Oferta milionera - Okładka książki

Oferta milionera

Mira Matic

Rozdział 2

LUCIUS

Następnego ranka, pierwszą myślą Luciusa było poszukanie Marty i zapytanie jej o Olivię i dziecko.

Jak wiele innych poranków, zastał ją w kuchni z rękami zagłębionymi w cieście.

Gosposia potarła dłońmi fartuch zawiązany wokół jej talii i spojrzała na niego zmartwionym wzrokiem. „Sebastian dzwonił wcześnie rano, signor. To dziewczynka. Zdrowa i piękna. Ale Olivia jest bardzo zdenerwowana. Sebastian powiedział, że jest niepocieszona”.

Lucius skinął głową. Było dokładnie tak, jak się spodziewał.

„Dziękuję, Marto. Powiadom Marka, że będę go dziś potrzebować”.

„Jak sobie życzysz, signor”.

Lucius planował jak najszybciej odwiedzić szpital, ale najpierw musiał zrobić przystanek w biurze prawnika.

Patrzył, jak Marta idzie na tyły willi, zanim weszła do sali śniadaniowej. Siedział z otwartymi wiadomościami na telefonie, ale słowa przelatywały mu przed oczami. Nie mógł się skoncentrować. Jego myśli zaprzątała Olivia i jej dziecko.

Słowa Marty zaniepokoiły go. Co miała na myśli, mówiąc, że Olivia jest zdenerwowana i niepocieszona? Czy jego plan zadziała na jego korzyść? A może kobieta chciała zatrzymać dziecko?

Marta otworzyła drzwi, niosąc poranną kawę i przerywając rozmyślania Luciusa.

Grazie”.

Przytaknęła. „Mark czeka z przodu w samochodzie, kiedy będziesz gotowy, signor”.

Lucius wziął łyk gorącego napoju, po czym wstał.

Urodził się gotowy.

***

Lucius wyszedł z windy na czwartym piętrze, na oddziale położniczym, ściskając mocno teczkę.

Napisał do Sebastiana, swojego przyjaciela i szwagra, który był wolontariuszem w szpitalu jako student medycyny. W swoich wiadomościach Sebastian sprawiał wrażenie, że sytuacja jest tragiczna, jakby Olivia cierpiała z powodu głębokiej straty.

Początkowo Lucius nie nalegał na przeprowadzenie testu na ojcostwo. Potrzebował dziecka i nie był pewien, czy naprawdę chce wiedzieć, kto jest jego ojcem. Ale teraz, po zastanowieniu się, zrozumiał, że byłoby to w jego najlepszym interesie, gdyby dziecko było jego rodzeństwem.

Naciskał więc na Sebastiana, aby zrobił wszystko, co w jego mocy, aby jak najszybciej uzyskać wyniki. Nie miał czasu do stracenia. Kobieta miała zostać wypisana nie później niż jutro, a on potrzebował odpowiedzi wcześniej.

Ominął dyżurkę pielęgniarek i skierował się prosto do pokoju Olivii.

Zanim zdążył dotknąć klamki, pielęgniarka otworzyła drzwi z drugiej strony.

„Jak się czuje?” zapytał.

Pielęgniarka potrząsnęła głową. „Odmawia dotknięcia bebè. Nie chce nawet na nią spojrzeć. Wycofuje się w głąb siebie”.

„Dziękuję”, powiedział mężczyzna przed wejściem do pokoju.

Kobieta, niewiele starsza od niego, leżała na niewielkim łóżku z pościelą w kolorze kości słoniowej. Jej długie, ciemne włosy opadały na czoło, a duże oczy wyglądały na nawiedzone.

Czuł do niej sympatię. Nie wiedział, czy była niefortunną uwodzicielką, czy ofiarą nadużycia władzy przez jego ojca. Tak czy inaczej, leżała w łóżku, z zaszklonymi oczami, zagubiona w koszmarach w jej umyśle.

Lucius powoli zbliżył się do łóżka. Jeśli go zauważyła, nie okazała tego.

Usiadł na krześle obok jej łóżka i odchrząknął. „Jak się masz, Olivio?” zapytał.

Jej oczy zamigotały, ale nie odpowiedziała na jego spojrzenie.

„Powiedz mi”, powiedział, pochylając się bliżej niej, „czy chcesz zatrzymać dziecko?”

Zamknęła oczy, łza spłynęła jej po policzku. Wydała z siebie szloch, przerywając ciszę.

„Mogę ci pomóc”, powiedział Lucius.

Potrząsnęła głową. „Już za późno. Nikt nie może mi teraz pomóc”.

Wziął oddech i powtórzył pytanie. „Chcesz dziecko?”

Potrząsnęła energicznie głową. „Nie mogę go zatrzymać. Jak mogę sama opiekować się dwójką dzieci?”

Wpatrywał się w jej oczy.

„Mam przy sobie dokumenty… dokumenty adopcyjne. Jeśli je podpiszesz, hojnie cię wynagrodzę”.

Zmarszczyła brwi, a w jej oczach pojawiła się mieszanka emocji, gdy szlochała. „Nie potrafię o siebie zadbać. Spójrz na bałagan, który zrobiłam w swoim życiu. Jak mam się zająć małym, wymagającym dzieckiem?”

„Posłuchaj mnie”. Lucius wyciągnął rękę i chwycił ją za dłoń. „Jeśli podpiszesz te papiery, wychowam dziecko. W zamian otrzymasz sowite wynagrodzenie. Będziesz mogła ułożyć sobie życie i skupić się na drugim dziecku. To korzystne dla obu stron”.

Czekał, aż w jej oczach pojawi się zrozumienie.

Kiedy skinęła głową, całe jego ciało się rozluźniło.

„Zostaniesz wypisana jutro. Wróć do domu z dzieckiem i odbierz swoje rzeczy. Rachunek będzie czekał. Kiedy opuścisz willę, będziesz mogła zacząć swoje życie od nowa. Rozumiesz?”

„Tak”, powiedziała bez tchu.

Lucius skinął głową i usiadł z powrotem na krześle. Gdy ulga przepłynęła przez jego ciało, zastanawiał się nad tym, jak okrutny jest cykl życia. Wchodzimy na ten świat pokryci krwią i bólem, pełni życia, a opuszczamy go w ciszy i całkowicie wyczerpani.

Zasłony zatrzepotały, przyciągając jego uwagę. Stała tam nastoletnia dziewczyna, z okrągłymi policzkami ulokowanymi tuż pod zbyt dużymi oczami.

Miała ciemne włosy swojej matki, które okalały jej owalną twarz i pełne usta.

W jej oczach pojawiło się przerażenie.

Ich spojrzenia się spotkały, a ona zastygła w miejscu, ściskając ciężki materiał zasłony.

Lucius jej nie rozpoznał, ale założył, że to drugie dziecko Olivii. Jednak była starsza, niż mu się wydawało.

Zwrócił swoją uwagę na kobietę w łóżku. Położył folder obok jej dłoni. „To jest umowa adopcyjna. Nie spiesz się z jej czytaniem. Jeśli potrzebujesz pomocy w jej zrozumieniu, skontaktuj się ze mną, a przyślę prawnika, który ją z tobą przeanalizuje”.

Pogłaskała teczkę palcem wskazującym.

„Zostawię cię, abyś mogła wszystko w spokoju przeanalizować”.

Po tych słowach wstał i wyszedł z pokoju.

Gdy opuścił szpital, jego klatkę piersiową wypełniło ciepłe uczucie. To dziecko przyniesie jego żonie tak potrzebny spokój i, miejmy nadzieję, uleczy jej serce. To był najlepszy prezent, jaki mógł dać swojej drogiej, cierpiącej Annie.

Dar życia.

***

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

„Czy cele tego projektu są jasne?” zapytał wysoki, łysiejący mężczyzna.

Jego pytanie spotkało się z głośnym aplauzem i uśmiechami ze strony wypełnionej po brzegi sali.

Ale Lucius czuł się tak, jakby w jego uszy wepchnięto bawełnę. Widział poruszające się usta, ale słyszał tylko głośne brzęczenie w głowie.

„Proszę pana? Lucius? Proszę pana!” Jedna z jego kierowniczek stuknęła go w ramię, aby zwrócić jego uwagę. Wpatrywał się w jej błękitne oczy, nie rozpoznając jej przez chwilę.

Cały pokój ucichł, czekając na jego słowa.

Zwykle był uosobieniem opanowania, ale dziś siedział i wyglądał słabo. Jego włosy były zbyt długie, nie ogolił brody od kilku dni, a górny guzik był rozpięty, odsłaniając tatuaż z jego dzikiej przeszłości.

Wpatrywał się w swoją drużynę przekrwionymi oczami.

Minęły dwa tygodnie od podpisania dokumentów adopcyjnych i mała Sarah wkroczyła w jego życie. Myślał, że to wszystko rozwiąże, ale w jego życiu panował totalny bałagan. A on po prostu pozwolił, by wszystko się spieprzyło, nie kiwnąwszy palcem, by to powstrzymać.

W jego głowie wciąż pojawiał się obraz Anny. Kiedy spotkali się po raz pierwszy, Anna była oszałamiająca, błyskotliwa i zawsze opanowana. Była córką znanego przemysłowca i mogła prześledzić swoją linię krwi jeszcze dalej wstecz do włoskich wyższych sfer niż rodzina Luciusa.

Była kobietą, która nigdy nie wdawała się w dramaty. Nic w niej nie było niepoważne; naprawdę wierzył, że chciała jego, a nie świata, który mógł jej zaoferować. Jej chłód stonował jego ognistego ducha, pozostawiając mu więcej czasu na pogoń za sukcesem.

Ale potem jej nastrój zaczął się zmieniać. Ze smutnej i cichej stała się agresywna i wymagająca w ułamku sekundy.

Po jakimś czasie zaczęła go obwiniać, że nie kocha jej wystarczająco. Twierdziła, że gdyby ją kochał, dałby jej dziecko.

Leczenie niepłodności, kliniki, terapie i rozczarowania były jego codziennością.

Lucius był zdesperowany, by odzyskać żonę. Ale bez względu na to, ile razy mówił jej, żeby się uspokoiła i przestała się krzywdzić, ona po prostu nie słuchała. Dziecko stało się obsesją; nic innego nie liczyło się w życiu Anny.

A ostatnio było jeszcze gorzej.

Lucius to widział, czuł, wiedział. Ale nie zrobił nic, by to powstrzymać. Odwiedzała lekarza i zapewniała go, że wszystko jest w porządku. Wolał jej kłamstwa od prawdy.

Ponieważ prawda miała moc rozbicia jego idealnego życia w pył.

Kropla potu spłynęła mu po plecach, wywołując dreszcze.

Był zbyt potężny, by nie mieć wrogów i przeciwników przez całe życie, i zbyt mądry, by pozwolić emocjom stanąć mu na drodze.

Ściskając grzbiet nosa długimi palcami, pomachał, by kontynuowano spotkanie.

Rozmowa znów się ożywiła, a szczęka Luciusa drgnęła z irytacji.

Jego telefon komórkowy zabrzęczał, wibrując na stole przed nim. Ignorując ciekawskie spojrzenia, sprawdził wiadomość.

MartaProszę przyjdź, to pilne.

Marta nigdy nie pisała ani nie dzwoniła do niego, gdy był w pracy. Jeśli teraz się do niego odezwała, coś musiało być nie tak.

Wstał, zwracając na siebie uwagę wszystkich. „Przepraszam, panie i panowie, porozmawiamy o tym innym razem”. Wyszedł z pokoju, unikając dalszych pytań, i pospieszył do willi.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea