W rękach alfy 2 - Okładka książki

W rękach alfy 2

Jen Cooper

Damsel

LORELAI

Przytuliłam do siebie wiadro, a moje jelita zacisnęły się, żeby zwymiotować. Próbowałam coś z siebie wydobyć, ale na próżno.

Od wielu dni prawie nie jadłam. Ledwo spałam, a moja skóra była lepka od trawiącej mnie gorączki. W ustach miałam zupełnie sucho. Byłam pokryta brudem i zadrapaniami od kopnięć. Próbowałam krzyczeć, ale nic nie działało.

Słabłam.

Mimo posiadanych przeze mnie zimowych mocy, nie mogłam uciec ze zwykłej ludzkiej celi i dręczyło mnie to. Chciałam się wydostać, użyć cieni, które wirowały wokół mnie, ale wiedziałam, że mają najważniejsze zadanie – utrzymać moje dziecko przy życiu.

Złapałam się za brzuch, a do oczu napłynęły mi łzy. Musiałam pozostać przy życiu, musiałam to zrobić dla mojego dziecka, ale z każdym dniem stawało się to coraz trudniejsze.

Moje cienie przytulały się do mojego brzucha i pompowały w niego siłę życiową, do której ja nie miałam dostępu. I też było coraz trudniej.

Nie miałam pożywienia, więc i one były na wyczerpaniu.

Nie miałam pojęcia, jak długo jeszcze zdołam utrzymać nas przy życiu. Zwłaszcza, że ludzie nie mogli się poszczycić humanitarnym podejściem.

Dla nich byłam zdrajczynią. Wybrałam wilkołaki zamiast mojego gatunku i najwyraźniej uznali mnie przez to za gorszą od nich.

Nie obchodziło ich, czy moje dziecko przeżyje. Gdybym nie miała ogromnej mocy wijącej się pod moimi żyłami, nie utrzymywaliby mnie przy życiu przez tak długi czas.

Mimo to cały czas miałam nadzieję. Nadzieję, że jakoś wydostanę się na wolność, że moje alfy mnie znajdą.

Nienawidziłam polegać na tym, że przyjdą mi z pomocą. Nienawidziłam myśli, że byłam damą w opresji. Nigdy nie chciałam znaleźć się w tej roli, ale ludzie potrafili sprawić, że poczułam się bezradna.

Dostaną to, na co zasłużyli. Wiedziałam, że moje alfy nie przestaną polować, dopóki mnie nie znajdą, a jeśli zginę, ludzie będą żałować każdej decyzji, która do tego doprowadziła.

Uważali wilki za dzikusów, za bestie, a mimo tego oddawali im co roku dziewczyny, żeby odebrać im dziewictwo. Zabierając mnie alfom, narazili się na ich gniew.

Nie widzieli jeszcze dzikusów, nie widzieli prawdziwych bestii, które kryły się pod ich skórą, ale niedługo mieli się o tym przekonać. Właśnie dali wilkom pretekst, żeby uwolniły bestie.

Miałam nadzieję, że to zrobią.

Dupki.

Ludzie od zawsze traktowali mnie jak gówno przez to, że urodziłam się zimą, a teraz wymagali ode mnie lojalności? Pieprzyć to i pieprzyć ich.

Odepchnęłam wiadro i podniosłam się. Moje kolana się zatrzęsły i musiałam użyć kamiennej ściany jako dźwigni. Zakręciło mi się w głowie i skrzywiłam się. Podziękowałabym teraz nawet za kilka łyków gorzkiego eliksiru.

Żołądek skręcił mi się na samą myśl, a ja skrzywiłam się z bólu, który wypełnił mój brzuch. Zacisnęłam mocniej dłoń na kamiennej ścianie, kaszlnęłam i wyplułam krew. Działo się tak już od wczoraj.

Ciężko było śledzić dni w mojej celi, ale byłam pewna, że minęły co najmniej trzy. Czułam się, jakby to był rok.

Przysunęłam się bliżej do leżącego w rogu koca. Miałam nadzieję, że uda mi się pospać dłużej niż kilka godzin, gdy nagle wypełnił mnie przypływ mocy.

Sapnęłam, moje oczy się rozszerzyły, a ja chwyciłam się za brzuch. To była adrenalina, moc i miłość w jednym. Od razu wiedziałam, co to było.

Kai.

Złapałam to uczucie, goniłam je, próbując złapać go więcej.

Połączenie w moim umyśle zachwiało się. Moja głowa pulsowała, bolała, ale nie obchodziło mnie to, chciałam poczuć to znowu.

Zacisnęłam oczy, żeby powstrzymać zawroty głowy. Moje serce przyspieszyło, gdy mózg spróbował poczuć połączenie głębiej. Kazałam mu połączyć się z pasmem mocy, które znalazł.

I wtedy zemdlałam.

***

Obudziłam się z bólem głowy, który sprawił, że z moich suchych ust wydobyły się same przekleństwa

Usłyszałam brzęk otwieranych drzwi. Podniosłam powieki i ujrzałam wchodzącego do celi mężczyznę o potężnej posturze, ubranego w mundur wojskowy mojego ojca. Za pasem miał broń.

Szybko przetrząsnęłam swój mózg w poszukiwaniu mocy lub połączenia, które było tam wcześniej, ale nic nie znalazłam.

Osunęłam się do pozycji siedzącej, przygnębiona. Oparłam się o betonową ścianę i patrzyłam, jak mężczyzna kładzie na podłodze tacę z jedzeniem. Wyglądało tak samo jak wymiociny, które wydobywały się ze mnie przez ostatnie kilka dni.

Wzdrygnęłam się, ale wiedziałam, że potrzebuję energii i nie mogę wybrzydzać. Ruszyłam do przodu, a on się uśmiechnął.

Zawahałam się i przyjrzałam się jedzeniu. „Co to jest?” mruknęłam, a on się uśmiechnął.

„Czy to ma znaczenie?”

Przewróciłam oczami i podeszłam bliżej.

„A woda?” Spróbowałam szczęścia, choć wiedziałam, że skończyło mi się ono w chwili, gdy zostałam schwytana.

Strażnik zachichotał i skinął głową. „Chcesz się napić? Dam ci coś do picia. Masz” powiedział, po czym rozpiął spodnie, wyciągnął swojego małego, wiotkiego kutasa i nasikał na moje jedzenie, po czym skierował strumień na mnie.

Wciągnęłam oddech i odsunęłam się, żeby zejść mu z drogi.

Moje serce zatonęło, gdy spojrzałam na mokry chleb, który był jedyną możliwą do zjedzenia rzeczą na talerzu, i prawie się rozpłakałam.

Odwróciłam wzrok, a on zaśmiał się głośno.

„Posiłek odpowiedni dla zdrajcy”. Splunął na tacę, a ja spojrzałam na niego i zacisnęłam usta. Nie zamierzałam przy nim płakać.

„Pierdol się” szepnęłam, a on zaśmiał się jeszcze mocniej. Kopnął talerz i zrzucił go na brudną ziemię.

„Może później. Nauczę cię, jak to jest być z mężczyzną dla odmiany”. Mrugnął, a mój żołądek zaburczał.

Odwróciłam głowę, gdy drzwi znów się otworzyły. Byłam pewna, że wychodzi, ale to nie był on.

Do środka wszedł inny strażnik, znacznie czystszy, wyższy i szczuplejszy. Był wysportowany, miał przystrzyżoną brodę i wąsy oraz kręcone brązowe włosy.

Spojrzał na podłogę, na której leżało moje jedzenie, i zmarszczył nos. Odwrócił się do drugiego strażnika, który z uśmiechem chował właśnie swojego kutasa.

„Rog, zrób sobie przerwę” bąknął. Rog zawahał się i zerknął na mnie, po czym wyszedł.

Ucieszyłabym się, ale nie miałam pojęcia, jak pójdzie z nowym strażnikiem. Albo będzie miły, albo jeszcze gorszy, a ja straciłam zaufanie do mojego szczęścia.

Mężczyzna pochylił się przede mną. Jego oczy miały zaskakująco niebieski kolor, który wyróżniał się na tle jego ciemnej skóry.

„Lorelai?” zapytał, a ja ostrożnie skinęłam głową.

Podał mi swoją saszetkę z wodą. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, po czym wyrwałam mu ją i wypiłam połowę jednym haustem.

Uśmiechnął się przyjaźnie, co sprawiło, że oddałam mu saszetkę z potulnym spojrzeniem.

„Dziękuję. Przepraszam, dużo wypiłam” mruknęłam i wytarłam usta. Poczułam się nawodniona. Ale wciąż nie wiedziałam, czy mogę mu ufać.

„Jestem Vaughn” powiedział, a ja skinęłam głową.

Spojrzał przez ramię na zamknięte drzwi celi, po czym wyjął z kieszeni baton musli. Podał mi go.

Spojrzałam na niego nerwowo. Rzadko rzeczy były za darmo. Oddałabym wiele za wodę, którą właśnie wypiłam, ale nie byłam pewna, czy jestem gotowa zapłacić równie wysoką cenę za jedzenie.

„Dlaczego mi pomagasz?” zapytałam. Nie wzięłam batonika.

„Ponieważ nie jestem idiotą. Wiem, kim jesteś dla alf, co oznacza, że cię znajdą, a żeby to zrobić, przebiją się przez nas. Proszę cię o łaskę, kiedy to się stanie”.

„Moja dziewczyna też jest w ciąży. Chcę być przy narodzinach dziecka. Chciałbym wierzyć, że gdyby kiedykolwiek znalazła się w takiej sytuacji, ktoś też by jej pomógł”. Wzruszył ramionami i podał mi batonika.

Wzięłam go. Nie mylił się. Moje alfy były w drodze; musiały być. Wiedziałam to po tym, co niedawno poczułam.

Byli na polowaniu. Wiedziałam, że jak zawsze znajdą swoją ofiarę.

„Dziękuję. Zapamiętam to” powiedziałam i wgryzłam się w batonik. Niemal jęknęłam z powodu jego dekadenckiej konsystencji.

„Błagam cię o to” powiedział, po czym wstał.

„Czy to batonik domowej roboty?” zapytałam, spragniona interakcji po wielu dniach spędzonych w odosobnieniu.

Uśmiechnął się i skinął głową. „Moja dziewczyna go zrobiła. Lubi piec. Dopóki tu będziesz, będę ci je przynosił, kiedy tylko będę mógł. Ale były szepty o wilkach, więc wątpię, żeby to długo trwało”.

Skinęłam głową w podziękowaniu. Moje usta były zbyt pełne najlepszego musli, jakie jadłam w życiu, żeby odpowiedzieć. Odezwałam się, gdy był już prawie przy drzwiach.

„Przynieś mi wodę i jedzenie, a upewnię się, że wilki cię oszczędzą” obiecałam, a on uśmiechnął się, po czym szybko wyszedł z celi i zamknął za sobą drzwi.

Dokończyłam batonika, po czym oparłam się plecami o kamień i zamknęłam oczy. W końcu poczułam się trochę lepiej. Nie dostałam dużo jedzenia, ale od tak dawna nie jadłam, że ta ilość wystarczyła, żeby wzmocnić moje słabnące ciało.

Podeszłam do swojego kąta i naciągnęłam na siebie brudny, szorstki koc. Zwinęłam się w kłębek, oparłam głowę na ramieniu i spróbowałam zasnąć.

Nie było mi zbyt wygodnie w tej pozycji, ale leżenie bolało jak cholera. Dziecko nienawidziło, gdy się kładłam, jakby czuło się zgniecione czy coś takiego. Tak czy inaczej, bardzo szybko nauczyłam się spać na siedząco.

Nie miałam jak sprawdzić, czy to prawda, ale czułam, że dzień chyli się ku końcowi. Już prawie zasypiałam, gdy znów poczułam tę moc.

Adrenalina wybuchła we mnie, sprawiając, że zakręciło mi się w głowie. Połączenie nie było silne, więc szybko zamknęłam oczy i ścigałam je w myślach. Chciałam się upewnić, że tym razem się połączę.

Przyciągnęłam swoje cienie; wyciągnęłam je częściowo z brzucha, żeby wzmocnić połączenie. Było to trudne, bo cienie były oporne, ale dopóki trzymałam je w sobie, były w pewnym stopniu zgodne.

Połączenie było słabe, ale istniało. Esencja moich alf była tutaj. Prawie mogłam ich posmakować.

Desperacko pragnęłam znów poczuć to połączenie, więc wytężyłam swój mózg i cienie, pokonałam słabość i złapałam się pulsującego pasma mocy.

I wtedy mogłam ich poczuć. Najpierw Kaia: jego połączenie było najsilniejsze, najbardziej gniewne. Potem pojawili się pozostali dwaj alfa. Moje ciało wypełniło się siłą i miłością. Uśmiechnęłam się, a łzy napłynęły mi do oczu.

Pięknie wyszeptał Derik.

Idziemy po ciebie, Mały Człowieku. Pozostań przy życiu powiedział Kai.

Cienie Braxa nagle wepchnęły się do łącza. Przesunęłam swoje, żeby zrobić miejsce jego cieniom. Westchnęłam, gdy mnie wypełniły. Poczułam się silniejsza: pomogły moim cieniom otulić mój brzuch witalnością i życiem.

Ale wciąż byłam słaba, mojemu ciału brakowało wszelkiego rodzaju składników odżywczych, więc trzymanie się tego połączenia sprawiało, że moja głowa opadła, a skóra pokryła się potem.

Nie wiem, jak długo będę w stanie utrzymać to połączenie, więc proszę, powiedzcie mi, że jesteście blisko.

Jesteśmy blisko. Znajdziemy cię. Po prostu nie rozłączaj się i cię znajdziemy obiecał Derik, a ja uśmiechnęłam się słabo. Położyłam głowę na ramieniu i delektowałam się uczuciami promieniującymi przez moje ciało.

Ich emocje, ich miłość, ich dusze pomagały mi się zregenerować.

Tęsknię za wami szepnęłam.

Wkrótce będziemy cię mieć, wszyscy obiecał Brax, a ja wiedziałam, że są blisko.

Czułam ich obecność.

Po wielu dniach pustki, w końcu mogłam ich poczuć. Nie byłam pewna dlaczego ani jak to się stało, ale byłam wdzięczna, bo wiedziałam, że moje ludzkie ciało wkrótce by mnie zdradziło i poddało się słabości.

Nie pozwolimy na to warknął Kai, a ja uśmiechnęłam się szerzej.

Brakowało mi ich w mojej głowie bardziej, niż myślałam. Nie mogłam znaleźć w sobie energii, żeby w pełni się do nich zbliżyć, ale wkrótce mieli tu być, więc to nie miało znaczenia.

Byli moimi alfami i właśnie zmienili się w zdziczałe, dzikie bestie, których ludzie tak bardzo się bali.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea