Galatea logo
Galatea logobyInkitt logo
Uzyskaj nieograniczony dostęp
Kategorie
Zaloguj się
  • Strona główna
  • Kategorie
  • Listy
  • Zaloguj się
  • Uzyskaj nieograniczony dostęp
  • Pomoc
Galatea Logo
ListyPomoc
Wilkołaki
Mafia
Miliarderzy
Romans z dręczycielem
Slow Burn
Od wrogów do kochanków
Paranormalne i fantastyczne
Ostre
Sports
College
Druga szansa
Zobacz wszystkie kategorie
Ocena 4,6 w App Store
Warunki korzystania z usługiPrywatnośćImprint
/images/icons/facebook.svg/images/icons/instagram.svg/images/icons/tiktok.svg
Cover image for Król wilkołaków

Król wilkołaków

Król bez królowej

DARIUS

W tej chwili nie mogłem powiedzieć, czego bardziej się bałem: tej przeklętej ceremonii godowej, która oficjalnie zabierze mi moją siostrę, czy spędzenia kolejnej chwili w towarzystwie jej śmiesznego partnera.

Rozmyślałem, siedząc przy biurku w moim prywatnym gabinecie.

Przeglądałem morze papierów, nie przestając się zamartwiać. Nasza rodzina była znana od wieków – rodzina wielkich królów i królowych, na litość boską. Jak taki żałosny człowieczek jak on mógł poślubić Aryę?

Odłożyłem długopis i podniosłem się na nogi. Mike był chytry i tłusty, nie miał nic poza tym, że prowadził własną firmę. Tak, wiedziałem wszystko o jego biznesie.

Facet handlował narkotykami i był na tyle sprytny, by zatrzeć ślady, mimo że był zadłużony u swojego dostawcy na tysiące dolarów.

Podszedłemm do szafki i wyciągnąłem akta na temat Mike’a. Przejrzałem je po raz tysięczny.

Niestety, nie było szans na przekonanie Aryi do tego, kim był, bez konkretnych dowodów, a mimo że moi najlepsi ludzie śledzili go od chwili, gdy opuścił moją ziemię, nie miałem na niego nic.

Powiem wprost – gdyby krzywdzenie partnera ukochanej osoby nie było uważane za niewybaczalny grzech, już dawno bym go zabił i pogrzebał, dla świętego spokoju.

Schowałem je i potarłem czoło. Myśl o Mike’u gnijącym w moim lochu nie dawała mi spokoju przez cały ten czas.

Ale im bliżej było do ślubu, tym bardziej byłem zdesperowany. Zacząłem się martwić, że ona naprawdę może to zrobić.

Bogini, co by było, gdyby do tego doszło?

Byłem częściowo winny sfinansowania tej wystawnej imprezy – przypomniałem sobie o tym, gdy usiadłem z powrotem na swoim krześle.

Wyrzuciłem laptopa przez okno po tym, jak dowiedziałem się o ich związku. Pokłóciliśmy się, a ja czułem się potem winny.

Potarłem twarz i jęknąłem. Była moją siostrą i chociaż mogłem próbować nakłonić ją do zmiany zdania, to decyzja należała do niej. Przynajmniej tyle mogłem zrobić jako jej brat, by uregulować rachunek, prawda?

Wyciągnąłem inną szufladę, w której znajdował się gruby stos rachunków i paragonów. Paczki z całej okolicy będą oczekiwać wielkiego wydarzenia na ceremonii godowej swoich księżniczek, a ja nie pozwolę jej na nic gorszego.

Szczerze mówiąc, chciałbym, żeby przestała nazywać to cholernym ślubem.

Wilki nie mają ślubów – ludzie mają. Ludzie tacy jak jej facet, który nie zasługiwał na to, by lizać ziemię, po której stąpała.

Jej asystentka, Harriet, na szczęście była w stanie pomóc mi przeforsować kilka elementów, aby ceremonia lepiej pasowała do naszego rodzaju, ale oczywiście musiała urodzić dzieciaka miesiąc wcześniej.

Zauważyłem paragon od nowej konsultantki, Rory, który sprawił, że się wzdrygnąłem. Nie zrozum mnie źle, cieszyłem się, że Harriet urodziła.

Była uroczą omegą o życzliwej naturze i została połączona z jednym z moich osobistych strażników, ale nie mogła wybrać gorszego momentu.

Myślałem, że wczesny poród Harriet może być łutem szczęścia, ale gdy tylko zadzwoniła, by przekazać Aryi nowinę, moja ukochana siostra była już na linii z konsultantką ślubów z miasta.

Myślałem, że takie kontrakty wymagają czasu na ich zaplanowanie, ale nie, zarezerwowała ją tak szybko, że nawet nie miałem szansy jej powstrzymać.

Przejrzałem kolejny rachunek opiewający na kilkaset dolarów za placeholdery. Czym do cholery były placeholdery?

Teraz płaciłem za „ślub”, a po moim pałacu błąkał się jeszcze jeden człowiek. Arya miała szczęście, że ją kochałem.

Podpisałem pokwitowanie i niechętnie zacząłem wypisywać czeki. Arya była wszystkim, co mi pozostało, a pomysł, by pozwolić jej uciec w stronę zachodzącego słońca z tym brudasem, sprawił, że poczerwieniałem ze złości.

Moim zadaniem było ją chronić, a jak mogłem to zrobić, skoro uparła się, by związać się z człowiekiem?

„Na co się gapisz?” Arya wyrwała mnie z transu swoim kpiącym pytaniem, gdy weszła do mojego biura.

„Na budżet, a raczej jego brak” odpowiedziałem. Chociaż oboje wiedzieliśmy, że dałbym jej dwa razy więcej, gdyby o to poprosiła.

„Czy czerwony dywan z płatków róż to za dużo?” Podniosła rachunek pokryty kompozycjami kwiatowymi, a ja przewróciłem oczami.

To było o wiele za dużo, moim zdaniem.

Nie miałem jeszcze okazji poznać tej nowej „wedding plannerki”, a już kosztowała mnie krocie.

Czego bym nie dał, żeby jeden z tych śmiesznych magazynów pisał „mniej znaczy więcej” w kontekście ślubów.

„Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Darius?” Arya skarciła mnie, a ja uniosłem brew z niedowierzaniem.

„Czy jest jakiś powód, dla którego powinienem cię słuchać?”

„Jesteś najgorszy. Szczerze! Rozchmurz się trochę, zanim Mike tu przyjdzie, dobrze? Wciąż ma wrażenie, że go nie akceptujesz, a nie chcę napiętej atmosfery, gdy zostało tylko kilka dni” dąsała się, a ja obdarzyłem ją sztucznym uśmiechem.

Gdy zostało tylko kilka dni. Czy naprawdę nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zabolało mnie to stwierdzenie?

Jej telefon brzęczał nieprzyjemnie o antyczny stół, przy którym kiedyś siedzieli nasi dziadkowie, dyskutując o wojnie i polityce.

Czy przewróciliby się w grobach, wiedząc, że jest teraz pokryty satyną i konfetti? Prawdopodobnie nie. Ich luny musiały mieć swój udział w przyjęciach i wydarzeniach równie wielkich jak ślub Aryi.

Odwróciłem od niej wzrok i spojrzałem przez okno na rozległą posiadłość. Chciałem znaleźć moją lunę.

Poniżej widniał herb rodzinny wystrzyżony w krzewie. Wpatrywałem się w niego i czułem ciężar tego dziedzictwa.

Czekałem dwanaście lat. Dwanaście długich lat mojego życia wypełnionego presją mojego ludu oczekującego, że znajdę lunę i spłodzę następcę tronu Battonów.

Osobiście nie zależało mi na idealnej lunie czy dziedzicu. Chciałem tylko znaleźć swoją partnerkę. Rządzenie w pojedynkę było trudne i samotne. Odwróciłem się z powrotem do biurka, próbując przywrócić ostrość mojemu światu.

Wraz z odejściem Aryi przyszłość z minuty na minutę wydawała się coraz bardziej ponura, a ja szybko traciłem nadzieję. Moim zadaniem jako króla było pomóc jak największej liczbie moich podwładnych.

Potrzebowałem pomocy, ale jak dotąd moja luna się nie pojawiła. Poza tym, nawet gdybym ją znalazł, czy chciałaby zostać moją królową?

Na moim biurku stało zdjęcie ojca i matki z Aryą oraz mną jako młodymi szczeniętami. Kobiety przychodziły do mnie przez lata, zgłaszając się na ochotnika, by zostać moją partnerką.

Może i nadawałyby się do tej roli, ale nie mogłyby być moimi towarzyszkami. Nie chciałem kogoś zimnego i wyrachowanego. Pragnąłem tego, co oni. Chciałem, by moja druga połowa, kobieta stworzona przez samą boginię, była dla mnie ideałem.

Nie miało to jednak znaczenia, prawda? Nie było jej tutaj i z tego co wiem, nigdy nie będzie.

Continue to the next chapter of Król wilkołaków

Odkryj Galateę

I tak bez końcaNieskończonośćTo nie mój AlfaKenzoDiabelska rzeź MC: Grim

Najnowsze publikacje

Mason Spin-off: ImpulsTrzy. Liczba idealna: Złoto i bielDuchy ŚwiątW łóżku z wampiremCukierek albo psikus