
Alfa Ethan
Mężczyzna w czerni uderza i zabija najbardziej niewinnego, pozbawionego stada mężczyznę. Rzucam się, by go zaatakować, kiedy czuję obezwładniający zapach wanilii i cytrusów.
„Partner!” krzyczy wilk w mojej głowie.
Co się dzieje? Nieznany mężczyzna, który był moim celem, odwraca się w moją stronę. Dzielą nas ledwo centymetry i ból nagle wybucha w moim brzuchu. Spoglądam w dół i widzę czarną rękojeść wystającą z mojego ciała i purpurowy ślad wokół niej. Mężczyzna wypuszcza sztylet z dłoni, a ja podnoszę wzrok, by spojrzeć mu w oczy. A potem nastaje ciemność
Rozdział 1
Księga 1: Alfa Ethan
SCARLET
Spoglądam na pozostałości miasta, które kiedyś było St. Louis. Teraz to tylko poczerniałe szczątki tego, co kiedyś było, z nowym miastem wyrastającym w jego centrum.
Rozpadające się budynki rozpraszają się na horyzoncie, a winorośl i drzewa atakują opuszczone konstrukcje.
Łuk stoi wysoko, oświetlony niebieskimi i żółtymi światłami Crescent City, ale w jego lewym górnym rogu brakuje gigantycznego fragmentu.
Żałuję, że nie miałam okazji wjechać na szczyt, zanim został zniszczony. W rzeczywistości jest wiele części miasta, które chciałabym zobaczyć, zanim zostało zniszczone dwadzieścia lat temu przez Wielką Wojnę Nadnaturalnych. Miałam tylko trzy lata, gdy to się stało.
Siedzę w moim ulubionym miejscu, gdy chcę uciec i znaleźć spokój – na dachu starego budynku.
Daje mi to doskonały widok na to, co kiedyś było centrum miasta. Pozostałości nadal zaśmiecają krajobraz, teraz przerywany nowoczesnymi wieżowcami zbudowanymi po wojnie.
Najbardziej znany budynek znajduje się pośrodku wszystkich innych i jest o kilka pięter wyższy od reszty. Jego właścicielem jest najbardziej przerażający alfa w krainie, Ethan Kane, przywódca stada Crescent Moon.
Alfa Kane rządzi miastem żelazną ręką, wspierany przez swoich dwóch braci, betę i około pięćdziesięciu poruczników. Jego ojciec, Seth Kane, jest alfą, który zdobył miasto podczas wojny.
Mówiono, że był bezlitosny, zabijał każdego, kto stanął mu na drodze do władzy. Swoje dziedzictwo przekazał dzieciom. Każdy, kto sprzeciwia się rodzinie, kończy martwy. To tylko kwestia czasu.
Słońce zaczyna zachodzić, a niebo zmienia kolor na jasnoniebieski i indygo.
Podnoszę się i przeskakuję nad dachami kilku budynków, po czym ląduję na kolejnym. Otwieram drzwi na dachu i schodzę na pierwszy poziom, prosto do przemysłowej kuchni.
„Gdzie byłaś tym razem, Lettie?” pyta Jo, gdy w pośpiechu zakładam jeden z długich białych fartuchów.
„No wiesz… zwykłe miejsca…”, odpowiadam z psotnym uśmiechem, co powoduje, że przewraca oczami.
Chociaż nazywam się Scarlet, Jo nalega na używanie pseudonimu, który mi nadała. Po sześćdziesiątce i twarda jak skała, Jo jest najbliższą mi osobą.
Znalazła mnie, gdy błąkałam się po Zmorze i szukałam resztek jedzenia po wojnie. Zmorą wszyscy nazywają obszar, który kiedyś był wschodnim St. Louis. Mieszkają tam wszystkie wilki bez watahy.
Trudno jest znaleźć watahę, gdy już się ją straciło, dlatego wciąż należę do grupy bez stada.
Nie tylko straciłam stado, ale też rodziców, kiedy Jo mnie odnalazła. Zginęli w ataku łotrów krótko po przybyciu do Zmory.
„Spóźniłaś się, panienko. Pospiesz się i przynieś te bułki, zanim wpadnie tu stado wygłodniałych wilków”, zauważa, wskazuje na kilka koszyków z pieczywem stojących na ladzie.
Kiwam do niej głową z uśmiechem, a gdy tylko zawiązuję fartuch, biorę kilka koszy z bułkami i wychodzę. Stworzyliśmy własną małą społeczność. To niewiele, ale to dom.
Kiedy docieram do jadalni, powietrze wypełnia hałas i paplanina, gdy setki wilkołaków rozmawiają i żartują ze sobą. Zanoszę chleb do rzędu stołów, na których będzie serwowane jedzenie i odkładam go, po czym zajmuję miejsce przy jednym z dużych garnków wypełnionych zupą.
Kolejka zaczyna się przesuwać, a ja zaczynam nakładać wszystkim kolację.
„Jak się dzisiaj czujesz, Scarlet?” Pan Meyer pyta z uśmiechem, gdy wyciąga do mnie pustą miskę.
„Całkiem nieźle. A pan?”
„Wciąż oddycham, więc nie mogę narzekać!” Chichoczemy, zanim przesuwa się wzdłuż linii.
„Jaka to dzisiaj zupa?” pyta mała dziewczynka o imieniu Annie.
„Wołowina z warzywami. Chcesz trochę?” Odpowiadam z uśmiechem.
Annie zawsze pyta, jaki rodzaj serwujemy, chociaż nie wydaje się to mieć znaczenia. Nigdy nie odmawia. Szybko kiwa mi głową i idzie dalej, gdy tylko zostanie obsłużona.
Wszystkie czynności trwają długo, gdy setki pozbawionych watahy wilkołaków przechodzą przez kolejkę po zupę i chleb na kolację.
Chociaż nie mamy alfy i luny, którzy by nam przewodzili, niektórzy z nas pełnią bardziej wpływowe role w społeczności, pomagają podejmować decyzje i koordynować działania w przypadku zagrożenia.
W pewnym sensie odnalazłam sama swoją rolę. Zawsze byłam zaangażowana i chętna do pomocy, aż pewnego dnia przejąłam inicjatywę podczas nieuczciwego ataku. Wydawało mi się, że potrafię zmusić innych do posłuchu i od tego czasu jestem wzywana do grupy, gdy trzeba podjąć ważne decyzje.
Sprawia mi wielką radość służenie im i świadomość, że przyczyniam się do ich bezpieczeństwa. Poza tym pracuję w schronisku, odkąd byłam na tyle dorosła, by trzymać chochlę.
Jo jest tą, która prowadzi to miejsce. Trudno jest znaleźć pracę, ponieważ większość wilków mieszkających w mieście i okolicach traktuje nas jak zarazę.
Jo miała wiele szczęścia, że znalazła rodzinę wilkołaków, która mieszka na tyle daleko na obrzeżach miasta, że zatrudnili ją do pomocy na ich polach uprawnych. Obecnie farma odnosi spore sukcesy, a jedzenia jest zawsze pod dostatkiem. Na szczęście to więcej niż rodzina potrzebuje.
Jo wykorzystuje pieniądze i dodatkową żywność, aby pomóc karmić i opiekować się wszystkimi wilkami bez watahy, które żyją w Zmorze. Staramy się zapewnić dwa posiłki dziennie, schronienie i koce.
Gdy już wszyscy zostają obsłużeni, siadam, by zjeść małą porcję swojej strawy. Kątem oka widzę, że ktoś się zbliża.
Osoba ta kładzie rękę na moim ramieniu i szybko zdaję sobie sprawę, że to mój najlepszy przyjaciel, Will.
„Hej, kochanie! Zachowałaś coś dla mnie?”
Przewracam oczami i uśmiecham się do niego, przesuwam w jego stronę dodatkową miskę.
„Jak to jest, że nigdy nie jesteś na czas?” pytam go ze śmiechem, gdy bierze do ust kęs chleba, a następnie nabiera trochę zupy na łyżkę.
„Daj spokój, Scar. Jestem bardzo zajętym facetem”.
„Aha. Jasne. Co takiego robisz?”
„No wiesz… spanie, zbieractwo, a nawet coś ci kupiłem”, mówi z uśmiechem na twarzy, a jego piwne oczy błyszczą z podekscytowania.
„Naprawdę?” pytam, nie mogę ukryć zaskoczenia w moim głosie.
„Tak! Tutaj, spójrz!”
Wyciąga do mnie pięść, jakby trzymał coś małego. Wyciągam do niego rękę, a on upuszcza coś na moją dłoń. To piękny naszyjnik z delikatnym łańcuszkiem z białego złota, na którym wisi okrągły diament.
„O moja bogini! Will! To jest wspaniałe! Gdzie to znalazłeś? Proszę, powiedz, że go nie ukradłeś”, krzyczę, zanim rzucam mu ostre spojrzenie, przyciskając naszyjnik do piersi.
Śmieje się serdecznie. „Oczywiście, że go nie ukradłem. Znalazłem go w opuszczonym mieszkaniu. Podoba ci się?”
„Żartujesz? Uwielbiam go!” Obejmuję go ramionami i mocno przytulam, co sprawia, że chichocze jeszcze raz.
„Dobrze. Cieszę się”.
Siadam i rozmawiam z Willem, gdy kończy jeść, po czym rozstajemy się i wychodzę na zewnątrz.
„Pobiegamy”, potwierdzam.
Szybko ruszam sprintem w dół alejki i zmieniam się w połowie skoku, moje łapy uderzają o żwir, pędzę w kierunku gęstego lasu. Ale gdy docieram do linii drzew, słyszę mieszankę krzyków i warknięć dochodzących z głębi Zmory.
















































