Jessica Morel
ROSEMARY
„I tak po prostu dała ci ten czek na dziesięć tysięcy dolarów? Tak bez niczego? Ot tak?”, pyta Quinn Marks, najlepsza przyjaciółka i współlokatorka Rose, wpatrując się w papier leżący między nimi na barze.
„Tak po prostu”, mówi Rose z westchnieniem, wciąż nie mogąc ogarnąć umysłem wcześniejszych wydarzeń.
Po wyjściu pana Bennetta Benny zapytała o artystę, ale Rose powiedziała, że chce pozostać anonimowy.
Nawet teraz Rose nie potrafi powiedzieć, dlaczego nie przyznała się, że to ona jest artystką. Po prostu nie jest typem osoby, która stawia się w centrum uwagi. W rzeczywistości cała ta sprawa wykracza daleko poza jej strefę komfortu.
Ale Benny dała jasno do zrozumienia, że pan Bennett nie przyjmuje odmowy. Powiedziała Rose, aby podała jej kwotę, którą umieści na czeku – kwotę, która sprawi, że artysta się zgodzi. Rose zasugerowała coś, co uważała za absurdalne.
Nie było.
Rose podejrzewa, że Benny nie mrugnęłaby nawet okiem, gdyby Rose dodała do tej liczby kolejne zero.
„A do czego konkretnie potrzebuje tych obrazów?”, pyta Quinn.
„Do nowego hotelu, który buduje w San Francisco”.
„Nie wierzę! Tysiące ludzi zobaczą twoją sztukę! To jest wielka sprawa!”, mówi Quinn, a jej podekscytowanie jest zaraźliwe. „Idziesz na to, prawda?”
„Cóż, ja nie…”
„Nie. Nie kończ tego. Nie ma tu miejsca dla niepewnej siebie Rosie”. Potrząsa głową, po czym unosi palec. „Twoja twórczość jest wyjątkowa i warta tego, by trafiła do szerokiego grona odbiorców”.
Rose uśmiecha się, ale potem wzdycha. „Nie zależy mi na rozgłosie. Chcę po prostu normalnego życia, Quinn. Mężczyzny, domu i kilkorga dzieci. Nic skomplikowanego”.
„Nie pozwolę ci tego odrzucić”. Quinn rzuca jej karcące spojrzenie.
Rose uśmiecha się do swojej największej cheerleaderki. Podnosząc ręce w geście kapitulacji, mówi: „Dobrze, Quinn, zrobię to”.
„Hura!”, wiwatuje Quinn. Jeszcze jedna kolejka!” Stuka w bar, by zwrócić na siebie uwagę barmana.
„A, i nawet nie powiedziałam ci o tej szalonej części”, mówi Rose, zanim kończy drinka.
Quinn unosi brew. „Czek na dziesięć kawałków, który spadł ci z nieba, to nie jest ta najbardziej odjechana część historii?”
Rose potrząsa głową, wrzucając czek z powrotem do torebki. „Pan Bennett wyglądał zupełnie jak on”.
„On?”
„Ten facet. Mój facet”.
Quinn wzdycha. „Pokaż mi to zdjęcie jeszcze raz”. Ma na myśli zdjęcie zrobione polaroidem, który Rose trzyma w portfelu od pierwszego roku studiów.
„Naprawdę?” Rose chichocze, przewracając oczami. Wyciąga dwunastoletnie zdjęcie z miejsca obok prawa jazdy i przesuwa je po barze.
Rose nie musi spoglądać na zdjęcie; zapamiętała każdy jego szczegół – a także szmaragdowe oczy, które spoglądają na nią, gdy patrzy na zdjęcie.
Zdjęcie pochodzi z jej pierwszej imprezy w college’u, kiedy to ona i Quinn zdecydowały, że ich przeznaczeniem jest zostać najlepszymi przyjaciółkami na zawsze. To w tę noc po raz pierwszy spotkała tajemniczego mężczyznę, który stał za nimi i przypadkiem spojrzał na aparat, gdy ten błysnął.
„Kiedy widziałaś go po raz ostatni?”, pyta Quinn.
„Około sześciu miesięcy temu. W Starbucksie na 48. ulicy. Czekałam na klienta, a on wszedł, wypił kawę i wyszedł”.
„A ile razy byłaś w tym Starbucksie w ciągu ostatnich sześciu miesięcy?”
„Przez ciebie brzmię jak stalkerka”, mruczy Rose.
Quinn bierze łyk swojego drinka, po czym ponownie studiuje zdjęcie. „To zabawne, jak wasze drogi się krzyżują. Ile to już razy? Dziewięć razy w ciągu dwunastu lat?
„Osiem”, poprawia ją Rose.
„I nigdy z nim nie rozmawiałaś?”
„Nigdy nawet nie nawiązaliśmy kontaktu wzrokowego. Szczerze mówiąc, nie sądzę, by kiedykolwiek mnie zauważył”. Rose przechyla głowę w zamyśleniu. „Ale prawie to zrobiłam tamtej nocy, na imprezie. Po prostu nie mogłam się zmusić do zrobienia pierwszego kroku. Pamiętasz, był otoczony dziewczynami”.
Rose bierze zdjęcie, a w jej umyśle pojawiają się obrazy z momentów, gdy go widziała.
Kiedy on i jego kumple pokazali tyłki podczas zajęć Rose z historii sztuki na ostatnim roku. Gdy dosłownie wpadła na niego w sylwestrową noc, gdy opadała kula – dokładnie w momencie, gdy całował się z oszałamiającą brunetką. On, wysiadający z taksówki przed Regent Theatre z piękną blondynką u boku.
Wzdycha, wsuwając zdjęcie z powrotem na miejsce.
„Więc Facet z Galerii wyglądał jak on? Pokaż mi”. Quinn kiwa głową w stronę telefonu Rose.
W momencie, gdy Rose wyciąga go, by poszukać pana Bennetta, telefon zaczyna dzwonić.
Quinn spogląda na identyfikator dzwoniącego i jęczy.
„Daj spokój, Quinn”, mówi Rose z ostrzegawczym spojrzeniem, po czym odbiera. „Cześć, kochanie!”
„Cześć, słonko. Gdzie jesteś?”, mówi Eric.
Rose uśmiecha się, słysząc jego głos, tęskniąc za nim. Przez ostatnie kilka tygodni była przyklejona do Erica, mieszkając z nim i opuszczając go tylko na czas pracy. To dlatego Quinn błagała o babski wieczór.
„Quinn i ja…”
„Mój kuzyn jest w mieście. Chcę, żebyś go poznała”, przerywa jej.
Rose spogląda na Quinn, która kręci głową, prawdopodobnie wyczuwając, że zaraz zostanie porzucona. „Cóż, obiecałam Quinn babski…”
Eric ucina jej słowa głośnym westchnieniem. „W porządku, Rosie. Quinn jest dla ciebie ważna, rozumiem to. Po prostu myślałem, że ja też staję się dla ciebie kimś ważnym”.
„Co? Nie, jesteś. Po prostu…”
„Nie, w porządku. Rozumiem, że chyba nie jesteśmy jeszcze na tym etapie związku, żeby poznawać nawzajem swoje rodziny. Łapię to”.
„Nie, Eric, proszę. Miałam na myśli tylko to, że… powinniście do nas dołączyć. Wyślę ci naszą lokalizację”.
Quinn jęczy obok niej.
„Świetnie! Do zobaczenia wkrótce, kochanie”, mówi przed rozłączeniem się.
„Dlaczego go zapraszasz?” Quinn spogląda na nią z wyrzutem. „Rzadko cię widuję, a teraz nie mogę nawet spędzić z tobą chwili sam na sam?”
„Wiem i przepraszam, ale Eric jest niesamowity. Jest taki czuły, uważny, kochający. Każdego ranka przynosi mi kawę do łóżka i jest taki słodki i troskliwy”. Oczy Rose rozbiegają się, gdy zaczyna wspominać wszystkie czułe gesty, które dla niej robi.
„Naprawdę?” Ton Quinn sprowadza Rose na ziemię.
„Daj spokój, Quinn, daj mu szansę. Eric naprawdę może być tym jedynym”. Rose zmienia temat, wiedząc, że to poprawi nastrój Quinn. „Poza tym, przyprowadza ze sobą swojego przystojnego kuzyna”. Rose porusza znacząco brwiami w stronę Quinn.
Quinn nadal się krzywi, a jej oczy zwężają się. „Skąd wiesz, że jest przystojny?”
Rose wzrusza ramionami, przesadnie porusza brwiami i uśmiecha się jak wariatka.
To działa i Quinn wybucha śmiechem. „Dobra, dobra. Przyda mi się noc rozrywki. Ale przynajmniej zatańcz ze mną, póki jesteśmy tylko ty i ja”.
Po tym, jak Rose się zgadza, Quinn bierze ją za rękę i wyciąga na i tak już zatłoczony parkiet. Quinn i Rose śmieją się i tańczą, aż ktoś woła jej imię z baru.
Serce Rose zaczyna mocniej bić, gdy widzi Erica. Uśmiecha się, przepychając się przez tłum, gotowa rzucić mu się w ramiona.
Dopóki nie rejestruje wyrazu jego twarzy, który sprawił, że zatrzymała się przed nim.
„Co ty masz na sobie?”, pyta. Jego oczy lustrują jej ciało, a warga wygina się z niesmakiem.
Rose marszczy brwi i spogląda na swój strój: obcisłe dżinsy i czarną obcisłą koszulkę odsłaniającą brzuch. Nie sądziła, że coś jest z nim nie tak, ale patrząc na minę Erica, musi być coś nie w porządku.
Nagle czuje się odsłonięta. „Ja…” Rose obejmuje się ramionami, gdy Quinn pojawia się u jej boku.
„Eric, cześć!” Quinn mówi z uśmiechem, choć Rose wyczuwa fałszywy ton w jej głosie.
W mgnieniu oka zachowanie Erica wraca do normalnego, pogodnego stanu. Uśmiecha się, całując Rose w policzek na powitanie i odwraca się do Quinn. „Quinn, przepraszam, że przerywam babski wieczór”.
Dziwne, pomyślała Rose. ~Może miał zły dzień.~
„Nie wierzę ci ani przez sekundę, Wall Street”, mówi Quinn. „Ale możesz postawić mi drinka, żeby to wynagrodzić”.
„Stoi. Teraz mogę przedstawić wam obu Thomasa”, mówi Eric, klepiąc po plecach faceta obok niego, który pochyla się nad barem i rozmawia z barmanem. „Tom?”
Gdy kuzyn Erica odwraca się w ich stronę, Quinn wydaje z siebie słyszalne sapnięcie, a kolana Rose miękną.
To on.
Mój tajemniczy mężczyzna.