Frankie Nero
TINA
Ten zapach. Nienawidziłam go. Zapach leków i jakichś dziwnych chemikaliów. Miałam zamknięte oczy. Czułam pod sobą materac. Co oznaczało, że nie leżałam na ziemi. Leżałam na łóżku.
Próbowałam się poruszyć, ale moje ciało zdawało się nie reagować. Na początku nie czułam żadnego bólu. Właściwie to czułam się dobrze.
Otwarcie oczu kosztowało mnie wiele wysiłku. Zapach, który wyczułam, potwierdził moje podejrzenia.
Byłam w szpitalu. Wspaniale.
Spojrzałam w prawo i zauważyłam przy stole ładną pielęgniarkę w zielonym fartuchu, zapisującą coś w teczce. Patrzyłam, jak zmarszczyła brwi w skupieniu. Jej ręka poruszała się szybko.
Podniosłam się do pozycji siedzącej. Jakimś cudem nic mnie nie bolało.
Jej brązowe oczy się rozszerzyły.
„O mój Boże”. Z zaskoczenia położyła dłoń na sercu, po czym się uspokoiła. „Dzięki Bogu, że się obudziłaś”.
„Jak się tu znalazłam?” zapytałam.
„Lepiej będzie, jeśli trochę odpoczniesz”. Nie odpowiedziała na moje pytanie. „Pójdę po lekarza”.
Wybiegła i zostawiła mnie samą.
Światło za oknem sprawiało wrażenie, że wciąż jest poranek. Spojrzałam na niebo; to było wszystko, co mogłam zobaczyć przez okno. Byłam wyczerpana, ale zmusiłam się, żeby nie zasnąć. Musiałam wiedzieć, co się ze mną stało.
Pielęgniarka pojawiła się kilka minut później z lekarzem. Wyglądał na osobę po trzydziestce. Nosił biały fartuch laboratoryjny i okulary, które pasowały do jego szarych oczu.
„Panna Campbell”. Uśmiechnął się na powitanie. „Jak się pani czuje?”
„Co się stało, doktorze?” zapytałam. Odkryłam, że mogę prawidłowo usiąść, a teraz zsunęłam nogi z łóżka i dotknęłam podłogi. Chciałam iść do domu.
„Ledwo uniknęłaś wypadku”. Lekarz przechylił lekko głowę. Położył dłoń na moim czole. „Nie pamiętasz?”
Zamknęłam oczy i spróbowałam sobie przypomnieć. I wtedy wróciły wspomnienia. Zamknięcie banku. Utrata pracy. Zaduma w drodze do domu. I ten samochód. Samochód, który prawie mnie potrącił. Słyszałam go, ale nie widziałam.
Otworzyłam oczy i westchnęłam.
„Czy teraz pamiętasz?” Lekarz wpatrywał się we mnie wyczekująco.
„Tak, doktorze” przytaknęłam.
„ Na szczęście ktoś cię tu przywiózł” powiedział. „Powiedział, że nie zostałaś potrącona przez samochód, ale zemdlałaś. Dla bezpieczeństwa monitorowaliśmy cały czas twoje parametry życiowe”.
Zwrócił się do pielęgniarki.
„Możesz zawołać tego dżentelmena” powiedział.
„Tak, doktorze”.
Ktoś na mnie czekał? Pochlebiało mi to, choć byłam zdezorientowana. Może mimo wszystko mnie potrącił? A teraz chciał się upewnić, że potwierdzę jego wersję wydarzeń? Myślał, że go pozwę? Byłam bardzo zdezorientowana. I nie miałam pieniędzy na rachunek za szpital.
Pielęgniarka otworzyła lekko drzwi i wychyliła głowę. Usłyszałam, jak mamrocze jakieś słowa, po czym odwróciła się do nas. Drzwi się otworzyły i weszło dwóch nieznajomych. Mężczyzna, który wszedł pierwszy, był najwyraźniej szefem. Miał na sobie skrojony na miarę garnitur, był starszy i wyglądał na Latynosa. Obok niego stał starszy mężczyzna ubrany w elegancki garnitur. Wyglądał jak szofer.
Oczy pierwszego mężczyzny skupiły się na moich. Na jego twarzy malowała się ulga.
„Moje dziecko”. Usiadł na krześle przy łóżku. „Co za ulga, że nic ci nie jest”.
Wpatrywałam się w niego, bardzo zdezorientowana.
Musiał zobaczyć to na mojej twarzy, bo delikatnie się uśmiechnął.
„To ja cię tu przywiozłem” wyjaśnił. „To mój samochód prawie cię potrącił. Musiałem się upewnić, że nic ci nie jest”.
Lekarz przeprosił nas i wraz z pielęgniarką opuścili pokój.
„Nazywam się Armando. Powiedzieli mi, jak się nazywasz. Wzięli twój dowód osobisty”.
Nie miałam pojęcia, co na to odpowiedzieć. Przynajmniej się obudziłam i wyglądało na to, że nic mi nie jest. Być może powinnam być za to wdzięczna. Postanowiłam mu podziękować, ale wtedy zadzwonił jego telefon.
„Przepraszam, moja droga”. Podniósł rękę w moją stronę i wyciągnął telefon. Odebrał.
„Cześć” powiedział. „Nie… Jestem w szpitalu… Nie, nie ja… Si… W porządku. Bueno”.
Zakończył połączenie i z westchnieniem włożył telefon z powrotem do kieszeni. Na jego twarzy pojawił się lekki grymas.
Drugi mężczyzna wpatrywał się w niego wzrokiem, który przekazywał jakąś wiadomość. Armando skinął głową.
„Czy wszystko w porządku, proszę pana?” zapytałam. Widać było, że nie.
„Tak, tak”. Zmusił się do uśmiechu.
„Och, byłbym zapomniał…” Gestem wskazał na mężczyznę obok niego.
„To jest Gustavo, mój szofer”.
Mężczyzna ukłonił się grzecznie, zachowując poważną twarz. A więc miałam rację co do tego, kto tu rządzi.
„Miło mi cię poznać” odpowiedziałam.
„Więc, dziecko, powiedz mi, co się z tobą stało” powiedział Armando. „Zanim doszło do tego prawie wypadku, byłaś wyraźnie roztargniona. Co było w twoim umyśle, co sprawiło, że zboczyłaś z chodnika? Gdyby nie doświadczenie Gustavo, nie prowadzilibyśmy teraz tej rozmowy”.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Pod zatroskanym spojrzeniem starca poczułam się winna. Uznałam, że go lubię. Naprawdę był tu tylko po to, żeby się upewnić, że nic mi nie jest. Przyszło mi do głowy, że może chciał zapytać, czy nie weszłam na jezdnię celowo.
„Bardzo mi przykro z tego powodu”. Poczułam, że łzawią mi oczy. „Dzisiaj nagle straciłam pracę. Miejsce, w którym pracowałam, zostało nagle zamknięte. Nie myślałam. Chciałam tylko wrócić do domu. Nie zdawałam sobie sprawy, że weszłam na jezdnię, tak bardzo byłam rozkojarzona”. Pominęłam informację o tym, jak zastałam Mike’a w moim łóżku z inną kobietą i o tym, jak bardzo byłam załamana. Desperacko pragnęłam mieć partnera. Kogoś podobnego do mnie, kto dbałby o mnie tak, jak ja dbałabym o niego.
Widziałam, jak troska na jego twarzy zmienia się we współczucie.
„Proszę cię, proszę, dziecko” powiedział. „Nie rozpaczaj. Sprawy nie zawsze układają się po naszej myśli, ale nie powinno nas to obciążać do tego stopnia, żeby ryzykować życie. Bez względu na to, w jak ciężkiej sytuacji się znajdujemy, musimy się otrzepać i iść dalej. Miałem bardzo niewiele, gdy zaczynałem w biznesie, a mimo to postanowiłem spróbować”.
Gustavo skinął głową potwierdzająco.
Wtedy doszłam do wniosku, że Armando musi być całkiem bogaty. Miał szofera i brzmiał, jakby prowadził ważną firmę. Ale jednocześnie brzmiał skromnie i mądrze. Jakby naprawdę nauczył się rzeczy w trudny sposób, co sprawiło, że stał się miłym człowiekiem. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że bogaci ludzie mogą być mili lub mądrzy.
Rozległo się pukanie do drzwi i ktoś wszedł.
Myślałam, że to lekarz. Oni zawsze pukają i nie czekają, aż powiesz im, żeby weszli.
Tymczasem zobaczyłam twarz z magazynu. Od razu wiedziałam, kim jest. Widziałam z nim kilka wywiadów telewizyjnych. Alejandro Gonzalez, spadkobierca Gonzalez Industries. Był taki przystojny!
„Padre?” powiedział. Spojrzał na mnie, ale jakby w ogóle mnie nie widział.
„Wyjdźmy na zewnątrz”. Mój nowy przyjaciel Armando podniósł się i rzucił mi uspokajające spojrzenie. „Przepraszam”.
Zostawili mnie samą z Gustavo. Dowiedziałam się, że mężczyzna, który prawie mnie potrącił, był dyrektorem generalnym Gonzalez Industries. Armando w ogóle nie pojawiał się w telewizji, a przynajmniej nigdy go tam nie widziałam. Niesamowita sytuacja.
Zarumieniłam się na myśl o tym, jak muszę wyglądać. Pewnie dlatego Alejandro nie poświęcił mi ani sekundy swojej uwagi.