
W połowie spodziewałam się, że Shade rzuci się na Gabe'a za przyznanie się do tego, co zrobił.
Byłam więc nieco zdruzgotana, gdy pozostał na łóżku, obserwując z wyrachowaniem rozgrywającą się przed nim scenę.
Jego samokontrola była niezwykła, i to nie w dobrym tego słowa znaczeniu.
Żaden samiec, który dopiero co odnalazł swoją partnerkę, nie powinien zachowywać się tak chłodno, spokojnie i opanowanie, gdy inny samiec właśnie oświadczył, że kocha jego towarzyszkę.
Ale to właśnie zrobił Shade. Miałam ochotę zarówno go uderzyć, jak i zapłakać.
Co z nim, do cholery, było nie tak?
Raphael położył rękę na ramieniu Gabe'a i rzucił mu rozczarowane spojrzenie.
Gabe wyglądał na zdruzgotanego, zranionego z powodu wyrazu twarzy jedynego starszego brata, jakiego kiedykolwiek miał.
— Jocelyn White i Daisy są w tej samej sytuacji. W byciu alfą chodzi o to, aby nie kierować się emocjami, kiedy dzieją się takie rzeczy, jak to, co się dzisiaj stało.
Spojrzał na mnie. — Daisy ma rację, musiała tam dziś być. Bez niej Shade odniósłby o wiele gorsze rany, a walka nie zakończyłaby się tak, jak się zakończyła.
Raphael spojrzał na mnie, a ja lekko się skrzywiłam. — Tak więc, choć nieposłuszeństwo wobec twojego bezpośredniego rozkazu było złym zachowaniem, to miała rację, nie wypełniając go. Musisz jej odpuścić, Gabe.
Gabe zaczerwienił się pod wpływem nowej fali gniewu. — Raphael, ona...
— Czy Daisy była wobec ciebie nielojalna? — Rafe przerwał mu, a po jego tonie widać było, że zaczyna się irytować na swojego krewnego.
— Jest jedną z dwóch najsilniejszych uzdrowicielek, jakie kiedykolwiek spotkałem — kontynuował. — Zasługuje na to, by ją za to docenić, by ją wysłuchano. Nie możesz pozwolić, by kierowały tobą emocje. Dobry alfa nie wykonuje swojej pracy w ten sposób.
Gabe wydawał się gotów kopnąć Raphaela w jaja, ale powstrzymał się.
Zamiast tego skinął głową i skierował na mnie swoje rozwścieczone spojrzenie. — Następnym razem, gdy będziesz nieposłuszna, poniesiesz konsekwencje — ostrzegł.
Posłałam mu swoją wersję poważnego spojrzenia. — Następnym razem, gdy będziesz mi wydawał głupie polecenia, znów się im nie podporządkuję.
Spojrzeliśmy na siebie, zanim Gabe zwrócił wzrok z powrotem na Raphaela.
Już miał coś powiedzieć, gdy nagle drzwi się zatrzasnęły i pojawił się w nich Zavier, ciężko dysząc.
— Claire — powiedział, patrząc na nekromantkę — przywódca Łowców chce się z tobą widzieć. Mówi, że przybył w pokoju i chce rozmawiać tylko z tobą.
Claire zaczerwieniła się i spojrzała na Zacka. Zack nie wyglądał na zadowolonego z tego, co powiedział jego starszy brat. — Jak bardzo jesteś pewien, że przybył w pokoju?
Zavier rzucił Zackowi zirytowane spojrzenie. — Sprawdziłem, czy nie ma broni. Ale nie mam pojęcia, jak udało mu się przemknąć przez wszystkie dodatkowe posterunki, które rozstawiłem w całym mieście, ani skąd znał lokalizację Pack House.
— Jest nieśmiertelny — powiedziała Claire, wzruszając ramionami. — Nieśmiertelni wiedzą rzeczy, których nie powinni wiedzieć.
Eve westchnęła. — Nigdy nie wypowiedziano prawdziwszych słów.
Claire westchnęła razem z nią i wzruszyła ramionami. — Chodźmy zobaczyć tego idiotę — powiedziała, ale nie wyglądało na to, że nie może się doczekać.
Natychmiast ruszyłam naprzód. — Idę z tobą.
Gabe natychmiast znowu zaczął się dąsać. — Daisy Rachel Luxford.
Raphael uratował mnie, posyłając mu onieśmielające, ostre spojrzenie. Gabe warknął, ale się zamknął.
Shade poderwał się na nogi. Stwierdził: — Ja też pójdę — przez chwilę myślałam, że to do mnie, ale ledwie na mnie spojrzał.
Patrzył na Raphaela. — Najlepiej będzie, jeśli to my się tym zajmiemy, a nie ty. Nie sądzę, żebyśmy musieli wiedzieć, jak on może cię traktować.
Raphael przytaknął. — Daj spokój, Eve — powiedział, uśmiechając się do swojej towarzyszki — to były dla nas długie dwadzieścia cztery godziny. Niech dzieci się tym zajmą.
Eve ziewnęła i skinęła głową, zgadzając się z nim w pełni. Oboje wrócili do swoich pokoi, podczas gdy Claire, Zack, Shade i ja poszliśmy do holu, prowadzeni przez Zaviera.
Zobaczyłam tam całkowicie wyleczonego Milesa, stojącego na straży obok wysokiego mężczyzny o włosach koloru ciemnego blondu i kobaltowoniebieskich oczach.
Był całkiem przystojny, ale w jego spojrzeniu było coś pokręconego i nie do końca zdrowego, co psuło jego dobry wygląd, przynajmniej w moim odczuciu.
Uśmiechnął się do nas, a jego wzrok padł na Claire. — A, tak — powiedział na powitanie, głos miał głęboki i rozbawiony. — To jest ciało, które podrzuciłem Logii. Śmiem twierdzić, że teraz wygląda o wiele lepiej.
Zack zaczął warczeć, ale Claire położyła mu rękę na piersi, skutecznie go uspokajając.
— Witaj, Dorianie — powiedziała, obdarzając go szerokim uśmiechem, który nie sięgał jej oczu. — Co możemy dla ciebie zrobić po tym, jak zaatakowałeś strażników tego miasta?
Dorian Masterson, przywódca Boskich Łowców, roześmiał się. — Tak, co do tego — powiedział, uśmiechając się nieśmiało, niemal jak dziecko — to nie byli Łowcy.
Claire zmrużyła oczy, a Zack i Shade zesztywnieli. Ja natomiast przyglądałam się Dorianowi z zaciekawieniem i wąchałam powietrze.
Nastała pełna niedowierzania cisza.
Wtedy odezwała się Claire. — Wyjaśnij, Dorianie — powiedziała, składając ręce — bo kiedy ostatnio sprawdzałam, ci napastnicy podawali się za Boskich Łowców.
Spojrzał na nią z dziwnym zaintrygowaniem.
— Chyba już wiesz, jak działamy — odparł — i uwierz mi, atakowanie twojego przeklętego miasta nie jest naszym zwyczajem. Wiesz o tym.
W jego głosie pojawił się słaby brytyjski akcent i zastanawiałam się, czy nie jest obcokrajowcem. Może dlatego tak dziwnie pachniał?
— Więc kim byli ci ludzie? — zapytał Zack, marszcząc sceptycznie brwi.
Dorian wzruszył ramionami. — To byli nowi rekruci, którzy chcieli mi coś udowodnić – albo coś osiągnąć, albo wrócić do domu. Powiedziałem im, jakie są zasady. Nie słuchali. Zrobili z siebie głupców, przeklęte dzieciaki.
— Więc jednak to twoi — mruknął Shade, zwracając na siebie uwagę Doriana, który jakby zdał sobie sprawę, że jest tam obecny prawdziwy drapieżnik.
Shade przysunął się do mnie, a jego twarz była mroczna. — Co więc powstrzymuje nas przed rozerwaniem ci gardła? To wciąż byli Łowcy, niezależnie od tego, czy wykonywali bezpośrednie rozkazy, czy nie. Ty nadal jesteś ich przywódcą. Jeśli cię zabijemy, damy Łowcom próżnię władzy, którą trudno będzie zapełnić.
Oczy przywódcy rozbłysły, a on uśmiechnął się, odsłaniając zęby. Uznał Shade'a za prawdziwe zagrożenie i miał rację.
Chociaż Zack był betą Wilków Millenium, to właśnie Shade’a zawsze uważałam za silniejszego z nich.
— Gdybyś mnie zabił, Łowcy wpadliby w szał. To nie przyniosłoby nic dobrego wilkołakom w Ameryce Północnej — powiedział Dorian.
— Ale jeśli utrzymamy cię przy życiu, ty nadal będziesz zabijał wilkołaki — Shade rzucił mu prawdziwie skupione spojrzenie, jak autentyczny łowca.
Dorian uśmiechnął się do nas wszystkich. — Przyszedłem tylko przeprosić w imieniu tych przeklętych rekrutów. Przybyłem w pokoju, więc nie zabiję żadnego z was, cholerne wilki. To wszystko, po co się tu dziś zjawiłem.
Jego oczy pociemniały. — Następnym razem, gdy was zobaczę i uznam za zagrożenie, nie wyjdziecie z pojedynku żywi.
Shade spojrzał na niego ponuro, po czym skinął głową. — Przeprosiny nie zostaną przyjęte, a my i tak będziemy próbowali cię dopaść. Ponieważ przybyłeś w pokoju, odejdziesz w pokoju, ale następnym razem, gdy postawisz stopę w Lumen, w jakimkolwiek miejscu, do którego nie należysz, poczujesz nasz gniew.
— Tak, tak, słyszę cię — Dorian uśmiechnął się, po czym mrugnął do Claire. — Dobrze cię znowu widzieć, żywą i w pełni sił we własnym ciele, Claire. Pozdrów ode mnie Chloe.
Miles, który przez cały czas milczał, był teraz spięty. W jego oczach malował się strach.
Dorian zamrugał, jakby zdezorientowany. Spojrzał na Milesa, potem na Claire i Zacka, których twarze były niezwykle białe i spięte.
Znów zamrugał, tym razem z pełną świadomością. — Ona nie żyje, prawda?
— To nie twoja sprawa — wyparowała Claire.
Przywódca jeszcze raz długo wpatrywał się w naszą grupę.
Kiedy się odezwał, mówił dziwnym, zamyślonym tonem. — Chloe Danes cierpiała na depresję. Kiedy jeszcze żyła, a ja odwiedzałem Houston z moimi Łowcami, czasami ją widywałem.
Westchnął. — Zawsze miała to martwe spojrzenie. Nawet kiedy wychowywała się razem z tobą, Claire, miałem przeczucie, że to się nie zmieniło.
Twarz Milesa stężała, jakby go spoliczkowano. Claire, Zack, a nawet Shade, również wydawali się nieco zakłopotani słowami Doriana, a raczej jego poważnym głosem.
Po westchnieniu kontynuował. — Domyślam się, że uważaliście ją za samolubną i żałosną, ponieważ, jak przypuszczam, tak po prostu zrezygnowała z życia. Ale musicie zrozumieć, że ona nie mogła już dłużej żyć.
Spojrzał na Claire. — Wydaje mi się, że nie miałaś problemu z opuszczeniem jej ciała i powrotem do swojego. Chciałaś mieć swój własny umysł, w którym nikt nie będzie ci przeszkadzał. Chloe czuła się, być może, nieco szczęśliwsza po twoim podwójnym odrodzeniu, ale stało się tak wyłącznie dlatego, że nie była sama. Zawsze miała przy sobie ciebie.
Dorian wzruszył ramionami. — Kiedy odeszłaś... mimo że jej towarzysz mógł w jakiś sposób zająć twoje miejsce w jej głowie, poczuła się zupełnie, naprawdę samotna.
Kolejne westchnienie. — Cóż, tak myślę, ale jestem tylko cholernym Łowcą, prawda? Co ja tam wiem?
Wydał z siebie szczekający śmiech, a w jego spojrzeniu pojawiło się to samo szaleństwo, co wcześniej. — Tak czy inaczej, wychodzę, moi drodzy. Trochę się zawiodłem, że wybrałaś tego głupiego betę, Claire.
Zack warknął ostrzegawczo, a Claire rzuciła Dorianowi zirytowane spojrzenie. — Żegnaj, Masterson.
W końcu dotarło do mnie, że zamierza odejść. Nie mogłam mu jeszcze na to pozwolić.
— Zaczekaj! — wykrzyknęłam głośniej niż zamierzałam. To przyciągnęło wzrok Doriana i wszystkich innych.
Ja jednak nie spuszczałam oczu z przywódcy Łowców. — Czy znasz kogoś, kto nazywa się Webb Montgomery? — zapytałam, a serce głośno biło mi w piersi.
To była jedyna w życiu okazja, żeby dowiedzieć się, czy Fred miał słuszne przeczucia.
Dorian przyglądał mi się, jakby do tej pory mnie nie zauważał. Zmrużył oczy i zobaczyłam, że jego nozdrza się rozchyliły. Czy on mnie obwąchiwał?
— Hmm — powiedział, dochodząc do jakiegoś wniosku. — Teraz widzę. Tak, znałem Webba. Zmarł jednak kilka lat temu.
Serce waliło mi w uszach. — Należał do Łowców?
Wpatrywał się we mnie badawczo, a ja z trudem wytrzymywałam jego spojrzenie.
Potem przechylił głowę w jedną stronę. — Nie, nie należał — odparł.
Zanim zdążyłam poczuć miażdżącą falę rozczarowania, dodał: — Ale zastanawiam się, czego główna uzdrowicielka stada West Coast chce od martwego, sadystycznego skurwiela.
Moja skóra stała się zimna, zbladłam. — Nie twój interes.
Wzruszył ramionami. — A więc to wszystko.
Rzucił nam wszystkim ostatnie, wściekłe spojrzenie, zanim zniknął z powierzchni ziemi, tak po prostu się teleportując.
Nie miałam pojęcia, że ktoś, kto nie jest Bóstwem, może to zrobić... a może on był Bóstwem? Nie bardzo mnie to obchodziło.
Przez kilka chwil po jego odejściu nikt się nie odzywał. Potem Claire spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. — Kim jest Webb Montgomery?
Claire była moją przyjaciółką. Shade, Zack i Miles jednak nie byli.
— Nikim — odparłam płasko i zaczęłam się oddalać. — Idę sprawdzić, co z pozostałymi pacjentami.
Gdybym teraz poszła spać, skończyłoby się na tym, że wiłabym się i przewracała w łóżku z boku na bok.
Gdybym wierzyła w słowa Doriana, a nie byłam do tego skłonna, oznaczałoby to, że temat Webba Montgomery’ego nie został wyczerpany.
Przeczucie mówiło mi jednak, że jeśli będę kopać jeszcze głębiej, pożałuję, gdy poznam prawdę.
Ale byłam zbyt daleko, żeby teraz się wycofać.