
Bracia Mancini 1: W obronie Fabrizia
„Nie powinniśmy rozmawiać ze sobą w ten sposób. Nie kiedy musimy omówić sprawę”.
„Nie ma tu nikogo, kto miałby narzucać nam swoje zasady. Możemy rozmawiać, o czym tylko chcemy, a ja chcę rozmawiać o poprzedniej nocy”.
Fabrizio Manzini jest oskarżonym w sprawie o przestępstwo, którego twierdzi, że nie popełnił – ale dowody wskazują na jego winę. Narzędzie zbrodni zaginęło i wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi – w tej sytuacji potężna mafia, której członkiem jest Fabrizio, zatrudnia najbardziej wpływową adwokat w mieście: Benedettę D’Angelo. Wygrana w tej sprawie byłaby ogromnym krokiem na jej ścieżce kariery, ale jest pewien problem: jej czarujący klient cos ukrywa. Gdy Benedetta walczy o prawdę, Riz toczy własna walkę o to, by utrzymać ja z dala od jego świata i od jego łóżka. Ale niektóre granice istnieją po to, by je przekraczać, a pewnym pokusom nie sposób się oprzeć.
Rozdział 1.
Bracia Mancini: W obronie Fabrizia, Księga 1
Nie wychodziłam prawie od roku i czułam się naprawdę świetnie. Dlaczego nie robiłam tego częściej?
Zazwyczaj, gdy potrzebowałam się odprężyć, zaglądałam do winiarni pod moim mieszkaniem. To nie było moje stałe miejsce, ale tym razem czułam się inaczej niż zwykle.
Ale byłam zmęczona. Przez ostatnie pół roku spędzałam niemal każdy wieczór nad aktami sprawy. Pracowałam nad uwolnieniem niewinnego człowieka, który tkwił w więzieniu od ponad dekady.
Starałam się zachować spokój, rozglądając się po klubie. Wśród tłumu tańczących, pijących i ocierających się o siebie ludzi dostrzegłam mężczyznę, który już na mnie patrzył.
Jego oczy były głęboko brązowe, z nutką senności w kącikach. Uśmiechał się bez wysiłku, jakby wiedział, że nie musi się starać, żeby przyciągnąć uwagę.
Miał kruczoczarne włosy – krótkie, kręcone. Każdy rys jego twarzy był uderzający: łukowate brwi, wysokie kości policzkowe, ostry nos i mocna szczęka. Jeśli jego twarz wyglądała tak zjawiskowo, mogłam sobie tylko wyobrazić, co kryje się pod obcisłą koszulą.
Jego skóra miała ciepły, oliwkowy odcień – nieco ciemniejszy od mojego. Był ewidentnie Włochem, tak jak ja.
Z mojego miejsca widziałam drobne, misterne tatuaże pokrywające jego dłonie i palce. Było ich sporo, ale były małe i delikatne – zupełnie kontrastowały z jego imponującą posturą.
To był wysoki mężczyzna, z pewnością ponad metr osiemdziesiąt.
Oparł się o bar, wyglądając zjawiskowo w śnieżnobiałej koszuli, czarnych spodniach i eleganckich butach, które prawdopodobnie kosztowały więcej niż moja miesięczna pensja – a jestem prawniczką.
Bez wątpienia był najlepiej ubraną osobą w całym klubie. Włączając mnie. Wybrałam prostą czarną sukienkę, błyszczącą krótką marynarkę i niskie obcasy.
Wstałam. Nie spojrzałam w stronę przystojnego nieznajomego, ale nie musiałam – czułam, jak jego wzrok pali moją skórę. Celowo wybrałam miejsce przy barze kilka miejsc od niego i uśmiechnęłam się uprzejmie do barmana, zamawiając Sex on the Beach.
„Ile razy uprawiałaś seks na plaży?”, głęboki, chropowaty głos wyszeptał mi do ucha.
Przeklęłam swoje ciało za mimowolny dreszcz, który mnie przeszedł. Odczekałam trzy sekundy, zanim spojrzałam przez ramię.
Był jeszcze przystojniejszy z bliska. Miał długie rzęsy, które nadawały jego oczom senny wygląd, a w lewym kąciku ust dostrzegłam mały pieprzyk.
Musiałam przypomnieć sobie, żeby oddychać.
„To mój drugi dzisiejszego wieczoru”, odparłam, odwracając się z powrotem do barmana, który przyniósł mój drink. „Masz ochotę?”
„Oferujesz mi drinka?”, zapytał, unosząc brew.
Jego oddech był ciepły na mojej szyi.
„Tak”, potwierdziłam, odwracając się do niego i biorąc mały łyk. „Sex on the Beach, czy wolałbyś coś innego?”
„Nigdy nie próbowałem Sex on the Beach”, wyznał.
Zanim zdążyłam się odwrócić, żeby zamówić mu własnego, pochylił się nade mną. Jego głębokie brązowe oczy wpatrywały się w moje, gdy objął ustami słomkę, z której właśnie piłam, i spróbował.
„Trochę słodki, ale niezły”, stwierdził.
Wysunął język, żeby oblizać wargi.
„Miałam zamiar zamówić ci własnego drinka”, powiedziałam, starając się powstrzymać uśmiech, który cisnął mi się na usta.
„Nie dałbym rady wypić całego”, odpowiedział z rozbawionym uśmieszkiem. „Ale jeśli oferta nadal aktualna, poproszę whisky z lodem”.
„Tylko jeśli będę mogła też spróbować”, odgryzłam się.
„Umowa stoi”, uśmiechnął się szeroko.
Po złożeniu zamówienia usiadłam na stołku. Zamiast zająć puste miejsce obok mnie, oparł się o bar z rękami w kieszeniach.
„Muszę przyznać, że jeszcze nigdy kobieta nie postawiła mi drinka”, wyznał, nachylając się bliżej.
„Może powinieneś celować wyżej”, zasugerowałam z figlarnym uśmieszkiem.
„Dobra rada”, odparł, uśmiechając się, gdy podziękował barmanowi za whisky z lodem. „Chcesz spróbować?”
Skinęłam głową, nachylając się bliżej. Gdy patrzył na mnie, biorąc łyk, zrobiłam to samo.
„Więc, teraz gdy postawiłam ci drinka, mogę poznać twoje imię?”, zapytałam, starając się brzmieć nonszalancko.
„Naprawdę? Myślisz, że postawienie mi drinka daje ci prawo do mojego imienia?”, drażnił się.
„Czy to nie lepsze niż oczekiwanie seksu?”, odgryzłam się, naśladując jego uśmieszek.
„Masz rację”, zgodził się, stukając swoją szklanką o moją. „A może… coś za coś?”
„Mam nadzieję, że mówisz o imionach”.
„O czym innym mógłbym mówić?”, powiedział, udając niewinność, ale widziałam w jego oczach figlarny błysk.
„O niczym”, odparłam, mając nadzieję, że moja twarz się nie czerwieni i nie zdradzą mnie bardziej. „Jestem Detta”.
„Tylko Detta?”
„Benedetta”.
„Wiedziałem, że wyglądasz na Włoszkę”, powiedział, a jego oczy rozbłysły znajomym entuzjazmem.
Nie mogłam go winić. Sama zawsze za bardzo się ekscytowałam, spotykając innych Włochów.
„Z jakiej części Włoch pochodzą twoi rodzice?”, zapytał.
„Oboje są z Toskanii. Pobrali się tam, a potem przeprowadzili się tutaj, zanim się urodziłam. Skoro powiedziałam ci więcej niż tylko imię, sprawiedliwe byłoby, żebyś zrobił to samo”.
„Mam na imię Riz”.
Początkowo myślałam, że żartuje, i zaśmiałam się. Ale kiedy tylko się do mnie uśmiechnął, nic nie dodając, przestałam się śmiać. Czy on naprawdę mówił poważnie o swoim imieniu, a ja właśnie się z niego wyśmiałam?
„Twoi rodzice naprawdę nazwali cię Riz?”, zapytałam szeptem.
„Tak, a co?”, zapytał, śmiejąc się z mojej reakcji. „Trudno uwierzyć?”
„Tak”, powiedziałam szczerze, znowu wybuchając śmiechem, odczuwając ulgę, że wydawał się bardziej rozbawiony niż urażony.
Riz wpatrywał się we mnie z lekko rozchylonymi ustami, po czym odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem.
„Jesteś całkiem fascynująca, Benedetto”, powiedział, wciąż się śmiejąc. „Nikt nigdy nie był ze mną tak szczery”.
„Naprawdę powinieneś celować wyżej”, zażartowałam z szerszym uśmiechem.
Zapadła między nami komfortowa cisza. Popijaliśmy drinki, nie spuszczając z siebie wzroku.
„Ile masz lat?”, zapytałam.
Mimo że miałam trzydzieści dwa lata, wiedziałam, że wyglądam młodziej, ale było dla mnie oczywiste, że Riz jest o kilka lat młodszy ode mnie.
„Ile myślisz, że mam?”, Riz odpowiedział pytaniem z lekkim uśmieszkiem.
„Jesteś młodszy ode mnie, to pewne”.
„A ile konkretnie?”, zapytał, unosząc brew.
„Dwadzieścia siedem”, skłamałam z uśmiechem.
Chciałam zobaczyć, czy mnie zdemaskuje, ale albo był bardziej naiwny, niż sądziłam, albo zbyt uprzejmy, żeby wskazać mi kłamstwo.
„Cóż, chyba właśnie udowodniłem, że się mylisz. Mam trzydzieści lat”, powiedział Riz, uśmiechając się szerzej na widok mojego zaskoczenia.
„Nie rób takiej miny”, zaśmiał się.
„Nie wyglądasz na trzydzieści”.
Riz uśmiechnął się, popijając whisky.
„Zdecydowanie nie przestajesz mnie zaskakiwać, Benedetto”, mruknął.
Szybko dopiliśmy drinki. Zaproponował kolejną rundę, ale grzecznie odmówiłam. Jednak kiedy zaprosił mnie na parkiet, nie mogłam się oprzeć.
Znalazłam się obracając w jego ramionach, obejmując go za szyję. Pachniał świeżo i ziemisto, jak dom. To był mój nowy ulubiony zapach.
Zamiast rozmawiać, przysunęłam się bliżej, poruszając biodrami w rytm muzyki, ocierając się o niego powoli i zmysłowo. Usłyszałam, jak wstrzymuje oddech przy moim uchu, poczułam, jak jego dłonie mocniej mnie obejmują.
„Czy myślimy o tym samym?”, wyszeptałam, przejmując kontrolę nad sytuacją.
„O czym myślisz?”, mruknął.
Wyczuwałam jego wyczekiwanie, ale najwyraźniej chciał, żebym to ja przejęła kontrolę.
Nie byłam pewna, czy martwił się, że wypadnie zbyt natarczywie, czy może podobało mu się odwrócenie ról tego wieczoru, ale pozwalał mi podejmować decyzje.
I szczerze mówiąc, podobało mi się to.
Odsunęłam się, żeby na niego spojrzeć. Riz był ode mnie wyższy o co najmniej dwadzieścia centymetrów. Zdecydowanie przekraczał metr osiemdziesiąt, a ja miałam całkiem przeciętne metr sześćdziesiąt osiem.
Ledwo sięgałam mu do piersi i musiałam odchylić głowę, żeby spojrzeć mu w oczy, ale wcale mi to nie przeszkadzało.
„Myślę, że bardzo chciałabym, żebyś wrócił ze mną do domu dziś wieczorem”, powiedziałam, patrząc na niego z uśmiechem.
„Nie musisz mówić tego dwa razy”, odpowiedział Riz z szerokim uśmiechem.
Delikatnie ściskając jego dłoń, odwróciłam się, by wyprowadzić go z parkietu w stronę wyjścia. Gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz, Riz zwrócił się do mnie.
„Ile wypiłaś dziś wieczorem?”, zapytał.
„Niewiele”, powiedziałam, przytulając się do niego. „Tylko jeden Sex on the Beach i bardzo rozcieńczone espresso martini. A ty?”
„Tylko tę whisky, którą mi postawiłaś”.
„Wygląda na to, że oboje zdaliśmy test na trzeźwość”, powiedziałam z figlarnym uśmieszkiem.
Riz odwzajemnił uśmiech.
„Jak daleko masz?”
„Około pół godziny pieszo”, oceniłam.
„To bierzemy taksówkę”, stwierdził Riz, wychodząc na jezdnię i natychmiast łapiąc wolną.
Coś w jego spojrzeniu mówiło mi też, że spędzę wiele samotnych nocy po dzisiejszej, myśląc o nim, sprawiając sobie przyjemność, myśląc o nim.
Gdy tylko wsiedliśmy do taksówki, Riz zamilkł obok mnie, grzecznie układając ręce na kolanach, jakbyśmy nie jechali się ze sobą przespać, więc całą drogę rozmawiałam z kierowcą.
Po krótkiej jeździe dotarliśmy pod moje mieszkanie. Gdy tylko weszliśmy do środka, stanął przede mną, powoli przyciskając mnie do drzwi wejściowych.
Nie spieszył się – uśmiechał się, zbliżając się do mnie przy drzwiach centymetr po centymetrze.
Po tym, co wydawało się wiecznością, jego ciało przylegało do mojego całkowicie.
„Wyglądasz, jakbyś chciała mnie tak samo mocno, jak ja ciebie”, wyszeptał Riz, przyciskając czoło do mojego.
Jego usta były kuszące blisko.
„Powiedz mi, Benedetto”, mruknął, jego ciepły, miętowy oddech owiewał moją twarz. „Czy chcesz mnie tak samo mocno, jak ja ciebie?”
„Bardziej”, wyszeptałam, zamykając oczy. „Chcę cię bardziej”.
„To niemożliwe, Tesoro”, zaśmiał się, a ten dźwięk sprawił, że dreszcz przeszedł mi przez całe ciało.
Nigdy wcześniej nie byłam z Włochem, mimo że sama jestem Włoszką.
„Tesoro?”, zapytałam szeptem.
„Tesoro”, powtórzył z uśmiechem. „I podtrzymuję swoje słowa. Nie chcesz mnie tak mocno, jak ja ciebie”.
„Udowodnij to”, rzuciłam mu wyzwanie.
„Nie musisz mówić tego dwa razy”, stwierdził, uciszając moje następne słowa twardym, namiętnym pocałunkiem.













































