Denicea Christina
Zasypiam, gdy tylko położę się na wznak.
Powoli się budzę, gdy czuję, że samochód się zatrzymuje. Mam nadzieję, że nie chrapałam.
Zerkając przez okno jednym okiem widzę zarys drzew.
Świetnie, jesteśmy na miejscu.
Wstaję powoli, akurat wtedy, gdy Roman wysiada z samochodu.
Drzwi po mojej stronie otwierają się i Roman wyciąga rękę.
Ignoruję jego dłoń, wciąż jednak nieco wściekła z powodu tego, co stało się w samolocie.
Niestety, moje ciało nie jest jeszcze w pełni rozbudzone, więc w chwili, gdy stawiam stopę na zewnątrz samochodu, prawie potykam się w powietrzu.
Roman po raz kolejny łapie mnie, zanim padam płasko na twarz.
Posyłam mu słaby uśmiech, podczas gdy on przewraca oczami.
Tak, książę Alf przewraca oczami i wygląda cholernie seksownie, gdy to robi.
Ciepło jego ciała strzela przez moje ramiona i moja skóra zaczyna mrowieć, choć on nawet jej nie dotyka.
Gdzieś po lewej stronie niejasno słyszę, jak ktoś chrząka, ale jestem zbyt zajęta zatapianiem się w oczach Romana.
Irytujący dźwięk pojawia się ponownie, tylko tym razem nieco głośniej, więc zmuszam się do spojrzenia na jego źródło.
Piękna kobieta, niewątpliwie matka Romana, sądząc po tych samych jasnoniebieskich oczach, patrzy na mnie z rozbawieniem.
Odwracam się do niej ciałem i szybko wykonuję mały ukłon głową.
Nie mam pojęcia, jak zareagować, gdy staje przede mną królowa, ale uznaję, że to właściwe podejście.
– Och ty głupia dziewczyno, chodź tutaj – jej akcent jest bardziej twardy niż Romana, ale głos brzmi jak głos anioła.
Idę w jej stronę, upewniając się, że stawiam jedną stopę przed drugą.
Szybko kieruje wzrok na ziemię, gdy staję przed nią.
Ma na sobie piękne białe czółenka z ładnym kwiatowym detalem z... czy to diamenty?
Zanim mogę lepiej się przyjrzeć, jej dłonie owijają się wokół mojej twarzy i podciągają mnie do patrzenia jej prosto w oczy.
– Pozwól mi spojrzeć. Wreszcie ktoś odpowiedni dla mojego syna. Jesteś taką ładną kobietą. Witaj.
Wpatruję się w nią z podziwem. Jest piękna.
Ma pełne usta i mały idealny nos.
Jej twarz otulają loki w kolorze truskawkowego blondu.
Rozbawienie znów pojawia się na jej twarzy i zdaję sobie sprawę, że nic nie odpowiedziałam.
– Dziękuję, proszę pani. Pani też jest piękna. – To sprawia, że chichocze.
Na jej twarzy pojawia się uśmiech, który wydaje się rozświetlać jej oczy. Łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę ogromnej rezydencji.
Tak, to jest rezydencja.
Siedem białych filarów zdaje się podtrzymywać dom.
Od lewej do prawej jest ogromny balkon, który wydaje się dzielić dom na dwie części.
Wszystkie okna, a nawet drzwi wejściowe są wygięte w łuk.
Wygląda to jak klasyczna rzymska budowla.
– Witaj, mój synu. Czy twoja podróż była udana?
– Tak, matko. Bardzo ci dziękuję. Jak minął dzień tobie i ojcu?
– To był wspaniały dzień, synu. Dziękuję, że pytasz.
– Pozwól, że przedstawię ci moją towarzyszkę. Ma na imię Katelynn. – Słyszę, jak Roman mówi za mną kpiącym głosem.
Królowa i ja śmiejemy się z niego. W końcu puszcza mnie i podchodzi z powrotem do Romana, żeby go przytulić.
– Przepraszam, mój synu.
Patrzę na ich wymianę zdań z ciekawością.
Roman ma dobrą więź z matką. Miłość w jego oczach jest niezaprzeczalna. Nagle jednym szybkim ruchem odwraca się w moją stronę.
– Ojej, nie przedstawiłam się. Mam na imię Honora. – Uśmiecham się do niej słodko.
Nie muszę się przedstawiać, ponieważ Roman już to zrobił, prawda?
Nasza trójka wchodzi do środka, podczas gdy Honora opowiada o domu.
Został zbudowany ponad 300 lat temu, choć wielokrotnie go odnawiano i zmieniano.
Wewnątrz wygląda mniej więcej tak samo jak na zewnątrz. Ma w sobie klasę, wszędzie są żyrandole.
Jest tu złamana biel wymieszana z motywem wiśniowej czerwieni.
Wygląda to pięknie.
Honora mówi dalej, podczas gdy moje oczy prawie wyskakują z orbit.
– Chodźmy do twojego ojca, Romanie. Wiem, że oboje musicie być zmęczeni, ale on nie może się doczekać, żeby cię poznać.
Roman idący obok mnie wydaje z siebie bardzo nieatrakcyjny dźwięk i chwyta mnie za rękę.
Pozwalam mu ją trzymać, bo całkiem szczerze mówiąc, mam bzika na punkcie spotkania z królem alfa.
Nie wiem zbyt wiele o naszym królu i królowej, ale to co pamiętam to to, że król może być dość bezwzględny.
– Och, nie strasz Katelynn. Wszystko będzie dobrze. Twój ojciec jest podekscytowany. – Kręcimy się i skręcamy po domu, wchodzimy po kilku schodach i wkrótce czuję, że się pogubiłam.
Cóż, nie jestem zagubiona, ponieważ Roman i Honora są tutaj, ale gdybym miała teraz znaleźć wyjście, po prostu wyskoczyłabym przez okno, ponieważ niemożliwe jest znalezienie drzwi wejściowych.
Podchodzimy do drzwi, które są w całości wykonane z drewna dębowego zamiast wiśniowych czerwonych drzwi, które widziałam do tej pory.
Kiedy wchodzimy do środka moja szczęka znów uderza o podłogę.
To biuro, ale nie tylko. Jest tak ogromne, że ma nawet swój własny kącik kuchenny i stanowisko dla asystenta.
Z tyłu stoi ogromne dębowe biurko, przy którym dziesięć osób mogłoby się stołować.
Za nim siedzi Roman po czterdziestce.
Mój towarzysz wygląda dokładnie jak jego ojciec, poza kolorem oczu.
Tam, gdzie jego są niebieskie, oczy ojca są jasnobrązowe.
To bardzo atrakcyjny mężczyzna.
Kiedy go studiuję, widzę, że on studiuje mnie z niesamowitą pokerową twarzą.
Próbuję szukać jakichkolwiek emocji, czegokolwiek, co wskazywałoby na to, co myśli, ale nie znajduję żadnych.
Po raz kolejny lekko się kłaniam, a gdy ponownie spoglądam w górę, widzę cień uśmiechu na twarzy króla.
Honora podchodzi do niego i daje mu szybkiego buziaka, po czym szepcze coś.
Nie do końca łapię co, ale pewnie mówi mu, żeby się zachowywał.
Wyobrażam sobie, że muszę powiedzieć Romanowi, żeby się zachowywał, choć może być też odwrotnie.
Król wychodzi zza swojego biurka w naszą stronę.
Wyciąga do mnie rękę, a ja szybko ją chwytam.
– Katelynn, proszę pana. To absolutny zaszczyt być tutaj. – Król patrzy na mnie w górę i w dół kilka razy, zanim się uśmiecha.
– Jestem królem alfa, Matteo. – Jego głos jest niski, bardzo niski. Dreszcz przebiega w górę mojego kręgosłupa, podczas gdy prawie śmieję się z jego imienia.
Matteo nie brzmi jak imię surowego króla. Niepewna, co powiedzieć dalej, po prostu przytakuję i uśmiecham się. Matteo puszcza moją rękę i wraca do swojego biurka.
– Oboje musicie nieco odpocząć. Będziemy jeść razem za dwie godziny. – Jego ton wskazuje, że to koniec rozmowy, więc szybko idę w stronę drzwi, ciągnąc Romana za sobą.
Jeśli nie byłoby niegrzecznie biec, to bym to zrobiła. Ten człowiek jest przerażający jak cholera.
Przez cały ten czas Roman nie odezwał się ani słowem.
Po ciągnięciu go za sobą przez jakiś czas zdaję sobie sprawę, że nie mam pojęcia, dokąd zmierzam.
Zatrzymuję się niespodziewanie, przez co Roman wpada na mnie.
– Mógłbym cię porządnie oprowadzić.
Tym razem to ja przewracam na niego oczami.
– Wiem, że mój ojciec może być wysoce onieśmielającym człowiekiem, ale przyzwyczai się do ciebie. – To nie sprawia, że jest lepiej.
– Czy mam ci pokazać nasz dom?
To przykuwa moją pełną uwagę.
– Nasz dom? Masz swój własny dom? Nie mieszkasz tutaj? – pytam odczuwając ogromną ulgę.
Mieszkanie w tym samym domu co król alf wydaje się być katastrofą. Zwłaszcza, że nie zapomniałam o rozmowie z Romanem w samolocie. Lepiej, żeby nie słyszeli naszej kłótni.
– Lubię mieć swoją przestrzeń – mówi Roman.
Znów pokonujemy wiele zakrętów, zanim kierujemy się w dół po schodach, na które weszliśmy.
Kiedy jesteśmy na dole, nie prowadzi mnie do drzwi wejściowych, ale w zupełnie przeciwnym kierunku.
Chyba nigdy nie nauczę się, w jakim kierunku iść.
Przechodzimy przez dwie pary masywnych szklanych drzwi na podwórko.
Niesamowite zapachy uderzają w mój nos, kwiaty są wszędzie. Róże we wszystkich kolorach i mnóstwo kwiatów, których nie rozpoznaję.
Mogłabym się do tego przyzwyczaić.
Roman idzie ścieżką i po kilku minutach widzę dom.
Nie jest tak wielki jak rezydencja, ale zbudowany w tym samym stylu.
Może trochę bardziej nowoczesny.
Pierwsze, co zauważam, to okna. Jest ich dużo i są ogromne.
Tam, gdzie schemat rezydencji był biało-czerwony, ten dom bezsprzecznie ma motyw biało-czarny.
Wszystkie ramy okienne i drzwi wejściowe są czarne.
Roman spogląda na mnie nerwowo.
– Wszystko zaprojektowałem sam. Być może, jeśli niektóre rzeczy nie przypadną ci do gustu, możemy zlecić ich zmianę. Być może.
Nie było potrzeby, żeby to mówił.
Kiedy wchodzimy, widzę, że dom jest zupełnie inny od rezydencji.
Pomijając podwójne kręcone schody, wygląda o wiele bardziej nowocześnie.
Roman odsuwa się, a ja ledwo to zauważam.
Na ścianie znajduje się ogromny kolaż zdjęć.
Wszystkie zdjęcia są czarno-białe.
Widzę grupę chłopców grających w piłkę, kobiety gotujące i śmiejące się, szczeniaki robiące szalone miny do kamery.
Nagle ktoś pociąga mnie za rękę.
Roman ciągnie mnie gdzieś za sobą. Wchodzimy przez czarne podwójne drzwi do masywnej kuchni.
Oczywiście ten wystrój też jest czarno-biały.
Szafka jest biała, blaty czarne.
Na środku stoi ogromna wyspa, wokół której stoją stołki barowe.
Na jednym z nich siedzi jakiś facet.
Wydaje się trochę młodszy od nas, ma może około osiemnastu lat.
Patrzy na mnie z psotnym uśmiechem, zanim pochyla głowę.
– No cóż witaj, księżniczko Luno. Mam na imię Romeo. Miło mi cię poznać. – Mruga do mnie i natychmiast czuję do niego sympatię. Obok mnie, Roman wzdycha figlarnie.
– Czy mógłbyś nie flirtować z moją towarzyszką, bo wpakuję ci zęby do środka.
To sprawia, że gapię się na Romana.
Jasna cholera, on jest taki gorący, kiedy grozi.
Cóż... grozi komuś innemu, a nie mnie.
Romeo zaczyna się śmiać.
Niemal identyczne imiona i przyjaźń między nimi nie daje mi spokoju.
Wykonuje lekki ukłon w odpowiedzi.
– Miło mi cię poznać, mój Romeo. Mam na imię Juliette. – Tym razem to ja mrugam. Z głębi gardła Romana dobiega warknięcie, które sprawia, że Romeo i ja śmiejemy się głośno.
– Tylko żartuję, jestem Katelynn.
– Już mi się podobasz. Jestem Jess. – Stawia szklankę z wodą przed jednym ze stołków, więc zajmuję miejsce.
– Więc jesteś tutaj, aby oswoić naszego Romana, co? Jaka była twoja pozycja w rodzinnym stadzie?
Chwytam szklankę, nagle bardzo spragniona.
To jest wyraźnie jeden z bliskich przyjaciół Romana.
Wiem, że bada mnie, by sprawdzić, czy pasuję do niego.
Będziemy musieli się o tym przekonać.
Po wzięciu kilku potężnych łyków uświadamiam sobie, że to nie jest woda tylko wódka.
Prawie się nią dławię.
– Bogini, czy ty już chcesz mnie zabić? – Roman krzyczy do Jessa, a ten po prostu śmieje się ze mnie.
– Jestem wojowniczką – odpowiadam mu z dumą. – Półkrwi wilkiem i czarownicą, córką Alfy.
Podnoszę lekko podbródek, żeby pokazać mu, że nie mam się czego wstydzić. Jess rzuca w kierunku Romana zmartwione spojrzenie. Hmm, jakbym jeszcze nie wiedziała, że to dla niego problem.
– Moim zdaniem bycie wojownikiem to dobra rzecz. Powodzenia z przekonaniem o tym naszego księcia.
Z tymi słowami Jess po prostu wstaje i odchodzi. Tyle, jeśli chodzi o czas budowania więzi. Spoglądam na Romana, który patrzy na mnie ze złością. O rany, co ja zrobiłam? Przewracam oczami.