
Jeźdźcy Tyru 2: Hellhound
Rage, znany w swoim klubie motocyklowym jako Hellhound, szuka ukojenia w bólu, bez względu na to, czy jest to ból innych czy jego własny. Aż do momentu, gdy spotyka Iris, mechaniczkę prześladowaną przez jej przeszłość na ulicach. Oboje są głęboko zranionymi duszami, ale wciąż mają jedną nadzieję: miłość. I są gotowi przejść przez piekło – ponownie – aby uleczyć się nawzajem.
Wysłuchane modlitwy
Księga 2:Hellhound
IRIS
Grzebanie w śmietniku w poszukiwaniu jedzenia nie należy do najgorszych rzeczy, które robiłam. Dla kromki chleba robiłam gorsze rzeczy. Przeszukiwanie śmietnika nie sprawia, że czuję się źle.
Przynajmniej jestem wolna, sama i w miarę bezpieczna.
„Hej, dziewczyno!” Podskakuję, zaskoczona.
Czarnoskóra kobieta stoi w drzwiach z tyłu budynku, trzymając brązową torbę. Naciągam kaptur mocniej, rozglądając się czujnie.
„No chodź, weź to”.
Podaje mi torbę. Patrzę na nią nieufnie, jakby mogła wybuchnąć. Torba jest tłusta, co oznacza, że w środku prawdopodobnie jest jedzenie.
Ale nie wiem, czego ona chce w zamian.
„Nie mam całego dnia, dziewczyno. Bierz to jedzenie”.
Podchodzę powoli, rozglądając się. Chwytam torbę i idę w bezpieczne miejsce, by zjeść. Dzień jest pogodny i słoneczny, ale moje życie to ciemność i smutek.
Ledwo pamiętam czasy, kiedy nie było tak źle. Teraz chcę tylko przetrwać. Muszę znaleźć sposób na zapewnienie sobie jedzenia i noclegu.
Długo na ulicy nie przeżyję. Ktoś w końcu zauważy, że jestem sama i bezbronna. Że jestem dziewczyną.
Wtedy znów będę musiała uciekać, jeśli będę miała szczęście i zdołam się wyrwać.
Ta myśl mnie przeraża. Dotykam śrubokręta w kieszeni bluzy. Nie poddam się bez walki.
Nie umrę ot tak. Muszę żyć. Ona by tego chciała.
Problem w tym, że nie mogę po prostu iść do pracy. Do pracy trzeba mieć nazwisko i dokumenty, których nie mam. A wolę żyć na ulicy niż ryzykować, że mnie znajdą.
„Cholera!” Słyszę w pobliżu.
Wyrywam się z zamyślenia. Przy drodze stoi biały Prius z otwartą maską. Kobieta przygląda się silnikowi.
„Kurwa! Cholera!” klnie dalej.
Podchodzę bliżej, nie będąc pewna, czy powinnam pomóc. Wydaje się bardzo zdenerwowana. Ale to niebezpieczne miejsce dla kobiety z białym Priusem, by w nim utknąć.
Biorę głęboki wdech, poprawiam kaptur i podchodzę. Zawsze lubiłam grzebać przy samochodach. Myśl o tym mnie uspokaja.
„Uhm…” mówię.
To wystarczy. Kobieta prostuje się. Jest wysoka, ale każdy wyższy ode mnie wydaje mi się wysoki. Jej długie, czarne włosy opadają na ramiona.
Patrzy na mnie zielonymi oczami, szybko mnie oceniając. Gdyby miała na sobie garsonkę, pomyślałabym, że to bizneswoman. Ale jej luźna szara koszulka, czarne legginsy i miękkie buty sugerują coś innego.
Może to córka bizneswoman. Ale sposób, w jaki na mnie patrzy, mówi mi, że to nie jakaś bogata dziewczyna zagubiona w złej dzielnicy.
„Uhm… Mogę pomóc?” pytam.
„Jeśli znasz się na samochodach, to może tak”. Jej głos jest stanowczy, ale nie nieprzyjemny.
Rozglądam się, nagle czując się głupio. To może być pułapka. Pochylę się, żeby pomóc, dostanę w głowę i wrócę do tego złego miejsca, z którego tak ciężko było mi uciec.
„W porządku” mówi kobieta. „Pewnie sama nie pomogłabym własnej matce w tej okolicy”.
Uśmiecha się i obchodzi samochód. Sięga przez okno po ładujący się telefon. Wypuszczam powietrze i patrzę na silnik.
Jest wiele rzeczy na świecie, których nie rozumiem, i jeszcze więcej, których nie chcę rozumieć. Ale rozumiem silniki. Od małych do dużych, wiem jak działają.
A jeśli nie wiem, szybko się uczę. Odpycham wspomnienia o tym, jak się tego nauczyłam i skupiam się na silniku.
„Odbierz!” mówi cicho kobieta, gdy pracuję.
„Spróbuj teraz!” wołam do niej.
Wysiada z samochodu, uśmiechając się.
„Dziękuję!” mówi. „Mam dość kłopotów przez wybór tego Priusa od mojego chłopa… Cholera! Chyba powinnam powiedzieć od narzeczonego”.
Uśmiecha się do siebie i kręci głową. Odwracam się, by odejść jak najszybciej. Słuchanie o normalnym życiu innych ludzi to nie coś, co lubię.
„Przepraszam!” woła za mną.
Odwracam się powoli, wciąż próbując ukryć twarz. Nie ufam nikomu. Lepiej mi samej.
Niech inni żyją swoim życiem, zaręczają się, biorą śluby. Ja tego nie chcę.
„Znasz się na silnikach?” pyta.
Kiwam głową.
„Szukasz pracy?”
Marszczę brwi. Słyszałam o ludziach, którzy się modlą, ale nigdy nie wierzyłam, że ktoś odpowiada. Nikt nigdy nie odpowiedział na moje modlitwy.
Ani teraz, ani nigdy. Modliłam się o pomoc, o śmierć. Nikt mi nigdy nie pomógł. Wątpię, żeby ktoś zaczął teraz.
Nic nie mówię. Kobieta patrzy na mnie, po czym unosi brew, jakby podjęła decyzję. Przechodzi do miejsca kierowcy i sięga po torebkę.
Wyciąga długopis i papier i coś zapisuje.
„Jest tu taki warsztat”. Daje mi kawałek papieru z adresem. „Jeśli szukasz pracy, idź tam i powiedz, że Ava cię przysłała”.
„Czy… czy to rodzaj pracy, która…” Przerywam. „Która płaciłaby gotówką?”
„Płaci gotówką, dobrze płaci i zadaje mało pytań”. Jej piękne oczy zwężają się.
To nie bizneswoman ani bogata dziewczyna. Jest w niej coś innego, coś prawie niebezpiecznego.
Powinnam to wcześniej zauważyć. To kobieta, która nosi niebezpieczeństwo jak część garderoby.
To Prius mnie zmylił. Ale teraz, gdy na mnie patrzy, jej twarz jest łagodna i przyjazna.
Po prostu kiwam głową. Wkładam papier do kieszeni i odchodzę.









































