
Poprawiam swój wygląd i wślizguję się przez drzwi. Dzień był tak wyczerpujący, że potykam się na schodach.
To chyba najlepszy aspekt bycia wilkiem: mogą się dowiedzieć, kto jest ich prawdziwą bratnią duszą.
My, ludzie, musimy iść przez życie, przez różne związki, w nadziei, że tym razem będziemy mieli rację, że ten mężczyzna lub kobieta jest tym jedynym.
Ale ja jestem człowiekiem. Szansa na połączenie wilkołaka z człowiekiem jest mała. Zgodność bratnich dusz powinna być oparta na tym samym gatunku.
Jestem pewna, że gdybym powiedziała Eddiemu o wilkach, wpadłby w panikę. A gdybym była wilkiem, nie mogłabym nawet z nim być.
Mama dosłownie wypycha mnie z domu i gorączkowo ciągnie mnie za rękę, żebyśmy się nie spóźniły.
Na spotkaniach watahy trzymamy się na uboczu. Chcemy pozostać niewidzialne i nie rzucać się w oczy.
Mój zapach - zapach człowieka - jest zupełnie inny niż pozostałych, przez co pozostanie w cieniu jest conajmniej trudne.
Kiedy moja mama przyniosła mnie do domu, poprzedni Alfa powitał mnie w stadzie. Ale nowy zarząd i alfa Nick nienawidzą mnie. Nienawidzą wszystkich ludzi.
—Dzisiejszy dzień jest dla mnie wyjątkowy — zaczyna alfa Nick, a jego głos odbija się echem w całej sali. — Znalazłem moją partnerkę. Należy do naszego stada.
Wilki mogą wyczuć swojego partnera dopiero jak skończą osiemnaście lat.
Alfa Nick czekał kilka lat. Jego partnerka musi już być pełnoletnia, a skoro należy do tej watahy, może nawet są już razem od kilku miesięcy.
— Oto ona — oświadcza. Wysoka, piękna dziewczyna dołącza do swojego partnera, Alfy. Jej lśniące włosy opadają kaskadami na ramiona, a orzechowe oczy błyszczą w świetle.
Victoria.
Dziewczyna, wilczyca, która znęcała się nade mną każdego dnia mojego życia.
Jesteśmy w tym samym wieku. Ona i jej przyjaciółki były moimi stałymi dręczycielkami w dzieciństwie. Na szczęście, od kiedy chodzę do szkoły, widuję je rzadziej.
I tak jak jej Alfa, ma wstręt do ludzi.
Zasypiam i ogarnia mnie chaos. Moją głowę zalewają niekontrolowane wizje. Ten dziki wir jest jeszcze gorszy niż zwykłe koszmary, które zazwyczaj mnie dręczą.
Pojawiają się wilki. Z tłumu wyłania się jeden o przeszywających, niebieskich oczy i czarnym futrze. Te oczy porywają mnie jak zaklęcie, wciągają w niekończące się morze błękitu, zieleni i żółci.
Potem odchodzą, tak samo, jak przyszły. Odeszły, ale zostawiły w moim umyśle trwały ślad.
Ubieram się do szkoły, całuję mamę na pożegnanie i idę ulicami należącymi do terytorium stada.
Jest to wataha średniej wielkości, a od ludzi oddziela nas spory kawałek ziemi. Tam zawsze są wilki, które patrolują ten teren. Mijam ich codziennie, przy wyjściu.
Tym razem jednak, nowa para patroluje granice. Rozmawiają z Gammą watahy, trzecim w kolejności dowódcą.
—Patrzcie, kto idzie — mówi Victoria i rzuca we mnie kamieniem.
Dlaczego? Nie mam pojęcia.
Wzdrygam się lekko pod wpływem uderzenia. Mój wewnętrzny buntownik domaga się samoobrony, ale odpowiedzialna strona mojej osoby uważa, że mądrzej jest przyjąć ich zniewagę na klatę.
Zastanawiam się, która strategia sprawi, że dadzą mi spokój.
—Co? Rozbeczysz się?
—Luno Victorio, czy mogłabym przejść?— pytam grzecznie, gdy ona blokuje mi drogę. Ciągnie Alfę Nicka w swoją stronę, aby jeszcze bardziej utrudnić mi wyjście. Robi to ze zwykłej przekory.
Co za suka. Chcę tylko dostać się do szkoły.
—Ludzie i wilki nie mieszają się. Nawet nie wiem, dlaczego tu jeszcze jesteś — syczy Victoria. —Nie mieszają się zwłaszcza z takimi słabymi sukami jak ty.
Powinnam powiedzieć „ale to ty jesteś suką" i to byłoby oczywiste, bo to ona przecież jest wilkiem, ale milczę. Moje oczy błagają, żeby pozwoliła mi iść dalej swoją drogą.
—Alfo… —zwracam się do Nicka, ale on stoi murem za swoją drugą połówką. Podnosi brew, jakby nie wiedział, o co proszę.
—Możemy ją wyrzucić, prawda? W końcu jesteś alfą — sugeruje podstępnie Victoria z uśmiechem na twarzy.
—Moi rodzice pozwolili jej zostać. Nie spodobałoby im się, gdybym cofnął ich decyzję. Ale z drugiej strony, czy mnie to obchodzi?
Nick zachowuje się tak, jakby to rozważał. Ale to oczywiste, że chce, żebym odeszła.
Moja mama zawsze radzi mi, żebym trzymała się z daleka od wilków, którzy mają władzę. W większości chcą powrócić do starych zwyczajów czyli do zabijania ludzi, mieszkających na ich ziemi.
Wilcze prawo nie zabrania tego.
Ludzie i wilki nie mieszają się, to ich mantra.
—Idź — pozwala mi Alfa.
Przebiegam obok nich ostrożnie, tak, aby nie potknąć się o własne buty, aż znikam z ich pola widzenia i oddycham z ulgą. Oddaliłam się od watahy.
Czuję, że nie jestem tam już bezpieczna. Chcą, żebym odeszła. Nick jest Alfą, a Victoria jest Luną.
Mogą zrobić wszystko, co chcą. Nikt nie może im nic powiedzieć. Moja mama nie ma jak mnie przed nimi ochronić. Dlatego zawsze starała się, jak mogła, aby trzymać mnie z dala od wszystkich.
Przetrwałam cały dzień w szkole z zaledwie kilkoma potknięciami. Cóż za osiągnięcie, mogę świętować. Ale, jak tylko przekraczam próg domu, upadam na podłogę.
Wokół rozlegają się śmiechy, znak, że mamy towarzystwo. Ogarniam się i wstaję na nogi.
—Alfa, Luna — witam się, a moje oczy rozszerzają się na ich widok. Stoją obok mojej przerażonej mamy. Jej wyraz twarzy jest pełen desperacji i smutku.
Rzucam jej spojrzenie. Nadal nie mogę zrozumieć, co się dzieje.
—Wyrzucamy cię ze stada. Jesteś człowiekiem, więc nie masz żadnych prawdziwych więzi, które zerwiesz, odchodząc. Twoja mama nie pójdzie z tobą.
—Możesz zacząć się żegnać, bo wyprowadzasz się dziś wieczorem — zadeklarował ze stoickim spokojem Alfa Nick zupełnie jakby nie oznajmił mi właśnie, że muszę zostawić mamę, i że wyrzucają mnie z domu.
Dokąd pójdę? Fakt, czułam się odizolowana w tej watasze, to nadal była to moja rodzina i mój dom. A teraz mnie wyrzucają?
—Jak to? — pytam zdumiona. Rozmawiali o tym dziś rano. Nie sądziłam, że zrobią to tak szybko.
—Rory — woła mama. Łapie mnie za ręce, a po policzkach spływają jej łzy.
Jestem pewna, że chcą, abym i ja się rozpłakała. Czuję ogromny ból w środku, ale jakoś nie mogę się zmusić do płaczu.
Mama po kryjomu podaje mi kopertę. Wkładam ją do kieszeni, zastanawiając się, o co chodzi. Domyślam się, że to pewnie list pożegnalny. A może ma jakiś plan?
Wataha stoi i patrzy, jak zostaję wygnana za granicę ich terytorium. Alfa, Luna i Beta popychają mnie.
Nie pozwolili mi nawet nic zabrać, a moja mama nie mogła na to nic poradzić. Wygnanie wilka z watahy boli, ponieważ więź z pozostałymi członkami zostaje wtedy całkowicie zerwana.
Po przekroczeniu granicy, weszliśmy na terytorium łotrów i wtedy poczułam, że zaraz zostanę tu pozostawiona sama sobie.
Pozostali obserwowali z rozbawionym wyrazem twarzy moje przerażenie.
Trójka podłych sadystów.
Dostaję ostre uderzenie w głowę i upadam na ziemię. Widzę bardzo niewyraźnie, a tył głowy zaczyna ogłuszająco pulsować...
Alfa przewraca mnie na plecy i przygważdża swoimi wielkimi ramionamu do ziemi. Zaczynam krzyczeć.
Ciężar jego ciała przygniata mnie, a nóż przesuwa się po mojej szczęce. Przez jego wciąż rozbawioną twarz przebiega przebiegły uśmieszek. Na ten widok moja dolna warga drży.
—Co ty robisz? — pytam prawie niesłyszalnym szeptem.
—Mała Rory, pozbywamy się ciebie na stałe — mówi Nick przebiegłym tonem. —Nie mogę pozwolić, żeby twoje ładne usteczka powiedziały komuś o wilkach i watasze.
—Ludzie nie mogą być wygnani, ludzie muszą umrzeć.
Bez ostrzeżenia i bez wahania metal wbija się prosto w skórę mojej szyi i rozcina ją.
Łapię się za gardło, próbuję złapać oddech, żeby powstrzymać krew tryskającą mi na ręce.
Zanim całkowicie straciłam przytomność, ujrzałam ich zadowolone twarze.
Zabili mnie...