
Serce mnie boli.
Fizycznie boli.
Jestem fizycznie chora.
Ściskam się za klatkę piersiową i zataczam się aż do mojego pokoju w lewym skrzydle.
Taki długi spacer.
Zakrywam usta, bo żółć wzbiera mi w gardle. Gdy tylko docieram do pokoju, biegnę do łazienki i wypróżniam się w muszli klozetowej.
Potem kładę się na chłodnej podłodze z kafelków i wpatruję się w sufit. Bardzo boli mnie klatka piersiowa. Tak właśnie wygląda złamane serce.
W mojej głowie wciąż odgrywa się scena z sypialni. Zaplątana pościel i nagie ciała. Okrzyki ekstazy. Jego intensywne, niebieskie oczy.
Zwymiotowałam jeszcze kilka razy…
Po wypłukaniu ust kładę się z powrotem na twardych, błyszczących kafelkach. Chcę tu po prostu leżeć i umrzeć, ale wiem, że nie mam takiej możliwości.
Trzęsącymi się rękami dzwonię do linii lotniczych i rezerwuję bilet na powrót do domu. Najwcześniejszy dostępny lot jest jutro wczesnym rankiem. Gdybym mogła, poleciałabym do domu jeszcze dziś.
Potem zaczęłam wrzucać do torby wszystko na chybił trafił. Wiem, że już tu nie wrócę. Słyszę, jak ktoś puka do moich drzwi, zanim się otwierają.
– O mój Boże, Penny. Słyszałam! Jak on mógł? – krzyknęła Genesis, gdy tylko wbiegła do mojej sypialni. Jest roztrzęsiona.
Co?! Ona wie, co się stało? Kto jeszcze wie? Och, jakie to żenujące!
– Co za dupek! – kontynuuje. – Przecież jesteś jego erasthai! Dlaczego miałby chcieć naznaczyć tę Polinę?
– To wszystko, co słyszałaś? – zapytałam.
– Co? Dlaczego? Czy było coś więcej? – jej wielkie, orzechowe oczy rozszerzyły się, błyszcząc wściekłością w moim imieniu.
– Nie, nie, nie... pomyślałam, że jest coś, więcej, co warto wiedzieć... no wiesz.
Jej oczy zwężają się, gdy wpatruje się we mnie podejrzliwie przez sekundę, po czym kontynuuje swoje narzekanie, jakby to się jej przydarzyło.
– Mężczyźni! Przysięgam. Urghh! Oni są tacy głupi! – wykrzykuje.
– Jeśli chcesz, to zgłaszam się na ochotnika do “przypadkowego” upuszczenia czegoś na jego wspaniałą głowę, żeby wbić mu trochę rozumu – unosi palce przy słowie "przypadkowo".
– Upuścić coś naprawdę twardego, dużego i ciężkiego – jej nieskazitelna twarz zarumieniła się ładnie z gniewu.
– Nie, Genesis. Proszę, nie rób tego. Chcę tylko wrócić do domu. Nie chcę żenującej sceny – błagałam.
Z jej oczu zniknął cały ogień. Wiem, że ze wszystkich osób tutaj, Genesis jest osobą, która w tej chwili najbardziej mnie rozumie. Przeszła przez gorsze odrzucenie.
– Wrócę z tobą – zaproponowała.
– Nie, mogę wrócić sama. Wyjeżdżam jutro z samego rana. Chcę pobyć przez jakiś czas sama – powiedziałam.
Wiem, że nie będzie zadowolona, gdy nie będzie mogła zbyt długo przebywać ze swoim towarzyszem. Nie chcę obarczać jej więcej swoimi problemami.
Bogini wie, że opiekuje się mną już tak długo. Trzy lata niekończącego się wsparcia.
Jej grube, soczyste wargi układają się w twardą, sztywną linię, jakby próbowała powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś więcej. W końcu kiwa głową z rezygnacją. Rozumie, że to moja bitwa, którą muszę stoczyć.
Mój ból, przez który muszę przejść.
Modlę się, żeby nie przyciągnęła mnie do siebie. Wiem, że jeśli to zrobi, będę płakać jak małe dziecko w jej ramionach.
– Wiesz, gdzie mnie szukać, jeśli będziesz mnie potrzebować – złożyła pocałunek na mojej głowie, zanim po cichu wyszła z mojej sypialni.
Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, zapinam torbę i podnoszę krzesło, aby usiąść przed dużym oknem.
Uwielbiam widok z tego okna o poranku. Widzę wschód słońca i dolinę poniżej.
Teraz widzę to wyraźnie. On mnie nie chce. Nigdy mnie nie chciał. Robiłam z siebie utrapienie.
Przez te wszystkie lata widziałam tylko jego cudowną twarz. Jego ciało, jego oczy, jego usta, jego włosy... Czy wspomniałam już o jego ciele?
To musiało być dla niego bardzo męczące, przez te wszystkie lata musiał zmagać się z moją niechcianą uwagą.
Trzy lata.
Jaka ja jestem żałosna? Jaka jestem żenująca. Jestem głupia! Głupia Penny! Głupia, głupia Penny!
No cóż, koniec z tym. Jestem zmęczona walką. Skończyłam z tym. Nie ma nas. Może wkrótce znajdę swojego partnera. Pewnego dnia to wszystko będzie już za mną.
Nie śpię całą noc, tylko gapię się przez okno.
Kiedy nadchodzi ranek, wstaję, aby wziąć prysznic i wykonać poranną rutynę. Nie myślę. Pracuję na autopilocie.
Wychodzę z łazienki i widzę, że śniadanie czeka na mnie na wózku obok łóżka. Genesis myśli o wszystkim. Musiała wiedzieć, że tego ranka nie będę miała ochoty z nikim się mierzyć.
Otwieram lśniącą pokrywę ze stali nierdzewnej i znajduję pod nią parujące, gorące rosyjskie śniadanie. Zazwyczaj to moje ulubione, ale dziś rano nie mam apetytu.
Wciskam sobie kilka kęsów do gardła i popijam je kilkoma łykami gęstej, czarnej kawy. To wszystko, na co mogę sobie pozwolić.
Na zewnątrz czeka czarny Rolls-Royce, który ma mnie zawieźć na lotnisko. Kierowca otwiera drzwi i zabiera moje bagaże.
Wsiadam do środka i widzę, że Genesis już siedzi w samochodzie. Jest ubrana w prostą, ale elegancką sukienkę od projektanta. Wygląda jak księżniczka lykanów.
Przez całą drogę na lotnisko trzymamy się za ręce, nie odzywając się ani słowem. Przez całą drogę czuję, że ogarnia mnie spokój.
Wiem, że Genesis wykorzystuje swoją lykańską moc, aby rozprzestrzenić we mnie uczucie spokoju.
Wraz z dwoma dużymi ochroniarzami idzie ze mną przez lotnisko.
– Gdzie jest Konstantyn? – pytam ją, starając się myśleć o czymś innym, zamiast użalać się nad sobą.
– Powiedziałam mu, że potrzebuję trochę czasu z moją przyjaciółką. Jak widzisz, nie zgodziłby się na to, gdybyśmy nie miały przy sobie kilku potężnych mężczyzn do ochrony – powiedziała, przechylając głowę w stronę mężczyzn.
– Słyszę cię, księżniczko – mruknął jeden z nich. Moja przyjaciółka tylko przewróciła oczami. Zapewne już się z nimi zaprzyjaźniła.
Typowa Genesis.
– Oni są wszędzie – szepnęła do mojego ucha.
– Po prostu zadzwoń, jeśli będziesz mnie potrzebować – powiedziała, wciągając mnie w swoje ramiona, gdy wzywali mnie do wejścia na pokład. – Wiesz, że zrobiłabym dla ciebie wszystko.
Łzy cisną się do moich oczu. Po prostu kiwam głową, gdy ją puszczam.
Festiwal płaczu zaczyna się, gdy tylko wchodzę na pokład i nie czuję już jej uspokajającej obecności.
Dobrze, że Genesis wybrała klasę biznes, a nie ekonomiczną, którą zarezerwowałam sobie na początku.
Siedzę na swoim prywatnym, zamkniętym miejscu, co oznacza, że nie straszę sąsiadów swoim brzydkim płaczem. Płaczę przez całą drogę z międzynarodowego lotniska Szeremietiewo na międzynarodowe lotnisko O'Hare.
Nie obchodzi mnie nawet wykwintne jedzenie ani luksusowy zestaw, który jest częścią podróży pierwszą klasą.
Muszę wyglądać bardzo źle, bo stewardesa pyta mnie tylko raz, czy czegoś nie potrzebuję, a potem zostawia mnie w spokoju na resztę podróży.
Kusi mnie, by poprosić o butelkę Rémy Martina lub Johnnie Walkera, żeby ukoić mój smutek, ale nie sądzę, żeby to byłby dobry pomysł, żeby wracać tak do domu.
No dobrze, muszę się wypłakać. Potem skończę.
Naprawdę, naprawdę.
Płaczę, aż zasypiam.
Budzę się i płaczę dalej.
Minął tydzień.
Czuję ból.
Nie wiem, czy jego lykanin coś zrobił, ale po tym pocałunku coś się zmieniło. Genesis powiedziała mi kiedyś, że kiedy lykanin przywłaszczy sobie twojego wilka, działa to jak ostrzeżenie dla innych lykanów, by trzymali się z daleka.
Inne wilkołaki nie mogą tego wyczuć. Nie wpływa to także na łączenie się z partnerem wilkołakiem, jeśli to jedyna rzecz, która się wydarzyła.
Dwa tygodnie.
Wciąż mnie boli.
Od powrotu z Rosji nie robię nic poza siedzeniem w swoim pokoju i wpatrywaniem się w ścianę. Jeden dzień zlewa się z drugim. Moi rodzice się o mnie martwią.
Udaję uśmiech i mówię wszystko, co trzeba, żeby się ode mnie odczepili.
Genesis dzwoni i pisze SMS-y prawie codziennie. Powiedziała mi, że niedługo wracają, żeby wyjechać do Kalifornii na studia.
Nigdy nie wspomniała o Dariusie. Ja też nigdy o niego nie pytałam. Do tej pory pewnie już ją naznaczył i się pobrali.
Głupia Penny! Dlaczego cię to obchodzi? Cóż, nie obchodzi.
Naznaczeni i połączeni na całe życie. Nie można się rozwieść, jak w przypadku ludzkiego małżeństwa. Powiedział, że nie chce mieć partnerki, ale uczynił ją swoją partnerką. Więc chodziło mu o to, że nie chce mnie jako swojej towarzyszki.
Oboje muszą być teraz tacy szczęśliwi. On i ta kobieta, Polina. Nienawidzę jej. Nienawidzę go. Nienawidzę ich obojga. Mam nadzieję, że będą mieli miłe życie razem.
Mam nadzieję, że będą mieli razem cholernie długie, nieszczęśliwe życie. Mam nadzieję, że zostaną potrąceni przez ciężarówkę z cementem i zginą.
Mam nadzieję, że wpadną do wody z rekinami i zostaną zjedzeni.
Oby umarli z głodu... Mam nadzieję, że zadławią się frytkami. Uwielbiam frytki. Nie mogę sobie wyobrazić nic gorszego.
Mam nadzieję, że oboje pójdą do piekła. Wyobrażam sobie najróżniejsze straszne scenariusze, a niektóre z nich wywołują u mnie chichot. Chyba wariuję. Gdyby tylko to tak bardzo nie bolało.
Reese i River wyciągają mnie dziś z domu. Leżę z Reese na trawie nad brzegiem rzeki.
River pilnuje ich dwuletniej Piper, która jest w wodzie prawie po kolana. Ta mała dziewczynka jest nieustraszona, ku zmartwieniu rodziców.
Reese wie, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy w Rosji. Poprosiłam ją, żeby nie mówiła o tym Genesis ani nikomu innemu.
– Dlaczego nie możemy powiedzieć o tym Genesis? – zapytała ponownie. To nie w porządku, że ukrywamy to przed sobą nawzajem.
– Nie chcę robić z tego wielkiej sprawy, Reese. Wiesz, jaka jest Genesis... Jest przekonana, że ma DNA Małpy Ninja czy coś takiego. Bóg jeden wie, co zrobi, gdy się o tym dowie.
– Cóż, ja wiem, co zrobi. Rzuci się na jego głupi tyłek! Zasłużył sobie na to!
Obie zamilkłyśmy, gdy tylko to powiedziała. Potem wybuchnęłyśmy śmiechem. O rany, to pierwszy śmiech od tamtej nocy.
Patrzymy, jak River próbuje wyciągnąć Piper z wody. Jej złote loki błyszczą w słońcu. Próbuje podwinąć nogawki jej kombinezonu, ale ona nie ma na to ochoty.
Ochlapuje go wodą, po czym opada na wyściełane pieluchą pośladki w wodzie sięgającej do kostek. Przewraca się, kładzie na brzuchu w wodzie i udaje, że pływa.
Wygląda jak mały, pulchny żółwik. River się poddaje. Jest zupełnie mokra.
Obie się uśmiechamy. Rodzicielstwo do nich pasuje.
– Tak, ja też – wzdycha Reese.
Dlaczego życie musi się tak komplikować?
– Hej! Być może wkrótce spotkasz swojego partnera – Reese uśmiechnęła się, patrząc na mnie z góry. – To będzie wspaniałe. Zapomnisz o tym dupku.
– A co, jeśli mój towarzysz mnie nie zechce? Co, jeśli nie jestem wystarczająco dobra?
Reese wpatruje się we mnie, jakbym właśnie postradała zmysły.
– Kim jesteś? – krzyknęła. – Kim jesteś i co zrobiłaś z moją najlepszą przyjaciółką Penny?
Tylko przewracam oczami i dalej wpatruję się w niebo. Przez chwilę obie siedzimy w ciszy.
W końcu mówi: – Zmieniłaś się. Penny, którą znam, jest pewna siebie. Jest sprytna i silna.
...i zabawna, dodaję w myślach.
Po powrocie do domu, w swoim pokoju, patrzę na siebie w lustrze. Moje ciemnobrązowe oczy są duże i posiniaczone.
Straciłam na wadze. To nie jest zdrowe. Przez ostatnie dwa tygodnie zaniedbywałam jedzenie. Jedzenie zawsze było moją wielką miłością. Muszę zacząć się prawidłowo odżywiać i znowu zacząć biegać.
Muszę pokonać tę niezdrową obsesję, jaką mam na punkcie Dariusa.
Trzeba coś zmienić. Ta tęsknota za mężczyzną nie jest dla mnie dobra. Może ta tęsknota za Dariusem zmienia mnie w słabeusza. Może mogę żyć bez mężczyzny w moim życiu. Może świnie będą latać.
Ja, Penny Ruiz, zawsze miałam bzika na punkcie chłopców. Od trzech lat szaleję za Dariusem. Cóż, koniec z tym. Będę ciężko pracować, żeby to zmienić.
Wilkołaki nie są takie jak ludzie. Samotny wilkołak nie jest dobry dla watahy. Im dłużej pozostaje samotnym wilkiem, tym bardziej zbliża się do obłędu.
Przynajmniej tak mówią. Może uda mi się udowodnić, że się mylą. A jeśli w końcu oszaleję, to kto wie? I tak już jestem obłąkana. Nie dam się skrępować głupim oczekiwaniom społecznym.
Moje długie, ciemne włosy sięgają mi teraz do pasa. Kiedyś lubiłam krótkie włosy.
Rok temu, podczas kolacji w pałacu, kobieta siedząca obok niego flirtowała i zapytała, czy podobają mu się jej włosy. Odpowiedział, że bardzo.
Powiedział, że lubi kobiety z takimi włosami jak ona. Miała piękne, długie, blond włosy. Tego wieczoru, gdy wróciłam do swojego pokoju patrzyłam na swoją krótką, gładką fryzurę w lustrze.
Nie zmieniłam koloru włosów, ale już wtedy postanowiłam sobie, że od tamtej pory będę je zapuszczać. Jak teraz o tym myślę, to pewnie powiedział tak tylko dlatego, że miałam wtedy krótkie włosy.
Tak więc teraz, rok później, są już długie. Gdy są krótkie, są proste, ale z czasem stają się coraz bardziej kręcone. Gapię się na nie. Zastanawiam się, czy powinnam je znowu skrócić.
Genesis i Serena mówią, że z długimi włosami wyglądam egzotycznie. Ja też lubię długie włosy. Dlaczego miałabym je ścinać tylko ze względu na niego? Zostawiam je, takie mi się podobają.
Nie ma to nic wspólnego z tym, co on lubi lub czego nie lubi.
Tak! Będę robić, co chcę i z kim chcę. Do diabła, jeśli zechcę mogę być nawet z wampirem czy wróżką.
Dobra, gdzieś trzeba wyznaczyć granicę.
Nazywam to Operacją Zapomnij o Dupku – jak mu tam – oraz Pieprzyć i Zostawić.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Apetyt mi nie wrócił, a gdzie ja znajdę tych ludzi, wilkołaki czy wampiry do pieprzenia, skoro siedzę w domu dzień w dzień?
Nic mi się nie udaje, tylko siedzę i myślę o Panu Dupku.
W mojej głowie zapaliła mi się lampka, chwytam telefon, który leży na mojej poduszce.
Dzwonię do Genesis. Informuję ją, że dołączę do nich na studiach. Wiem, że jest już późno, ale pomyślałam, że jeśli ktoś może pociągnąć za sznurki, żeby mnie tam ściągnąć, to mogą to zrobić królewscy lykanie.
Nie wstydzę się nawet użyć w ten sposób mojej karty przyjaźni. Jestem pewna, że Pan Dupek nie będzie się tam pokazywał.
Genesis jest wniebowzięta, sądząc po tym, jak krzyczy i śmieje się jak wariatka po drugiej stronie linii. Ojej! Kocham tę sukę.
Wyjeżdżam na studia! O tak!