Galatea logo
Galatea logobyInkitt logo
Uzyskaj nieograniczony dostęp
Kategorie
Zaloguj się
  • Strona główna
  • Kategorie
  • Listy
  • Zaloguj się
  • Uzyskaj nieograniczony dostęp
  • Pomoc
Galatea Logo
ListyPomoc
Wilkołaki
Mafia
Miliarderzy
Romans z dręczycielem
Slow Burn
Od wrogów do kochanków
Paranormalne i fantastyczne
Ostre
Sports
College
Druga szansa
Zobacz wszystkie kategorie
Ocena 4,6 w App Store
Warunki korzystania z usługiPrywatnośćImprint
/images/icons/facebook.svg/images/icons/instagram.svg/images/icons/tiktok.svg
Cover image for Krew smoka

Krew smoka

Rozdział 4

Luvenia

Następnego ranka obudziłam się wcześnie, czując rześką bryzę między palcami, gdy stawiałam powolne kroki po pokrytej rosą trawie.

Las był jasny od porannego słońca i powoli unoszącej się mgły. To był idealny czas na zwiedzanie.

– Luvenia... !

Skrzywiłam się, gdy Ethne zawołała do mnie z tyłu.

– Poczekaj na resztę z nas! Pokazujesz nam drogę, prawda?

Zatrzymuję się, gniew drży teraz w górę mojego kręgosłupa, gdy odwracam się, by stanąć twarzą w twarz z Ethne i dziesięcioma lub więcej zbielałymi skrzydłami za nią.

– Ja praktycznie się czołgam. Wszyscy dotarlibyśmy tam o wiele szybciej, gdybyś... nie wiem... przekształciła się? – To prawdopodobnie najwięcej słów, jakie dziś do niej wypowiem.

Ethne szkli się i rzuca zdegustowane spojrzenie na swoje koleżanki.

– Każdego innego dnia tak, Luv – wyjaśnia mi Ginette, mała, ognista ruda dziewczyna z grupy. – Musimy wyglądać ładnie, Thad i Sylvan będą się przyglądać. Każda z nas może zostać ich partnerką.

– Tak, Luvenia. Musimy prezentować się jak najlepiej. Mamy być rozłożone, jedzące jagody, nagie i piękne.

Ethne przerzuca ręką przez włosy, jej oczy zamknięte w fantazji, którą bez wątpienia rozgrywa teraz w swoim umyśle.

Ja tylko przewracam oczami, odwracam się i idę jeszcze wolniej, żeby wszyscy mogli dotrzymać mi kroku.

Wszyscy mieli na sobie wiele odkrywające stroje niewolników, krzyczące "Jestem dziwką", które były delikatne i łatwe do rozdarcia. Takie kłamstwo.

Te dziewczyny uwielbiały latać w kółko i się nawzajem zaczepiać, a jednak gdy tylko Thaddeus lub Sylvan przychodzili z wizytą, stawały się uległymi małymi gówniarami.

Chciały błagać, wyginać się, wzdychać i rozchylać nogi.

Wiedziałam, że połowa z nich była już rżnięta przez książąt.

Ethne do nich nie należała. Stąd też była najbardziej zdesperowana.

Ginette, podobała mi się najbardziej. Była bardziej chłopięca od nich wszystkich. Jednak gdy chciała się dopasować, udawała, że podąża za innymi dziewczynami.

Ja po prostu trzymałam się od nich wszystkich z daleka.

Nie były złymi młodzikami, były po prostu... naprawdę, naprawdę irytujące.

Trzymanie dystansu było mądre z mojej strony. Kiedy tylko stałam blisko nich, wszystkie męskie oczy skupiały się na mnie. Moja matka mówiła, że urodziłam się z aurą, która przyciągała do mnie mężczyzn.

Pozostałe samice smoków nie doceniały tej utraty uwagi.

Tym bardziej musiałam trzymać się na uboczu.

Po około dwóch godzinach boleśnie powolnego marszu docieramy do naszego miejsca. Pokazuję im świeże jagody nad rzeką i wszystkie głazy i płaskie skały, wygładzone przez wodę.

To było idealne miejsce dla dziewczyn, aby rozciągnąć się i zaprezentować swoje atuty.

Gdy tylko dotarłam na miejsce, szybko znikam w lesie.

Jedynym powodem, dla którego biorę w tym udział, było zadowolenie moich rodziców, żeby się o mnie nie martwili.

Tak długo jak oni myśleli, że mam towarzystwo, ja mogłam odkrywać las na własną rękę bez bycia szukaną przez kogokolwiek.

Nawet dziewczyny nie miały pojęcia, że potrafię się przemieniać, ale dziś postanowiłam pozostać przy swojej ludzkiej postaci.

Przemiana była zbyt teraz ryzykowna, gdy Thaddeus i Sylvan prawdopodobnie nadal polują na małego, czarnego smoka. Nie chciałam, żeby połączyli kropki i rozgryźli mój sekret.

Wczoraj w nocy byli już tego bliscy. Zbyt bliscy jak na moje upodobania.

Po kilku minutach zwiedzania pobliskiego lasu, mały, niebieski ptaszek zlatuje w dół i ląduje na moim ramieniu od tyłu. To mnie przeraża, ale śmieję się, kiedy zdaję sobie sprawę, że to tylko Shai.

– Jak się dzisiaj masz, mała Shai? – pytam niebieskiego ptaka, wiedząc, że to nie jest byle jaki ptak.

Wszystko świetnie – odpowiada krótko Shai, jak zwykle.

Wiedziałam, że ona może tylko odpowiadać na pytania, a nie je zadawać. Nie mogła też mówić, o ile ktoś nie odezwał się do niej pierwszy. To dlatego, że była naprawdę człowiekiem zaklętym w ptaka.

Nie miałam tylko pojęcia, kto jej to zrobił – a ona nie chciała mi powiedzieć.

– Czy już zdążyłaś sobie polatać dziś rano? – pytam, a ona ćwierka przed wskoczeniem na moją głowę, odpoczywając tam.

Oczywiście, że tak, czerwony policzku – Shai drażni mnie, a ja mam ochotę się roześmiać.

– Nigdy nie wybaczysz mi tego rumieńca, który miałam, kiedy przyłapałaś mnie na tym jak próbowałam sobie ulżyć w lesie, prawda? – oskarżam ją, a ona znów ćwierka.

Nigdy, Luv. – Rozsiada się wygodnie, a jej obecność sprawia, że jestem szczęśliwa.

– Chciałabyś pójść ze mną pozwiedzać? – pytam.

Dlaczego niby wciąż jestem na twojej głowie, tępy smoku? Chodźmy. – Shai rozsiada się wygodnie, a ja wspinam się na najwyższe pobliskie drzewa, podczas gdy ona leci ze mną w górę.

W końcu, po jakimś czasie, nie mogę się powstrzymać i postanawiam wspiąć się na drzewo bliżej krzaków jagód i rzeki, by sprawdzić, co u dziewczyn.

Przeskakuję z gałęzi na gałąź i osiadam na samym czubku, z dwoma stopami niepewnie balansującymi na cieńszych gałęziach u góry. Kucam i dochodzę do nieco niewygodnej, ale zrównoważonej pozycji.

Shai przelatuje w dół i opiera się na mojej prawej łopatce.

Czy dziewczyny sprawiały ci tyle problemów, kiedy byłeś człowiekiem, co mnie, Shai? – pytam ją przez nasze połączenie umysłowe zamiast na głos.
Dziwki – zgadza się Shai.
A co z chłopcami? Czy tęsknisz za chłopcami? – pytam z ciekawością.
Zawsze i nigdy więcej, czerwony policzku. – Shai brzmi smutno odpowiadając mi. To sprawia, że jestem ciekawa, by dowiedzieć się więcej.

Jednak zapominam o pytaniu, gdy moje oczy zwężają się na dwóch chłopców w skórzanych spodniach wychodzących z lasu, każdy nich z dziewczyną po każdej ze stron.

A więc wszystko wskazuje, że byli tu już od jakiegoś czasu.

Nie jestem zbytnio zaskoczona.

Wiedziałam o tym. W głębi duszy zawsze miałam przeczucie, gdy w grę wchodziła ta dwójka. Czułam to. A teraz mogłam to zobaczyć.

– Dupki – syczę przez zęby, nie będąc pewną, dlaczego za każdym razem, gdy widzę, jak flirtują z innymi dziewczynami, mój żołądek zaciska się w odrzuceniu.

Prawie za każdym razem chciało mi się wymiotować.

Ładni chłopcy – mówi Shai, a ja patrzę na nią w szoku.

– Nie zadałam ci pytania – warczę, gdy pióro spada z jednego z jej skrzydeł. Ona kuli się z bólu. – Bądź uważniejsza. Czy nic ci się teraz nie stało?

Nic, ale nienawidzę tej klątwy – szepcze przez nasze połączenie i skrada się obok miejsca, gdzie moja szyja zakrzywia się do ramienia. Opiera się o mnie.

Za każdym razem, gdy odzywała się niepytana, była raniona w jakiś tajemniczy sposób. Stąd też mówiła tak mało.

Chwytam niebieskie piórko, które z niej spadło i przystępuję do sięgania w górę, chcąc wbić je we włosy.

– Mogę? – pytam ją grzecznie.

Oczywiście, Luv. – Shai nadal spoczywa na mnie, gdy wpasowuję piórko we włosy. Potem kontynuuję obserwowanie książąt w interakcji z dziewczynami.

Moje oczy skupiają się na Ginette. Próbuje wstać i z gracją iść w ich stronę, ale potyka się o wystającą płaską skałę, która wcale nie jest taka płaska.

Upada na kolana, a Ethne zaczyna się śmiać, próbując zwrócić na siebie uwagę księcia.

Mój gniew stale rośnie, a nawet Shai podnosi się i wydaje z siebie zszokowany pisk.

– Dziwka – szepczę, patrząc jak Thad i Sylvan przerywają rozmowę z innymi dziewczynami, aby zobaczyć jak Ginette próbuje się znów nie potknąć i stanąć na nogi.

Thad robi krok do przodu, aby jej pomóc, ale jest za późno. Ona już wstała i wymierza cios w śmiejące się usta Ethne.

Ethne uchyla się w ostatniej chwili i kończy potykając się na tej samej skale.

Teraz dwójka książąt postanawia się z nich śmiać, zamiast pomóc.

Shai nagle znika z mojego ramienia i leci w dół do miejsca, w którym znajdują się książęta. Wstrzymuję oddech, gdy nurkuje szybko i nisko, i nie mam pojęcia, co zamierza...

Wybucham śmiechem, gdy widzę kroplę białej mazi na doskonałych niebieskich włosach Sylvana, gdy odlatuje.

Książęta oboje patrzą za ptakiem, a płomienie wystrzeliwują w stronę Shai, prawie łapiąc koniec jej ogona. Wstrzymuję oddech jak prawie ją podpalają, i patrzę, jak ona bezpiecznie chowa się wśród drzew.

Minutę później, ona leci okrężną drogą, aby potajemnie wrócić do swojego miejsca na moim ramieniu, dumna z siebie.

– Obsrałaś jego włosy? Szalony ptak – szepczę, jednocześnie będąc z niej dumna.

Oczywiście, że tak – odpowiada mi z dumą Shai.

– Nienawidzę ich, wiesz? Wszystkich... Och, świetnie. – Zwężam oczy na to, czego wydaje mi się, że jestem świadkiem.

Thaddeus wpatruje się w górę – aż po samą górę – jakby zerkając na stado ptaków.

Tyle że jego wzrok skupia się na jednym ptaku.

Niebieskim ptaku siedzącym na moim ramieniu.

Luvenia – Thaddeus wypowiada moje imię w mojej głowie, podczas gdy jego oskarżycielskie oczy trzymają moje.

Kurwa mać, nie planowałam, że znowu będę nękana przez książąt w lesie. A jednak znaleźli mnie. Zbliżyłam się za bardzo.

W tym momencie ześlizguję się w dół drzewa tak szybko, jak to możliwe.

– Przepraszam, Shai, spadam stąd. – Skaczę w dół i zaczynam sprint do domu.

Ona zlatuje ze mną, a potem siada na gałęzi i żegna się ze mną.

Unikając drzew, starając się zachować ciszę, uważnie nasłuchuję jakichkolwiek oznak obecności księcia.

Luvenia! – Thaddeus warczy przez mój umysł. Co robisz sama w lesie? Szukasz niebezpieczeństwa?

Szukam ciszy – ale myślę to sobie. Nie odpowiadam mu bezpośrednio. Po prostu ruszam sprintem w stronę domu.

W końcu brakuje mi tchu i znajduję kłodę, na której mogę odpocząć, podczas gdy mój żołądek czuje się jakby został wywrócony do góry nogami.

Czuję niepokój, czuję strach, czuję złość. Czuję się... rozedrgana.

Za każdym razem, gdy książęta są w pobliżu, lub ich napotykam, lub czuję ich obecność... dzieje się to samo.

Jestem do głębi wstrząśnięta. Jestem zdezorientowana i rozemocjonowana.

Bardziej niż kiedykolwiek w życiu.

Blokuję Thaddeusa i Sylvana. Jedynym niebezpieczeństwem związanym z odmową kontaktu z nimi jest to, że odmawiałam również sobie możliwości ich poszukiwania.

To oznaczało, że nie mam pojęcia, gdzie są i czy mnie szukają.

Kiedy już zrobiłam sobie małą przerwę na odpoczynek, kontynuuję drogę do domu.

Nigdzie ich nie widzę.

Wiem tylko, że idą za mną.

Czuję się zdenerwowana, gdy biegnę.

Nie podoba mi się, że nagle zwrócili na mnie tak dużą uwagę. Prawda była taka, że... nie chciałam, żeby mnie poznali.

Nie byłam zimna, ani cicha, tak jak kazałam wszystkim wierzyć.

Gdyby mnie poznali, zobaczyliby, jak bardzo byłam podobna do... Byłam jak... Argh.

Madeline.

Jej pasja była taka sama jak moja, jasne? Przyznaję. Obie miałyśmy ten sam temperament, i obie miałyśmy ten sam gniew, tę samą pasję do niezależności.

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego Madeline straciła swoją.

I byłam przerażona, że ja stracę swoją.

Książęta mną wstrząsnęli i byłam gotowa zrobić wszystko, co w mojej mocy, by nie pozwolić im tego zobaczyć.

Continue to the next chapter of Krew smoka

Odkryj Galateę

Ponowne spotkanie z porywaczemKlątwa TenebrisO morzu i cieniachOmega na sprzedażNieproszony gość

Najnowsze publikacje

Mason Spin-off: ImpulsTrzy. Liczba idealna: Złoto i bielDuchy ŚwiątW łóżku z wampiremCukierek albo psikus