Riss Concetta
EVIE
Za nieco mniej niż tydzień, moje życie miało zostać wywrócone do góry nogami. Znowu. Utknęłam w środku sieci kłamstw, które zapisałam na kartkach, żeby nikt się nie zorientował.
Zrobiłam kilka zdjęć w mieście, które Pam i Laura miały wykorzystać w mediach społecznościowych. One utrzymywały moje profile internetowe w ruchu i odrzucały wszelkie zobowiązania, które nie były całkowicie konieczne.
Tymi, które były, zarządzałaby mama, która została w Los Angeles, aby utrzymać wszystko w ryzach. Mogliby mnie wysłać na noc lub dwie, gdyby obowiązki tego wymagały.
To wszystko, czego więc brakowało? Mojego wielkiego przebrania.
– Evie! – krzyknął za mną głos, jak dwa cienkie ramiona węża w śmiertelnym uścisku.
– Hej, Ti – powiedziałam, obracając się na krześle w salonie aby wykonać niezręczny uścisk.
Przypadkowo szturchnęła mnie w oko swoimi wielokolorowymi, kolczastymi włosami, zanim zrobiła to samo z Addy, która siedziała obok mnie.
– Tianee, opanuj się – powiedział bardziej kojący ton.
Gregg, jej facet. W pewnym momencie podkochiwałam się w styliście, zanim to wszystko się skończyło.
To było żenujące, jak szybko zakochiwałam się w każdym względnie słodkim chłopcu, który poświęcał mi choćby odrobinę szczerej uwagi.
W głębi serca byłam beznadziejną romantyczką.
Na zewnątrz udawało mi się zachować racjonalność i powściągliwość, ale w skrytości ducha lubiłam fantazjować, pisać i śpiewać o miłości.
To było nieprzewidywalne i przerażające, a przez to fascynujące.
W rzeczywistości nie miałam wystarczająco dużo czasu, energii, ani zdrowego rozsądku, by realizować swoje zamiary.
Ledwo mogłam zaufać sobie, że siebie nie zniszczę, a co dopiero innej osobie – osobie, która mogłaby mnie zniszczyć jeszcze bardziej w każdej chwili, jeśli tylko zbliżyłaby się wystarczająco blisko.
– Więc, słyszałem, że idziemy na całość. Całkowicie inny wygląd? – Gregg powiedział do mojego odbicia.
– Dokładnie – powiedziała moja mama z miejsca, w którym siedziała. – Nie powinniśmy być w stanie rozpoznać żadnej z dziewczyn, wszystko zostało już powiedziane i zrobione, a wy dwie jesteście najlepsze w tym biznesie.
– Obie już wyglądają tak bajecznie – powiedziała Ti, marszcząc brwi.
– Wiem, wiem – powiedziała mama. – Ale to jest to, w czym potrzebujemy twojej pomocy. Potrzebuję cię, abyś je uprzeciętnił.
– Uprzeciętnił? – wymamrotała Tianee, widocznie urażona.
Gregg wyglądał na równie oszołomionego. – Hillary, dlaczego?!
Mama przeszła sprawnie do trybu momager, jak superbohater.
– Zostaliście już poinformowani o planie. Nie zadawajcie więcej pytań.
– Nawet w przebraniu, nadal mogą być nieco szykowne – bronił Ti. – Słodkie incognito, co Ty na to?
– Tak długo, jak są one nierozpoznawalne – Mama powiedziała rzeczowo.
– Czy mogę być blondynką? – Addison pisnęła i klasnęła w dłonie. – Proszę, proszę, proszę, pozwól mi być blondynką! – jej oczy wyglądały jak u małego pieska.
Przynajmniej jedna z nas jest tym podekscytowana.
Nazywaliśmy zdolność mojej siostry do zdobywania wszystkiego co chciała, tymi wielkimi oczami, "Efektem Addison". Nie było możliwości, żeby ktokolwiek mógł się temu oprzeć – nawet nasza matka w trybie momager.
Gregg i Ti stanęli naprzeciw siebie z determinacją.
– Cóż – powiedział. – Z pewnością mamy dużo pracy przed sobą.
No i to jest odpowiedź, z którą się zgadzam.
Gdy styliści pospiesznie zaczęli zbierać materiały, ja rzuciłam ostatnie, wyczekujące spojrzenie na siebie w lustrze.
Orzechowe oczy. Okrągła twarz.
Irlandzkie piegi na guzikowym nosie.
Kiedy byłam młodsza, dzieci w szkole pytały mnie, czy mój tata jest naprawdę moim tatą.
Może i odziedziczyłam te trzy, wyróżniające go, cechy – oczy, nos i piegi – ale zupełnie nie pasowała mi jego jasna skóra i prawie białe blond włosy.
Addy i Cassidy były dokładnie takie same. Wszystkie trzy byłyśmy ciemnymi brunetkami o oliwkowej cerze.
Z tego powodu tata żartował, że filipińsko-kolumbijska krew naszej matki jest po prostu zbyt silna dla niego.
Przez chwilę naprawdę podziwiałam swój wygląd.
To są rzeczy, które mnie tworzą… mnie pomyślałam.
Ale zamierzam się z nimi pożegnać, przynajmniej na jakiś czas.
Chwilowe pożegnanie.
Do zobaczenia, Evelyn Chase.
***
W ciągu następnych kilku godzin, obserwowałam jak moje odbicie ewoluuje przede mną. Z każdym dodatkiem, każdą zmianą, każdą warstwą, moja tożsamość ulegała transformacji.
Tworzyliśmy zupełnie nową mnie.
Jeśli chodzi o moją garderobę, Gregg i Ti zdecydowali się na swobodną, hipsterską estetykę.
Flanelowe koszule pod wyblakłymi kurtkami dżinsowymi i luźnymi swetrami z dzianiny. Legginsy włożone w grube skarpety i, oczywiście, bojówki. Wszystko to przykryte grubymi wełnianymi szalikami i czapkami.
To był typ stroju, który był postrzegany jako modny i niemal grunge'owy, nosiły go świetne dziewczyny pewnie kroczące po wybiegach.
Ale kiedy nosiłam go ja – kretynka, potykająca się nerwowo na szkolnym korytarzu – uważałam, że wygląda po prostu niechlujnie.
Na mnie mówiłoby to raczej coś w stylu: Wolę uczyć się w bibliotece. Nie próbuj się ze mną spotykać.
Co chyba nie było zbyt odległe od mojego typowego wizerunku.
Jeśli chodzi o moje włosy, zdecydowaliśmy się na perukę w kolorze piaskowego blondu. Addison miała podobny kolor, ale jej włosy były bardziej falowane.
Moje były wyrzeźbione w długiego boba, z gęstą grzywką zwisającą na całe moje czoło.
Swędziały jak diabli, ale mama nalegała. Alternatywą byłaby intensywna kuracja wybielająca, która uniemożliwiłaby łatwy powrót do Evie Chase, gdyby zaszła taka potrzeba.
Wybór koloru też ją rozbawił, bo w końcu mogła powiedzieć: – Obie w końcu wyglądacie jak wasz ojciec.
Jeśli chodzi o resztę moich znaków szczególnych, to makijaż wszystko zakrył. Dosłownie.
Moje oczy stały się nie do poznania dzięki soczewkom kontaktowym o głębokim niebieskim kolorze i dużej ilości ciemnej kreski. A moje piegi zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dzięki podkładowi o wysokim stopniu krycia.
Tianee przeprowadziła mnie przez codzienną rutynę, podczas gdy mama stukała w swój telefon, zapisując instrukcje.
– Czy chcesz spróbować sama? – zapytała Ti. – Mogę wszystko zetrzeć żeby zobaczyć jak Tobie pójdzie.
Bzz. Bzz. Bzz.
To był telefon mamy, ratujący mnie przed koniecznością udowodnienia Tianee moich zdolności makijażowych.
– Oh, sms od cioci Mil! – powiedziała nasza mama promiennie.
Addison podniosła się. – Co pisze?!
Mama uklękła między nami, abyśmy mogli przeczytać szybko napływający strumień wiadomości.
Moja mama, siostra i ja spojrzałyśmy na siebie nawzajem.
Było wiele do przetworzenia z tej rozmowy, ale jedno pytanie w szczególności do mnie przemawiało: – Will? Kim jest Will?
***
ADAM
Will Harper jest korepetytorem, prawda?
Ta myśl przeszła przez mój umysł, kiedy zauważyłem go przy jego szafce.
Will i ja byliśmy w tej samej klasie i byłem pewny, że widziałem jego nazwisko na karcie zapisu do korepetytora, jako jednej z osób, które pomagały w angielskim.
Spojrzałem w dół na moje zadanie dodatkowe, o którym pan Ringer powiedział, że jest kompletnie pomieszane. Trzeba było je całkowicie przerobić.
Kiedy zatrzymałem się przy swojej szafce, Paul opowiadał o Hannah Gibbs, dziewczynie, z którą chciał się umówić.
Jego "misja", jak to nazywał, trwała od tygodni, ale zapowiadała się na nieudaną.
Mówił o ostatnim zaproszeniu, jakie jej dał na kolację i do kina.
– Powiedziała, że nie jest zainteresowana robieniem za kawałek dupy. A potem cholernie mnie spoliczkowała!
– Dlaczego to zrobiła? – zapytałem nieobecnie, patrząc na Willa, nie chcąc prosić go o korepetycje dla mnie przed Paulem.
– Powiedziałem jej, że nie musiała być kawałkiem w ogóle. Mogła po prostu być całą dupą – Paul wzruszył ramionami. – Kobiety...
Nadal patrzyłem, jak Will zmienia podręczniki w swoim plecaku.
Idź i go zapytaj. Zrób to szybko.
Przecież nie zapraszasz go na bal jesienny czy coś.
– Stary, czy ty mnie wogóle słuchasz? – powiedział Paul.
Szybko zwróciłem na siebie uwagę. – Jasne, oczywiście.
– Naprawdę? Co ja właśnie powiedziałem?
– Hannah Gibbs? – podniosłam brwi niewinnie. – Cały tyłek?
– Ok, w takim razie – Paul przewrócił oczami. – Więc, pomóż mi. Nie wszyscy z nas mogą wykonywać jakieś mistyczne voodoo na każdej dziewczynie w Nowej Anglii. Na co się patrzysz, tak w ogóle?
Paul odwrócił się, żeby zobaczyć na co – albo bardziej na kogo – się gapiłem.
Cholera. Spyta, dlaczego gapię się na Willa.
Skapnie się i zapyta, dlaczego potrzebuję korepetytora.
– Farah George? – Paul uśmiechnął się, jego oczy powędrowały w kierunku przewodniczącej naszej klasy, która również była przy swojej szafce, znajdującej się tuż obok szafki Willa.
– Naprawdę? – kontynuował. – Wyrywasz się z motyką na księżyc. Ona jest gorąca, na pewno, ale jest szalona. Gorąca bogini.
Ulga przepłynęła przeze mnie, gdy Paul patrzył się w dół korytarza na Farah, w jej krótkiej spódniczce w kratę, nawet nie zauważając Willa, gdy...
Dzyyyyyyyńńń!
Zadzwonił dzwonek, który był ostatnim przed rozpoczęciem następnej lekcji. Musiałem jeszcze pokonać całą drogę przez główny budynek i trzy piętra schodów.
Zacząłem spieszyć się korytarzem, Paul za mną, Will zmierzał w moim kierunku. Ale kiedy się mijaliśmy, rzucił mi zimne spojrzenie.
Oh. Racja. Prawie zapomniałem.
Ten facet zawsze wydawał się mnie nienawidzić. Nigdy nie byłem pewien dokładnie dlaczego.
Może nie jest najlepszym kandydatem na korepetytora, mimo wszystko.
Mógłbym się zapisać na korepetycje z rówieśnikami....
Ale to oznaczałoby, że musiałbym umieścić swoje nazwisko na kartce, a wtedy cały świat może je zobaczyć.
To jest za ciężkie.
Westchnąłem, kiedy Paul i ja weszliśmy po schodach do pracowni komputerowej.
Rozgryzę to...
EVIE
– Jestem gotowa, aby wrócić do normalnej szkoły! – Addison krzyknęła, gdy Tianee i Gregg dodali swoje ostatnie szlify.
Gregg podał mi parę okularów w grubej oprawce.
Nieśmiało je wsunęłam, po czym podeszłam do lustra i dokładnie się obejrzałam.
Zupełnie obca osoba zamrugała do mnie.
Kimkolwiek była, to nie byłam ja.
Wszystkie ślady prawdziwej Evie Chase już dawno zniknęły.
Mam tylko nadzieję, że tego nie spieprzę.