Island Kari
– Popatrz na to. Jak zwykle ciężko pracuje.
R.J. przeglądała właśnie raport z działu dystrybucji, kiedy znajomy głos zaskoczył ją.
Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy zobaczyła osobę, która jej przerwała. Boso, ubrana w przylegający do ciała kombinezon, wyszła zza biurka, aby uściskać dziadka.
Zapach piżmowej ziemi wypełnił jej nos, gdy mocno ją przytulił. Przywitał ją: – Hej, najsłodsza.
Benjamin Robinson, założyciel firmy Robinson Tech, trzymał swoją wnuczkę na wyciągnięcie ręki i przyglądał się jej od stóp do głów. Jej niebiesko-szare oczy zdradzały, że jest z krwi Robinsona.
Jej ciemnoblond włosy były gęste i naturalnie kręcone, tak jak włosy jej matki. Była podobna do jego zmarłej córki. Każdy, kto był blisko rodziny, mógł to dostrzec.
– Co ty tu robisz? – zapytała z szerokim uśmiechem.
– Właśnie wróciliśmy z twoją babcią z Australii i postanowiliśmy cię odwiedzić. Tak bardzo za tobą tęskniliśmy – odpowiedział.
R.J. żartobliwie przewróciła oczami i poszła po swoje płaskie buty. Wyszli z jej biura ramię w ramię i zaczęli przemierzać korytarze firmy.
Opowiedziała mu, jak dobrze prosperuje firma i jakie modernizacje wprowadzili. Spotkali się z jej babcią w dziale marketingu.
Martha Robinson od piętnastu lat pełniła funkcję dyrektora marketingu. Jej wskazówki były zawsze dobrze przyjmowane przez pracowników, gdy tylko się pojawiała.
– Cześć, kochanie – gruchnęła Martha, przytulając mocno swoją wnuczkę i całując ją w oba policzki.
– Cześć, babciu. Jak minęła podróż? – zapytała R.J.
– Tak samo jak cztery lata temu. Nadal piękna i relaksująca. Następnym razem powinnaś pojechać z nami. Zawsze tak ciężko pracujesz – odpowiedziała, zakładając R.J. włosy za ucho.
– Wkrótce, babciu, ale na razie mam firmę i watahę do prowadzenia.
Marta potrząsnęła nonszalancko głową i odciągnęła ją od dziadka. – Czy Chaswick jest w domu? Nie widziałam go od wieków. Można by pomyśleć, że skoro mieszka w tej samej okolicy co my, to będziemy się częściej widywać.
Benjamin przewrócił oczami na tę małą tyradę swojego towarzysza, gdy szli do działu księgowości.
Benjamin Robinson był byłym alfą małego, ale szanowanego stada o nazwie Czerwony Wilk. Wataha miała własne miasteczko na obrzeżach hrabstwa.
Alfa i Luna urodziły trzy młode, dwóch chłopców i jedną dziewczynkę. Najstarszym z nich był Benjamin Junior, obecny alfa; drugi syn, Sebastian, mieszkał teraz w Japonii; a Marian był dzieckiem rodziny.
Śmierć małej dziewczynki bardzo ich dotknęła, ale posiadanie jej cząstki przy sobie pomogło im złagodzić ból.
Benjamin Senior pomagał członkom swojego stada na wiele sposobów, gdy ci albo opuszczali stado, by podążać za swoimi towarzyszami, albo po prostu decydowali się na ludzkie życie.
Chaswick Thomas był byłym beta Red Wolfa i starszym księgowym firmy, a także najlepszym przyjacielem Benjamina i Marthy.
– Powinien już tu być – powiedziała R.J., gdy weszli do windy.
– Dobrze się spisałaś, najsłodsza. Widziałem twój artykuł w Times i artykuł w ~People.~ Świetna robota. Najmłodsza kobieta na stanowisku dyrektora generalnego. Wizjonerka w branży gier. Robisz to, co kochasz.
– Pracuj dalej, słodka; to nigdy cię nie zawiedzie. Jestem dumny, że firma się rozwija. Twoja matka byłaby taka dumna – powiedział Benjamin, przyciągając ją w swoje ramiona.
Zarumieniła się na jego słowa i odwzajemniła jego uścisk.
Byli jej największymi zwolennikami we wszystkim, co robiła. Nie wątpili w jej siłę, gdy w ciągu jednego roku została alfą i dyrektorem generalnym. Oboje wiedzieli, że będą z niej dumni.
Dotarli na piętro księgowości i zdziwili się, gdy biuro na końcu było zamknięte. Chaswick zawsze miał otwarte drzwi dla każdego, nawet jeśli biuro było w siedemdziesięciu pięciu procentach szklane.
Pracownicy pozdrawiali właścicieli dawnych i obecnych uściskami i uśmiechami, podchodząc do drzwi starszego księgowego.
– Timothy, czy Chaswick jest chory? – zapytała R.J. kolegę księgowego, który wracał do swojego boksu.
– Nic mi o tym nie wiadomo – odparł księgowy, marszcząc czoło.
Zapytali jeszcze dwóch współpracowników, zanim zadzwonili na jego prywatny numer. Dodzwonili się na pocztę głosową.
– Zadzwoń do Emily. Ona może wiedzieć – powiedział Benjamin żonie.
Z rosnącym niepokojem zadzwoniła do koleżanki Chaswicka.
– Marta? O Boże. Marto, gdzie jesteś? – tak brzmiało płaczliwe pozdrowienie, które otrzymała po trzech dzwonkach.
– Em. Co się stało? Jesteśmy w biurze. Gdzie jest Chaswick? Co się stało? – odpowiedziała gorączkowo Marta.
– Chaz miał wypadek. Jesteśmy w Ellis Medical. Nic mi nie mówią. Po prostu zabrali go na ostry dyżur, jak tylko wyszedł z izby przyjęć.
– Potrzebuję was. Dzieci są w drodze – to było niesamowite, jak powiedziała to wszystko jednym tchem, ale wystarczyło, żeby cała trójka ruszyła.
R.J. odwołała wszystkie spotkania na resztę dnia i towarzyszyła dziadkom w drodze do szpitala.
Ellis Medical został zbudowany przez rodzinę królewską, jeden lub dwa na każde hrabstwo, w zależności od liczby mieszkańców.
Opiekowali się wszystkimi nadnaturalnymi i ludźmi, korzystając z najnowocześniejszego sprzętu i doskonałej obsługi.
Dotarcie do szpitala nie zajęło im dużo czasu, w pośpiechu przekroczyli drzwi w poszukiwaniu Emily. Znaleźli ją na podłodze, wodzącą rękami po czarno-szarych włosach.
Jej oczy były zaczerwienione i widać było, jak bardzo jest spięta.
Marta zawołała: – Em.
Matrona zatrzymała się, by spojrzeć w górę i rzuciła się w ramiona swojej drogiej przyjaciółki.
– Minęło tyle czasu. Nikt nie może mi nic powiedzieć – płakała na ramieniu przyjaciółki.
Benjamin pocierał jej plecy, a jego oczy były pełne troski. Jego uwaga skupiła się na podwójnych drzwiach, które były oznaczone napisem Tylko Dla Upoważnionych.
– Ciociu Em? – zawołała R.J. Pogrążona w smutku kobieta podniosła głowę na dźwięk głosu młodej alfy.
– Słodka? Och, kochanie – zawołała, potykając się o nią.
R.J. przytrzymała kobietę, która zadbała o to, by skończyła szkołę średnią i była przy niej, gdy jej potrzebowała.
– Powinnam była zauważyć, że go nie ma – powiedziała z żalem.
– Nie, kochanie. Czekał na przyjazd dzieci, ale ich samolot się opóźnił. Dlatego spóźnił się do pracy – wyjaśniła Emily.
Cała czwórka siedziała w poczekalni przez godzinę. Pośpieszne kroki wyrwały ich z roztargnienia.
Emily załamała się po raz kolejny, gdy do sali weszło dwoje jej dzieci. Dwoje młodych mężczyzn odnalazło swoją matkę i padło przed nią na kolana. Trzymała ich głowy na kolanach, próbując ich pocieszyć.
Wszystkich zabolał widok dwóch dorosłych mężczyzn, którzy płaczą, trzymając się matki jak koca bezpieczeństwa. Chase i Cameron, odpowiednio trzydzieści cztery i trzydzieści lat, byli oddanymi synami swoich rodziców.
Nigdy nie chcieli opuścić Red Wolf, ale na studiach świetnie radzili sobie w wybranych przez siebie kierunkach, a rodzice popchnęli ich do kontynuowania nauki po otrzymaniu wysokich rekomendacji i świetnych ofert pracy poza małym miasteczkiem.
Chase Thomas był znanym niezależnym dziennikarzem, podróżującym do miejsc na świecie, o których tylko marzył.
Cameron Thomas, w wieku trzydziestu lat, był szefem kuchni w jednej z najbardziej prestiżowych pięciogwiazdkowych restauracji w Nowym Jorku.
Jego głównym marzeniem był powrót do domu i otwarcie własnego lokalu w mieście, aby być bliżej rodziców.
– Jak długo tam jest? – zapytał Cameron.
– Dwie godziny – odpowiedziała R.J., nieświadomie wpatrując się w beżową ścianę przed sobą. Jej garnitur był pomarszczony, włosy spięte w nieładny kok, oczy zaczerwienione i podpuchnięte, a noga podskakiwała z niepokoju.
Niewiedza o wyniku zabijała ich wszystkich.
– Słodka? – chłopcy w końcu zauważyli dziewczynkę, którą adoptowali jak własną krew. Podbiegli do niej, trzymając ją mocno i mrucząc do niej słowa wdzięczności za to, że została przy matce.
– On zrobiłby dla mnie to samo – odpowiedziała, opierając głowę na ramieniu Chase'a.
Chłopcy przywitali się z wujkiem i ciocią, po czym zamilkli.
Minęły kolejne dwie godziny, a R.J. musiała pozostawać w kontakcie z pracą, zwłaszcza z działem księgowości.
Należało uzyskać zgody, przejrzeć budżety i monitorować zyski klientów. Oprócz tych obowiązków miała jeszcze inne, związane z innymi działami.
Wszyscy w milczeniu przyglądali się, jak w kółko podawała pracownikom rozwiązanie za rozwiązaniem.
Benjamin uśmiechał się z dumą, podczas gdy Martha i Emily widziały zestresowaną kobietę, która potrzebowała chwili wytchnienia. Cameron i Chase byli po prostu w zachwycie, widząc, jak bardzo urosła.
Była seksowna jak diabli, z naturalnie rozchylonymi ustami, które aż prosiły się o pocałunek, krągłościami, za które każdy mężczyzna chciałby umrzeć, by je utrzymać, i nieskazitelnie bladą skórą, gładką jak jedwab.
R.J. Macallister był chodzącą iluzją.
Drzwi otworzyły się z hukiem i wyszedł z nich lekarz w fartuchu, który rozejrzał się po poczekalni. – Rodzina Chaswicka Thomasa? – zawołał.
Wszyscy rzucili się w jego stronę.
– Partnerka?
– Jestem – odpowiedziała Emily zachrypniętym głosem.
Lekarz uśmiechnął się do niej nieznacznie i rozluźnił się nieco. – Operacja zakończyła się sukcesem. Jednak jego obrażenia były bardzo poważne, nawet jak na wilka czystej krwi.
– Jak wiesz, brał udział w wypadku trzech samochodów i był jedyną ofiarą, która odniosła poważne obrażenia. Jest teraz w śpiączce, zarówno wilczej, jak i ludzkiej.
– Odzyskanie przez niego przytomności zajmie trochę czasu. Regeneracja jego kości i tkanek będzie trwała dłużej ze względu na jego wiek.
– Prawa noga pana Thomasa została złamana w trzech miejscach, ma też sześć złamanych żeber. Ma też złamaną szczękę, a jego ręka została złamana, gdy przygotowywał się do uderzenia.
Wszyscy zamarli w szoku, gdy wyjaśniał im wszystko szybko, gestykulując częściami ciała.
– Na domiar złego jedno z żeber przebiło mu płuco, ale udało się je naprawić. Powrót do zdrowia i rehabilitacja będą dla pana Thomasa trudne. Będzie potrzebował wsparcia swojej rodziny – kontynuował.
– Dziękujemy, doktorze. Bardzo dziękujemy – wszyscy członkowie rodziny odetchnęli z ulgą. Po kilku minutach spędzonych na załatwianiu spraw związanych z jego pokojem i przyszłymi usługami terapeutycznymi, udali się do Chaswick.
Emily i jej synowie weszli pierwsi, podczas gdy Robinsonowie pozostali na miejscu. R.J. przekazała wszystkim w biurze, że z Chaswickiem wszystko w porządku, ale przez jakiś czas nie będzie mógł pracować.
Po wizycie i zapłaceniu rachunków za leczenie Robinsonowie rozeszli się w różne strony.
Po powrocie do biura wszyscy pytali o stan Chaswicka, dzwonili z prośbą o wysłanie paczek dla jego rodziny i pytali, kiedy będą mogli go odwiedzić.
Tym, co naprawdę zaskoczyło R.J., była obecność Shane'a. Wyglądał przez okno, ciesząc się widokiem.
– Cześć, kolego – zawołała.
– Cześć. Co u niego? – przywitał ją, przyciągając do siebie.
Powtórzyła to, co powiedział im lekarz, siadając na swoim biurowym krześle. Była wykończona, a była dopiero 14.00.
– Wyjdzie z tego. Do tego czasu jesteś pewna, że możesz wziąć na siebie jego ciężar pracy? – zapytał zaniepokojony Shane.
R.J. spojrzała na akta na biurku, a potem na duży ekran telewizora za nią, na którym wyświetlano harmonogramy pracy szefów różnych działów i ich projekty.
– Bułka z masłem.
– R.J., a co z przeglądem watah? To już za trzy dni. Wszystkie alfy muszą być obecne przez cały dzień.
– Cholera. Zapomniałam – mruknęła, wytrząsając włosy z niechlujnego koka.
– Nie jesteś słaba, jeśli poprosisz o pomoc – poradził, opierając się o jej biurko. Kusiło go, żeby odgarnąć włosy z jej twarzy, ale zdołał się powstrzymać.
– Dzięki, Shane. Może poproszę tatę. On zna ludzi, którzy mogą pomóc z rachunkami. Cholera. A niedługo trzeba zrobić listę płac. Naprawdę potrzebuję pomocy, prawda? – powiedziała, patrząc na niego.
On uśmiechnął się do niej i po prostu skinął głową.
– Zostawię cię z tym. Widzimy się wieczorem? Ja i moi ludzie będziemy około ósmej.
Kiwnęła głową, gdy przyszedł e-mail, który domagał się uwagi.
– Pa, ślicznotko – mruknął, całując ją w głowę, zanim w końcu wyszedł.
– Słodka? Jak się masz, dziewczynko? – Benjamin przywitał się z R.J., która zadzwoniła do niego godzinę później.
– Ja… – zaczęła, po czym zakończyła westchnieniem. Przypomniały się słowa, które wpoił jej ojciec. Nigdy nie okazuj słabości, nawet wobec własnej krwi.
Była po uszy zawalona robotą papierkową.
Nigdy nie zdawała sobie sprawy, jak wiele pracy dla firmy wykonuje dział księgowości i jak korzystne jest dotrzymywanie terminów zatwierdzania budżetów. Niedotrzymywanie terminów wszędzie spowalniało produkcję.
– O co chodzi, kochanie? – delikatnie naciskał dziadek.
– Potrzebuję... p-pomocy.
– Proszę bardzo. Nigdy nie bój się prosić o pomoc. Jesteśmy z jednej krwi. Rodzina zawsze będzie po twojej stronie. Wysłałem ci mailem kilka informacji, które mogą ci pomóc.
– Twoja babcia i ja wracamy do szpitala. Aha, i Junior kazał mi przypomnieć ci o przeglądach watahy. Royal Delta Zac będzie obejmował to terytorium w tym roku. Powodzenia, kochanie.
– Dzięki, dziadku. Pozdrów go ode mnie – powiedziała, po czym rozłączyła się. Odkładając na bok przegląd watahy, otworzyła e-mail wysłany przez dziadka.
Charles & Woods Accounting Firm
Spotkanie: Piątek, godz. 10.00.
Zanotowała adres i ustawiła przypomnienie. – Miejmy nadzieję, że ci ludzie naprawdę mi pomogą – mruknęła, po czym ponownie zabrała się do obowiązków.