
Budzi mnie roztrzaskany o skałę pisk, krzyk potwora, który rozrywa mi bębenki w uszach, przeszywając moją duszę swoją złośliwością.
Gorący oddech płonie na mojej skórze, gdy moje oczy otwierają się na świat.
Leżę twarzą zwróconą do wulkanicznej skały, na brzuchu, wpatrując się w długie kolumny srebra i bieli.
Szczęka cofa się, a czerwone nocne oko zwęża się. Nozdrza skręcają się i rozbłyskują, gdy bestia mnie wącha.
Nie mogę mrugać, gdy na to patrzę.
Więcej gorącego powietrza bucha nad moją głową i pali moje przekrwione oczy, gdy widzę tę rzecz przed sobą, kilka stóp ode mnie, wpatrującą się w górę przez parującą szczelinę w skale.
Warczenie dudni o powierzchnię, a głowa potwora znika z pola widzenia, pozostawiając czarną dziurę.
– Nie zjadł jej – mówi za mną Korserath, a jego ton zgrzyta.
Czy przeżywam koszmar? Nie. To jest prawdziwe.
Nie patrzę za siebie, gdy czuję, że ziemia znów drży, a głowa pojawia się, unosząc się.
Czuję gwałtowne uderzenie w szczelinę w skale, gdy długi szpon wyciąga się i wbija w ziemistą skałę o włos od mojego nosa.
Mój policzek skrobie o ziemię, gdy mój nos szczotkuje kamień trzykrotnie większy od mojej głowy, a cały mój kręgosłup kurczy się ze strachu, ale nie mogę uciec przez ciało.
Moje ciało jest kontrolowane przez strach.
Wpatruję się w nią swoimi kontrastującymi srebrnymi oczami, podczas gdy ona wpatruje się we mnie. Jej źrenice rozszerzają się i kurczą, zanim opadają.
Słyszę warknięcie irytacji, a następnie wysoki gwizd wydobywający się z demonicznego gardła.
– Nie zadziałało, Devorex. – Korserath chwyta moją kostkę i ciągnie mnie z powrotem wzdłuż kamienia.
Próbował ją mną nakarmić.
Moje paznokcie wbijają się w skałę, podczas gdy ja rozglądam się wokół siebie, by ogarnąć swoje położenie.
Jestem w dziwnie dużej, szarej pieczarze, obszytej obsydianem, tak ciemnej z wyjątkiem światła bardzo małych latarni.
I… prawie mnie zmyliła szklana skała rozciągająca się daleko.
To był znak wolności.
Ale moje spojrzenie szybko przeszło na dwóch niewolników, splecionych ze sobą, tańczących razem, przytulających się i przesuwających po gładkiej skale - płaczących w swoje szyje.
– Tańczcie w lewo – Devorex szepcze do nich. Jego głos zgrzyta, gdy obserwuję jak płomień migocze na ich butach, pełzając w górę po ich skórach.
Czym była ta magia ognia w tym miejscu?
Na moich lekcjach i z opowieści i wierzeń tak zaciekle powtarzanych, nauczyłam się, że każda kontrola nad ogniem jest odrażająca, ponieważ jest to znak największego zła. Nadchodzi... albo już tu jest.
Krzyki niewolników narastają, ale nie słychać ich, gdy para zaczyna płonąć w tańcu. Każdy ruch staje się bolesny, gdy zaczynają się potykać... zmierzają w kierunku szczelin, wciąż obejmując się i płonąc.
– Revenite! – Devorex dudni cicho, podczas gdy ja słyszę kolejny łoskot pod skałami.
Przez kilka sekund panuje śmiertelna cisza, gdy spoglądam, z szeroko otwartymi oczami, jak płonąca para zwala się obok czarnej jamy. Pęknięcie. Dziura. Tam, gdzie jest... Bellua...
I wtedy widzę głowę bestii, która zmusza swoje szczęki do otwarcia się na całą szerokość, dostrzegając jak jej kły otwierają się i miażdżą całe ciało człowieka, przyciągając swoje jedzenie.
Krzyczę ze strachu, gdy jestem nieustannie ciągnięta do tyłu na leżąco.
– Nie płacz! – Korserath nie brzmi pocieszająco, lecz raczej wydaje się zirytowany.
Nie wiem, co się dzieje, ale Korserath pochyla się, by pociągnąć mnie za łokcie. Zostaję rzucona na łóżko ze skór.
Krowie skóry są świeże i miękkie, ale dziwnie obrzydliwe.
Wylądowałam czołem blisko pokrytego skórą kolana Devorexa, który leży na tle wypolerowanego drewna, paląc cygaro wypełnione małymi węgielkami.
Skuliłam się tam, gdzie jestem.
– Co robimy z ładną dziewczyną? – Korserath trzyma się jednej z moich kostek, podczas gdy ja zerkam w górę, by utrzymać spojrzenie Devorexa i akceptuję swój los.
Nie mogłam uciec.
Byłam martwa.
To było to. To był koniec.
Bestie mnie nie zjadły - więc zamiast tego mnie wykończą.
Podpieram się na łokciach i powoli opieram się na plecach, policzkiem o udo Devorexa, czując, jak uchodzi ze mnie życie.
Nie patrzę na Korseratha. Wpatruję się tylko w wysoki sufit i głęboko oddycham przez nozdrza.
– I wreszcie nadeszła noc… – szepczę do siebie wspólny śpiew obłąkanych w Fahrenheit, powtarzany wtedy, kiedy upał w końcu zagotował im mózgi. To właśnie było to samo.
Noc, którą śmierć sprowadza pod ziemię.
Ale oni nie byli magami.
To były demony, ludzie-zwierzęta.
– Czy ja wyczuwam...? Czy ona właśnie się poddała? Nic nie czuję. – Korserath upuszcza moją kostkę, zaniepokojony. – Dev…
– Dlaczego przyprowadziłeś ją tu żywą? – Korserath potrząsa głową w dezaprobacie. – Nie lubię ich żywych.
– My jemy mięso, nie... Ale… – Devorexowi trudno jest wyjaśnić coś o mnie, gdyż odpowiada swojemu bliźniakowi, jednocześnie wciągając długi oddech powietrza zatrutego węglem. – Chciałem najpierw torturować mojego motyla.
– To nudne. Będzie krzyczeć, błagać i umierać - nic nowego. – Korserath przewraca oczami. – Czego mi nie mówisz, Rex?
Nie.
Niewolnica?
Znowu?
– Dlaczego? – Korserath pochyla się nade mną, by zajrzeć w duszę Devorexa. – Na czas zabawy?
– Coś w niej jest. Astro chce jej śmierci. Cały czas o niej myśli. – Devorex wzrusza ramionami. – A ja nie potrafię jej dobrze odczytać...
Korserath nie jest zadowolony, ale zdaje się zgadzać. Smaga podeszwą moją stopę. – Obudź się. Nie zamierzamy cię zabić.
Odginam nogę do tyłu i przesuwam się nieco w lewo, z dala od uda Devorexa.
Oddalam się te kilka centymetrów. Wciąż szurając, dochodzę do krawędzi łóżka, podczas gdy Korserath i Devorex wpatrują się w siebie.
...i słyszę ich.
Korserath brzmi na sfrustrowanego i rozwścieczonego tym pomysłem.
Devorex zerka na mnie, a ja popełniam błąd zerkając na niego w tym samym czasie, gdy okazuję swój strach przed byciem złapaną.
Nie wiedziałam, dlaczego mogłam to zrobić.
Po prostu potrafiłam.
Devorex wpatruje się we mnie, tak samo jak jego bliźniak.
I obaj są niezwykle spokojni i cierpliwi w swoich ruchach i oddechach.
– Czy jesteśmy w wulkanie? – szepczę.
– Tak – odpowiada mi Devorex, zaskakując mnie swoim głębokim i przemyślanym dudnieniem.
– Dlaczego obaj tu jesteście? – pytam dalej, powoli siadając, nie spiesząc się.
Żaden z nich mi nie odpowiada. Chociaż oboje się gapią.
– Zapomnijcie, że pytałam. Czy macie dostęp do łaźni? Moje plecy, to...
– Mamy, Hazel. – Korserath wydaje się zazdrosny, kiedy po prostu gapię się na Devorexa. Nie wiem, dlaczego myślę, że jest zazdrosny - co za głupia myśl. – Dlaczego nie pójdziesz się rozejrzeć i ich nie znajdziesz?
– Nie martw się. Są prosto na dole. – Korserath pokazuje ręką w kierunku łuku prowadzącego do i z tej półokrągłej jaskini.
Chcę zapytać o bestie w ziemi, ale czuję, że mój czas na wygraną się kończy.
Zsuwam się z łóżka i czuję, że moje plecy są pełne czerwonych, mięsistych wrzodów od Krwawego Kamienia.
Nie zawracam sobie głowy oglądaniem się przez ramię. Po prostu oddycham przez ból, gdy odchodzę od bliźniaków nocy.
Mogłam powiedzieć, że sami czegoś szukają. Po prostu przeczucia.
Sama miałam kilka narzędzi przetargowych. Być może będę w stanie im pomóc, w zamian za odnalezienie swojej wolności.
Opracowałabym sposób, w jaki mogłabym im uciec.
Bo do tego w tym momencie się to sprowadzało.
Znajdowanie wyjść.
Zatrzymuję się w drodze do wyjścia, stając w łuku i zerkając przez ramię.
– Czy macie jakichś niewolników? – pytam ich, odwracając się, by zobaczyć Korseratha stojącego przed piecem po lewej stronie, z jamą w ścianie, gdzie ostrzy broń i sprawdza zbiorniki z cieczą.
Devorex leży na łóżku, nie robiąc nic poza myśleniem, z jedną ręką ułożoną na zgiętym kolanie.
Rzucam ostatnie spojrzenie między oboma bliźniakami i postanawiam iść dalej.
Nie jestem słyszana przez żadnego z nich - i to przeszkadza mi bardziej niż cokolwiek innego, co się stało od tego czasu.