Cena wolności - Okładka książki

Cena wolności

Silver Taurus

Pocałunek

MAXIMUS

– Przemyślisz to? – zapytał gość, który siedział daleko przy stole.

Ignorowałem go przez ostatnie dziesięć minut. Przyszedł tylko po to, żeby spróbować zawrzeć ze mną umowę. Więc za kogo ten drań mnie, kurwa, wziął?

– Wasza wysokość? – zawołał gość.

– Hmm? – nuciłem, stukając palcami w podłokietnik.

– S…słyszałeś, co powiedziałem? – zapytał nerwowo gość. Patrzyłem, jak jego ręka wędruje do kielicha z winem. Drżące palce dotknęły kruchego szkła. Przypomniało mi to o niej.

Na samo wspomnienie tego, jak drżała pod moim dotykiem, chciało mi się uśmiechnąć.

– Tak, jeśli nie masz mi do powiedzenia nic więcej, to już pójdę – powiedziałem, wstając i odwracając się. Gość zawołał za mną po imieniu, ale znowu go zignorowałem.

Wracałem do swojej sypialni i sprawdziłem godzinę. Było już po dziewiątej wieczorem.

– Gdzie jest Jonathan? – zapytałem główną pokojówkę, która przygotowywała mi kąpiel.

– Powiedział, że naprawia coś w kuchni – wyjaśniła z ukłonem. Kiwnąwszy głową, rozebrałem się.

– Możesz już iść – pomachałem do służącej. Położyłem głowę na wannie i westchnąłem. To był długi dzień, w którym wiele się wydarzyło. Zamknąłem oczy i odprężyłem się, odsuwając od siebie niektóre myśli.

***

Zamknąłem książkę i pomasowałem oczy. Badałem pewne tereny na obrzeżach królestwa. Potrzebowaliśmy więcej upraw, a to miejsce było idealne.

Rzuciłem okiem na papiery na nocnym stoliku i zdecydowałem, że najlepiej będzie sprawdzić inne mapy. Chwyciłem więc szatę i udałem się do biblioteki.

Korytarze były puste, nie było widać na nich ani żywej duszy. Skręciłem za róg, gdy zauważyłem Jonathana i kilku innych służących wychodzących z korytarza prowadzącego do sypialni królowej.

Zatrzymałem się i schowałem za ścianą.

– Czy aby na pewno nic jej nie będzie? – zapytała Jonatana główna służąca.

– Tak, daj jej tylko trochę czasu – wyjaśnił Jonathan z uśmiechem. Nawet nie wiedziałem o tym, że on potrafi się tak uśmiechać.

– Ale nie ma jej w sypialni – powiedziała jedna z pokojówek z niepokojem w głosie. Zmarszczyłem się na tę uwagę, ale słuchałem dalej.

– Nie martw się. Księżniczka musi trochę pozwiedzać – Jonathan odrzucił tę wymówkę.

– Ale... – wtrąciła się służąca.

– Żadnych ale, Fae. Pozwól księżniczce się nacieszyć. Musi się rozerwać. Po tym, co wydarzyło się wcześniej, bardzo jej to potrzebne – westchnął Jonathan. Zmarszczyłem brwi. Czy chodziło mu o naszą walkę?

Nie spuszczając z nich wzroku patrzyłem na to, jak skręcają za róg i znikają. A potem, szczypiąc się w nos, ruszyłem w stronę biblioteki.

Kiedy dotarłem do ogromnych drewnianych drzwi otworzyłem je, a po korytarzu rozniosło się skrzypienie. Musiałem naprawić te cholerne drzwi.

Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że jak zwykle jest tu pusto. Biblioteka znajdowała się w tym pałacu od dziesięcioleci. Nie zaglądał tu prawie nikt. Pełno tu kurzu i pajęczyn. Nudne miejsce, ale takie, które lubiłem.

Lubiłem tu przychodzić zwłaszcza wtedy, gdy chciałem trochę pomyśleć.

Wchodząc po schodach, znalazłem półkę z książkami, których potrzebowałem. To, czego teraz potrzebowałem, to moje ulubione miejsce, które znajdowało się w pobliżu kominka, w którym zawsze paliło się światło.

Poprosiłem Jonathana o to, aby kominek był zawsze rozpalony, zwłaszcza dlatego, że przychodziłem do niego codziennie w nocy.

Otworzyłem książkę i ruszyłem w stronę kanapy, ale zatrzymałem się, gdy zobaczyłem siedzącą na niej postać. Zmarszczyłem się i podszedłem bliżej. Co ona tu robiła?

Była ubrana w białą, jedwabną koszulę nocną i nie miała butów. To była księżniczka, która podobno była moją narzeczoną. Przewróciłem oczami i próbowałem ją obudzić, ale przestałem, gdy zobaczyłem, że drży.

Obchodząc ją dookoła, przykucnąłem i przyglądałem się jej. Spała spokojnie. Jej różowe usta były lekko rozchylone, a klatka piersiowa delikatnie falowała. Jej czekoladowo-brązowe włosy były w kompletnym nieładzie.

Na moich ustach pojawił się uśmiech, gdy ją obserwowałem. Wyglądała zupełnie inaczej. Patrząc na jej ciało zatrzymałem się, gdy zobaczyłem, że na jej kolanach leży otwarta książka. Wziąłem ją z kolan i zamknąłem.

Mój wzrok powędrował na tytuł książki. Książka o klątwie?

Spojrzałem na nią, marszcząc czoło. Dlaczego to czyta? Odłożyłem książkę na stolik i wstałem. Lepiej już pójdę.

Zerknąłem w jej stronę, zatrzymałem się i patrzyłem na nią. Dlaczego nie mogę iść?

Westchnąłem, szczypiąc się w nos. Rozejrzałem się i znalazłem koc, pochyliłem się i przykryłem jej ciało. Spojrzałem na nią. Odwróciła się na chwilę.

Spojrzałem na nią jeszcze raz, załamany, upewniając się, że jest przykryta. Nie potrzebowałem w moim pałacu chorej kobiety. Tylko trochę jej pomogłem, tak, żeby się nie przeziębiła.

Przesunąłem rękę, aby przykryć jej ramiona, ale zatrzymałem się. Swędziały mnie ręce, gdy chciałem dotknąć jej twarzy. Coś musiało we mnie wstąpić, bo pochyliłem się i dokładnie przyjrzałem się jej twarzy.

Poruszając palcami, podniosłem jej podbródek. Patrzyłem, jak język oblizuje jej wargi.

Przełknąłem ślinę, przyglądając się temu z uwagą. Moje oczy wpatrywały się w jej różowe i kuszące usta. Przeklinając pod nosem, pochyliłem się i złożyłem na jej policzku krótki pocałunek.

A potem szybko wstałem i postanowiłem ją opuścić.

Uznając, że najlepiej będzie przenieść się gdzie indziej, znalazłem miejsce na oknie. Próbując jakoś odwrócić swoją uwagę, otworzyłem książkę i zacząłem czytać.

W połowie książki zacząłem słyszeć kroki. Spojrzałem w górę, żeby znaleźć ich źródło. Czyżby się obudziła?

Podszedłem do niej, zaciekawiony. Jej małe ciałko próbowało dosięgnąć półki. Obserwowałem ją z uśmiechem na ustach. Stęknęła, próbując odłożyć książkę na swoje miejsce.

Potrząsając głową, podszedłem do niej od tyłu. Sięgając po książkę, wyrwałem ją z jej rąk. Podskoczyła i się napięła.

– Nie powinnaś być w swoim pokoju? – zapytałem ją z uśmiechem. Była odwrócona do mnie plecami.

Zauważyłem, że się odwraca, i zacisnąłem usta w cienką linię. Pochyliłem się nad jej ciałem, gdy podniosła głowę. Piękne, niebieskie jak niebo oczy wpatrywały się w moje czerwone.

Była tak mała, że miałem ochotę po nią sięgnąć i objąć w pasie.

Obserwowałem ją jak lew. Bała się mnie.

Przesuwając wzrok w dół jej klatki piersiowej zobaczyłem, jak małe są jej piersi. Była jak dziecko. Czy oni jej nie karmili?

Nie odpowiedziała mi. Zamiast tego jej wzrok powędrował w dół mojej rozpiętej koszuli. Jej ramiona rozluźniły się, a na twarzy pojawił się lekki rumieniec.

W mojej głowie zaczęły się pojawiać dziwne myśli, zwłaszcza takie, w których chciałbym wziąć udział. Gdy jej oczy zatrzymały się na moich wiszących spodniach, zobaczyłem, że po jej ciele przebiegł lekki dreszcz. Czy ona też mnie sprawdzała?

Jej głowa gwałtownie się podniosła, a nasze oczy spotkały. Przez sekundę poczułem coś dziwnego. Czułem na sobie jej wzrok.

Próbowałem zamknąć przestrzeń między nami, ale ona cofnęła się, uderzając plecami o półkę z książkami. Czułem, że jest jej niewygodnie.

Widząc to, jak się zachowuje, chciałem się uśmiechnąć. To było kuszące.

Jednak kiedy już miałem zamiar otworzyć usta, żeby coś jej powiedzieć, usłyszałem gwałtowne trzaśnięcie, które sprawiło, że podskoczyła. Obejrzałem się przez ramię. To było na dole. Czy ktoś wszedł do biblioteki?

Marszcząc czoło czekałem, aż ktoś wejdzie po schodach. Rozproszyłem się jednak, gdy poczułem na klatce piersiowej coś miękkiego. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że to Amari.

Była to raczej próba ukrycia się przed kimś, kto mógłby ją zobaczyć. Amari podchodziła coraz bliżej, a jej wzrok był utkwiony w schodach.

Obserwowałem ją z rozbawieniem. Wdychając jej zapach, zacisnąłem zęby. Pachniała bosko, tak, jak świeża mięta. Podniosła nagle głowę. Patrzyłem na nią oszołomiony.

Nieświadomie opuściłem głowę. Była tak blisko mnie, że mogłem ją pocałować.

Czując ciepło, przełożyłem rękę na drugą stronę i pochyliłem się bliżej niej. Czułem zbyt wielką pokusę, by ją pocałować. Ale dlaczego?

Sięgając do jej twarzy odgarnąłem z niej kosmyk włosów, który zakrywał jej zarumieniony policzek. Moje oczy z niej nie schodziły. Wpatrywała się we mnie oblizując swoje wargi. Czy ona też tak się czuła?

Ciężko przełykając ślinę, zebrałem siły, aby się opanować. Nie mogłem nic zrobić. Była tylko kimś, kogo mi sprzedali. Zepsutym ciałem. Kimś brzydkim. Dlaczego więc czułem się przy niej tak swobodnie?

Myśląc, że tego nie zauważę, przesunęła palec na moją klatkę piersiową. Delikatnie pogłaskała bliznę na mojej piersi. Jej oczy były pełne ciekawości, a może i smutku?

Zmarszczyłem się na chwilę, ale odrzuciłem od siebie tę myśl.

– Co się stało? – zapytała nagle Amari, przesuwając dłonią po bliźnie. Stałem tam, oszołomiony, nie mogąc jej odpowiedzieć. – Co się stało, Maximusie? – tym razem słowa te zostały przez nią wyszeptane.

Słysząc to, jak wypowiada moje imię, poczułem się jeszcze dziwniej, niż wcześniej.

Dlaczego nie mogłem jej odpowiedzieć?

Jęcząc wewnętrznie, sięgnąłem po jej rękę i zatrzymałem jej ruch. To sprawiało, że czułem się dziwnie, a to mi się nie podobało.

Ściskając ją lekko jako małe ostrzeżenie, zamknąłem oczy i otworzyłem je z powrotem. Amari patrzyła na mnie zmartwiona.

Podnosząc jej dłoń do góry delikatnie ją pocałowałem. Musiałem się powstrzymać. Czule pocałowałem każdy knykieć. Jej dłoń była zimna, ale jednocześnie miękka.

Patrzyłem na nią z rozbawieniem. Czy taka właśnie była w dotyku kobieca dłoń?

Wyrwała się, przeprosiła i uciekła. Szybko się odwróciłem i chciałem ją zatrzymać, ale zamknąłem usta i po prostu na nią patrzyłem.

Słysząc trzask zamykanych drzwi jęknąłem zirytowany.

– Co to, kurwa, było? – krzyknąłem. Wróciłem do kominka, położyłem się na kanapie i znowu jęknąłem. W końcu zarzuciłem na siebie koc i zamknąłem oczy, zasypiając.

– Proszę pana? – usłyszałem głos wołający moje imię. Jęcząc, usiadłem i rozejrzałem się dookoła. Gdzie ja byłem?

Pamiętając o tym, że spałem w bibliotece, spojrzałem za siebie i zobaczyłem zatroskanego Jonathana.

– Co? – pstryknąłem.

– Nic, proszę pana. Po prostu nas zaniepokoiłeś. Nie mogliśmy cię znaleźć – wyjaśnił Jonathan, patrząc na podłogę.

Wstałem i się przeciągnąłem, czując mój obolały kark i plecy.

– Która godzina? – zapytałem, pocierając twarz.

– Trochę po południu – mruknął Jonathan, co sprawiło, że warknąłem w jego stronę.

– Co powiedziałeś? – zapytałem zaskoczony, ale i wściekły. Dlaczego spałem tak długo? – Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej?

– To Księżniczka Amari powiedziała nam, że tu jesteś – odpowiedział Jonathan.

Co? Spojrzałem na Jonatana.

– Powiedziała wam? – zaciekawiło mnie to.

– Tak? – odpowiedział niepewnie Jonathan, podnosząc pytająco głowę.

Zacząłem schodzić po schodach, ale zatrzymałem się w połowie drogi. Zobaczyłem Amari.

Z szeroko otwartymi oczami i zszokowaną miną spojrzała w moją stronę. Wpatrywała się we mnie, a ja patrzyłem na nią ze schodów. Moje oczy przesunęły się w dół, na jej ciało.

Miała na sobie zieloną sukienkę z białymi falbankami. Włosy miała upięte w kok, a jej piękne rysy zdobił delikatny makijaż. Gdy nasze oczy się spotkały na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec.

– Dzień dobry – wyszeptała Amari, kłaniając się.

– Dzień dobry... – wymamrotałem.

Obok niej stały dwie pokojówki. Dlaczego znowu tu była?

Spojrzałem na nią i zauważyłem, że trzyma w rękach mapnik. Zmarszczyłem się i spoglądając na nią znowu zauważyłem, a jej oczy nie patrzyły już na mnie, lecz na książkę.

– Wasza wysokość – powiedział z tyłu Jonatan. – musimy iść. Masz spotkanie.

Skinąwszy mu głową, zszedłem po schodach i opuściłem bibliotekę. Czułem na sobie jej wzrok, gdy Jonatan zamykał drzwi.

– Co robiła dziś Amari? – zapytałem, poprawiając płaszcz.

– Księżniczka? – zapytał zaskoczony Jonathan. – Niewiele. Jadła, była w swoim pokoju, no i cóż, widziałeś ją w bibliotece.

– Tak, a ja wydałem chyba rozkaz, żeby tam została i nie jadła? – szczeknąłem.

Jonathan skrzywił się, zdając sobie sprawę ze swojego błędu.

– To prawda, Wasza Wysokość – przeprosił Jonathan. – Pójdę po nią.

Odszedł bez słowa..

– Czy coś się stało? – zapytałem patrzącą na mnie służącą.

– Nie, Wasza Wysokość – odpowiedziała służąca, pochylając głowę.

– Dobrze. Chodź ze mną – rozkazałem.

Skierowałem się do sali tronowej, gdzie niektórzy z radnych stali na zewnątrz i rozmawiali. Irytujące. Wiedziałem, dlaczego tam są.

– Zawołaj Amari. Upewnij się, że jest dobrze ubrana – rozkazałem. Główna służąca skinęła głową i wyszła bez słowa.

Zauważywszy mnie mężczyźni się odwrócili i ukłonili z szacunkiem.

Zignorowałem ich i wszedłem do sali tronowej. Usiadłem na swoim tronie, skrzyżowałem nogi i na nich spojrzałem. Wszyscy w milczeniu zajęli miejsca i czekali na moje słowa.

Do tego przedstawienia potrzebowałem tej głupiej księżniczki. Oni byli tu dla niej. Wszyscy byli ciekawi tego, kim będzie moja rzekoma narzeczona, a do pokazania im tego potrzebowałem mojego pionka, który zaznaczy swoją obecność.

Usłyszawszy to, że ktoś podniósł głos, spojrzałem w bok.

– Wasza wysokość, jeśli mogę. Wydaje mi się, że na coś czekasz? – spytał radny. Uśmiechnąłem się i oparłem na dłoni twarz.

– Tak. Czy coś cię niepokoi? – zapytałem.

– O, nie – odpowiedział radny, również się uśmiechając. Przyglądałem się mu z rozchylonymi wargami. Na jego twarzy malował się diabelski grymas. – Zastanawiałem się tylko, dlaczego król nie wspomniał wcześniej o swojej tak zwanej narzeczonej.

– Dlaczego? – zapytałem ze śmiechem. – Czy muszę ci opowiadać każdy szczegół?

– Oczywiście, że tak – powiedział inny członek rady, chichocząc. – Pamiętaj o tym, że my również mamy w tej sprawie coś do powiedzenia, mój królu.

Drgnęły mi brwi i chwyciłem się fotela. Następnie, biorąc głęboki oddech, szybko spojrzałem w stronę drzwi. Dlaczego to trwało tak długo?

Gdy jeden z radnych zamierzał coś powiedzieć, drzwi otworzyły się szeroko. Tupiąc nogą w podłogę patrzyłem na to, jak Amari wchodzi do środka.

Miała wysoko uniesioną głowę, a na jej twarzy malował się grymas. Warknąłem, ostrzegając ją wzrokiem. Zignorowała mnie i stanęła na środku pokoju.

– Wzywałeś, mój królu? – zapytała Amari, kłaniając się.

Wszyscy zamilkli, patrząc na nią.

– Tak – odpowiedziałem, oczyszczając gardło. – Podejdź tutaj.

Wstając, podałem jej rękę. Amari podniosła głowę. Kiedy spojrzała na moją rękę, wzdrygnęła się.

Potem z niepokojem weszła na schody i ostrożnie wzięła mnie za rękę. Przyciągając ją do siebie pochyliłem się i szepnąłem jej do ucha.

– Kurwa, zmień tę minę i graj dalej tak, jak powinnaś – wyszeptałem, całując ją w policzek i uśmiechając się.

Wszystkie oczy były zwrócone w naszym kierunku.

Amari oparła się o moją klatkę piersiową i ukryła w niej twarz. Czułem, że drży.

– Przepraszam, ale jest nieśmiała – powiedziałem, uśmiechając się.

Zaprowadziłem nas z powrotem do tronu, usiadłem i pociągnąłem Amari na swoje kolana.

– Jak wszyscy widzicie, księżniczka Amari pochodzi z sąsiedniego królestwa. Jest moją narzeczoną i waszą królową – wyjaśniłem. – To była niespodzianka. Jeśli to was obraża, to możecie opuścić to pomieszczenie – powiedziałem, warcząc.

Niektórzy z radnych wzdrygnęli się na moje słowa. Czuli się nieswojo.

– Powód, dla którego utrzymywałem to w tajemnicy, jest bardzo prosty. Jak sami wiecie, za tydzień jest bal. Przedstawię ją więc wtedy wszystkim. A to oznacza z kolei, że musicie trzymać swoje pieprzone gęby na kłódkę! – warknąłem. – Czy wyrażam się jasno?

– TAK JEST, MÓJ KRÓLU! – skandowali wszyscy.

– Wspaniale. Czy są jeszcze jakieś pytania? – zapytałem, przyglądając się wszystkim. – Dobrze, a więc odejdźcie.

Gdy patrzyłem na to, jak odchodzą, zwróciłem uwagę na Amari. Miała nisko pochyloną głowę, a jej ręce bawiły się sukienką. Miała na sobie czarną sukienkę, która odsłaniała jej ramiona.

Niektóre z jej blizn były widoczne, ale zakrywały je jej włosy.

– Dlaczego trwało to tak długo? – zapytałem ją. Amari wzdrygnęła się. – Zadałem ci pytanie!

– Nie wiedziałam, w co się ubrać – jąkała się Amari.

– Nie tobie o tym decydować – wysyczałem. – Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! – powiedziałem, chwytając ją za twarz i unosząc ją.

– Robisz mi krzywdę – wyszeptała Amari.

Ściskając ją mocniej pochyliłem się bliżej jej twarzy.

– Kiedy cię zawołam, to lepiej przyjdź. I pamiętaj, że masz swoją rolę do odegrania – warknąłem, odsuwając jej twarz. – A teraz wracaj do swojego pokoju – wstając, Amari zbiegła po schodach.

– Jeszcze jedno. Nie pozwól na to, żebym cię znalazł w bibliotece. Z tego co wiem, to nie masz na to pozwolenia – wysyczałem. Amari skinęła głową i wyszła. – Jonathan?

– Tak, proszę pana? – powiedział Jonathan, kłaniając się.

– Przygotuj dla niej suknię. Upewnij się, że jest najlepsza – powiedziałem, pocierając palcami o podbródek. – I zbadaj, czy jej ojciec coś robi.

– Tak jest – mruknął Jonathan, odchodząc.

Bal był już blisko, a ja zamierzałem przedstawić na nim Amari. Wiedziałem, że w tym celu niektóre królestwa wyślą swoich zabójców. A Amari miała być ich ofiarą.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea