tatuaż półksiężyca - znak wojownika stada.
Jestem zaskoczony widząc łzy napływające do jej oczu, przebijające się przez jej hardy wygląd zewnętrzny.
Mimo, że cały mój trening mówi mi, że ta dziewczyna jest niebezpieczna, mój wilk podpowiada mi, że ona mówi prawdę.
Tej dziewczynie przydarzyło się coś strasznego... coś traumatycznego. I to ją pożera.
Wyciągam rękę i oferuję oparcie. - Potrzebujesz pomocy medycznej. Czy pozwolisz mi zabrać cię do stada?
Ona powoli kiwa głową, biorąc mnie za rękę, ale kiedy próbuje wstać, krzyczy w agonii, a jej nogi się pod nią załamują. Łapię ją tuż przed tym, jak uderza o ziemię.
Krwawiąca czy nie, ta rana postrzałowa musi być poważna.
Szelest otaczających nas drzew oznajmia, że na polanę wbiega szwadron wojowników pod wodzą Dominica.
Dom daje znak kilku wojownikom, by zbadali wrak, w którym ogień wygasł.
Mocno się poci. Widać, że obrażenia zbierają swoje żniwo.
Oczy Ariel zamykają się, a ona sama pada w moje ramiona. Trzymam ją mocno, żeby nie upadła.
Ciche pikanie monitora pokazującego pracę serca budzi mnie ze snu, gdy moje oczy dostosowują się do ostrego światła jarzeniówki nade mną.
Moje szmaty zostały zastąpione szpitalnym fartuchem, a przy łóżku ktoś zostawił bukiet kwiatów.
Nagle ogarnia mnie przytłaczające uczucie i czuję, jak łzy spływają mi po twarzy.
Odsuwam okrywający mnie koc, by zbadać moją nogę. Ku mojemu zaskoczeniu, rana po kuli całkowicie się zasklepiła. Zupełnie jakbym nigdy nie została postrzelona.
Szybko narzucam koc z powrotem na nogę, nie chcąc zwracać uwagi na moją zdolność uzdrawiania.
Starszy mężczyzna, mniej więcej w wieku mojego ojca, podchodzi do mojego łóżka. Rozpoznaję go jako jednego z wojowników z lasu.
Jego wyraz twarzy zmienia się w smutny, gdy ściska moją dłoń. - Nie mogę sobie wyobrazić, przez co przeszłaś, Ariel.
Ciche pukanie zwraca uwagę nas obojga na drzwi, gdzie stoi Alex, trzymając bukiet słoneczników.
Gdy wychodzi, Alex zajmuje miejsce przy moim łóżku i umieszcza kwiaty w pustym wazonie.
Czuję, że sama byłam trochę ostra. - Ukrywali się pod ziemią. To było niemożliwe, żebyś wiedział, co się dzieje.
Jego twarz znów jest czerwona, ale tym razem z wściekłości. - Cieszę się, że położyłaś im kres... ale jak? Jak udało ci się uciec?
Alex wydaje się być kimś, komu mogę zaufać, ale dopiero go poznałam. Nie czuję się komfortowo, zawierzając mu wszystkie moje sekrety. Zresztą czy on w ogóle by mi uwierzył, gdybym to zrobiła?
Nadal nie wiem, jak działa to całe uzdrawianie. Do tej pory było dość nieprzewidywalne.
Mój głos urywa się. Dwa lata temu, moje życie zostało mi całkowicie odebrane. Teraz nie mam pojęcia, na czym stoję. Nie mam pojęcia, co mnie ominęło.
To, że zniknęłam, nie oznacza, że świat się zatrzymał i czekał na mnie.
Jego oczy spotykają się z moimi. - Kiedy tracisz coś... lub kogoś... po prostu czujesz się nie na miejscu. Ponowne znalezienie swojego celu zajmuje dużo czasu.
Nagle uświadamiam sobie, że Alex trzyma mnie za rękę, ale nie odsuwam się.
Czuję, że łączy mnie z nim jakaś więź. W sposób, w jaki rozumie stratę, świadczy o tym, że on też musiał stracić coś ważnego dla siebie.
Alex szybko odciąga rękę. - Tak, o co chodzi? - pyta, niezręcznie odchrząkując.
Alex przytakuje i wstaje, żeby wyjść. - Porozmawiamy później, Ariel.