Lisica Alfy - Okładka książki

Lisica Alfy

Ns. Nauti

Rozdział szósty

SLOAN

Dokąd idziesz, Aniołku? – pomyślał Sloan, podążając wzrokiem za dziewczyną, która przedzierała się przez tłum.

– Widzisz coś, co ci się podoba? – Tristan zażartował, gdy i on zauważył dziewczynę, a zwłaszcza uwagę brata na znikającej dziewczynie.

– Może... – mruknął Sloan, biorąc ostatni łyk swojej szkockiej. – Declan...Dec?

Jego przyjaciel stał jednak zahipnotyzowany przyjaciółką małego aniołka, która wciąż tańczyła na podeście. Dawała tłumowi coś do oglądania, a zwłaszcza coś, na czym będzie mógł później podrygiwać.

Sloan nigdy nie widział, żeby Declan był tak zafascynowany kobietą, zwłaszcza ludzką.

– Bierzcie się za nie – Tristan zachęcił, klepiąc Declana i Sloana po ramionach. – Obaj.

Sloan roześmiał się z lekko nietrzeźwego zachowania swojego brata. Poczuł jednak krótki, ostry ból w klatce piersiowej, a jego wilk warknął, ostrzegając przed niebezpieczeństwem.

Nagle jego oczom ukazała się wizja kogoś biegnącego. Jego brwi zmarszczyły się w zakłopotaniu, gdy anielski głos krzyknął w jego głowie.

O Boże!

– Aniołku? – Sloan wyczuł jej strach. Co dziwne, bardzo krótko widział jej oczami. Była na zalesionym terenie, uciekając przed czymś.

Dzięki ich połączeniu słyszał wokół niej szczekanie i warczenie. Jego wilk wył, gdy ogarnęło go poczucie zagrożenia.

– Declan, zostań tutaj... miej oko na tę dziewczynę. Tristan ze mną, TERAZ! – rozkazał Sloan, przechodząc na swoją osobowość alfa.

Choć Sloan miał naturalny instynkt, by przeskoczyć przez balkon na główny parkiet, wyczuł, że schody będą lepszym rozwiązaniem. Zbiegli po schodach, a tłum jakby zrobił im drogę.

– Billy? Mała dziewczyna w białej sukience, gdzie ona się podziała?

– Biała sukienka?

– Właśnie wyszła z klubu.

– Kto, Myszka? Ale ona była ubrana na różowo. Poszła odetchnąć za rogiem, tak mi się wydaje – wskazał bramkarz, a Sloan pobiegł w kierunku, który mu wskazał.

Za rogiem nie było żadnych stworzeń – ludzi, zmiennokształtnych ani szkodników. Przełączył się na noktowizję, która sprawiła, że jego szare oczy rozbłysły białym światłem.

– Bracie, co się stało?

– Łotry – warknął Sloan.

– Cholera!

Na ziemi, kilka metrów w głąb alejki, znaleźli jej sukienkę, buty i telefon komórkowy.

Sloan podniósł sukienkę i głęboko wciągnął jej zapach. Jego oczy niemal zalśniły, gdy jej zapach wypełnił jego organizm. Przekazał sukienkę Tristanowi, który również wdychał jej zapach.

– Billy, zbierz wszystkie ubrania i wezwij wsparcie watahy... a także lekarza watahy – rozkazał Sloan, przemieniając się.

Jego wilcza postać była większa niż u przeciętnego zmiennokształtnego. Jego futro było czarne jak noc, a oczy perłowo białe. Ruszył alejką w stronę lasu po drugiej stronie.

Tristan również się przemienił i podążył za bratem. Był mniejszy od Sloana, a jego futro było trójkolorowe – szare, białe i z domieszką brązu. Jego oczy miały kolor orzechowy.

Zapach dziewczyny był silniejszy teraz, gdy był w swojej wilczej postaci, i dość odurzający, zarówno w sensie seksualnym, jak i nieseksualnym.

Jego oczom ukazała się kolejna wizja, a on otworzył umysł, by podzielić się z Tristanem tym, co widział.

Ciemna postać powaliła ją na ziemię. Tarzała się po ziemi, walcząc o utrzymanie się na nogach. Mroczna postać ugryzła ją w prawą nogę, co sprawiło, że syknęła z bólu.

Zarówno Sloan, jak i Tristan warknęli na scenę rozgrywającą się w ich umysłach.

Trzymaj się, maleńka. Już idę.

Gdy scena się powtórzyła, ciemna postać uwolniła jej nogę i szybko uderzyła ją w twarz, przerywając połączenie.

Sloan i jego brat zawyli z frustracji. Sloan czuł coraz większy ból w klatce piersiowej, przez co jego łapy głębiej wbijały się w ziemię, podążając za jej zapachem.

Usłyszał wołanie innych członków watahy, którzy sygnalizowali, że są blisko i przychodzą mu z pomocą.

Proszę, nie umieraj – pomyślał.

Jej zapach zaczął mieszać się z innymi zapachami, których nie mógł rozpoznać. Zatrzymał się i wsłuchiwał się w różne dźwięki w lesie.

Bardzo słabo słyszał powolne bicie serca, które odbijało się cichym echem wśród innych dźwięków otoczenia.

Jego głowa odchyliła się w lewo, gdy usłyszał zwierzę krzyczące z bólu, a następnie głośniejsze, gniewne warknięcia kilku różnych stworzeń.

Zawył ponownie i ruszył w lewo. Śledził bicie serca, ale było ono coraz słabsze. Na szczęście zanikającemu biciu serca towarzyszyły urywane skomlenia i sapanie.

Członkowie watahy dogonili ich i biegli za nim.

Steven, twoja grupa na lewo; Leanne, twoja grupa na prawo.

Tristan, trzymaj się z tyłu ze swoją grupą, na wypadek, gdyby się cofnęli. Reszta z was i doktor ze mną – rozkazał Sloan, a poszczególne grupy odłączyły się, przy czym kilka z nich poszło za Sloanem.

Doszli do polany w lesie, a tam, skąpane w świetle księżyca, leżało na ziemi samotne zwierzę. Metaliczny zapach krwi przesiąkł okolicę i zmysły Sloana, który zbliżył się do rannego stworzenia.

To urocza, mała lisiczka.

Szturchnął ją nosem, obwąchując ją. Wzdłuż lewej strony twarzy miała cztery długie ślady pazurów, a na prawej tylnej łapie głębokie ślady ugryzień.

Leżała w kałuży krwi, a Sloan podejrzewał, że miała więcej niewidocznych ran. Wsłuchiwał się w jej ciężki oddech i powolne bicie serca.

Tristan, znaleźliśmy ją... Steven, Leanne... łotrzykowie uciekli. Sądzę, że zmierzają na północ.

Zajmujemy się tym, Alfo – odpowiedzieli oboje.

Obok niego upadła torba, a nad małą lisiczką pochyliła się kobieta. Inny członek grupy przemienił się się i wyciągnął parę spodni dla Sloana.

– Musimy zabrać ją do szpitala... ale musi się z powrotem przemienić – powiedziała lekarka, gdy Sloan się przemienił i wciągnął luźne spodnie. Uklęknął obok niej i delikatnie potarł jej głowę.

– Aniołku, wiem, że jesteś wyczerpana i chcesz odpocząć, ale abyśmy mogli ci pomóc, musisz zmienić postać na ludzką – wyszeptał cicho Sloan.

Jej prawe oko otworzyło się i jęknęła słabo, pocierając głową o jego dłoń.

Lekarz zarzucił na nią koc. Warknęła, stęknęła, a potem krzyknęła z bólu, gdy jej ciało zmieniło się z małej zwierzęcej postaci w ludzką.

Sloan poczuł jej ból, a jego wilk wył w agonii. Ślady pazurów na jej twarzy zaczęły krwawić i krew zebrała się na jej boku, przesiąkając przez koc.

Lekarka podniosła koc, aby dokładniej zbadać jej obrażenia.

– Jak można się było spodziewać, jest więcej siniaków, prawdopodobnie kilka złamanych żeber, a także głębokie rozcięcie na boku...

Podniosła prawą rękę dziewczyny i przyjrzała się jej. – Ma też złamany nadgarstek. Musimy ją zabrać do kliniki, bo inaczej się wykrwawi.

– Dobrze... uspokój ją, żebyśmy mogli się ruszyć. Ona nie może umrzeć, słyszysz?

Lekarka skinęła głową i wyciągnęła igłę.

– Słodkich snów, maleńka – wyszeptał Sloan, gdy lekarka robiła jej zastrzyk.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea