Galatea logo
Galatea logobyInkitt logo
Uzyskaj nieograniczony dostęp
Kategorie
Zaloguj się
  • Strona główna
  • Kategorie
  • Listy
  • Zaloguj się
  • Uzyskaj nieograniczony dostęp
  • Pomoc
Galatea Logo
ListyPomoc
Wilkołaki
Mafia
Miliarderzy
Romans z dręczycielem
Slow Burn
Od wrogów do kochanków
Paranormalne i fantastyczne
Ostre
Sports
College
Druga szansa
Zobacz wszystkie kategorie
Ocena 4,6 w App Store
Warunki korzystania z usługiPrywatnośćImprint
/images/icons/facebook.svg/images/icons/instagram.svg/images/icons/tiktok.svg
Cover image for Mason (Polish)

Mason (Polish)

Rozdział 8

Nie poprawiło mi to nastroju, gdy następnego ranka odkryłam, że spóźniłam się do pracy trzydzieści minut.

Chyba nie zależało mi zbytnio, żeby tam iść, nie kiedy nie chciałam wpatrywać się w twarz mojego szefa, który przez ostatnie sześć godzin stał się moim wrogiem numer 1.

Nie mogłam wyrzucić z głowy jego słów.

Były krzywdzące.

Nie określały mnie, ale fakt, że nie mógł poczekać i pozwolić mi wszystkiego wyjaśnić i sam podjął decyzję, nie tylko mnie wkurzył, ale sprawił, że ocknęłam się i postanowiłam, że nie chcę już pracować dla kogoś takiego.

Pan Campbell nie cenił nikogo i traktował innych, jakby byli nikim.

Chciałam pracować w biurze, w którym mogłabym odetchnąć bez obawy, że zrobiłam coś źle, albo w którym szef był naprawdę miły i traktował wszystkich z szacunkiem.

Wzięłam do ręki kubek z kawą i wpatrywałam się w ekran laptopa.

To była decyzja, którą podjęłam w chwili, gdy wczoraj wieczorem położyłam się do łóżka.

Miałam dość.

To nie było tak, że nienawidziłam siebie i nie miałam o szacunku do samej siebie.

Miałam uczucia. Przeżywałam emocje.

Nie byłam cholernym robotem, który nie poczułby się zraniony jego słowami.

Szybko wpisałam.

Drogi Panie Campbell,

List z rezygnacją.

Proszę przyjąć ten list jako powiadomienie, że z dniem 10 sierpnia rezygnuję z pracy na stanowisku asystentki Masona Campbella w Campbell Industry.

Przepraszam, że nie byłam w stanie złożyć wypowiedzenia z dwutygodniowym wyprzedzeniem.

Ze względu na okoliczności, na które nie mam wpływu....

Zrobiłam pauzę i prychnęłam.

Chciałam napisać, bo jesteś dupkiem, a ja nie mogę pracować dla dupka.

Kontynuowałam: - Muszę zrezygnować. Chętnie odbiorę swoją wypłatę lub może pan wysłać ją pocztą na mój adres.

Dziękuję bardzo.

Z poważaniem,

Lauren Hart.

-List z rezygnacją? Co ty do cholery robisz? - zapytała Beth, zerkając przez moje ramię.

Jej włosy były w nieładzie, a ona wciąż miała ślinę w kąciku ust, wskazując, że właśnie się obudziła i nie przyjrzała się sobie dobrze.

-Co? To nic szokującego - odpowiedziałam, sprawdzając ponownie list, aby upewnić się, że wszystko dobrze wyraziłam.

-Mam w genach porzucanie.

-Moja mama porzuciła swoją rodzinę, mój tata porzuca życie, więc to nic wielkiego, jeśli ja rzucę pracę. To nie ma znaczenia.

Zanim zdążyłam nacisnąć wyślij, odtrąciła ode mnie laptopa i wpatrywała się we mnie z czerwonymi policzkami.

-To nie ma znaczenia? Czy ty mówisz poważnie?

Wstałam i próbowałam go od niej odebrać.

-Oddaj mi mojego laptopa, Beth. Mówię, kurwa, poważnie.

-Nie, chyba że powiesz mi, co do cholery jest z tobą nie tak, Lauren. Wiem, że twoja praca jest dla ciebie ważna, więc nie zrezygnowałabyś tak po prostu, chyba że jest coś, czego mi nie mówisz.

-I musisz pamiętać, że rzucasz jedyną rzecz, która pomoże twojemu tacie.

Przełknęłam, przyciskając zimne palce do czoła. - Już nie.

Podeszła i chwyciła mnie za ramię.

-Lauren, albo powiesz mi, co się, kurwa, dzieje, albo nie zamierzam oddać ci laptopa, żebyś zrobiła coś, czego możesz później żałować.

Wyrwałam się z jej uścisku.

-Nie będę tego żałować - zapewniłam. - Praca dla Masona Campbella nie daje mi nic poza złością i cierpieniem.

-Więc twój szef jest dupkiem, no i co? - zapytała z drwiną.

-To powszechne, że masz szefa, którego masz ochotę zabić od czasu do czasu, ale to nie znaczy, że powinnaś zrezygnować.

-Naprawdę mnie to nie obchodzi. Daj mi mojego laptopa - ponagliłam, wykrzywiając twarz.

-Muszę wysłać mój list rezygnacyjny - nie miała pojęcia, przez co przeszłam ostatniej nocy.

Nie miała pojęcia, jakie to uczucie, gdy ktoś cię lekceważy, gdy myśli, że jesteś tani i rani twój szacunek do samego siebie. Nikt nigdy nie sprawił, że poczułam się taka mała.

Nie potrafiła tego zrozumieć.

Żadna z nas nie wypowiedziała kolejnych słów, ale napięcie na naszych ponurych twarzach mówiło wszystko.

-Nie.

-Beth, ja nie żartuję.

Trwała w swoim postanowieniu, otwarcie rzucając mi wyzwanie spojrzeniem.

Beth nie była jedną z tych, które się wycofują i ja też nie, i dlatego za każdym razem, gdy ścierałyśmy się lub miałyśmy różne zdania,czekał na nas okropny dzień.

-Ja też nie. Chodzi o dobro twojego ojca. Jak masz zamiar znaleźć inną pracę na czas, aby zapłacić za jego rachunki medyczne?

Jej słowa nie zrobiły nic, ale napełniły mnie jeszcze większym strachem.

Przez jedną jedyną chwilę, twarz umierającego ojca przeleciała mi przed oczami i myślałam, że zemdleję.

-On umiera, wiesz?! On umiera, Beth, i nic nie mogę na to poradzić - wyznałam, a mój głos brzmiał jak oderwany od rzeczywistości.

-Co? - zapytała, zszokowana.

-Co masz na myśli, mówiąc, że on umiera?

Moje gardło paliło, a oczy łzawiły.

Pogodziłam się z możliwością, że wkrótce stracę tatę, ale gdyby jakimś cudem udało mu się przeżyć, każdy dzień spędzałabym na dziękowaniu Bogu za to, że mi go nie odebrał.

On był moją siłą i moją słabością. Zrobiłabym wszystko, żeby żył dłużej:

Mój głos drżał, gdy odpowiadałam: - Chemioterapia nie zadziałała, a lekarz powiedział, że jeśli spróbuje kolejnej, jego organizm sobie z nią nie poradzi – wyrzuciłam, zaciskając palce wokół dłoni.

Moje słowa brzmiały surrealistycznie dla moich uszu. Trudno mi było uwierzyć, że właśnie taki los spotkał mojego tatę.

Dodałam gorzkim tonem: - Więc to w zasadzie oznacza, że umrze, jeśli spróbuje kolejnej chemioterapii, ale umrze również, jeśli nie spróbuje kolejnego leczenia. Życie jest naprawdę wredne.

-Och, Boże - Beth zaczerpnęła kilka oddechów i ponownie spojrzała na mnie.

-Jak dużo ma czasu?

-Czy to ma znaczenie? Nie będzie żył długo.

Niski nieziemski jęk, który z trudem rozpoznałam jako mój własny wydostał się z gardła.

Zataczając się do tyłu, osunęłam się pod ścianę, ból uderzył we mnie mocno.

Kolana zaczęły mi drżeć, a wzrok rozmył się, cały mój świat skurczył się do wirującej, czarnej pustki.

Wszystko, co mogłam zobaczyć, to świat kpiący sobie ze mnie, z przebłyskami mojego ojca, zimnego i szarego odchodzącego od nas. Zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę.

Otworzyłam je, by wpatrzyć się w nieruchomą postać Beth.

-Nie chcę, żeby odchodził - głos mi drżał, a wzrok zaczął mi się zamazywać od łez.

-Beth, nie chcę, żeby umarł. On jest jedyną istotą, którą mam. Proszę, powiedz mu, żeby mnie nie zostawiał.

Beth przeszła na drugą stronę i uścisnęła mnie z całych sił..

Czułam jej łzy spadające na moje plecy, gdy moje spływały kaskadą po policzkach. – Dlaczego świat mnie nienawidzi? Najpierw była to moja mama, a teraz mój tata.

-Świat cię nie nienawidzi, jeśli wciąż masz mnie - prychnęłam, nie mogąc się odezwać.

-Będę przy tobie w tych trudnych czasach, Laurie.

-I sprawimy, że ostatnie dni twojego taty będą szczęśliwe, zrobimy wszystko, co się da... - słowa wydarły dziurę w moim sercu.

Beth i ja pojechałyśmy odwiedzić tatę. Był taki szczęśliwy, że ją zobaczył, mimo że większość czasu spędził śpiąc. Wciąż nie odzyskał energii, a Becky powiedziała, że oczekuje się od niego, że będzie spał.

Kiedy znów się obudził, grał z Beth w szachy, i jak zawsze pozwolił jej wygrać.

Czułam się taka szczęśliwa, widząc ogromny uśmiech na jego twarzy.

Tego właśnie chciałam, żeby spędził swoje ostatnie dni uśmiechnięty. Nie rozmawialiśmy już więcej o mamie i cieszyłam się z tego.

Rozmowy o tej kobiecie tylko wprowadzały mnie w zły nastrój i nie spodziewałam się, że się pojawi. I nigdy się nie pojawiła.

O wpół do piątej pocałowałam go na pożegnanie i obiecałam, że wrócę jutro. Beth miała inne plany, więc wracałam do domu sama.

Byłam dwie przecznice od naszego budynku, gdy wysiadłam z taksówki, woląc przejść się na piechotę, by móc oczyścić umysł.

Szłam cicho, chcąc, by spokojna noc mnie uspokoiła.

Wypuściłam z siebie długi, niepewny oddech, gdy mój budynek pojawił się w zasięgu wzroku.

Czarny Range Rover był zaparkowany przed naszym budynkiem.

Nie zwróciłam na niego uwagi, myśląc, że któryś z mieszkańców ma gościa lub kupił nowy samochód. Nie zwracając na niego najmniejszej uwagi wykonałam kolejny krok, by wejść do mieszkania

-Panno Hart.

Obróciłam się i przeżyłam szok. i Pan Campbell stał przed moim budynkiem,mówiąc do mnie.

Musiałam śnić, bo nie było mowy, żebym go widziała naprawdę.

Po spędzeniu całego dnia bez myślenia o nim, to musiała być moja kara za nie poświęcenie mu uwagi.

Skąd on wiedział, gdzie mieszkam? Czy przejrzał dane pracowników i zdobył mój adres? Bo szef czy nie, to było naruszenie prywatności.

-Co pan tu robi? - zerknęłam na ulicę, zanim przeniosłam wzrok z powrotem na niego, niepewna, jak zareagować na tę niespodziewaną i niechcianą wizytę.

-Czy to twoje pierwsze pytanie? Nie zamierzasz zapytać, skąd wiem, gdzie mieszkasz?

-Po prostu cieszę się, że nie włamał się pan do mojego mieszkania - rzuciłam krzyżując ramiona. - To leży w zasięgu pana możliwości.

-Nie, nie jest - odparł zerkając na mnie spod zmrużonych powiek.

-Jak mógłbym nie przyjść, skoro dostałem to? - pomachał w powietrzu jakimś papierem.

-Twój list rezygnacyjny.

  • I oczywiście, żeby to zrobić - złapał za końce papieru i rozerwał go, dźwięk rozdzierania na dwie części dotarł do moich uszu.

Podniosłam podbródek, mierząc go przeszywającym spojrzeniem. - To nadal niczego nie zmienia.

-Odrzucam pani rezygnację, panno Hart.

Spojrzałam na niego, mając nadzieję, że źle zrozumiałam. - Co?

Znudzone spojrzenie przemknęło przez jego twarz.

-Wierzę, że słowa, które powiedziałem nie są trudne do zrozumienia. Nadal pracujesz dla mnie.

-Nie sądzę - zmarszczyłam czoło i wyprostowałam ramiona,tylko po to, by podkreślić swoje zaprzeczenie.

Wziął głęboki oddech, coś, czego nigdy nie widziałam, by robił w mojej obecności.

Coś w jego śmiałym, prawie niegrzecznym spojrzeniu sprawiało, że czułam się nieswojo.

-Jestem wieloma rzeczami, ale kłamcą nie jestem. Nie mam czasu, ani cierpliwości, by żartować z tobą. To nie jest w moim stylu. Nie rzucisz pracy u mnie, panno Hart.

-Moja firma nie jest dziecinną zabawą, czymś, co możesz po prostu rzucić, kiedy tylko chcesz.

W jego oczach błysnęło spojrzenie ledwie kontrolowanej irytacji.

-Nadal jesteś moją asystentką, wciąż pracujesz dla mnie. Kiedy nie będę cię już chciał, zwolnię cię.

Wydałam niespodziewany, krótki śmiech, zmuszając się do odpowiedzenia mu spokojnie i udając opanowanie, którego prawie nie czułam. - Tego się nie spodziewałam - wyjawiłam.

-W rzeczywistości tak bardzo różni się pan od tego, czego oczekiwałam od wielkiego Masona Campbella.

-Ach, czyżby? - rzucił kpiąco.

-Czy mogę zapytać, czego się po mnie spodziewałaś? - rzucał mi wyzwanie, bym zdradziła co naprawdę o nim sądzę, zresztą brzmiało to trochę, jak groźba i gdybym nie była już wkurzona że myślał, iż posiada mnie na własność i ma wpływ na wszystko, co robię, posłuchałabym jego subtelnego ostrzeżenia i wycofała się.

-Za kogo pan się do cholery uważa? Nie może mnie pan zmusić do pracy u siebie. Nie pracuję już dla pana.

-Wydajesz się być tego taka pewna. Załóżmy, że myślisz, że możesz to zrobić, uciec ode mnie tak łatwo - podszedł do mnie krokiem drapieżnika, z trudno skrywaną groźbą na twarzy.

-Mogę założyć, oczywiście, że twoje dalsze życie będzie upływało spokojnie i w szczęściu.

-Czy szczerze myślisz, że pozwoliłbym ci na to? - głos był zimny, ale ledwo mógł kontrolować żar w swoich oczach.

Zrobił kilka kroków w moją stronę, aż znalazł się przede mną, tak blisko, że mogłam policzyć zmarszczone linie na jego twarzy.

-Jestem Mason Campbell - powiedział, arogancko i z dumą.

-Nie powtarzam się.To ja rezygnuję z ludzi. Oni nie odchodzą ode mnie.

Przez chwilę byłam zbyt wściekła i zbyt oszołomiona, by mówić. Moje oczy zwęziły się niebezpiecznie, a dłonie zacisnęły się w pięści.

Ten człowiek był nie tylko niegrzeczny i niemoralny, ale jego pogardliwe insynuacje były zbyt trudne do zniesienia.

Wydawał się zadowolony z mojego niespodziewanego milczenia. Najwyraźniej sądził, że wprowadził mnie w stan milczenia.

Pochyliłam się do przodu, mój głos był protekcjonalny.

-Pieprz się, Masonie - powiedziałam beztrosko, uwalniając gniew, który czułam do niego od chwili, gdy go zobaczyłam.

-Możesz myśleć, że jesteś właścicielem wszystkich, co jest śmieszne, ponieważ nie jesteśmy przedmiotami, ale nie jesteś właścicielem mnie. Mam prawo nie pracować dla ciebie. Nikt nie będzie mnie zmuszał, nawet ty.

-Próbujesz postąpić wbrew moim słowom? - głos pana Campbella wskazywał, że z trudem się kontroluje.

Zauważyłam, że cała jego twarz zesztywniała z gniewu, z trudem wydobywając słowa.

-Czy chcesz dołączyć do listy ludzi, którzy mi się przeciwstawili?

Starałam się nie pokazywać, jak bardzo byłam przerażona.

-Och, ma pan zamiar mnie zabić? - mój głos brzmiał niedowierzająco; patrząc w górę, złapałam jego rzucające błyskawice oczy, a moje własne nabrały złośliwego wyrazu.

-Albo sprawić, że zniknę? Chcę zobaczyć, jak próbujesz - kontynuowałam, nie dbając o to, że jego oczy rozszerzyły się, prawie jak u kota.

-Zrób najgorsze, co umiesz, panie Campbell.

Zmierzył się ze mną, jego oczy były pełne furii. Kiwnęłam głową, zanim obróciłam się, aby odejść.

-Jeśli nie wrócisz do pracy, kupię twój budynek i wyrzucę cię z niego. Gdziekolwiek spróbujesz się udać, będę za tobą. Nie dostaniesz pracy ani miejsca do życia.

-I-to samo dotyczy ludzi, na których ci zależy.

Odwróciłam się do niego ponownie twarzą w twarz. Moje policzki płonęły z wściekłości, a ja nie bałam się go w najmniejszym stopniu. Mój głos trząsł się z niekontrolowaną wściekłością.

-Nie możesz tego zrobić.

-Myślałem, że powiedziałaś, że nie jestem zdolny do zrobienia czegokolwiek. Dlaczego teraz brzmisz na tak przerażoną?

  • Masonie.

-Panie Campbell - sprostował, autorytatywnie. – Nie łączy nas związek, który pozwalałby na poufałość, panno Hart.

-Dlaczego pan to robi?? Nie chcę już dla pana pracować!

-Szkoda.

Przygryzłam mocno dolna wargę, starając się walczyć z chęcią krzyku.

-Nie chcę, żebyś skrzywdził moich przyjaciół i rodzinę - nie musiałam mu wyraźnie mówić, że właśnie odzyskałam pracę.

Mój pokonany wyraz twarzy wywołał mały, kpiący uśmieszek, podnoszący kąciki jego ust.

Mój oddech stał się urywany. Jego uśmiech, do jasnej cholery, jego uśmiech sprawiał, że wyglądał tak przystojnie, że to było aż druzgocące.

Myślałam, że jest taki wspaniały, ale kiedy się uśmiechał, mógł równie dobrze być najwspanialszym żyjącym mężczyzną.

Zapierał dech w piersiach.

Jego uśmiech mnie oślepił.

Jasna cholera! Potrafił sprawić, że każdy tańczył do jego melodii. Ale ten uśmiech należał do okropnego człowieka i nie potrafiłam już dostrzec jego piękna.

Człowiek, który był niegrzeczny i chciał wszystko kontrolować nie był atrakcyjną osobą.

-Do zobaczenia w poniedziałek, panno Hart.

Ale ja już się obróciłam i wbiegłam z powrotem do mojego budynku, ledwo mogąc oddychać z powodu wściekłości, która się we mnie gotowała.

Nawet kiedy już dotarłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko, nie mogłam opanować swoich uczuć.

Gniew, upokorzenie, a przede wszystkim paląca niechęć do Masona Campbella, który postawił mnie w sytuacji bez wyjścia, nie zważając na moje uczucia.

Waliłam pięściami o poduszki, tęskniąc za tym, by głośno krzyknąć.

-Tak naprawdę nie mogę od niego uciec, prawda?

Continue to the next chapter of Mason (Polish)

Odkryj Galateę

Jaśniejąca gwiazdaNiewidzący Król Lykanów i jego KrólowaNieproszony gośćPartnerka pisana alfieW pułapce

Najnowsze publikacje

Mason Spin-off: ImpulsTrzy. Liczba idealna: Złoto i bielDuchy ŚwiątW łóżku z wampiremCukierek albo psikus