Galatea logo
Galatea logobyInkitt logo
Uzyskaj nieograniczony dostęp
Kategorie
Zaloguj się
  • Strona główna
  • Kategorie
  • Listy
  • Zaloguj się
  • Uzyskaj nieograniczony dostęp
  • Pomoc
Galatea Logo
ListyPomoc
Wilkołaki
Mafia
Miliarderzy
Romans z dręczycielem
Slow Burn
Od wrogów do kochanków
Paranormalne i fantastyczne
Ostre
Sports
College
Druga szansa
Zobacz wszystkie kategorie
Ocena 4,6 w App Store
Warunki korzystania z usługiPrywatnośćImprint
/images/icons/facebook.svg/images/icons/instagram.svg/images/icons/tiktok.svg
Cover image for Dziecko Dany

Dziecko Dany

Rozdział 4

DANA

Dana wzięła głęboki oddech, po czym otworzyła drzwi i weszła do restauracji hotelu Hilton.

Czy naprawdę zamierzam to zrobić?

Ku całkowitemu zaskoczeniu Dany, Allen Clay skontaktował się z nią i zapytał, czy zgodziłaby się spotkać z Jakiem jeszcze raz.

Jak to możliwe, że on nadal bierze mnie pod uwagę po naszym pierwszym spotkaniu? Jak to możliwe, że ja wciąż biorę pod uwagę jego?!

Nie dało się jednak ukryć, że była ciekawa tego, co ma do powiedzenia.

Lobby hotelowe było eleganckie i czyste, wszyscy mężczyźni nosili garnitury, akobiety wyglądały olśniewająco w swoich fantazyjnych sukienkach, błyszcząc diamentami na uszach i szyjach.

Tylko bogaci mogli sobie na to pozwolić, a Dana do nich nie należała. Widząc swoje odbicie w lustrze, poczuła się nie na miejscu w swojej prostej czarnej sukience i tanich kolczykach z bazaru.

Westchnęła głęboko i wygładziła sukienkę, po czym weszła do restauracji.

Jego szeroka, muskularna sylwetka spoglądająca na zegarek marki Rolex z grymasem na opalonej twarzy od razu zwróciła jej uwagę.

Chichotała do siebie, zanim dotarła do stolika, zadowolona z siebie, że kazała mu czekać przez dwadzieścia minut.

Wstał i poczekał, aż usiądzie, po czymponownie usiadł. Jake spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi. „Dana, cieszę się, że zgodziłaś się ze mną spotkać. Pozwoliłem sobie zamówić ci kieliszek białego wina”.

„Wolałabym czerwone”. Wzruszyła ramionami i podniosła duży kieliszek. „Czego pan chce, panie Rayburn?”

Jake uniósł brew, ale nie dał się sprowokować. „Proszę, mów mi Jake. Słuchaj, potrzebuję żony. Chcę, żebyś to była ty. Tylko przez rok”.

Zamrugała, próbując skoncentrować się na tym, co mówił, ale było to trudne. Jego uśmiech uwydatniał jego dołeczki, a zapach jego wody po goleniu był odurzający.

„Dana, czy coś się stało?”, zapytał.

Podnosząc kieliszek wina do ust, wzięła duży łyk. „Dlaczego ja? Jestem pewna, że mógłbyś mieć każdą kobietę, jakiej zapragniesz”.

Usiadł z powrotem i uważnie przyjrzał się Danie.

„To prawda. Wiele kobiet chciałoby zostać moją żoną. Problem w tym, że chciałyby pozostać moją żoną, a ja nie mam ochoty ciągać się po sądach przez kolejne lata”.

Dana postukała stopą o nogę stołu. „Dlaczego miałabym zgodzić się za ciebie wyjść po tym, jak się do mnie odezwałeś?”

„Ponieważ mogę dać ci to, czego chcesz, dziecko. Wiedz tylko, że nie chcę mieć z nim, ani z tobą, nic wspólnego”.

„Podpiszesz umowę, w której oświadczysz, że nie będę za nie odpowiedzialny, gdy już się urodzi i że nie wrócisz w przyszłości, żądając czegokolwiek ode mnie. Zrób to, a pieniądze będą twoje”.

Jake pochylił się nad stołem i oblizał wargi. „Ale powiedz mi, jak to będzie z tym robieniem dzieci? Będziesz codziennie wygrzewać mi łóżko?”

Uszy Dany zrobiły się gorące. Myśl o byciu z nim w łóżku sprawiała, że się pociła. Choć starała się skupić, jej wzrok wciąż kierował się na jego usta, szyję, palce…

Tak dawno żaden mężczyzna jej nie dotykał, nie całował.

Cholera, Dana, mówiłaś, że będziesz trzymać się z dala od mężczyzn… Dlaczego on musi być taki przystojny?

Usiadła i rozprostowała niewidoczne zagniecenie na sukience. „To nie będzie konieczne”.

Jake uniósł brew. „Nie rozumiem, myślałem, że chcesz mieć dziecko”.

„Tak. Ale dzięki pieniądzom, które mi dasz, będę mogła pozwolić sobie na leczenie bezpłodności. Muszę tylko przeczekać ten rok”.

„Szkoda, nie miałbym nic przeciwko bzykaniu się z tobą tak często, jak tylko mogę. Założę się, że jesteś prawdziwą tygrysicą w łóżku i wiesz, jak sprawić, by mężczyzna doszedł”. Spojrzał na nią, rozkoszując się jej zszokowaną miną.

Dana złożyła ręce i odsunęła się od niego. „Jesteś świnią”.

„Temperament i niewyparzony język”. Jake się roześmiał. „Więc, jak rozumiem, wyjdziesz za mnie?”

„Tak”, odpowiedziała, wciąż na niego nie patrząc.

Restauracja zaczynała się zapełniać, a muzyka przycichła, zagłuszana przez rozmowy gości i brzęki kelnerów przemieszczających się od stolika do stolika.

Zapach jedzenia sprawił, że zaburczało jej w brzuchu.

„Zamówimy kolację? Mamy jeszcze wiele do omówienia”.

Dana uśmiechnęła się do niego sarkastycznie. „Nie sądzę, że powinniśmy spędzać ze sobą więcej czasu niż to konieczne, prawda?”

Uśmiech Jake’a zmienił się. „Niedługo się pobierzemy, Dana. Będziesz mnie często widywać”.

Odwróciła się do niego, choć nadal trzymała ręce na piersi. „Co? Dlaczego? Dlaczego nie możemy po prostu żyć po staremu?”

Jake sięgnął pod stół i wyciągnął z torby kartkę papieru. „Miałem nadzieję na to samo”.

Wskazał na akapit znajdujący się mniej więcej w połowie strony. „Niestety, testament przewiduje, że musimy mieszkać pod jednym dachem przez pierwszy rok naszego małżeństwa…”

„Co? To zupełnie…”

„… na Alasce”.

Dana poderwała się na równe nogi. „Alaska!”

Goście przy sąsiednich stolikach zamilkli i wpatrywali się w Danę z grymasami rozbawienia.

„Usiądź proszę, Dana”, powiedział Jake, kierując ją z powrotem na jej miejsce.

„No dobrze. Myślę, że następnym krokiem będzie ślub, im szybciej tym lepiej. Wygląda na to, że mój dziadek wiedział, że spróbuję jakoś się z tego wyplątać. To jego zabezpieczenie”.

„Ale…” Dana powoli opadła na krzesło. „Ale dlaczego Alaska?”

Jake wzruszył ramionami. „Cicha, odległa, piękna. Wyobrażam sobie, że to idealne miejsce na rodzący się romans. Poza tym miał tam dawnego kolegę, który ma tam dom”.

Nagle w umyśle Dany pojawiła się Millie. „Mam pracę, Jake. Nie mogę tak po prostu rzucić wszystkiego i wyjechać na rok”.

„No i? Rzuć tę robotę! Wkrótce będziesz miała dużo pieniędzy, a ja zajmę się tobą do tego czasu”.

Dana zakpiła, po czym łyknęła więcej wina. „To takie nowobogackie. Tak się składa, że lubię swoją pracę”.

Jake parsknął śmiechem. „Skoro tak mówisz. Ale będziesz musiała coś wymyślić. Testament mówi wprost, że musimy zamieszkać razem na Alasce”.

„To jest… szaleństwo”.

Jake oparł się na krześle. „Ty mi to mówisz. Słuchaj, przejdźmy dalej. Jak chcesz to zrobić? Chcesz jakiegoś ślubu? A może od razu pójdziemy do urzędu stanu cywilnego?”

Dana potarła skronie. „Nie, nie chcę żadnego ślubu, to niedorzeczne. Załatwmy to w urzędzie. Daj mi tylko znać kiedy i gdzie”.

Jej dolna warga zaczęła drżeć. Podniosła serwetkę i zaczęła miętosić ja w palcach.

„Rok minie szybko, Dana”. Jake wyciągnął rękę i położył ciepłe palce na grzbiecie jej dłoni.

Myśl o ślubie ciążyła jej na sercu. Kiedyś marzyła o ślubie i założeniu rodziny.

Ale te marzenia zostały zniweczone lata temu.

Jake bębniący palcami w stół sprawił, że drgnęła. Przygryzając dolną wargę, sięgnął do marynarki, wyciągnął brązową kopertę i podał ją Danie.

„Co to jest?”

„Oto umowa. Wszystko jest szczegółowo opisane, łącznie z kwotą, jaką otrzymasz po upływie roku”.

„Chcesz mi powiedzieć, że mimo tego wszystkiego co się wydarzyło, masz już przy sobie umowę? Myślałam, że zaprosiłeś mnie tutaj, żeby mnie do tego namówić?” Dana poczuła, jak jej policzki robią się coraz gorętsze.

Jake wzruszył ramionami i mrugnął. „Uznałem, że się zgodzisz”.

„Dlaczego, ty…”

„Po podpisaniu umowy jesteś zobowiązana do przestrzegania jej warunków. Jeśli w dowolnym momencie spróbujesz się wycofać, pozwę cię. I muszę cię ostrzec, nigdy nie przegrywam. Teraz podpisz i zamówimy coś do jedzenia”.

Podniosła dokumenty, obrzucając go chłodnym spojrzeniem. „Nigdy nie podpisuję niczego bez uprzedniego przeczytania”.

Jake chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Machnął na nią ręką. „Dobrze, czytaj dalej. Ja coś zamówię”.

Przywołując kelnera, Jake zamówił stek, średnio wysmażony, ze wszystkimi dodatkami dla nich dwojga. Podnosząc wzrok znad czytanych dokumentów, Dana skinęła na kelnera.

„Poproszę łososia z sałatką”. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła błysk irytacji w oczach Jake’a. Nie zamierzała pozwolić mu dyktować, co ma jeść.

Po odejściu kelnera, Jake zaczął przyglądać się Danie, gdy ta wertowała umowę.

Jego telefon zaczął brzęczeć w kieszeni, sprawiając, że Dana podniosła wzrok. Wyjął go, spojrzał na ekran i rzucił na stół.

Dana spojrzała na nazwę migającą na telefonie. Julia.

Przyłapując ją na tym, Jake podniósł telefon i włożył go z powrotem do kieszeni. „Przepraszam za to. Praca nigdy się nie kończy. Jesteś gotowa podpisać papiery?” Podał jej długopis.

Dana zmarszczyła brwi, zawahała się przez chwilę i rozważyła wstanie i odejście. Nie, Dana. Zrób to. Zrób to dla dziecka, które będziesz miała, kiedy to wszystko się skończy.

Mamrocząc cichą modlitwę, podpisała umowę i przeszył ją zimny dreszcz.

„Świetnie!” Na jego twarzy znów pojawił się uśmiech, gdy złożył dokumenty i schował je do wewnętrznej kieszeni. „Teraz jeszcze jedna rzecz”. Wyciągnął małe czarne pudełko z kieszeni spodni i podał je Danie.

„Co to jest?”

„To twój pierścionek zaręczynowy”.

Otwierając pudełko, westchnęła. Pierścionek ozdobiony był ogromnym diamentem o pięknym szlifie.

Co on sobie wyobraża, dając mi coś tak drogiego? To nie jest prawdziwe małżeństwo.
„Oszalałeś? Nie mogę tego przyjąć”.

Spojrzał jej w oczy. „Musisz go przyjąć i nosić. Muszę chronić swoją reputację. Jak by to wyglądało, gdyby moja przyszła żona nie nosiła pierścionka zaręczynowego?”

„Musiał kosztować więcej niż zarabiam przez rok! Nie, weź go. Mam w domu pierścionki, które mogę nosić”. Zamknęła pudełko i rzuciła mu je przez stół.

Wyjął pierścionek z pudełka, chwycił jej dłoń i włożył jej pierścionek na palec. „Przestań być takim wrzodem na tyłku i załóż to cholerstwo”, warknął.

Spojrzała na pierścionek, podziwiając jego blask. Nigdy wcześniej nie miała w ręku czegoś tak pięknego i drogiego. To było… przytłaczające. „Będę go nosić, ale tylko do czasu rozwodu. Potem ci go oddam”.

Usiadł z powrotem i uśmiechnął się.

Przez chwilę patrzyli na siebie. Przełknęła grudę, która zdawała się utknąć jej w gardle, gdy się do niej nachylił. Jego spojrzenie złagodniało, gdy wpatrywał się w jej oczy. Zacisnęła uda…

„Cóż, panie Rayburn, jeśli to już wszystko…” Dana podniosła się. „Naprawdę muszę już iść. Robi się późno”.

Jake uniósł brew. „Co? Ale zamówiłem nam kolację…”

„Mówiłam ci, że nie powinniśmy spędzać ze sobą więcej czasu niż to konieczne”.

„Ale…”, spojrzał na kelnera, u którego wcześniej złożył zamówienie, „co z łososiem?”

Dana uśmiechnęła się. „To cię nauczy nie zamawiać dla innych bez wcześniejszego zapytania. Dobranoc, Jake”.

Jake kopnął swoje krzesło i rzucił pieniądze na stół. „Jak zamierzasz wrócić do domu?”

„Tak samo jak tu przyjechałam, autobusem”.

Chwycił ją za ramię. „Podwiozę cię do domu”.

„Nie potrzebuję podwózki”, warknęła, gdy próbował pociągnąć ją w stronę wyjścia. „Dotarłam tu sama, więc mogę również wrócić do domu bez twojej pomocy”.

Potrząsnął głową. „Odwiozę cię. Nie ma mowy, żebym pozwolił ci wsiąść do autobusu o tej porze. Nie w takim stroju. I nie z tym kamieniem na palcu”.

Jake wyprowadził ją na zewnątrz, a chwilę później podjechał jego samochód.

Otworzył drzwi swojego srebrnego BMW i gestem zaprosił Danę do środka. Fotele były eleganckie i miękkie, a samochód pachniał nowością.

Miał wszystkie zabawki, w tym odtwarzacz CD i system surround, podgrzewane fotele i kamery cofania.

Wskazał na fantazyjnie wyglądający GPS w desce rozdzielczej. „Wpisz tam swój adres”.

Gdy wyjechał na drogę, Jake próbował nawiązać rozmowę, ale Dana myślami była zupełnie gdzie indziej.

Alaska? Z nim? Przez rok? I co ja powiem Millie? W co ja się pakuję?
Continue to the next chapter of Dziecko Dany

Odkryj Galateę

Krnąbrny słowikUtracona partnerka lykanaGwiezdny wilkNimfa i Alfa - druga szansaGrzeszna tajemnica

Najnowsze publikacje

Mason Spin-off: ImpulsTrzy. Liczba idealna: Złoto i bielDuchy ŚwiątW łóżku z wampiremCukierek albo psikus