Galatea logo
Galatea logobyInkitt logo
Uzyskaj nieograniczony dostęp
Kategorie
Zaloguj się
  • Strona główna
  • Kategorie
  • Listy
  • Zaloguj się
  • Uzyskaj nieograniczony dostęp
  • Pomoc
Galatea Logo
ListyPomoc
Wilkołaki
Mafia
Miliarderzy
Romans z dręczycielem
Slow Burn
Od wrogów do kochanków
Paranormalne i fantastyczne
Ostre
Sports
College
Druga szansa
Zobacz wszystkie kategorie
Ocena 4,6 w App Store
Warunki korzystania z usługiPrywatnośćImprint
/images/icons/facebook.svg/images/icons/instagram.svg/images/icons/tiktok.svg
Cover image for Uniwersytet wilkołaków

Uniwersytet wilkołaków

Rozdział trzeci

SAVANNAH

Coś jest nie tak na tej pieprzonej uczelni.
Po nocy z piekła rodem na imprezie alf i nieprzespanej nocy zostaję skonfrontowana w stołówce z największym, najbardziej pretensjonalnym dupkiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam.

Chore było to, że coś mnie do niego przyciągało. Nigdy nie zdradziłam Trenta ani nie myślałam o tym, ale ten facet... Już sam jego zapach wywoływał w moim ciele niebezpieczną reakcję.

Jego ciemnobrązowe oczy patrzyły na mnie, jakby mnie znał. Jego szczęka zaciskała się i rozluźniała, jakby nie mógł znieść braku dotyku.

A kiedy już mnie dotknął, czułam się rozbita, jakbym chciała go dosiąść w stołówce. Nigdy bym się do tego przyznała. Na szczęście pojawiła się moja opiekun i uratowała mnie przed burzą hormonów.

Prześlizgnęłam się obok Daxa, który spojrzał na moje usta, i poczułam, jak mój żołądek się zapada.

Pani Jamieson gestem nakazała mi, żebym wyszła za nią ze stołówki. Czułam się okropnie, przechodząc między studentami, bo każdy z nich się gapił. Jakbym to ja była dziwolągiem, a nie oni!

Nie miałam pojęcia, dlaczego. Poza tym, co stało się na imprezie poprzedniej nocy. Tak czy inaczej, skuliłam się i spoglądałam na stopy, gdy opuściłyśmy budynek i wyszłyśmy na zewnątrz.

Pani Jamieson była wysoka, mierzyłą ponad sześć stóp, ale miała życzliwe niebieskie oczy i brązowe włosy w nieładzie. Kąciki jej oczu marszczyły się, gdy się uśmiechała.

— Dobrze — powiedziała, wskazując na stół piknikowy po naszej lewej stronie. — Może zajmiemy miejsca, abyśmy mogły porozmawiać.

Usiadłam naprzeciwko niej i czekałam. Wyciągnęła teczkę i otworzyła ją. Na pierwszej stronie widoczne było zdjęcie moich rodziców.

Uśmiechnęła się, gdy to zauważyłam.

— Twoi rodzice tutaj chodzili — powiedziała, wręczając mi go.

Rozpłakałam się, widząc ich razem. Krzepka ręka taty obejmowała szczupłe ramiona mamy. — Wyglądają razem idealnie.

— Tak było. Byli sobie przeznaczeni.

— Mogę to zatrzymać?

— Oczywiście, że możesz — powiedziała miękko. Złożyłam je na pół i wsunęłam do przedniej kieszeni.

Kiedy zerknęłam w górę, wpatrywała się we mnie. — Czy ja mam kłopoty? Nie chciałam wczoraj wieczorem wywoływać sceny.

— Nie, nie masz kłopotów, Savannah. Jestem tu właściwie po to, aby porozmawiać z tobą o czymś, co będzie trudne do przełknięcia.

— Okej. Co to jest? — zapytałam, poruszając się nerwowo.

Zacisnęła dłonie na stole. — Ten uniwersytet jest dla pewnych typów ludzi, a ty jesteś jednym z nich. Wszyscy tutaj są tacy sami.

Na chwilę zacisnęła usta. — Savannah, nie jesteśmy ludźmi w ścisłym sensie. Mamy zdolności.

Mój kręgosłup zesztywniał. O czym do cholery mówi ta kobieta?

— Kiedy ostatnio sprawdzałam, byłam człowiekiem, pani Jamieson. Właściwie zaczynam żałować, że tu przyszłam. Chyba chcę wrócić do domu.

Chciałam wstać, ale ona wyciągnęła dłoń i dotknęła mojego przedramienia.

— Proszę usiądź z powrotem, Savannah. Pozwól mi skończyć.

Powoli usiadłam, trzymając torbę na kolanach, aby móc szybko uciec. — Każdy tutaj ma towarzysza.

— O mój Boże — mruknęłam, potrząsając głową. — Tylko nie znowu te bzdury...

— To nie bzdury — powiedziała. — To prawda.

Zachichotałam. — Dobra, co dalej? Czy zamierza mi pani też powiedzieć, że wszyscy tutaj są wilkołakami, pani Jamieson?

— Szczerze mówiąc, jestem tym zmęczona, a to dopiero mój pierwszy pełny dzień zajęć. Chcę po prostu wrócić do domu mojej babci i w przyszłym roku spróbować dostać się na inne uczelnie.

— Nie dostaniesz się na żadne inne uczelnie, Savannah. Ponieważ masz uczęszczać do Uniwersytetu Wilkołaków. Przeznaczenie znajdzie sposób, aby cię tu zatrzymać, a te podania nie trafią do innych szkół.

Żachnęłam się. — Chce mi pani powiedzieć, że to dlatego nie dostałam odpowiedzi z innych placówek? Bo wszechświat chciał, bym przyjechała tu? Poważnie, paniusiu, proponuję pigułkę na głowę. Musi pani wiedzieć, jak obłędnie brzmi.

Opuściła wzrok na swoje dłonie. — Może jak ci pokażę, to zrozumiesz.

Może jestem głupia, ale nie sądziłam, że istnieje cokolwiek, co mogłaby mi pokazać, bym zrozumiała.

Wstała. — Chodź za mną.

Chwyciłam swoje rzeczy na wypadek, gdybym potrzebowała ucieczki, i poszłam za nią w kierunku pola za stołówką. Kiedy zbliżyła się do linii drzew, weszła w swoich obcasach w wysokie do kolan chwasty. Byłam pewna, że to może być koniec mojego życia.

Gdybym nie myślała, że mogę ją pokonać, nie poszłabym za nią. — To pewnie będzie dla ciebie szok, Savannah, ale proszę, wiedz, że nie zrobię ci krzywdy, dobrze?

Wzruszając ramionami, przybliżyłam torbę do piersi. — Dobrze, pani Jamieson. Mam zajęcia za trzydzieści minut. Czy możemy się pospieszyć? Jest jakaś Luna 101, o której naprawdę chcę z panią porozmawiać.

Przerwał mi odgłos rozdzierających się ubrań. Opadały z niej kawałkami, a przede mną zamajaczyła się kotłowanina ruchu i futra.

Zamrugałam kilka razy, próbując zorientować się, co się dzieje, ale nic nie pomogło przygotować się na to, co zobaczyłam.

Pani Jamieson – słodka pani Jamieson – zamieniła się przede mną w rozbrykanego wilka. Powietrze w moich płucach zatrzymało się, ale byłam zbyt oszołomiona, by zacząć się dusić.

Obraz wokół mnie rozmył się, powietrze, mój oddech, moja zdolność pojmowania, wszystko przesłoniła ciemność.

W co ja się do cholery wpakowałam?
***

Obudziłam się w martwej ciszy, co zmusiło mnie do przyjęcia pozycji siedzącej, zakręciło mi się w głowie, a w żołądku mnie mdliło.

Zamrugałam klejącymi się powiekami i wpatrywałam się w białą zasłonę i pokój, który przypominał mi gabinet lekarski.

Opuściłam nogi ze stołu i próbowałam stanąć, ale odwróciłam się w kierunku szafki i zorientowałam się, co się dzieje.

— Spokojnie — powiedział kobiecy głos.

Zerknęłam na kobietę w rogu pokoju. Miała na sobie fartuch pielęgniarski i stetoskop na szyi.

— Co się stało? Dlaczego tu jestem?

Próbowałam myśleć, co działo się wcześniej i mogłam sobie przypomnieć jedynie siedzenie z panią Jamieson – chwileczkę. Moje oczy zaokrągliły się, a pielęgniarka wyciągnęła rękę i unieruchomiła moje przedramiona mocnym chwytem. — Savannah, uspokój się. Wszystko w porządku.

— Nie, nieprawda! Pani Jamieson właśnie zamieniła się w wilka, a mnie prześladuje po kampusie ten psychol, mówiąc, że jestem jego towarzyszką! Proszę zabrać mnie do domu albo dzwonię na policję!

— Savannah — powiedziała spokojnie. — Wszystko jest w porządku. Zajmij miejsce. Niechętnie pozwoliłam jej się posadzić i zaczęłam robić ćwiczenie oddechowe, które zaproponowała. — Nic ci nie jest. Weź głębokie oddechy.

Powoli zacisnęłam powieki i wyobraziłam sobie, że jestem z znowu w domu babci z Trentem i pływam w basenie, zanim wszystko się posypało.

Kiedy otworzyłam oczy, uśmiechnęła się. — Dobra, zawołam panią Jamieson z powrotem do środka, dobrze? Ona naprawdę musi dokończyć z tobą rozmowę.

Zmarszczyłam twarz. Nie chciałam z nią rozmawiać, ale i tak weszła. Jej niebieskie oczy patrzyły sceptycznie, jakbym znowu miała zemdleć, więc trzymała się z daleka.

Tym razem był z nią mężczyzna, ten sam, co w stołówce. Moje policzki zaczerwieniły się, gdy na mnie spojrzał. Jakie to upokarzające. Nie dość, że był niesamowicie gorący jak na swój wiek, to jeszcze wiedział, że zemdlałam.

— Savannah — powiedziała pani Jamieson.

Spojrzałam na nią podejrzliwie. — Tak.

— Może to nie był najlepszy sposób demonstracji, ale nie sądziłam, że inaczej mi uwierzysz.

— Nie uwierzyłabym — mamrotałam, kopiąc butem w przypadkowy czarny ślad na kafelkach. — I nawet teraz nie jestem pewna, czy wiem, co widziałam. Zmieniła się pani w psa, pani Jamieson.

Kącik ust mężczyzny drgnął, ale pani Jamieson nie roześmiała się. Wyglądała na nieco urażoną. — W wilkołaka, Savannah. Wszyscy tutaj to potrafią, łącznie z tobą.

Roześmiałam się lekko, a potem pozwoliłam głowie opaść do tyłu w śmiechu.

— Myślę, że wiedziałabym, gdybym się w takiego kogoś zmieniła. Nigdy w nic się nie zmieniłam. Jestem człowiekiem i znalazłam się na zupełnie niewłaściwej uczelni. Dobrze, jeśli tylko pozwolicie mi odejść, nie powiem nikomu o waszych zdolnościach.

Wymienili spojrzenia, które mi się nie podobały.

— Savannah, nie możesz odejść. Powodem, dla którego się nie zmieniłaś, jest to, że zostałaś wychowana przez człowieka. Gdyby twoi rodzice tu byli…

— Uznaliby was oboje za obłąkanych i powiedzieli “Wracajmy do domu, Savannah, nie musisz już uczęszczać na ten szalony uniwersytet. Możesz przeprowadzić się do LSU ze swoim chłopakiem i popełniać normalne dla swojego wieku błędy, które nie polegają na kojarzeniu się z jakimś stalkerem”.

— Savannah — powiedział mężczyzna. — Nazywam się profesor Braxton i wiem, że to trudne, ale jesteś wilkołakiem. Oboje twoi rodzice nimi byli. Pokolenie babci to ominęło, a ojca nie.

— Skojarzył się z twoją matką tutaj, na uniwersytecie. To tutaj zaczniesz swoje życie jako luna.

— O mój Boże — mamrotałam, zakrywając twarz. — Proszę, pozwólcie mi wyjść!

Braxton wygrzebał z kieszeni wibrujący telefon i odebrał go. Zmartwiony wyraz jego twarzy sugerował, że to ważne. — Mam pilne spotkanie w sprawie dzisiejszego meczu. Poradzisz sobie?

Pani Jamieson skinęła głową.

Zostawił mnie z szaloną panią od wilków. Chciało mi się płakać.

— Dobrze — powiedziała z westchnieniem. — Myślę, że to na dzisiaj wystarczy. Zadzwoniłam do Jaki, żeby przyszła odprowadzić cię do pokoju. Przegapiłaś dzisiaj Lunę 101, ale poinformowałam twoich nauczycieli.

— Będziesz miała kolejne zajęcia w środę. Trzymaj się swojego planu przez resztę tygodnia, a wkrótce znów porozmawiamy.

Wątpię w to. Bo dzwonię po Ubera przy pierwszej nadarzającej się okazji.

— Ale najpierw musisz mi coś obiecać.

— Doprawdy, muszę? — zapytałam sarkastycznie.

Spojrzała na mnie. — Nie możesz powiedzieć o tym nikomu spoza uczelni. To znaczy twojej babci lub twojemu chłopakowi.

Zaśmiałam się. Jak mieliby mi uwierzyć? Nie chciałam, żeby Trent zwiał, więc nie planowałam mu mówić.

— Wszystko będzie dobrze — powiedziała przed wyjściem.

Miłe pożegnanie.

Jaka weszła do gabinetu z parującym kubkiem kawy i torbą. — Hej współlokatorko. Przyniosłam ci coś na poprawę humoru.

Miałam ochotę jej powiedzieć, gdzie ma sobie wsadzić ten napój, ale nie zrobiłam tego, bo naprawdę chciałam kawy i mój żołądek zaburczał w reakcji na zapach.

— Dlaczego nie powiedziałaś mi, że możesz zmienić się w wilka, Jaka? — warknęłam w drodze powrotnej do naszego pokoju. — Albo że jakiś facet będzie mnie chciał na imprezie?

Wzruszyła ramionami. — Bo myślałam, że wiesz, wszyscy wiedzą.

— Pomyślałam, że twój brak ekscytacji jest trochę dziwny i nie wspomniałam o towarzyszu, bo nie każdy znajduje go od razu. Masz szczęście, że ci się udało.

Szczęście? Jakiś przypadkowy facet mnie prześladuje, a ja mam szczęście?

Zerknęłam na zmarszczkę na jej twarzy. — Ty nie znalazłaś partnera?

Potrząsnęła głową. — Nie, ale mam tu cztery lata i naprawdę chcę alfy, choć nie każdy go dostaje.

Przeniosła na mnie swoje śliczne spojrzenie. — A ty masz naprawdę dobrego. On jest super gorący, Savannah. Daxton Allaire jest starszy i następny w kolejce do pozycji alfy w stadzie swojego ojca. Wataha Legion Pack w południowej Luizjanie.

Spojrzałam na nią. — Dużo o nim wiesz. Podkochujesz się w nim?

Nawet mówienie o tym było nieznośne. To nie miało sensu, bo kochałam Trenta.

— Nie! — powiedziała, kręcąc głową. — Nigdy nie próbowałabym niczego z twoim towarzyszem, Savannah.

— Dziewczyno, przestań — mruknęłam. — Najlepiej by było nie robić żadnego swatania. Mam chłopaka.

Parsknęła. — Daxton rozerwie Trenta na kawałki. Lepiej nie dopuść do tego, by tutaj przyjechał. — Zatrzymała się i wpatrywała się we mnie.

— Kiedy będziesz miała swojego wilka, zrozumiesz. Każdy wilk ma towarzysza. Jedną osobę, z którą ma być. Daxton jest twój. Czy nie czujesz jego zapachu?

Rumieniec rozgrzał moje policzki. Rzeczywiście czułam jego zapach na imprezie, ale nie wiedziałam, co to było. Przygryzłam dolną wargę i popatrzyłam na platformy moich butów.

— Hmmm — powiedziała Jaka. — Wiedziałam, że coś wyczuwasz.

— Nieważne — zamamrotałam i szłam dalej w kierunku naszego pokoju.

Jaka dogoniła mnie w kilku krokach. — Idziesz na mecz piłki nożnej dzisiaj wieczorem?

— Nie planowałam. Jeśli wilkołaki są tak silne, to dlaczego miałyby grać w ludzkiej lidze? To nie wydaje się sprawiedliwe.

— To nie byłoby sprawiedliwe. Nie grają przeciwko ludziom.

— Z kim grają? Są inne uniwersytety?

Przytaknęła. — Tak, dlatego wszyscy będą. Czasem znajduje się towarzysza na innej uczelni w innej części stanów. Jesteśmy wszędzie. Przeważnie pary są kojarzone w tych samych rejonach, ale nie zawsze. Ale dziś wieczorem nie gramy przeciwko wilkom.

Przecisnęłyśmy się przez drzwi prowadzące do naszego pokoju w akademiku. — W takim razie z kim gramy?

Rzuciła mi zmartwione spojrzenie. — Dziś wieczorem gramy z lykanami.

— Lykanie? Jak w “Underworld”?

— Nie. Lykanie są wredni. Są typem wilkołaka, ale bardziej złośliwym i nie przemieniają się tak jak my. Chodzą na tylnych nogach.

Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. — Czy wilki i lykanie się kojarzą?

— Nie! — krzyknęła. — Nigdy. Kojarzą się tylko między sobą.

— Dobra, uspokój się — mruknęłam. — Tylko pytam.

Otworzyła nasz pokój i weszłam do środka, rzucając torbę na łóżko.

— Więc przyjdziesz? — zapytała.

Ciekawość zwyciężyła. Zawsze mogłam zwiewać po meczu. — Tak, pójdę zobaczyć, jak jakieś wilki i lykanie biją się ze sobą.

— Może zaprosiłabyś Daxtona, żeby koło ciebie siedział? — mruknęła.

— Nie naciskaj, Jaka.

Continue to the next chapter of Uniwersytet wilkołaków

Odkryj Galateę

Charlotte i 7 chłopaków z bractwa: Przez Ciebie Niespodziewana burzaWyspa Belle 1: Najsłodsza z syrenCzarodziejka lykanaBracia Brimstone 2: Żniwiarz

Najnowsze publikacje

Mason Spin-off: ImpulsTrzy. Liczba idealna: Złoto i bielDuchy ŚwiątW łóżku z wampiremCukierek albo psikus